Parafie z komórkami

Franciszek proponuje ewangelizację przy pomocy małych „wspólnot podstawowych”. Jednak w nielicznych polskich parafiach, które podejmują ten pomysł, entuzjazm z czasem opada.

30.06.2014

Czyta się kilka minut

Ks. Piergiorgio Perini, założyciel komórek ewangelizacyjnych / Fot. Vittorio Zunino Celotto / GETTY IMAGES
Ks. Piergiorgio Perini, założyciel komórek ewangelizacyjnych / Fot. Vittorio Zunino Celotto / GETTY IMAGES

Kraków, dzielnica Dębniki. Niedaleko kościoła księży salezjanów targ na Rynku Dębnickim, tuż obok modna ostatnio w mieście restauracja. A w gablocie z ogłoszeniami parafialnymi – kilka informacji o „komórkach ewangelizacyjnych”. Można przeczytać: kto jest ich opiekunem, że spotkania w poniedziałki i środy o 19. w domu prowadzącego. Kameralnie, w niemal rodzinnym gronie.

W parafii św. Stanisława Kostki ta forma ewangelizacji pojawiła się już 1994 r., z inicjatywy ówczesnego proboszcza ks. Tadeusza Szaniawskiego. Jednak dziś, po 20 latach i okresie ich rozkwitu, działają zaledwie dwie komórki. Maria Kantor, prowadząca jedną z nich, mówi: – Wiele zależy od zaangażowania proboszcza. U nas kiedyś angażowało się w to wiele osób, komórki się dzieliły, powstawały nowe. Ale po zmianie proboszcza jest już inaczej. Mówiono, że komórki będą kontynuowane. Są, ale już nie na taką skalę. Bez zachęty – nie ma nic.

Kraków, dzielnica Wola Justowska, rok 1978. Drewniany, XVI-wieczny kościółek z Komorowic, który przeniesiono tu na początku lat 50, płonie doszczętnie. Na pogorzelisku parafianie wspólnymi siłami budują nowy. Im wyższe stają się jego ściany, tym więcej pojawia się nowych metod duszpasterskich – w tym parafialne komórki ewangelizacyjne. W najlepszym okresie będzie ich jedenaście. W kwietniu 2002 r., w rocznicę 50-lecia parafii, kiedy nowy kościół, tym razem z wnętrzem w stylu barokowym, jest już wykończony, a wspólnoty przeżywają rozkwit, przychodzi kolejny pożar. Po nim w parafii zjawia się nowy proboszcz. Pomysł na wspólnotowe duszpasterstwo zaczyna więdnąć. Do dziś zostały dwie „komórki”, ale trudno je nawet tak nazywać.

– Są to po prostu dwie kilkuosobowe grupy, które we własnym zakresie spotykają się i modlą – mówi obecny proboszcz.

Prosta forma

Spotkanie w komórce parafialnej wyznacza określony ryt. Wspólnota gromadzi się co tydzień – w domu lidera, na około półtorej godziny. Rozpoczyna się uwielbieniem, najczęściej śpiewem. Później członkowie opowiadają sobie, jak w ich życiu działa Bóg i w jaki sposób podejmują ewangelizację. Najważniejszą częścią popołudnia jest nauczanie, kiedy słucha się nagrania księdza, a następnie – podczas trwającego około 15 minut tzw. pogłębiania – rozmawia się o nim. Potem czas na modlitwy – wstawienniczą i o uzdrowienia – oraz ogłoszenia.

Maria Kantor, która przetłumaczyła książkę inicjatora komórek parafialnych w Europie ks. Piergiorgia Periniego „Kurs liderów”, podkreśla, że to prosty pomysł na duszpasterstwo. – Na lidera nie nakłada się wielu obowiązków. Sprawami związanymi z duchowością zajmuje się ksiądz, to on przygotowuje nagranie z nauczaniem – mówi. I dodaje, że komórki są otwarte na innych. Każdy może się przyłączyć w dowolnym czasie, nie ma długiego wprowadzenia. – Miesiąc temu na moją komórkę przyszła po raz pierwszy nowa osoba i wcale nie czuła się obco, jakby wchodziła do zamkniętego kręgu. Odnalazła się bardzo szybko – dodaje Kantor.

Pomysł z Florydy

Komórki ewangelizacyjne nie są w Kościele formą ani nową, ani rewolucyjną. Mają być metodą pracy, która sprawi, że z „uśpionego olbrzyma” wspólnota stanie się „parafią w ogniu”.

We wczesnych latach 80. na Florydzie, w miejscowości Pembroke Pines, irlandzki proboszcz ks. Michael Eivers organizuje (na wzór… koreańskich zielonoświątkowców) ewangelizację metodą komórek parafialnych. Pomysł wywołuje poruszenie. Artykuł o nowej inicjatywie lokalna gazeta tytułuje: „Parafia w ogniu”. Jakiś czas po publikacji, w 1986 r., czyta go włoski ksiądz Piergiorgio Perini. Wkrótce po tym odwiedza parafię na Florydzie.

Kilka miesięcy później, w kwietniu 1987 r., ks. Perini, nazywany „donem Pi-Dżi”, organizuje w swojej macierzystej parafii pw. św. Eustorgiusza w Mediolanie noc modlitwy. Ogłasza na niej nazwiska 42 członków parafii, którzy przez kolejne sześć tygodni będą uczestniczyć w kursie na liderów komórek ewangelizacyjnych. Po jego zakończeniu duchowny powołuje cztery prowizoryczne komórki, które następnie zaczynają się mnożyć – dziś są już liczone w tysiącach. Dzieło „dona Pi-Dżi” staje się też podstawą mediolańskiego Centrum Ewangelizacji Komórkowej, do którego co roku, na seminarium poświęcone parafialnym komórkom ewangelizacyjnym, zaprasza tysiące osób z Europy, Ameryki Łacińskiej i Azji.

Coraz głośniej

O ewangelizacji komórkowej zaczyna być coraz głośniej. Wspominają o niej kościelne dokumenty. Śmiało mówi o niej, przetłumaczona w maju tego roku na język polski, „Aparecida”, dokument końcowy V Konferencji Ogólnej Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów w Brazylii (w której, jeszcze jako kard. Bergoglio, uczestniczył papież Franciszek). Wskazuje ona, by parafie dzieliły się na mniejsze, kościelne wspólnoty podstawowe. Mają to być grupy katolików – zwykle kilka rodzin, sąsiedzi, przyjaciele – które mają się regularnie spotykać na wspólnej modlitwie.

W adhortacji „Evangelii Gaudium” papieża Franciszka wyrażenie „parafialne komórki ewangelizacyjne” nie pada. Ale to nie znaczy, że dokument o nich nie mówi. W tekście papież podkreśla, że wspólnoty podstawowe i małe wspólnoty stanowią bogactwo Kościoła. Zauważa zarówno ich ogromny potencjał, jak i niebezpieczeństwo wynikające z pokusy zbyt dużej izolacji. Pisze: „Wielekroć wnoszą nowy zapał ewangelizacyjny i zdolność do dialogu ze światem, co odnawia Kościół. Ale jest bardzo wskazane, aby nie traciły kontaktu z tą tak bogatą rzeczywistością parafii miejsca i włączały się chętnie w organiczne duszpasterstwo Kościoła partykularnego”.

Kwestia działalności komórek parafialnych nie jest jednak do końca uregulowana. W 2009 r. Papieska Rada ds. Laikatu opublikowała dekret zatwierdzający ich statut na okres pięciu lat, „ad experimentum”. Ten czas minął właśnie w maju tego roku.

Duszpasterstwo zachowawcze

Rodzimi księża pytani, dlaczego ta forma ewangelizacji przyjmuje się u nas powoli i na małą skalę, mówią często: bo to nie jest polska tradycja.

Niektórzy obawiają się, że komórki parafialne są odejściem od „klasycznego” modelu ewangelizacji i nauczania – oraz uważają, że to, co dzieje się w różnych wspólnotach, powinno odbywać się np. wyłącznie w domach parafialnych.

– Niektórzy może się boją, ale nie ja – deklaruje ks. Roman Trzciński, duszpasterz warszawskiej akademickiej Wspólnoty Ewangelizacyjnej „Woda Życia”. Siedemnaście lat temu, gdy wprowadzał tę metodę duszpasterską, zaczynał od piętnastoosobowej grupy. Dziś ma u siebie ponad 160 komórek.

– Komórki parafialne to metoda ewangelizacji, która może być zastosowana w każdym innym ruchu: w parafii, oazie czy duszpasterstwie akademickim. To jest przede wszystkim wizja duszpasterstwa. Ale na samym początku ważne jest, żeby mieć wizję samej parafii. W Polsce nie mamy jeszcze takiej wizji. Wiemy, że parafia to jest struktura, budynki i proboszcz, i że czasem coś się w niej dzieje. To, co dzieje się w ramach ewangelizacji komórkowej, to jest właśnie model parafii jako wspólnoty wspólnot, o której tak często mówi papież Franciszek – wyjaśnia ks. Trzciński.

Przyczyn tego, że w Polsce mało jest parafii, gdzie prężnie działają komórki parafialne, można szukać również w mało ewangelizacyjnym, zachowawczym duszpasterstwie polskim.

– Mamy ludzi w kościołach, na mszach jest jeszcze ich sporo, tym się zadowalamy – mówi duszpasterz. – Czasem podpuszczam studentów z mojej wspólnoty, bo oni mieszkają przy różnych parafiach, mówię im: „Idźcie tam do swojego proboszcza, porozmawiajcie, opowiedzcie”. Niektórzy potem wracają i mówią, że to „beton”. W tym jest pewna trudność. Bo aby to zadziałało, to jednak najpierw musi się nawrócić proboszcz, to on musi chcieć. I pociągnąć za sobą innych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego, szefowa serwisu TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem Powszechnym” związana od 2014 roku jako autorka reportaży, rozmów i artykułów o tematyce społecznej. Po dołączeniu do zespołu w 2015 roku pracowała jako… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2014