Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na półkach rosyjskich księgarń nie znajdziemy wielu pozycji z literatury polskiej, ale jeśli już coś będzie z klasyki XX wieku bądź książek młodych współczesnych pisarzy, to z dużym prawdopodobieństwem będą to przekłady Kseni Starosielskiej, albo tłumaczek, które wychowała. Często gościła w naszym kraju, żadne poważne seminarium translatorskie nie mogło odbyć się bez jej udziału.
Miała 80 lat, lecz była bardzo energiczna, zawsze elegancka, siwe włosy ścinała krótko, nosiła srebrną biżuterię. Ciepły uśmiech, niezwykłe poczucie humoru, umiała żartować, może dlatego znalazła wspólny język z Wisławą Szymborską – były sobie bliskie.
„W mojej Polsce”
Jak często w życiu bywa, o wyborze drogi zawodowej zadecydował przypadek. W 1956 r. Moskwę odwiedziła wystawa dzieł impresjonistów. Dla radzieckiej młodzieży wychowanej w stalinowskim terrorze był to powiew Zachodu. Powoli zaczynała się odwilż. Przed muzeum gromadziły się tłumy. Pani Ksenia, wówczas studentka chemii, chciała dobrze przygotować się do odbioru wystawy, ale znalazła tylko jedną książkę o impresjonizmie, książka była w języku polskim. O pomoc w jej lekturze poprosiła ciotkę, siostrę mamy. Później Ksenia Jakowlewna przełoży tę pozycję z polskiego na rosyjski.
Ciotka urodziła się w Polsce i spędziła tu dzieciństwo. Do kraju nad Wisłą rodzice ciotki (a dziadkowie pani Kseni) trafili przez poglądy dziadka, socjaldemokraty, który jako nauczyciel nigdzie w carskiej Rosji nie mógł znaleźć pracy. Zamieszkali w Łodzi przy ulicy Piotrkowskiej. Babka pani Kseni była stomatologiem, prowadziła gabinet dentystyczny, dziadek uczył dzieci greki i łaciny, razem wychowywali córki. Wraz z wybuchem I wojny światowej wrócili do ojczyzny. Ciotka, kiedy dorosła, zajęła się tłumaczeniem literatury polskiej. To w jej ślady pójdzie pani Ksenia, choć miała przecież zostać chemiczką i resztę życia spędzić w laboratorium. Ale, jak mówiła, ta praca była zbyt monotonna.
W czasach radzieckich bierna znajomość języka polskiego wśród rosyjskiej inteligencji nie była czymś szczególnie wyjątkowym. Polska, kraj autorytarny, ale o wiele bardziej wolny niż Związek Radziecki, była „oknem na świat”. Ludzie wykształceni – czy to humaniści, czy inteligencja techniczna – prenumerowali polskie gazety, przede wszystkim „Szpilki” i „Przekrój” i z nich czerpali informacje o tym, co dzieje się poza granicami ZSRR. Tak też było z młodą panią Ksenią. Bywała w domu ciotki, kiedy ta gościła Polaków, było gwarno, dyskutowano o literaturze, pani Ksenia nie zawsze rozumiała te rozmowy, ale z ciekawością się im przysłuchiwała i wyłapywała pojedyncze zdania oraz słowa. Polskiego uczyła się z prasy i książek.
Z czasem zaczęła przyjeżdżać do Polski, zagłębiała się w tutejsze życie kulturalne i artystyczne. Przeżywała wszystko, co w naszym kraju się działo. Już później, w latach 80., kiedy wybuchła Solidarność, pani Ksenia była dumna, że takie rzeczy się dzieją „w jej Polsce” – wyznała w wywiadzie udzielonym „Tygodnikowi Powszechnemu” w 2010 r.
Czytaj także: Ksenia Starosielska dla "Tygodnika" po katastrofie smoleńskiej
Mój autor
W 1991 r. upadł Związek Radziecki i polska kultura przestała odgrywać tak ważną rolę w życiu rosyjskiej inteligencji. Przestaliśmy być oknem na świat, „po prostu otwarły się inne okna” – mówiła Ksenia Jakowlewna. Rosyjska propaganda zrobiła swoje: prezentowany w telewizji negatywny obraz Polski i Polaków przełożył się na myślenie Rosjan o naszym kraju. Ludzie zafascynowani Polską, jak pani Ksenia, stanowią wyjątek: są historykami pozostającymi na bakier z władzą, działaczami kultury, tłumaczami, obrońcami praw człowieka.
Wraz ze śmiercią Kseni Starosielskiej straciliśmy nie tylko wielką promotorkę polskiej kultury, ale także niezwykle ciepłego i dobrego człowieka. Zawsze miała czas, żeby się spotkać, zapraszała do domu. Jej mieszkanie przy ulicy Profsojuznaja w Moskwie było wypełnione książkami i starymi gazetami, w powietrzu unosił się dym papierosowy – paliła ona i jej mąż. Na biurku rozłożone książki, włączony komputer – niezwykle szybko odpisywała na maile. Nie zbywała żadnego pytania i prośby. Od progu czuć było zapach kawy, powtarzał się ten sam rytuał: pani Ksenia mieliła ziarna w młynku elektrycznym, stawiała kawiarkę na gazie, kroiła tort – zawsze taki sam, podkreślała, że „jest słodki, ale nie za słodki”. Siadaliśmy przy stole, pani Ksenia wypytywała, co dzieje się w Polsce. Ale często to ona wiedziała więcej, jej znajomość rynku wydawniczego była taka, jakby mieszkała w Warszawie, codziennie odwiedzała księgarnie i wertowała literackie periodyki. Z wszystkimi nowinkami wydawniczymi była na bieżąco.
Pani Ksenia gardziła komercją, mawiała, że „szmiry nie tłumaczy”. Przekładała jedynie książki, które czuła. Mówiła: „O, to jest mój autor, chcę go przetłumaczyć”. Była mistrzynią w swoim fachu, podkreślała, że przekład musi „brzmieć”, i jej przekłady „brzmią” pięknie. Tłumaczyła dzieła wielkich polskich pisarzy, m.in. Jarosława Iwaszkiewicza, Witolda Gombrowicza, Marka Hłaski, Czesława Miłosza, Tadeusza Różewicza, Sławomira Mrożka, Wisławy Szymborskiej. Nie sposób wszystkich wymienić. Z pisarzami, których dzieła dzięki niej ukazały się w języku rosyjskim, często się przyjaźniła: w Warszawie spotykała się z Ryszardem Kapuścińskim, w Krakowie z Szymborską.
Kiedy w Polsce odbywało się ważne wydarzenie literackie, rosyjscy dziennikarze od razu telefonowali do pani Kseni. A ona przeżywała wszystko, co się w Polsce działo. Każda polsko-rosyjska awantura, która przekładała się na relacje kulturalne, była dla niej powodem do niepokoju. Podkreślała, że nasze narody łączy choćby trauma stalinowskiego terroru; w epoce stalinizmu jej rodzina niezwykle ucierpiała.
Następcy
Obca była jej zazdrość i rywalizacja zawodowa. Wręcz przeciwnie: dla pani Kseni było ważne, żeby komuś przekazać pałeczkę. Wychowała pokolenie młodych tłumaczy, którzy dla wydawnictwa Nowoje Litieraturnoje Obozrenie (przy współpracy z Instytutem Książki) przygotowali przekłady dzieł najnowszej literatury polskiej. Każdą książkę pani Ksenia otoczyła redaktorską opieką. W serii ukazały się m.in. powieści Olgi Tokarczuk, prozy Andrzeja Stasiuka, Wojciecha Kuczoka, Jerzego Pilcha czy Mariusza Szczygła.
„Chcemy, by dzięki tym książkom rosyjski czytelnik mógł dowiedzieć się, jak ukształtował się współczesny światopogląd Polaków. Dla zrozumienia tego konieczne są różne retrospekcje. Rosjanin musi zrozumieć, jak dokonywały się przemiany w Polsce, jaka była ich przyczyna, jaki był stosunek Polaków do socjalizmu i ZSRR. Niektórzy przecież tego nie pamiętają, są za młodzi. Bez tego zaś nie da się zrozumieć polskiej literatury” – mówiła o idei serii we wspomnianym wywiadzie.
Pani Ksenia była laureatką licznych nagród, m.in. nagrody Transatlantyk, przyznawanej przez Instytut Książki „ambasadorowi” literatury polskiej za granicą; uhonorowano ją także Krzyżem Kawalerskim. Młode tłumaczki uważały ją nie tylko za wzór, ale także przyjaciółkę. Wspominały, jak uczyła je sztuki przekładu: uważnej lektury tekstu, pracy ze słownikami i powracania do tekstu.
Kiedyś Ksenia Jakowlewna powiedziała: „Pokażę wam moją Moskwę”, i poszliśmy na spacer. Pokazywała stare podupadłe kamienice stojące samotnie pośród wysokich nowoczesnych budynków. Ich utracone piękno zdradzały resztki zdobień, drewniane okna. Nie zdążono ich jeszcze wyburzyć, choć deweloperzy z pewnością ostrzyli sobie na nie zęby. Mówiła o Rosji swojej młodości, wypytywaliśmy ją o lata 60. ubiegłego wieku i tamto pokolenie. Zaczął padać deszcz, ale nikomu to nie przeszkadzało. Szliśmy słuchając. Ciężko będzie przyjechać do Moskwy i nie pójść na ulicę Profsojuzną. ©
Czytaj także: pożegnanie Kseni Starosielskiej na blogu Anny Łabuszewskiej "17 mgnień Rosji"