Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Treść: „Uprzejmie proszę o oddanie na portiernię Teatru różańca znalezionego na stoliku w sali TV”. I podpis: „Strach”.
Kontekst: skandalizujący, bolesny, parabluźnierczy, paranoiczny. Groźby podpalenia teatru, ogień piekielny dla aktorów i dyrekcji. Co robić z potencjalnie aluzyjną kartką – wyzwaniem, napomnieniem, przytykiem, prowokacją? Pomiotaliśmy się wewnętrznie w grupce wychodzących artystów, po czym osobiście zmiąłłem i włożyłem do kieszeni. Pani portierka pyta mnie o klucze do sekretariatu. Mówię, że jeszcze ktoś tam jest, więc kluczy nie mam. „A mój różaniec pan ma?”. Momentalnie ręka moja wędruje do kieszeni dawno nienoszonej kurtki z niebacznie niesłusznie zmiętą kartką-ogłoszeniem... oraz do drugiej kieszeni, gdzie akurat znajduje się różaniec – mój. Czuję uderzenie gorąca. „Przepraszam, a jak się pani nazywa?”.
„Strach. A różaniec musiał mi na obchodzie zginąć, tam gdzie telewizor, są fotele, to usiadłam. Taki na palec, praktyczny”.
„Poszukam”. – I biegiem pod drzwi, niepostrzeżenie rozwijam pomięty skrawek papieru, przylepiam z powrotem, i urządzam poszukiwania na trzynaście fajerek, mobilizuję kilkunastu aktorów, garderobiane i charakteryzatorki, żeby znaleźć różaniec pani Strach.
Nie udało się. Jeszcze.
W poprzednim e-wydaniu "Tygodnika", wskutek technicznego błędu, zabrakło felietonu Jana Klaty. Publikujemy go dziś, przepraszając Czytelników i Autora.