Papież, dziecko i kroplówka

S. dr Bożena Leszczyńska OCV i ks. dr hab. Lucjan Szczepaniak SCJ z Kapelanii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie: – Franciszek przyjeżdża tu do nas tylko na godzinę, ale zdąży dać tym wszystkim przestraszonym i zrozpaczonym ludziom ogromną nadzieję.
Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie /  / Beata Zawrzel/REPORTER/EASTNEWS
Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie / / Beata Zawrzel/REPORTER/EASTNEWS

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: – Przed chwilą wyszedł od Was Piotruś. 

S. BOŻENA LESZCZYŃSKA: – 4-latek, z hematologii. Kiedy Pan do nas – czyli do kapelanii szpitalnej – wchodził, on akurat otrzymywał ode mnie obrazki, które bardzo lubi zbierać, i wracał na oddział w towarzystwie mamy i siostry. 

Przychodzi tu codziennie, jak tylko może. A nie zawsze może, bo czasami jest podpięty do kroplówki. Odwiedza nas, żeby z nami porozmawiać i pomodlić się w kaplicy.  

Długo się znacie? 

BL: Od kilku miesięcy, odkąd trafił do szpitala. Choruje na białaczkę.  

Pytał kiedyś, dlaczego cierpi? Jego mama pytała? 

BL: (Pauza). Pan chce mówić o sensie cierpienia… Mówi o tym sam Papież Franciszek i może jego odpowiedź na pytanie o ten sens by się najbardziej dzieciom spodobała, bo jest najbardziej prawdziwa. Pewnie pan zna tę książkę, została wydana przez WAM, a nosi tytuł „Dzieci piszą listy. Papież Franciszek odpowiada” (siostra zdejmuje książkę z półki i szuka cytatu – przyp. PW).  

7-latek pyta: „Drogi Papieżu Franciszku, gdybyś mógł dokonać jednego cudu, co by to było? Pozdrowienia, William”. „Drogi Williamie – odpowiada Franciszek. – Uzdrawiałbym dzieci. Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć, dlaczego dzieci cierpią. To dla mnie tajemnica (…) Jezus płakał i jego płacz oznaczał, że rozumie nasze tragedie. Ja również staram się je zrozumieć. Tak, gdybym mógł dokonać cudu, uzdrowiłbym wszystkie dzieci. Twój rysunek skłania mnie do myślenia”. 

Duży, czarny krzyż. Za nim tęcza i słońce.  

BL: I Papież pisze o tym rysunku, że mu się podoba. A dalej, że   „odpowiedzią na ból dzieci jest cisza, bądź słowo zrodzone z moich łez. Nie boję się płakać, ty też nie powinieneś się tego bać”. A więc cisza i modlitwa, bo nie na wszystkie pytania znajdziemy odpowiedź.

Ale jest już Ksiądz Lucjan. On na pewno powie Panu na ten temat coś więcej (Ksiądz skończył właśnie rozmowę telefoniczną z kolejną stacją TV, która chce przyjechać z kamerami tuż po wizycie Papieża w szpitalu – przyp. PW). 

KS. LUCJAN SZCZEPANIAK: – Nie wiem, czy coś więcej powiem, bo na Pana pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Z tym, co nazywamy „niezawinionym cierpieniem”, zmagają się od zarania ludzkości wszystkie religie i systemy filozoficzne. I nawet gdyby któryś z filozofów znalazł odpowiedź w miarę zadowalającą, ona i tak nie trafiłaby do serca rodziców, których dziecko jest zagrożone, odchodzi, albo już odeszło. 

Jedno jest pewne: Bóg tego cierpienia nie chce. Nadałem kiedyś jednej ze swoich publikacji tytuł „Bóg tak nie chciał”. A sekretarka, przygotowując mój dorobek naukowy, zmieniła to na „Bóg tak chciał”. 

Dlaczego zmieniła? 

LS: Bo pomyślała, że to literówka! (śmiech). To powszechne myślenie. 

Błędne? 

LS: W jakimś sensie tak, bo Bóg cierpienia nie chce, tak jak nie chciał konsekwencji grzechu pierworodnego. 

A wracając do Pańskiego pytania o sens, to istnieją odpowiedzi, które dają ukojenie. Na przykład ta Viktora E. Frankla, austriackiego psychiatry i psychoterapeuty, który był więźniem Auschwitz oraz innych obozów zagłady. Cała jego rodzina – z wyjątkiem siostry – zginęła podczas wojny. 

No i on doszedł do wniosku, że jedyną rzeczą, jaka jest w stanie ocalić człowieka w chwilach najtrudniejszych, jest miłość. Miłość do człowieka, ale nie tylko, również do rzeczy, do okoliczności. 

Kiedy rodzic leżącego u nas dziecka jest w stanie granicznym, kiedy dziecko jest jedną nogą poza tym światem, albo gdy dopiero co odeszło, pocieszyć ich może tylko jedno: że dusza tego dziecka jest nieśmiertelna. 

Nie wszyscy w to wierzą. 

LS: Niech mi Pan wierzy: w chwili śmierci dziecka – tak wynika z mojego doświadczenia, a jestem związany z tym szpitalem od ponad 20 lat, byłem przy wielu granicznych sytuacjach  – nawet niewierzący starają się to przyjąć. Nie spotkałem nawet jednej sytuacji, w której rodzice nie chcieliby przynajmniej uwierzyć, że to dziecko będzie miało jakieś życie po tym ziemskim. „Nigdy nie wierzyłem, ale jeśli to prawda, to ona krzepi” – słyszałem. Oczywiście, nie ze wszystkimi o tym rozmawiałem, pewnie nie wszyscy się przede mną otworzyli, ale takie mam doświadczenie. Proszę też pamiętać o jednym: Victor Emanuel Frankl był człowiekiem poszukującym.  

Z kolei inna postać, Emmanuel Lévinas, francuski filozof pochodzenia żydowskiego, na pytanie o sens odpowiadał, że jednej dobrej odpowiedzi nie ma, ale każdy może znaleźć swoją − indywidualną, o ile jej szuka. 

A wracając do teologii, przypominają mi się słowa Chrystusa: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem”. Żeby poznać tę prawdę, trzeba się wysilić. Chrystus też mówi: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje”. Bez zrozumienia tajemnicy krzyża, chrześcijanin nie jest w stanie oprzeć się tej beznadziejności, którą niesie śmierć. 

A Wasze doświadczenie beznadziejności? Bo mając za sobą tysiące rozmów z odchodzącymi dziećmi i ich rodzicami, nie da się chyba wracać do domu, tak jak się wraca z pracy na poczcie. 

BL: Odczuwam czasami fizyczne zmęczenie. Nigdy poczucia beznadziejności. 

Nie płacze Siostra? 

BL: Codziennie! Tutaj łzy i radość przeplatają się na co dzień. Ale po łzach przychodzi od razu pytanie, co możemy dalej robić. Łzy tutaj nie są zabronione. Również te wynikające z całkowitej niemocy. 

Jak sobie z tą niemocą radzić? 

BL: Tak po ludzku, to jest chyba tylko jeden sposób: jedni cierpiący muszą wspierać innych. Znam takie historie: rodzice, którzy stracili dziecko, mówią innym, którzy niedawno doświadczyli tego samego, że dziękują Bogu za te kilkanaście miesięcy czy lat razem ze swoim dzieckiem. 

Bywa zresztą, że to dzieci przygotowują własnych rodziców do swojego odejścia. Jak pewien 10-latek, który u nas leżał. „Jeśli będę cierpiał zbytnio, pozwólcie mi odejść” – powiedział. A oni nie mogli go już zawieść… Pomogli mu na tę drugą stronę przejść, okazując zaufanie Bogu. 

Nieżyjący ks. Jan Kaczkowski, założyciel hospicjum, mówił o tym często: rodzina jest do tego stopnia niepogodzona, że w jakimś sensie nie pozwala bliskiemu umrzeć. 

BL: Tak bywa, to reakcja naturalna. Tego towarzyszenia chorej osobie trzeba się uczyć. 

A Księdza momenty niemocy? 

LS: Do cierpienia, a zwłaszcza do śmierci dziecka nie da się przyzwyczaić. Ani do pytań, wciąż tych samych. Skąd cierpienie? Dlaczego my? Dlaczego moje dziecko? Co będzie później? Jak mam sobie z tym poradzić? Te emocje udzielają się wszystkim, także mnie. Ale niesienie pomocy to bycie z tymi ludźmi. 

W Księdze Hioba przyjaciele mogli zrobić tylko jedno: usiąść z nim i być. W tej biblijnej historii też zresztą mamy utratę dzieci. Żona Hioba się załamuje i krzyczy do niego, dlaczego on nadal ufa Bogu. 

Dlaczego nie bluźni, dlaczego nie umiera…. 

Takie reakcje są naturalne. Zwłaszcza że w takim miejscu jak ten szpital zdarzają się nie tylko choroby terminalne, w trakcie których niektórzy mogą się przygotowywać na najgorsze. Tutaj trafiają też dzieci z wypadków, wyrwane z jakiegoś radosnego korowodu tego świata. Przyjeżdżają prosto z basenu, plaży, szkoły, placu zabaw, poszkodowani w różnego rodzaju wypadkach. Z tymi ludźmi – mam na myśli rodziców – trzeba się konfrontować. Żadne odpowiedzi filozoficzne nic im nie dadzą. Trzeba kogoś, kto ich nie odtrąci, wysłucha każdego krzyku i pytania. Również takiego, które się już słyszało setki razy. 

A wracając do chorujących dzieci, one inaczej to wszystko przeżywają…

Jak? 

LS: Opowiem historię Tomka, sprzed lat. Miał może 7 lat, bardzo cierpiał. Miał nowotwór, zmiany widoczne już na skórze, zresztą umarł kilka dni po zdarzeniu, które chcę wspomnieć. 

Wchodzę do niego wieczorem, on leży cały obolały, mimo że na środkach przeciwbólowych. Nagle otwiera oczy i mówi: „Mamo, ksiądz Lucjan przyszedł, przecież on nie może stać, dajcie mu krzesło! I herbatę z ciastkiem!”. Być może w takich historiach realizują się słowa Chrystusa: „Jeśli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego”. Dziecko w cierpieniu, i to jest potwierdzone psychologicznie, myśli o rodzicach, rodzeństwie, dziadkach, o innych ludziach. 

BL: Ja z kolei pamiętam historię Adasia, 4-latka. Proponuję mu zabawę, a on: „Dzisiaj, siostro, nie będziemy się bawić”. Pytam, dlaczego, na co on odpowiada, że chciałby, żebym pobawiła się wyjątkowo z jego mamą, „bo mama jest smutna”. Dla niego najtrudniejsza była nie choroba, ale reakcja matki, która wróciła właśnie od lekarza ze złą diagnozą. 

Czyli jesteśmy w miejscu, w którym pomoc medyczna potrzebna jest dzieciom, ale ta duchowa i psychologiczna – bardziej dorosłym? 

BL: Tak, choć bywa też, że tych rodziców na miejscu nie ma. 

Bo? 

BL: Bo na przykład mieszkają daleko, i mając dużo dzieci nie są w stanie być przy tym chorym nieustannie. Innym razem nasze dzieci bywają pozostawione, bo są jakieś „ważniejsze sprawy”… 

Może po prostu tych ludzi przerasta sytuacja?  

BL: Może i tak bywa, ale to my, dorośli, mamy swoje zadania, nie możemy być słabsi od tych dzieci. Jak słyszę od kogoś, że nie mógłby w takim miejscu jak ja pracować, bo „jest za bardzo wrażliwy”, to się dziwię. Bo ja też jestem wrażliwa, i właśnie dlatego tu jestem! 

Na stoliku między nami leży stos rysunków. Od dzieci – dla Franciszka. Siostra trzyma jeden z takich rysunków. 

BL: Janek, klasa V, pacjent kardiologii. 

U góry „I love Franciszek”. W środku czerwone serce. Na tym sercu naklejone zdjęcie Papieża. A u góry…

BL: Krzyż. Rysował to szybko, spontanicznie. Miał tylko tyle siły, żeby przez pięć minut usiedzieć przy biurku. Zanim powstał krzyż, Janek patrzył na rysunek, tak jakby czegoś mu brakowało. Mama mówi, że wszystko jest. A on wziął ten ciemny flamaster i dorysował krzyż. Mama zaskoczona, ja, że krzyż to chyba cierpienie, ale też zwycięstwo. A on spojrzał na mnie i się tylko uśmiechnął. Każde słowo byłoby zbędne, oboje zrozumieliśmy, że miłości bez cierpienia nie ma… 

Rozmawiamy na krótko przed wizytą Franciszka w Waszym szpitalu. Widać tu poruszenie, podniecenie i jakąś ogromną nadzieję. Ale przyjedzie przecież do Was, było nie było, człowiek, który spędzi z Wami kilkadziesiąt minut, z kimś zamieni słowo, kogoś pogłaszcze, zapewne coś ważnego powie. A potem odjedzie. 

LS: W rozdziale 5 Ewangelii św. Marka do Jezusa przychodzi Jair, którego córka umiera. W tym samym momencie szat Jezusa dotyka kobieta. Jezus pyta, kto go dotknął, a potem spogląda na tę kobietę i mówi: „Twoja wiara cię ocaliła”. 

Tę scenę należy w kontekście wizyty Franciszka w naszym szpitalu rozumieć niemalże dosłownie! Jest u nas kilkunastoletnia  dziewczyna, która leży tu prawie rok. Bardzo chora, przykuta do łóżka. W rozmowie z siostrą mówiła, że nie oczekuje – jak wielu rodziców – że Papież przyjdzie do niej i ją dotknie. Nie, ona liczy na to, że to błogosławieństwo, które on tutaj, jako namiestnik Chrystusa, przyniesie, da jej moc. 

W Ewangelii Marka różni ludzie mówią Jairowi, żeby się nie trudził, bo przecież jego córka już nie żyje. A Jezus mówi: „Nie bój się, tylko wierz”. Zabiera Piotra, Jakuba, Jana i idą do Jaira. Zastają u niego ogromny zgiełk i rozpacz. Jezus mówi, żeby wstała. I córka Jaira wstaje. 

Rzeczywiście: Franciszek przyjeżdża tu do nas na godzinę, ale przez te kilkadziesiąt minut jest w stanie dać tym wszystkim przestraszonym i zrozpaczonym ludziom ogromną nadzieję. Będzie przy ołtarzu w naszej kaplicy. Jak Pan spojrzy na ten ołtarz, robiony przed wielu laty przez stolarza z Węglówki, to zobaczy Pan serce w koronie cierniowej. Kult Serca Bożego jest zrozumiały dla każdego katolika, ale przecież ciernie należy rozumieć też w sensie ludzkim: jako serce rodziców. I oni tutaj będą na to serce patrzeć, szukając nadziei.  Papież swoją obecnością i modlitwą w kaplicy potwierdzi, że tu jest siła. Siła przezwyciężania beznadziei.

Siostra ma coś jeszcze do pokazania… 

Rysunek Piotrusia, od którego zaczęliśmy naszą rozmowę.  Zrobił dwa. Na jednym jest Jezus niosący krzyż. Na drugim niebieski anioł z czerwonymi skrzydłami i aureolą. 

Dodam jeszcze dla pokrzepienia, że Piotruś ma dużą szansę na całkowite wyleczenie. Podobnie jak wiele innych dzieci, które opuszczają nasz szpital szczęśliwe i zdrowe.  

A ten obrazek?

Julii, z oddziału hematologii. Jest na nim dziecko − jak widać − bez włosów, które  Franciszek trzyma za rękę i patrzy na nie. Widać ich z tyłu. Idą, trzymając się za ręce. W drugiej Papież trzyma pojemnik z kroplówką....  

Dr n. hum. Bożena Leszczyńska OCV jest asystentką pastoralną w Kapelanii PW. NMP Nieustającej Pomocy Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. W szpitalu towarzyszy dzieciom i ich rodzicom, jest też m.in. nadzwyczajnym szafarzem Komunii św. i redaktorem językowym „Bioetycznych Zeszytów Pediatrii”, a także współorganizatorką sesji z cyklu „Etyka w medycynie”. 

Ks. dr hab. n. teol. Lucjan Szczepaniak SCJ jest szpitalnym kapelanem. Należy do Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego (Sercanie). Z wykształcenia lekarz i teolog. Pełni obowiązki kapelana i wykładowcy akademickiego bioetyki, etyki lekarskiej oraz medycyny pastoralnej. Autor wielu publikacji naukowych i popularno-naukowych z zakresu etyki katolickiej i deontologii lekarskiej. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej