Papież, Łysiak i Odetta

Straszą Hitlerem, Stalinem i chorobami. Dają nadzieję: poradami, jak długo żyć i jak być szczęśliwym. Ekscytują: harlequinami za złotówkę i klasyką za dwadzieścia złotych. Książkowe budy dworcowe - czytelnicze lumpeksy dla każdego.

09.12.2008

Czyta się kilka minut

Książki u bukinistów w podziemiach krakowskiego dworca, grudzień 2008 r. /fot. Tomasz Żurek/Inimage /
Książki u bukinistów w podziemiach krakowskiego dworca, grudzień 2008 r. /fot. Tomasz Żurek/Inimage /

Jak zyskać poczytność? Najlepiej umrzeć. Po śmierci - mówią sprzedawcy w dworcowym podziemiu - zaczyna się prawdziwa jazda. Była jazda na Bukowskiego, była na Kapuścińskiego, potem na Kopalińskiego: co rusz ktoś przychodził i o słownik pytał. Po kilku tygodniach - mówią sprzedawcy - jazda mija, choć autor nadal nie żyje.

Żyjąc, dobrze być Henrykiem Pająkiem lub Waldemarem Łysiakiem. Henryk Pająk: jazda nieustanna. Najpopularniejsza pozycja: "A Naród śpi!". W podtytule: "Dołącz do nich: porozkradacie resztę Polski, postrzelacie do robotników i rolników, pozamykacie »nacjonalistów« i »antysemitów«".

- Na Łysiaki też jest popyt - mówią sprzedawcy. - Co jakiś Łysiak pójdzie, to inny przychodzi.

Książka się sprzedaje

Krakowski Dworzec Główny, stare podziemie prowadzące na perony. Jedna z większych dworcowych bud z książkami. Dwa największe stoiska są w okolicach peronu drugiego i trzeciego. Godziny otwarcia: od szóstej do dwudziestej drugiej. Sprzedawcy: pan Kamil, bliżej peronu trzeciego, i pan Rysiu, bliżej drugiego (inni nie chcą ujawniać imion).

Otoczona książkami skrytka Kamila ma powierzchnię metr na metr. Tuż obok najbardziej oblegane przez klientów miejsce. Królują: erotyka (gazety, książki i DVD), poradniki (jak żyć szczęśliwie), starożytność, a także życie Jana Pawła II. Obok siebie leżą: "Życie Papieża", "Spisek na życie Papieża", "Mitologia grecka", "Sex randki" (Sabina i Edyta, podtytuł: "Zasmakujcie w prawdziwym wyuzdaniu"), "Trening sukcesu", historia Odetty (Odetta stoi na okładce naga, tyłem do peronu drugiego), a także "Mały antyporadnik życia" i "Jak zarządzać firmą kobiecą ręką".

Bliżej środka klasyka. Są też horrory i książki fantasy. Straszne okładki strasznych książek, których bohaterowie ponoszą lub zadają śmierć. Na wierzchu "Warcraft" księga druga, "Dusza Demona". "Pod wodzą potężnego Archimadona dziesiątki demonów maszerują przez Kolimor, zostawiając za sobą tylko śmierć i zniszczenie" - grozi wydawca.

Po lewej pojemniki z książkami sensacyjnymi i "tygrysami". Na ziemi specjalna, dyskretnie zakryta zielona skrzyneczka. Ci, którzy mają wiedzieć, wiedzą: "CKM", "Playboy" i "Eroticon" po dwa złote od sztuki.

Na prawo od skrytki regał z - jak mówią sprzedawcy - literaturą kobiecą. Na środkowej półce harlequiny po złotówce. Niżej stare podręczniki do nauki języków obcych. Zapomniany pomarańczowy Alexander, Karnell One, stare jak świat rozmówki bułgarskie w stanie rozkładu. Rozdział 14, podrozdział "Wyjazdy służbowe zagraniczne". Zwroty do opanowania: "Przybyłem w ramach doświadczeń między naszymi krajami"; "Czy to jest sprawa RWPG?"; "Nie, to jest sprawa bezpośredniego porozumienia między naszymi resortami".

Coelho pasjonuje

Postać pierwsza.

Marcin. Młody wysoki okularnik przed trzydziestką. Idzie na peron czwarty, zaraz wsiądzie w pociąg do Grygowa koło Stróż. Kupił "Czarownicę" Paula Coelho: - Był po dwadzieścia pięć, a dałem dwadzieścia trzy. Zawsze tak robię - mówię, że nie mam więcej i już. Dlaczego Coelho? Wszyscy czytają, poza tym widziałem fajną reklamę w intercity. Z zawodu projektuję sieci trakcyjne. Największa zaleta literatury jest taka, że nie ma w niej nic o sieciach trakcyjnych. Lubię budy, bo jest taniej i można negocjować. Nie umiem powiedzieć, jaką literaturę lubię. Wiem, czego nie cierpię: klasyki. W literaturze powinny być konkretne fakty, a nie zmyślone historie, jakieś tam bla-bla o życiu, filozofii. Z książki chcę się czegoś dowiedzieć. Na przykład ostatnio dorwałem coś o winach. Konkretna. Dobra.

Książka to dobry sposób na panie: stare i młode. Starsze, bo jak jadę pociągiem, to czytam i w ten sposób odgradzam się od "moherów" i ich pytań. No i na młodsze, bo na książki można zarywać. Czy już mi się udało? Miałem jedną próbę. Na "Lodołamacz" Suworowa. Czytam, a ona zerka. Więc mówię jej, że ten "Lodołamacz" to nieciekawy i że wolę pogadać. Pogadaliśmy, ale szybko wysiadła - kończy wywód.

Pan Rysiu ma spokój

Sprzedawcy o poszczególnych działach mówią w liczbie pojedynczej: kryminał, sensacja, romans. Sensacja jest tu, kryminał z boku. A obyczaj? Obyczaj na środku.

Pan Kamil, ten bliżej peronu trzeciego. Po trzydziestce, żywiołowy, inteligentny. Papieros za papierosem. Pozostali mówią o nim: ten to się zna. Wszystkie książki świata ma w głowie.

- Co czytam? Ostatnio "Poniedziałek zaczyna się w sobotę" Strugackich - mówi. - Wcześniej "Wilczy notes" Wilka.

- Pracuję tu już parę lat - opowiada - i nadal zdarzają się niespodzianki. Znalazłem książki z autografami Lema, Miłosza, Kapuścińskiego, Kuronia. Kiedyś wpadłem na dedykację w sztuce Moliera. Okazało się, że to od tłumacza - Lucjana Rydla.

Zbieram książki i wszystko, co spełnia rolę zakładek. Były już karty pocztowe, kupony totolotka, bilety kolejowe, fotografie rodzinne, banknoty z XIX wieku.

Na stoisku obok sprzedaje pan Rysiu. Starszy, korpulentny, grube okulary z małymi krążkami. Pan Rysiu nie czyta - za słaby wzrok. Kiedy do zeszytu wpisuje sprzedaną pozycję, przybliża twarz na odległość kilku centymetrów. - Pracowałem w firmie, w dziale sprzedaży. Odszedłem, bo była presja i wyścig szczurów. Byłem na skraju wyczerpania. Strzęp człowieka. A tu jest jakaś taka niestresowalność.

Brontë wzrusza

Postać druga.

Pani Zofia, bibliotekarka uniwersytecka, idzie na peron piąty - pociąg za dziesięć minut. Właśnie kupiła "Shirley" Charlotty Brontë.

- Utracjusz ze mnie pierwszej wody. To nawyk z PRL-u. Jak nie kupię, to książka zniknie i koniec. Każdą sumę na książki wydam, a potem kłopoty. Choć ostatnio to się trochę opamiętałam. Dlaczego kupiłam Charlotte Brontë? Bo jej książki mnie wzruszają jak żadne inne. Poza tym ładne wydanie. Budy kocham za zapach. Te stare wydania zawsze mi się z czymś kojarzą, z jakimiś wspomnieniami. Jak idę do księgarni, to zwykle po coś. I nie zawsze to coś jest. Jak przychodzę tu, to nie mam konkretnego celu, ale zwykle coś kupuję. Na przykład znalazłam książki Natalii Rolleczek, krakowskiej pisarki, niedocenianej i zapomnianej. Ona przypomina mi czasy młodości, a ja poluję tu na swoje wspomnienia.

Postać trzecia.

Pan Jacek, historyk z Bielska, po czterdziestce. Pracujący w zarządzaniu kolekcjoner książek (kupił książkę Josepha Conrada).

- Czytam kilkadziesiąt książek miesięcznie. Ostatnio genialnego i niedocenianego Ferdynanda Goetla. Też Kapuścińskiego, Herberta, a z żyjących: Stasiuka, Tokarczuk, Pilipiuka czy Kuczoka.

Zawsze trafiam tu na rewelacyjne rzeczy, choćby autografy w książkach za złotówkę. Na przykład Żeromskiego. Przychodzę też dla "tygrysów", pierwszych wydań, jeszcze z lat 50. No i dla rzadkich książek, takich jak pozycja z księgozbioru Mariana Brandysa, pewnie wydana w dwustu egzemplarzach. Ktoś to przyniósł i sprzedał za parę złotych!

W domu mam pewnie kilkanaście tysięcy książek. Zbieram też stare atlasy, stare kodeksy karne, czasopisma. Rzeczy, które można dostać na budach.

"Mein Kampf" już nie schodzi

Budy straszą: śmiercią, Hitlerem, Stalinem, wojnami i chorobami. Dają nadzieję: poradami, jak długo żyć i jak być szczęśliwym. Ekscytują: jednych miłością z harlequina za złotówkę, innych książkami Marcela Prousta. Objaśniają świat: książkami demaskującymi Żydów i masonów.

Wśród tytułów nieśmiertelnych na budach jest "Mein Kampf" i "Alfabet" Jerzego Urbana. Ale na dworcu w Krakowie Hitlera już nie ma. - Kiedyś sprzedawaliśmy, to zrobiła się afera - mówi pan Kamil. - PKP zmusiły nas do podpisania zobowiązania, że z Hitlerem koniec. Według mnie to hipokryzja - Stalin tak, a Hitler już nie?

Nie słabnie popularność książek religijno-sensacyjnych. Życie Jezusa w kolejnych odsłonach: nieznane, pomijane przez Biblię fakty. Schodzą też kulisy władzy. Z okładek uśmiechają się do prowadzących na peron schodów: Kazimierz Marcinkiewicz, Jan Rokita i Radek Sikorski.

Pana Kamila szlag trafia, gdy słyszy niektóre pytania. Raz przyszła dziewczyna i mówi, że "1948" prosi. "Wie pan, to, na podstawie czego Big Brothera nakręcili" - opowiada. - Innym razem ktoś zażądał małej, czerwonej książki, bez podania tytułu i autora.

Pan Kamil nie lubi też niekompetencji na innych budach. Kiedyś znalazł "Folwark zwierzęcy" w dziale "hodowla, rolnictwo, uprawa". - Funkcjonuje taki pogląd - dowodzi z powagą - że należy sprzedawać książki jak ziemniaki. Ale moim zdaniem między ziemniakiem a książką jest różnica.

Z koneserami pan Kamil rozmawiać lubi: znają się, można wymienić uwagi. Tyle że koneserzy zwykle nic nie mówią.

Inny typ, mówi pan Kamil, to klient neurotyczny. - Kiedy przychodzą po Łysiaka - opowiada - są niecierpliwi, żądający. Jest coś Łysiaka? Jeśli nie ma Łysiaka, to tak jakby w ogóle nic nie było. Inni pytają: jest coś nowego o masonach? O Żydach? Zachowują się tak, jakby sięgali po pornografię. Mówią półgębkiem, nerwowo, z ukrycia. Albo odwrotnie: głośno, arogancko, ostentacyjnie.

- Po pornografię zwykle nie przychodzą od razu - mówi inny sprzedawca. - Zaczynają od książek, dla niepoznaki. Na przykład od klasyki, żeby dobre wrażenie zrobić. A potem powoli trawersują do pornogazetek.

- Trudno w to może uwierzyć - mówi pan Kamil - ale zwykle wiem, o co zapyta klient. O Whartona, klasykę czy książkę o statkach wojennych.

Postać czwarta i piąta.

Rodzeństwo, oboje studiują fizykę. On bierze podręcznik do matematyki, ona - "coś o psychologii". Oskar i Adrianna czekają na osobowy do Jędrzejowa.

On: - Lubię książki politykujące: Orwell, Konwicki. Nie cierpię Żeromskiego. Jak można opisywać stosunek seksualny za pomocą gasnącej świecy?

Ona: - Nie cierpię Gombrowicza. Taka poważna książka, a taki niepoważny język. Jak to tak? Jeśli jest poważna książka, to i język powinien być poważny.

Postać ósma.

Starsza pani, bierze dwa harlequiny.

- Dlaczego takie książki? Bo one mnie wzruszają i relaksują. A ja po dwóch zawałach jestem. Mam w domu poważniejszą literaturę, pełne półki, ale harlequiny mi służą. Na zdrowie.

Piątek wieczór. Para pijaczków chce sprzedać piętnaście książek za piętnaście złotych. Dlaczego ludzie oddają książki? Bo likwidują bibliotekę po dziadku; bo jest przeprowadzka; bo potrzeba na wódkę; bo handlują książkami; bo jest za dużo na półce i trzeba zrobić selekcję. Sprzedawane książki idą razem ze swoją historią. Z dedykacjami - od autorów, tłumaczy, darczyńców, matek, ojców, nieżyjących dziadków. Na komunię, na imieniny, żeby się darzyło.

Młody chłopak przynosi w reklamówce dwanaście książek. Prawie wszystkie zostają odrzucone, więc zostawia za darmo: książkę Stanisławy Fleszarowej-Muskat; Anatola Sterna "Wiersze wybrane"; "Zasada - szybkość bezpieczna"; Stefana Żeromskiego "Wierna rzeka"; "Pan Tom buduje dom".

"Trzydziestka" kradnie

Oj kradną, kradną - mówi pan Rysiu. - Kradną płytki i gazetki. Niedawno podeszło kilku. Wzięli te z najładniejszymi okładkami. Podeszli spokojnie, a potem w bieg.

Książki też kradną. Miałem kiedyś coś Dänikena, o ufoludkach takie tam. Poszedłem coś wyrzucić do kosza. Wracam, patrzę, a młoda dziewczyna porywa mi tego Dänikena. Nie dorwałem jej, bo mam problemy z kolanem.

Trafiają się panie, które przeklejają ceny. Na przykład bierze harlequina i przykleja na droższy romans. Ktoś inny ukradł "Bridę" Coelho.

Była jakiś czas temu młoda kobieta, co poradnik Wisłockiej porwała. Trzydziestka, nie więcej. Jeszcze inna się ze mną rozliczała. Jej koleżanka w tym czasie schowała książkę za pazuchę. No więc mówię: siedem złotych proszę. A ona - proszę bardzo.

Nawet Anglicy kradną! A właściwie Angielki. Raz idą trzy. Jedna łapie za książkę i chowa. No to ja Angielkę za rękaw, a Angielka jak nie krzyknie: "sorry, sorry!". Może myślały, że książki w Polsce bierze się za darmo?

Wszyscy podglądają

Oskar (student fizyki): - Czy podglądam, co inni czytają? Tak, jak jadę pociągiem, w przedziale zawsze jest gra. Ci, którzy czytają, niby czytają, ale też patrzą, co inni czytają. Ostatnio podejrzałem, jak ktoś czyta "Samotność w sieci". Co pomyślałem? Że słabe książki czyta i że mu współczuję.

Karolina (szkoły aktorskie): - Podglądam. Książka dużo mówi o człowieku. Jeśli ktoś, tak jak mój były chłopak, czyta w kółko science fiction, to znaczy, że nic tylko przed komputerem siedzi, gra w erpegi i takie tam różne. Z kolei koleżanka, co harlequiny czyta, często się zakochuje.

Pani Zofia (bibliotekarka od Charlotte Brontë): - Pewnie, że podglądam. Ale nie cierpię, jak mnie inni podglądają. Kiedyś zdumiał mnie taki widok: typowy biznesman, jedwabny garnitur, dobre perfumy. Pewnie mu się samochód zepsuł, bo skąd by wsiadł do autobusu? Czytał "Iliadę" Homera, a ja się tym widokiem wzruszyłam.

Adrianna (siostra Oskara): - Podglądam. Chłopak ostatnio czytał "Bidula" i nic sobie nie pomyślałam. No, może tylko tyle, że literatura przecież nie jest od tego, żeby cierpieć, żeby się martwić. Trzeba czytać takie, gdzie cierpienia jest stosunkowo mało. Na przykład weźmy taki "Balsam dla duszy", cykl opowiadań. Od razu lepiej się człowiekowi robi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2008