Ostatni ksiądz w parafii

Ks. Helmut Schüller: Potrzebujemy struktur kościelnych, które pozwalają być blisko ludzi, a nie administrowania z centrali. Dlatego eksperymentujemy.

02.04.2021

Czyta się kilka minut

 / RAMIN TALAIE / CORBIS / GETTY IMAGES
/ RAMIN TALAIE / CORBIS / GETTY IMAGES

ZUZANNA RADZIK: Inicjatywa Proboszczów, którą zakładałeś, wydała właśnie oświadczenie, że zamierza kontynuować błogosławienie par LGBT+. Prorokowano, że szybko spadną na Was kary. Ale działacie od kilkunastu lat i żadne kary Was nie spotkały. Aż trudno w to uwierzyć.

KS. HELMUT SCHÜLLER: Żadne. No, nie całkiem. Chyba w 2012 r., po wydanym przez nas „Wezwaniu do nieposłuszeństwa”, zabrali mi tytuł prałata. Dostałem go, gdy byłem wikariuszem generalnym Wiednia. Odebranie go nie odbyło się na piśmie, tylko biskup poinformował mnie, że dzwoniono z Watykanu. Sam był niezadowolony z takiego obrotu spraw i powiedział: „Nie smuć się, to nie jest szczególnie ważne”.

Teraz też nie spodziewamy się konsekwencji. Biskupi czują, że większość katolików zgadza się z tym, co mówimy. Jeśli będzie trzeba, podejmiemy z nimi rozmowę.

Jak zaczęła się Inicjatywa Proboszczów?

U początku była telewizyjna dyskusja z biskupem o sytuacji w Kościele, braku księży, braku praw podstawowych dla wierzących. Następnego dnia dzwoniło do mnie wielu księży, mówiąc, że zgadzają się z tym, co mówiłem. Dodawali, że trzeba zacząć działać. Zadzwoniłem do znajomego księdza z pytaniem, czy nie powinniśmy się zorganizować jako kapłani, bo dotąd milczeliśmy w sprawach reformy Kościoła. I zdecydowaliśmy o stworzeniu Inicjatywy Proboszczów w 2006 r. Najpierw było nas 200, wkrótce 300 księży.

I co robicie?

Prezentowaliśmy biskupom naszą ocenę sytuacji i pomysłów. Połączyliśmy siły z innymi organizacjami reformatorskimi w naszym kraju, a potem na świecie. Zrozumieliśmy, że brakowało głosu szeregowych księży, proboszczów. Oraz głosu grupy.

Może właśnie liczba członków chroniła Was przed konsekwencjami? Nikt nie zwolni 300 księży. W każdym razie nie w Austrii, gdzie ich brakuje.

Większość z nas była lub wciąż jest proboszczami. Działamy z ludźmi, we wspólnocie, a nie na jej obrzeżach. Poza tym wielu katolików podziela nasze zdanie, a biskupi to wiedzą.

Czasem wydaje się, że świeckim łatwiej angażować się w takie inicjatywy, bo nie da się ich odwołać czy zesłać na gorszą parafię za niesubordynację. Dlaczego więc księża powinni ryzykować i zabierać głos?

Księża współtworzą hierarchię, mają władzę. Świeccy dysponują tylko siłą idei i swojej wiary. Musimy użyć naszej pozycji na rzecz reformy Kościoła. Tak w każdym razie uważają członkowie naszej Inicjatywy.

Wypowiadacie się z perspektywy proboszcza, a nie księdza profesora czy duszpasterza-celebryty. Co wnosicie w ruch reformy Kościoła?

Jako proboszcz myślisz o przyszłości swojej wspólnoty parafialnej. Możesz rozmawiać z parafianami, szukać rozwiązań. Proboszczowie są ulokowani w kluczowym miejscu Kościoła, między biskupem i jego zespołem a wierzącymi zgromadzonymi w parafii. Muszą wskazywać biskupom na „zmysł wiary” dotyczący przyszłości wspólnoty parafialnej – to bardzo ważna rola.

Co masz dokładnie na myśli, mówiąc o niepokojeniu się przyszłością?

W najbliższej przyszłości nie wystarczy księży do pełnienia klasycznej roli proboszczów. W krajach zachodniej Europy biskupi już zaczęli łączyć parafie. Nie popieramy takiej wizji wspólnoty parafialnej ani kapłaństwa, bo to oznacza, że jeden ksiądz musi zajmować się wciąż rosnącą liczbą parafii. Nie ma szansy na osobisty kontakt z ludźmi i prawdziwą pracę pastoralną. Jest cały czas zajęty administrowaniem całością. Ludzie mają często wrażenie, że księża nie mają już dla nich czasu. Ile rozmów zaczyna się od przepraszającego zdania: ojcze, wiem, że nie masz zbyt wiele czasu, ale czy mógłbyś mi go trochę poświęcić? Proboszcz wtedy uśmiecha się, trochę słucha, a potem przerywa rozmowę i pędzi na kolejną mszę niedzielną w innym kościele wchodzącym w skład jego parafii.

Jakie są alternatywy w tej sytuacji?

Apelujemy o nowy podział posług w parafii. Jednym z modeli, na których się opieram, jest ten stworzony przez bp. Fritza Lobingera, niemieckiego misjonarza, który przez dziesięciolecia pracował w RPA. To on rozwinął koncepcję, by tworzyć zespoły ordynowane do posługi w parafii, w których skład wchodziliby świeccy żonaci mężczyźni. Od niego bierzemy pomysł, by formować świeckich do zadań dotąd pełnionych przez księży: posługi sakramentów, sprawowania ze wspólnotą Eucharystii itp. Moglibyśmy tym ludziom towarzyszyć, formować ich i edukować. Model Lobingera jest bardzo inspirujący.

Patrząc z perspektywy europejskiej to dość radykalna zmiana w sposobie działania parafii. A inne pomysły?

Innym modelem jest otwarcie dostępu do kapłaństwa dla osób żonatych i zamężnych, bo wspieramy też kapłaństwo kobiet. Wiele tych osób mogłoby wnieść cenne dary w posługę swoim parafiom. Te pomysły wyrastają z potrzeb naszych parafii, a plany biskupów powstają w kuriach odgórnie. Oni przy wielkim stole biskupa pochyleni nad wieloma dokumentami starają się centralnie rozwiązać problem. W interesie biskupów jest, by księża utrzymali władzę w parafiach. Niektórzy biskupi boją się oddania władzy nad parafiami świeckim. Te dwie perspektywy są w konflikcie. Nasza metoda zaczyna od odczytywania charyzmatów, jakie już są dane parafii, od sprawdzenia, czy te dary, którymi dysponujemy, nasycą nasze potrzeby. Wielu biskupów planuje w oparciu o przyszłych duszpasterzy, których jeszcze nie ma. To bardzo różne perspektywy naprawy sytuacji.

Martwić się o przyszłość to coś więcej, niż martwić się o zachowanie dotychczasowych ról i form. Mówiłeś o budowaniu oddolnym. Od księży w Polsce często słyszymy, że świeccy nie chcą się angażować. Czy Twoi parafianie są zainteresowani losem swojej parafii?

Ci, którzy rozumieją nauczanie Soboru Watykańskiego II, wiedzą, że Kościół budują wszyscy jego ochrzczeni członkowie i że także oni muszą brać odpowiedzialność. Świeccy są zajęci pracą zawodową, życiem rodzinnym i społecznym, co może stwarzać praktyczne problemy, które trzeba uszanować. Ale wystarczająco dużo osób we wspólnocie jest zainteresowanych uczestnictwem i braniem odpowiedzialności. Tak wskazuje nasze doświadczenie.

Sam przygotowujesz parafię na czas, gdy przejdziesz na emeryturę. Jak wygląda ten proces?

Poprosiłem wspólnotę parafialną o rozeznanie, kto w naszej parafii ma dary, by zajmować się tym, czym ja się zajmuję: duszpasterstwem, udzielaniem sakramentów, sprawowaniem Eucharystii. Z zaproponowanej listy nazwisk wyłoniło się sześć osób – trzej mężczyźni i trzy kobiety – które postanowiły podjąć formację. Grupę tę kształcę z teologii i przygotowuję do posługi w parafii. Omawiam z nimi sytuację parafii, asystują mi w udzielaniu sakramentów, dzielimy się odpowiedzialnością w przygotowaniu liturgii, głoszą homilie. Na końcu tej formacji chcemy ich przedstawić biskupowi jako gotowych kontynuować to, co było dotąd moją posługą. Dziś wydaje się niemożliwe, by biskup się na to zgodził. Ale chcieliśmy podjąć jakieś działania, zdobyć doświadczenie i pokazać, że jest to możliwe. Gdy biskup się nie zgodzi, będziemy musieli przedyskutować w naszej wspólnocie parafialnej, co robimy dalej. Na razie jednak tworzymy w praktyce nowy model.

Jak czują się Twoi parafianie z tak konfrontacyjną wobec hierarchii próbą zapewnienia wspólnocie przyszłości?

Zaczęliśmy pierwsze dyskusje w parafii już w 2013 r. Niektórzy pytali, jaka jest szansa, że to się powiedzie. Wszystko dzieje się powoli i stopniowo, parafianie mają szansę zadawać pytania, rozmawiać na każdym etapie, a przede wszystkim doświadczyć nowego modelu. Myślę, że doświadczenie jest tu kluczowe, bo zmiana kultury będzie tu bardzo istotnym elementem. Ludzie oswajają się, że przy ołtarzu nie posługuje już samotny ksiądz, ale wraz z nim są mężczyźni i kobiety, tacy jak oni. Widzą, jak to działa, czym się te osoby zajmują. To nie teoretyczny model. Moi współpracownicy zajmują się też pracą duszpasterską, docierają do chorych, cierpiących, seniorów i osób z innymi problemami. Ich rola sięga o wiele dalej niż tylko posługi w liturgii.

Czyli dajesz parafianom posmakować docelowej zmiany. Ale czy tak wolno?

Rozmawiamy o tym otwarcie. Niektórzy mówili mi: „Rozumiem to umysłem, ale nie moim katolickim sercem”. „Jestem wychowany w katolickiej strukturze, gdzie ksiądz jest odpowiedzialny za wszystko, a to, co robi, nie podlega krytyce. I chcę mieć pewność, że to, co jest błogosławione, naprawdę jest błogosławione”. Takie myślenie w kategoriach certyfikatów. Rozmawialiśmy o tym, że obecna rola księdza w Kościele jest wynikiem historycznego rozwoju i konkretnego kontekstu. Zaprosiliśmy ludzi, żeby posłuchali wykładów o rozwoju teologii i historii Kościoła, tak by wiedzieli, skąd się wzięło to, co dzisiaj mamy. Z pewnością niektórzy nie zgodzą się ostatecznie z proponowanym modelem. Będziemy z nimi rozmawiać. Jeśli tego nie przyjmą, zmienią parafię. Ale naprawdę staramy się zaprosić wszystkich, by z nami zostali.

Stawką jest to, że nie jesteś pewien, czy znajdzie się ksiądz, który Cię zastąpi – stąd ten eksperyment?

Jestem pewien, że nie znajdzie się ksiądz, który by mnie zastąpił. Poinformowano mnie, że jestem ostatnim księdzem w tej parafii. To nie jest wyjątkowa sytuacja. Stąd moje poczucie odpowiedzialności za przyszłość parafii. Nie robimy tego w tajemnicy. Dwa lata temu podczas biskupiej wizytacji opowiadaliśmy o tym wszystkim biskupowi pomocniczemu. Wysłuchał nas uważnie, powiedział, że nie sądzi, by było to możliwe. Biskupi być może czekają, z jaką inicjatywą wyjdzie Rzym w najbliższym czasie. Oczekiwaliśmy zmian już po synodzie poświęconym Amazonii.

Precyzując, w modelu, który przygotowujesz, wspólnota pod przewodnictwem wybranych świeckich osób sprawuje Eucharystię?

Tak. Teraz to jeszcze wciąż niemożliwe, ale kto wie, co nadchodzi? To problem kulturowy, a nie teologiczny. Tak uważam. Kanon 517 kodeksu prawa kanonicznego pozwala na danie mandatu świeckim, by odpowiadali za duszpasterstwo, gdy brakuje księży. Staramy się rozszerzyć jego znaczenie, by duszpasterstwo było też rozumiane jako przewodniczenie Eucharystii, sprawowanie sakramentów. Bo na razie kanon zakłada, że do sprawowania sakramentów musi przyjechać ksiądz z innej wioski. A przecież są mężczyźni i kobiety, którzy na co dzień posługują w danej wspólnocie parafialnej.

Od czasu, gdy zaczęliście działać, poznaliście wiele podobnych grup działających na rzecz reformy na całym świecie.

Na poziomie globalnym mam wrażenie, że Europa, Australia i Stany Zjednoczone mają te same dylematy. Oczywiście zachodnia i północna Europa ma inne dylematy niż wschodnia i centralna. Ameryka Północna inne niż Południowa (choć oni mają ciekawe doświadczenia podstawowych wspólnot kościelnych). Mam też kontakt z księżmi z innych kontynentów, którzy myślą podobnie do nas, sprawdzają podobne eksperymentalne modele w parafiach, ale ich biskupi wywierają większą presję, więc ci księża nie mówią o tym otwarcie. Jednak wszędzie świeccy i księża czują, że Kościół potrzebuje zmiany.

Usłyszałam kiedyś od starszego księdza z Australii: „Nie spodziewałem się, że pod koniec życia będę niewolnikiem Kościoła”. Codziennie śpi w innym łóżku, przemierza w tygodniu setki kilometrów, by objechać kościoły parafialne, za które jest odpowiedzialny. Był tym udręczony. Nigdy wcześniej nie myślałam o tym z tej perspektywy.

Biskupi mylą się myśląc, że księża są niechętni powstawaniu parafii XXL, bo boją się ciężkiej pracy. Oni boją się spadku jakości posługi duszpasterskiej. Istnieje ważna relacja między sprawowaniem Eucharystii i sakramentów a znajomością życia ludzi. Papież Franciszek ma mocną wizję Kościoła bliskiego ludziom. Dla nas to oznacza intensywną pracę duszpasterską. Potrzebujemy struktur, które pozwalają być blisko ludzi, a nie administrowania z centrali. Kościół to nie korporacja dostarczająca usług duszpasterskich.

Ciekawie się tego słucha z perspektywy kraju, gdzie – choć nie brakuje księży – wiele parafii ma rozmiar XXL i nie znamy się przy eucharystycznym stole.

Wiem.

Gdy w 2012 r. ogłosiliście wezwanie do nieposłuszeństwa, mieliście na myśli wsparcie dla kapłaństwa kobiet, kapłaństwa niezwiązanego z celibatem oraz komunii dla małżeństw niesakramentalnych i niekatolików. To są tematy istotne w codzienności austriackiej parafii. Teraz zapowiedzieliście kontynuowanie błogosławienia par tej samej płci.

Widzimy, że są pary, które mają pragnienie błogosławieństwa. To nie my ich błogosławimy, tylko wraz z nimi modlimy się o błogosławieństwo Boga, skoro podejmują się tak ważnego zadania, by wzajemnie sobie towarzyszyć, być razem i troszczyć się o siebie. Przecież tego właśnie powinniśmy dla ludzi chcieć! Wielu księży nie ma problemu z tym, by dać im wsparcie Kościoła i towarzyszyć w tej drodze. Ludzie w naszych parafiach coraz bardziej się z tym zgadzają, bo coraz częściej ten temat jest obecny w ich rodzinach.

W Europie dokonało się też wiele zmian w prawie cywilnym, co zmienia kontekst. Ktoś w Polsce skomentował Wasze oświadczenie: ale to nie ma żadnych prawnych konsekwencji w Kościele, nie jest sakramentem, więc po co to robić?

Widzę, że wiele osób ma potrzebę, by wspólnota towarzyszyła im duchowo w wybranej przez nich drodze życia w naśladowaniu Jezusa. Jest w tym też oczekiwanie wsparcia przez wspólnotę. Niektórzy proszą o prywatne błogosławieństwo, inni zapraszają rodzinę. Czasem to ma wielkie znaczenie dla rodziny, która zmaga się ze świadomością innej orientacji seksualnej jednego ze swoich członków. Czasem owo rodzinne zgromadzenie na błogosławieństwie jest bardzo ważnym etapem akceptacji. Powinniśmy jednak rozmawiać w Kościele o możliwości sakramentalnego małżeństwa dla par jednopłciowych.

Skąd czerpiesz siłę do tej partyzanckiej pracy?

Daje mi ją obraz Kościoła, jaki noszę w sercu, zakorzeniony w Soborze Watykańskim II. Zaszczepiło go we mnie wielu księży i świeckich.

Co doradzałbyś polskim księżom, siostrom i świeckim, którzy myślą o zaangażowaniu się na rzecz reformy Kościoła?

Bardzo ważne jest, by głośno i jasno mówić o reformach i zacząć je praktykować. Nie samemu – ważna jest grupa, z którą będziesz działać, ale też z którą rozeznasz pomysły. ©℗

Ks. HELMUT SCHÜLLER (ur. w 1952 r. w Wiedniu) jest kapłanem od 1977 r. W 1981 r. został diecezjalnym duszpasterzem młodzieży w Wiedniu. W latach 1988-95 był dyrektorem Caritas archidiecezji wiedeńskiej, w latach 1995-99 jej wikariuszem generalnym. W latach 1996–2005 stał na czele nowo utworzonego urzędu rzecznika praw ofiar przestępstw seksualnych w archidiecezji wiedeńskiej, budując ten urząd i tworząc jego wytyczne. Angażuje się w ruch na rzecz reform w Kościele. Jest jednym z twórców Inicjatywy Proboszczów. Obecnie proboszcz parafii Probstdorf koło Wiednia, a także duszpasterz akademicki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2021