Pan Czysta Władza

W dużej polityce zaczynał, wedle słów Lecha Wałęsy, jako chłopak biegający za piłką po plaży. Z czasem nauczył się pracowitości i sam siebie przekonał, że w polityce nie ma przyjaźni.

01.09.2014

Czyta się kilka minut

Donald Tusk i Herman van Rompuy, nowy i odchodzący przewodniczący Rady Europejskiej, Bruksela, 30 sierpnia 2014 r. / Fot. Yves Herman / REUTERS / FORUM
Donald Tusk i Herman van Rompuy, nowy i odchodzący przewodniczący Rady Europejskiej, Bruksela, 30 sierpnia 2014 r. / Fot. Yves Herman / REUTERS / FORUM

Całkiem możliwe, że dla Donalda Tuska najważniejszy w życiu był rok 2005.

Poniósł wtedy dwie klęski. We wrześniu kierowana przez niego PO przegrała wybory parlamentarne. W październiku sam przegrał prezydenturę z Lechem Kaczyńskim. Na wieczorze wyborczym w auli Politechniki Warszawskiej pojawił się tylko na chwilę. „Zrobiłem tyle, ile potrafiłem. Jeśli kogoś zawiodłem, wybaczcie!” – mówił. Potem pojechał do knajpy przy ulicy Foksal. Jan Rokita, który dotarł tam po północy, zobaczył Tuska rozbitego i załamanego.

Porażka była tym bardziej gorzka, że zwycięstwo miał na wyciągnięcie ręki. PO i jej szef długo prowadzili w sondażach, ale dali się ograć. Tusk wierzył, że prawdziwym przeciwnikiem jest SLD, a PiS to sojusznik. Nie potrafił zareagować na agresywną kampanię: na pustą lodówkę pokazywaną w spotach, przeciwstawienie Polski solidarnej Polsce liberalnej, w końcu na oskarżenie, że jego dziadek służył w Wehrmachcie.

W knajpie przy Foksal Tusk musiał zdać sobie sprawę, że kolejna klęska zabierze mu przywództwo w PO. Wyciągnął wnioski. Rok później oceniał: „Nie byliśmy w stanie odpowiedzieć na atak. Nie żalę się, nie epatuję wybitymi zębami. Oni mieli prawo do tego, a my byliśmy nieprzygotowani”.

To był już inny Tusk.

Sympatyczny i nie serio

Obserwując go wcześniej, można było dojść do wniosku, że polityka jest dla niego po części sposobem na życie, a po części zabawą. Wyborem magistra historii o ładnej opozycyjnej karcie życiorysu.

Tusk współtworzył Studencki Komitet Solidarności, współpracował z Wolnymi Związkami Zawodowymi Wybrzeża, był działaczem NZS. Przez siedem lat, z grupą przyjaciół-opozycjonistów, pracował fizycznie na wysokościach w spółdzielni „Świetlik”. Był wówczas liberałem. Po upadku PRL współzakładał Kongres Liberalno-Demokratyczny.

Władza spadła im z nieba. Lech Wałęsa po zwycięstwie nad Tadeuszem Mazowieckim szukał nowego premiera. Wybrał Jana Krzysztofa Bieleckiego, jednego z liderów KLD. W 1991 r. z hasłem: „Ani w prawo, ani w lewo, tylko prosto do Europy”, 37 liberałów weszło do Sejmu. Tusk został posłem. W następnych wyborach Kongres nie przekroczył progu, jednak Tusk złapał bakcyla polityki. Od tamtej pory do Sejmu wchodził pięć razy (m.in. jako polityk Unii Wolności, która powstała po zjednoczeniu KLD z Unią Demokratyczną), do Senatu raz.

Jest wtedy rozpoznawalnym parlamentarzystą – ale uchodzi raczej za sympatycznego leniucha. Gdy zostaje wicemarszałkiem Senatu, a potem Sejmu, chodzą o nim legendy: że na zapleczu gabinetów ma kozetkę, z której korzysta, by uciąć sobie drzemkę, a najważniejszym sprzętem pozostaje telewizor z kanałami, które transmitują mecze.

Również zakładana przez niego wraz z Maciejem Płażyńskim i Andrzejem Olechowskim w 2001 r. Platforma Obywatelska miała w sobie coś nie do końca serio. Partia robiąca wszystko, by nie nazywać się partią? Apelująca o uczciwość i dobre praktyki w polityce? Na takim paliwie można wejść do Sejmu, ale zdobyć władzę? Raczej nie.

Lekcje historii starożytnej

„Piłkarz, trochę leniuszek, chłopak w krótkich spodenkach. Tak o nim myśleliśmy w 2007 r. Okazało się, że to był błąd” – tak mówił o Tusku polityk PiS, którego odpytywaliśmy z Michałem Majewskim na potrzeby politycznej biografii „Daleko od miłości”.

Tusk nie miał już zamiaru przegrywać. Szybko się okazało, że ma zadatki na bezwzględnego i brutalnego przywódcę. Wychował się w „trudnej dzielnicy” Gdańska, gdzie ojciec nie szczędził mu razów. Studiując historię, interesował się krwawymi rozgrywkami z czasów rzymskich triumwiratów. Na boisku zawsze grał niezwykle agresywnie.

Zrozumiał, że jeśli chce wygrywać w polityce, musi sam podejmować decyzje. I brać za nie odpowiedzialność. Jeśli przegra – zetną mu głowę, jeśli wygra – wybaczą wszystko. Pierwszą trudną decyzją było odrzucenie koalicji z PiS po porażkach w 2005 r. Zrobił to wbrew dużej części swojego środowiska, które rwało się do władzy. To oznaczało przejście do głębokiej opozycji i wojnę totalną z PiS.

Okazało się, że miał rację. PiS-owska IV RP przetrwała ledwie dwa lata. Wyborcy – zmęczeni ciągłym poszukiwaniem „układu” – postawili na bardziej przewidywalną Platformę. Ale PO wygrała o włos. Gdzie byłby dzisiaj, gdyby wówczas przegrała?

Po władzę sięgnął z grupą wypróbowanych kolegów: Grzegorzem Schetyną, Mirosławem Drzewieckim, Pawłem Grasiem, Tomaszem Arabskim i Sławomirem Nowakiem. Wspólne oglądanie meczów, przy winie, wśród dymu cygar, było rytuałem dla wybranych. Jeszcze węższe grono załapywało się na słuchanie muzyki poważnej i dyskusje o książkach.

W polityce był uwodzicielem. Mówiono, że każdego przeciągnie na swoją stronę. Przy okazji jednak nie wahał się ścinać konkurentów. Z PO wylecieli Płażyński i Olechowski, potem Paweł Piskorski, Jan Rokita i Zyta Gilowska. Z równą bezwzględnością wyciął Schetynę, przyjaciela z partii i boiska. Oddalił Drzewieckiego, nie przebaczył Nowakowi.

Kolejne wybory wygrał dla PO sam – wsiadł do autobusu i objechał Polskę. Partia uwierzyła, że bez PDT (premiera Donalda Tuska) nie da sobie rady.

Jeden z jego byłych przyjaciół opowiadał nam, że Tuska zaczęła pasjonować „czysta władza”: bez apanaży, bez celebry. Jakby podniecało go samo rządzenie.

W kraju nieźle, w partii gorzej

Po drugich wyborach było oczywiste, że jako premier porządzi najdłużej w historii III RP. A robił to w wyjątkowo niekorzystnym momencie: permanentnego kryzysu, mimo którego Polska cały czas notowała wzrost gospodarczy i na tle Europy rzeczywiście była zieloną wyspą.

Do tego doszły wewnętrzne afery, jak hazardowa czy taśmowa – które potrafił opanować. Najbardziej dramatycznym momentem była jednak katastrofa smoleńska – do dziś krytykowany jest przez opozycję za to, że uwierzył wówczas w dobre intencje Kremla. W ogóle w polityce wschodniej za czasów Tuska Polska przeżywała okres dekoniunktury: Partnerstwo Wschodnie przyniosło znacznie mniejsze rezultaty, niż oczekiwano, a Rosja zaangażowała się w dwie wojny – w Gruzji i na wschodniej Ukrainie. Za to w stosunkach z UE Tusk poradził sobie bardzo dobrze, o czym świadczy ogromny budżet, który wynegocjował dla Polski.

Jego polityka „ciepłej wody w kranie”, czyli sztuczek wizerunkowych i unikania zdecydowanych reform, przysporzyła mu krytyków. Z drugiej strony: żaden z poprzednich gabinetów nie wykazał się taką odwagą, by wydłużyć wiek przechodzenia na emeryturę.

Nie chciał być prezydentem Polski. Uważał, że takie urzędy to tylko celebra, limuzyny i „żyrandol”. Tak samo oceniał funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej. Trudno było mu zaprzepaścić ogromną szansę dla Polski: po jego wyborze nasz punkt widzenia na Europę, nierozluźniającą więzi w łonie wspólnoty i prowadzącą zdecydowaną politykę wobec Rosji, będzie na Zachodzie lepiej rozumiany.

Kraj zostawia Tusk w niezłym stanie, partię – w której wyciął wszystkich liczących się konkurentów, w znacznie gorszym.


OD REDAKCJI: wywiad Pawła Reszki z Jakubem Szulcem (w dziale kraj) przeprowadzono 28 sierpnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2014