Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od kilku miesięcy port w Saint-Nazaire, na atlantyckim wybrzeżu, ma niezwykłych gości: 400 Rosjan. Pod okiem francuskich ekspertów szkolą się w obsłudze okrętu desantowo-szturmowego mistral. Pierwsza z dwóch wielkich jednostek, o nazwie „Władywostok” – zbudowanych na zamówienie Kremla – miała w październiku wypłynąć do Rosji.
Miała, ale czy wypłynie? Dotąd prezydent Hollande zapewniał, że Francja dotrzyma umowy zawartej z Rosją w 2011 r., jeszcze za jego poprzednika Sarkozy’ego. W grę wchodzą duże pieniądze: kontrakt na dwa mistrale opiewa na 1,2 mld euro. Umowa obejmuje szkolenie rosyjskiej załogi i przekazanie nowoczesnych technologii.
Mistrale to duma francuskiej marynarki. Mogą transportować 40 czołgów, 450 żołnierzy i 16 śmigłowców. Idealnie nadają się też do prowadzenia operacji specjalnych – np. na Morzu Czarnym lub Bałtyckim. Nic dziwnego, że interesowały Rosję, która w czasie wojny z Gruzją w 2008 r. odczuwała brak nowoczesnego uzbrojenia. Pewien rosyjski admirał powiedział potem, że gdyby jego kraj miał mistrala, wojna przebiegłaby szybciej.
Od początku negocjacji Paryż–Moskwa (zaczęły się właśnie w 2008 r.) wiele krajów NATO krytykowało Francję, zwłaszcza Amerykanie, Brytyjczycy, Polacy i Bałtowie. Jednak jeszcze niedawno szef MSZ Laurent Fabius argumentował, że opłacony już kontrakt Francja powinna honorować, gdyż naraziłaby na szwank wiarygodność wobec innych partnerów handlowych. Potem jednak, po marcowej aneksji Krymu, pod presją rosnącej krytyki Paryż zaczął kluczyć. Najpierw Hollande ogłosił, że zgodnie z umową dostarczy Rosji pierwszy okręt w październiku, a dostawę drugiego postawił pod znakiem zapytania – uzależnił to od dalszej „postawy Rosji” wobec Ukrainy.
Aż w minioną środę nastąpił kolejny zwrot: w przeddzień natowskiego szczytu Pałac Elizejski oświadczył, że „obecnie nie ma warunków”, by dostarczyć pierwszego mistrala. Dzień później Hollande dodał, że kontrakt nie został zawieszony ani tym bardziej zerwany, ale że jego wykonanie zależy od spełnienia przez Rosję wspomnianych warunków – czyli, jak to ujął, „rozejmu i politycznego rozwiązania” sytuacji na Ukrainie.
Skąd taka decyzja? Można sądzić, że Fran- cja ugięła się wobec krytyki. Ale Paryż chyba wciąż liczy, że na Ukrainie ustaną walki i transakcja dojdzie do skutku. – Do anulowania kontraktu może dojść tylko wtedy, jeśli sytuacja będzie się pogarszać, a natowscy sojusznicy przyrzekną Francji jakąś formę zrekompensowania strat, np. odkupią mistrale dla natowskiej marynarki – mówi „Tygodnikowi” politolog Georges Mink.
Anulowanie kontraktu byłoby nie tylko kosztowne – pracę mogłoby stracić tysiąc stoczniowców. Hollande więc lawiruje, a francuska opinia publiczna – w sytuacji stagnacji gospodarczej – na ogół sprzeciwiała się dotąd zerwaniu transakcji. Dodajmy, że Francja należy do czołówki eksporterów broni (za USA, Wielką Brytanią i Rosją). Jest tajemnicą poliszynela, że jeszcze niedawno Paryż zbroił wiele niedemokratycznych czy dyktatorskich reżimów afrykańskich i arabskich. Sprzedaż broni agresywnej Rosji nie jest czymś odosobnionym.
Tymczasem eksperci twierdzą, że Rosja otrzymała już dokumentację techniczną okrętu, zaś francuskie media piszą, że budowa drugiego mistrala („Sewastopol”) idzie pełną parą. Radość tych, którzy organizowali w Europie akcję „Mistrale nie dla Putina”, może być niestety przedwczesna: nie wygląda na to, aby sprawa okrętów została już „trafiona-zatopiona”.