Papież bez wad serca

Prof. Janusz Skalski, kardiochirurg: Lepiej zrozumiemy metaforę o Kościele jako „szpitalu polowym”, jeśli zajrzymy do źródeł tego słowa, kiedyś oznaczającego przytułek i przytulisko. Szpital powinien być otoczeniem dla człowieka pokrzywdzonego.

01.08.2016

Czyta się kilka minut

W szpitalu w Krakowie-Prokocimiu, 29 lipca 2016 r. Fot. OSSERVATORE ROMANO / AFP / EAST NEWS /
W szpitalu w Krakowie-Prokocimiu, 29 lipca 2016 r. Fot. OSSERVATORE ROMANO / AFP / EAST NEWS /

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI, MARCIN ŻYŁA: Rozmawiamy godzinę po wizycie Franciszka w szpitalu w Prokocimiu.

JANUSZ SKALSKI: Byłem wśród przyjmujących papieża. Ale zdążyłem jedynie, podczas pożegnania, powiedzieć cztery słowa: „Santo Padre, mil gracias” (śmiech).

Zapamiętane sceny? 

Moment, w którym papież obejmował i przytulał dzieci. Trudno było o jakieś dłuższe rozmowy, chociażby ze względów językowych. Ale jeśli człowiek coś całym sobą wyraża, to nie trzeba słów. A ten akurat człowiek gromadzi wokół siebie tyle dobra i ciepła, że trzeba by być z kamienia, by tego nie zauważyć. U nas w szpitalu, jak zresztą zwykle, przemawiał w prostych słowach, które dały ogromną nadzieję tym dzieciakom i rodzicom, którzy na niego czekali.

Na czym polega niezwykłość tego pontyfikatu? 

Na dostrzeganiu i rozumieniu cierpienia. To ważne, bo cierpienie jest nieodłączną częścią życia, bez niego by nas nie było. Począwszy od sfery fizycznej – wkładając rękę do gorącej wody, sparzylibyśmy ją sobie znacznie bardziej, nie odczuwając bólu – aż po duchową i estetyczną. Gdyby nie cierpienie, nie mielibyśmy w polskiej literaturze renesansu najpiękniejszych poezji – trenów Kochanowskiego. Nie byłoby może dzieł Chopina, Schumanna, Beethovena, Mozarta, którzy tworzyli, przeżywając męki.

Tu mówimy dodatkowo o cierpieniu dzieci... 

Są u nas takie, które w ogóle nie znają życia bez bólu! A naszym zadaniem jest to cierpienie niwelować.
Wracając do Franciszka: jeśli znajduje się autorytet ogólnoludzki, który przyjeżdża do tego właśnie miejsca, z przesłaniem, że bycie z najbardziej cierpiącymi jest naszym największym obowiązkiem, to należy to dostrzec i wyciągnąć z tego wnioski.

A co niezwykłego mogą zobaczyć we Franciszku dzieci? 

Szczerość, uśmiech, coś, co bije z tego człowieka, a co nie może dziecku umknąć. Dla mnie to jest po prostu ciepły, normalny facet, z którym chciałoby się iść na piwo i pogadać. Ja po jego wizycie szedłem korytarzem i – mimo zmęczenia – unosiłem się w powietrzu. Bo dostałem jakiś prezent, coś, co trudno nazwać. Może psychiczne podbudowanie? A może umocnienie się w przekonaniu, że to, co tutaj robimy, ma szczególny sens?

Papież mówi o swoim Kościele marzeń, używając metafory „szpitala polowego”. Porozmawiajmy o Pana szpitalu marzeń. Jak powinno wyglądać przyjęcie dziecka? 

Mamy problem, bo inaczej to dziecko by się tu nie znalazło, ale to nie przeszkadza nam w stworzeniu mu pogodnej i radosnej atmosfery. Zabawka, obrazek, rozmowa, jasny przekaz, że „tutaj będziesz mieć fajnie”. I wcale nie chodzi koniecznie o szpitalnego psychologa – znam sporo fantastycznych, ale i wielu, którzy potrafią zrobić w głowie dziecka bajzel. To może być sympatyczny i dobroduszny portier, który z dzieckiem pogada.

Ale jest też na tym etapie pewna obietnica. Nadzieja na wyzdrowienie. Czasami ryzykowna. 

Bywa, że bez żadnego pokrycia. Pytanie: jak ją dawać, nie wiedząc jeszcze wszystkiego? I drugie: czy mamy prawo mówić całą prawdę ciężko choremu dziecku, wiedząc już co nieco o jego stanie zdrowia?

Mamy prawo? 

Moim zdaniem nie! Nie możemy pozwolić, by to dziecko zaczynało od przygnębienia, bo wtedy leczenie pójdzie źle. Co innego rodzice – im trzeba mówić wszystko. Trzeba rąbać prawdę, ale w odpowiedniej formie. „Wasze dziecko ma najgorszą możliwą wadę serca” – mówię zgodnie z prawdą, bo rzeczywiście z takimi wadami nierzadko mamy do czynienia, a potem dodaję: „Ale jest i będzie waszą największą radością i miłością, no i w końcu wyjdzie do domu!”. A w każdym razie staniemy na głowie, by tak się stało. I wtedy ci rodzice wychodzą z gabinetu uskrzydleni.

Dziecko nie wyczuje fałszu? 

Nie, bo naszą rolą jest nie tylko kłamać, ale dobrze kłamać. I przytulać.

Pan przytula? 

Naturalnie! Nie mogę się powstrzymać, kiedy widzę małego pacjenta najpierw niemal umierającego, a później wychodzącego do domu. Powtórzę: czasem – w imię tego efektu – trzeba kłamać.
Inna sprawa, że czasami nie wiadomo, co mówić, bo sami nie znamy prawdy. Zdarza się – co jest dla lekarza przykre – że rodzic na nasze zdawkowe informacje reaguje złością. A my, zapytani, co będzie jutro, po prostu nie znamy na to pytanie odpowiedzi.

Co, jeśli ją znacie, ale jest najgorsza z możliwych? Mówimy o sytuacji skrajnej, o ostatnim etapie nieuleczalnej choroby. Jak przekonać rodziców, by pozwolili odstąpić od uporczywej terapii? 

Sztuczne podtrzymywanie życia w jednoznacznie beznadziejnej sytuacji jest niegodne. To są niesłychanie trudne rozmowy. Pomaga fantastyczny kapelan szpitalny – ks. Lucjan Szczepaniak.

A wypis dziecka ze szpitala? Co to znaczy dobrze dziecko wypisać? 

To ważne pytanie, zwłaszcza w przypadku ciężkich wad serca, w których leczenie po wypisie ze szpitala się nie kończy. Dobre pożegnanie pacjenta to wyposażenie jego rodziców w świadomość i wiedzę, co mają robić dalej.

A rodzice są różni. Np. spotyka się, na szczęście rzadko, opiekunów dziecka z zespołem Downa, którzy nie potrafią sobie z tą sytuacją poradzić, wstydzą się tego dziecka. Być może jesteśmy tu pierwszymi osobami, od których słyszą, że mają wspaniałe dziecko. Bo to są wspaniałe dzieci! Przylepne, lubiące rodzicielskie ciepło. Ale niestety inne.

A wracając do wypisu: trzeba zaplanować leczenie aż do pełnoletności. Mówimy o tej najtrudniejszej grupie, np. dzieci z sercem bez lewej komory, gdzie po latach mogą się pojawić objawy ciężkiej niewydolności krążenia, zaburzenie rytmu, obrzęki. Mówimy o dziecku, o którym wiadomo, że nie dożyje starości.

Jak na taką informację reagują rodzice? 

Różnie, w skrajnych przypadkach nie godzą się na leczenie noworodka, bo „skoro i tak umrze za 10 lub 20 lat”... Pytam wtedy: „Jakie mamy prawo o tym decydować?”. „Ale to będzie dla niego męka” – słyszę nieraz. I odpowiadam, że nie wiadomo, jak będzie wyglądała medycyna za 10 lat.

Postęp w kardiologii widać najlepiej? 

Nawet po mnie go widać! Kilka lat temu zasłabłem niedaleko stąd [siedzimy w gabinecie dyrektora] tuż przed operacją. Ciężki zawał, ratował mnie mój własny zespół. Na dole stała karetka, po niecałej godzinie byłem już na stole w pracowni hemodynamicznej w szpitalu na drugim końcu miasta. A teraz? Jestem sprawny, jeżdżę na nartach, pracuję 12 godzin dziennie. Jeszcze 30 lat temu zawał oznaczał często zgon lub kalectwo. Teraz doprowadza się chorego człowieka do stanu całkowitego zdrowia.

Co to jest „szpital polowy” w metaforze Franciszka? 

Szpital, o czym nie wszyscy wiedzą, był początkowo instytucją dającą namiastkę bezpieczeństwa, rodzajem przytułku, przytuliska, dachu nad głową. I to jest pierwotne znaczenie tego pochodzącego z łaciny słowa. Były szpitale dla bezdomnych, dla ubogich, sierot, dla niedołężnych. Tak było między VI a X wiekiem. Dopiero później szpital zaczął ewoluować – w kierunku miejsca, gdzie trafia człowiek chory. Ale przez następne stulecia te dwa wymiary jeszcze się nawzajem przenikały.

Jeśli na „szpital” spojrzymy w ten właśnie sposób, metafora Franciszka stanie się jaśniejsza. To ma być po prostu otoczenie dla człowieka pokrzywdzonego. Chociaż słowa papieża, nawet te zdawałoby się jednoznaczne, są w Polsce interpretowane dowolnie.

Jak w przypadku sprawy uchodźców. 

To obrzydliwe i wstrętne! Jeśli nie uznajemy słów najważniejszego hierarchy w tak podstawowej sprawie, jak pomoc najsłabszym, to znaczy, że wyrzuciliśmy nasze chrześcijaństwo do kosza, a zaczynamy bawić się w jakieś sekciarstwo.

A przecież w metaforze „szpitala polowego” nie chodzi o nic innego jak miłość bliźniego. Tak jak nie wolno nam odsyłać człowieka, który przyjechał chory do szpitala, tak nie wolno nam odrzucać uchodźcy. Wiedzą panowie, co jest w tym wszystkim najgorsze? To, że my mamy przecież podobne doświadczenia.

Emigranckie? 

I myśmy też bywali na obcej ziemi różni. To mało powiedziane: byli wśród polskich emigrantów ludzie podli, złodzieje, mordercy. Mógłby ktoś takie przypadki zebrać i powiedzieć, że Polacy „są zagrożeniem dla Zachodu”. A nas Europa przyjmowała...

Pan jest zachwycony tym papieżem. 

Pod wieloma względami, np. emanującej z niego dobroci i wrażliwości na cierpiących, jest zupełnie inny – że tak to dyplomatycznie ujmę – niż niektórzy jego poprzednicy. ©℗

Prof. JANUSZ SKALSKI jest kardiochirurgiem, kierownikiem Kliniki Kardiochirurgii w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie.


Więcej o Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie czytaj w naszym serwisie specjalnym na www.TygodnikPowszechny.pl/sdm2016 >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2016