Pamięć i odpowiedzialność

Bp Grzegorz Ryś: Bez Zagłady nie byłoby przewrotu w podejściu Kościoła do Żydów. Być może w dalszym ciągu nie zdobylibyśmy się na – wydawałoby się – oczywiste stwierdzenie, że antysemityzm jest grzechem.

18.04.2016

Czyta się kilka minut

Uroczystość odsłonięcia pomnika „Menora” ku pamięci 20 tys. Żydów z kieleckiego getta, zamordowanych w 1942 r. przez Niemców. Kielce, 26 sierpnia 2007 r. / Fot. Piotr Polak / PAP
Uroczystość odsłonięcia pomnika „Menora” ku pamięci 20 tys. Żydów z kieleckiego getta, zamordowanych w 1942 r. przez Niemców. Kielce, 26 sierpnia 2007 r. / Fot. Piotr Polak / PAP

BŁAŻEJ STRZELCZYK: Pamiętamy o Zagładzie?

Bp GRZEGORZ RYŚ: Rozumiem, że „my” to Kościół w Polsce, także jako część Kościoła powszechnego, a nie „my” – naród, czyli Polacy „w ogóle”. Nie czuję się kompetentny do udzielania odpowiedzi za „wszystkich Polaków”.

Jak zatem to, co wydarzyło się podczas II wojny światowej, wpływa na Kościół?

Zagłada Żydów jest kwestią kluczową, jeśli chodzi o relację Kościoła do Izraela. Nie tylko dlatego, że w chrześcijańsko-żydowskim dialogu nie da się tego zagadnienia „obejść”. Chodzi o to, że Zagłada była takim faktem w dziejach Europy, iż w końcu zmusiła Kościół do zasadniczego przemyślenia swego stosunku do Izraela.

W jaki sposób?

Bez Zagłady – to samo w sobie brzmi strasznie, ale wszyscy uczestnicy dialogu chrześcijańsko-żydowskiego są w tej kwestii zgodni – nie byłoby tego przewrotu w podejściu Kościoła do Żydów, jaki stanowi „Nostra aetate” Soboru Watykańskiego II oraz poprzedzająca ten dekret konstytucja „Lumen gentium”. W dalszym ciągu królowałaby w Kościele powszechna od IV stulecia, a kształtująca się już dwa wieki wcześniej tzw. teologia zastępstwa. Czyli uznająca Izrael za naród, „który niegdyś był narodem wybranym”, a nie – jak naprawdę jest w Rzymskim Mszale – za naród pierwszego wybrania, który nigdy nie przestał być narodem wybranym, gdyż „dary i wezwanie Boże są nieodwołalne”. W dalszym ciągu, być może, oskarżalibyśmy Żydów o „bogobójstwo” i „bratobójstwo” – skoro Chrystus był Żydem – zamiast, jak nas uczy posoborowy Katechizm, promulgowany przez św. Jana Pawła II – przyjąć na siebie, tzn. na chrześcijan, „największą odpowiedzialność za śmierć Jezusa”. I wreszcie, być może w dalszym ciągu nie zdobylibyśmy się na – wydawałoby się – oczywiste stwierdzenie, że każdy przejaw antysemityzmu, niezależnie od źródła, jest grzechem! Być może nie byłoby również ze strony Kościoła tej prośby o przebaczenie, którą papież Polak najpierw wypowiedział podczas pamiętnej Liturgii Pokutnej Pierwszej Niedzieli Wielkiego Postu roku 2000, a następnie umieścił w szczelinie Zachodniego Muru w Jerozolimie.

Jak to się w ogóle stało, że w „chrześcijańskiej Europie” mogło dojść do tego wszystkiego?

Pytanie o Zagładę rzeczywiście nie dotyczy wyłącznie detalicznego opisu jej okropności i rozmiarów. Koniecznie jest także pytaniem, dlaczego stało się to w samym środku Europy – kontynentu, o którym chętnie i słusznie mówimy, że świadomość swej tożsamości i kulturowej odrębności czerpie z chrześcijaństwa. W tym kontekście pytanie o Zagładę przekształca się w całą serię pytań do trudnego rachunku sumienia całego Kościoła, który musi się zmierzyć ze swoją historią, m.in. z tym, że decyzjami swych najwyższych autorytetów – papieży, soborów, biskupów i synodów – nakazywał Żydom chodzić w oznakowanych strojach już siedem wieków wcześniej niż Hitler. Świadczy o tym Sobór Laterański IV, rok 1215, a w ślad za nim synody lokalnych Kościołów. Jak do tego doszło, że rzymskie getto zostało powołane do życia przez papieży cztery stulecia przed narodzinami nazizmu itd.

Kościół bierze za to odpowiedzialność?

Kościół na pewno musi wziąć na siebie odpowiedzialność za cały szereg stereotypów, które wytworzyły się przez lata. „Żyd to znaczy lichwiarz”; Żyd – świętokradca; „Żyd – karczmarz rozpijający »maluczkich«”. Oraz oskarżeń o mord rytualny, profanacje hostii itd., które stworzyli lub odtworzyli chrześcijanie, a którym Kościół nie przeciwstawiał się wystarczająco zdecydowanie. Za momenty narzucania własnej wiary przemocą, za nawracające pogromy – przerywające i straszliwie weryfikujące „normalne” okresy i postawy limitowanej tolerancji.

Wobec tych faktów rzeczywiście trudno jest uciec od pytania o odpowiedzialność – o ciągłość postaw i działań, które same w sobie zapewne nie doprowadziłyby do Zagłady, ale z całą pewnością wytworzyły warunki, w których mogła się dokonać. Protest wobec rasowego antysemityzmu – nawet tak zdecydowany, jak encyklika Piusa XI „Mit brennender Sorge”, ogłoszona w przeddzień wojny – nie mógł w żaden sposób zaowocować radykalną zmianą chrześcijańskich postaw i odniesień do Żydów. Trudno o mocniejszy na to dowód niż tekst sławnego „Protestu”, autorstwa Zofii Kossak-Szczuckiej, ogłoszonego w reakcji na Zagładę. To, co w nim uderza, to ostre napięcie między zdecydowanym potępieniem nazistowskiej zbrodni, również wezwaniem do jej zapamiętania – w liczbach i w charakterze – a wyniesionym sprzed wojny absolutnym przekonaniem o wrogości Żydów do Polaków. Sygnatariusze „Protestu” nie ratują swoich braci; ratują „wrogów” – tak im każą wiara i sumienie, w tym momencie mocniejsze niż odwieczna wrogość polityczna, gospodarcza i ideowa, także „religijna”, znana niemal każdemu: jak powietrze, którym się oddycha, nie zdając już sobie sprawy ze stopnia jego polucji. Pamiętam, jak Władysław Bartoszewski tłumaczył Zofię Kossak, którą przecież osobiście znał i z którą współpracował, dowodząc, iż nie mogła napisać inaczej – każdy inny tekst, jednoznacznie przyjazny Żydom, nie miał szans na zyskanie szerszego społecznego poparcia. To tłumaczenie daje wiele do myślenia.

Dziś jednak ciągle nie uwolniliśmy się od wielu postaw antysemickich.

Tak, ale trzeba też postawić pytanie, w jaki sposób można te postawy ostatecznie przełamać? Oczywiście najpierw pamięcią. O miejscach. O ludziach. Tu ważny wydaje mi się dwukrotny w ostatnim czasie głos polskiego Episkopatu wzywający do troski o żydowskie cmentarze i miejsca pamięci związane z Zagładą. Pamięć ma sens zawsze z racji na przyszłość. Przeszłość jest, jaka jest. W Polsce w różnych miejscach odbywają się Marsze Pamięci. Raczej nie mają charakteru masowego. Mam wrażenie, że ich uczestnicy dość łatwo się rozpoznają – jak grono starych znajomych.

W tym roku w krakowskim Marszu widziałem jednego księdza katechetę z kilkorgiem młodych – i był on też, pamiętam, dwa lata temu. Ten sam. Może dlatego, że pamięć w chrześcijaństwie oznacza także wzięcie odpowiedzialności. Wina – to prawda – jest nieprzekazywalna. Z drugiej strony jednak nasze zbawienie spełniło się tak, że On „wziął na siebie nasze grzechy”. Jeśli mówię, że nie obchodzi mnie grzech moich sióstr i braci, to uciekam od logiki zbawienia w Chrystusie.

Więc my, dziś w Kościele, raczej uciekamy czy pamiętamy?

Pamiętamy o Zagładzie najchętniej wtedy, gdy możemy pokazać i podkreślić postawy heroiczne: ponad 6 tys. Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. A drugie tyle pewnie tych, którzy nie znaleźli się w ich gronie, choć pomagali Żydom. 5 tys. dzieci żydowskich uratowanych przez samą „Żegotę”. I wszystko to w warunkach radykalnego zagrożenia życia swojego i bliskich. Pamięć o ludziach heroicznych, jak Karski, Kossak-Szczucka, Sendlerowa czy Bartoszewski jest ważna – i ważne jest, by jej nie niszczyć. Nie powinna jednak być „całą” naszą pamięcią o przeszłości – tej najbliższej i tej dalszej.

Jak „ocalić od zapomnienia”?

Sama pamięć – a tym bardziej dwie oddzielne i równoległe „pamięci” – nie wystarcza. Potrzebne są spotkanie, dialog, wspólny czyn, a także – do czego zachęcają nas dokumenty Stolicy Apostolskiej – wspólna modlitwa czy dzielenie się lekturą Biblii. A więc jakieś pozytywne i konkretne doświadczenie wspólnoty, zbudowanej wokół jakiegoś dobra, jak np. budowa studni w Sudanie; a także doświadczenia wiary. Na ile to się dzieje? Jaki ma zakres oddziaływania? Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie cieszy się ogromnym powodzeniem. To dobrze. Dni Judaizmu, obchodzone co roku w przeddzień Tygodnia Ekumenicznego? Przejdźcie się i oceńcie sami. ©℗

Bp GRZEGORZ RYŚ (ur. 1964) jest biskupem pomocniczym Archidiecezji Krakowskiej, przewodniczącym Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji działającego przy Konferencji Episkopatu Polski, felietonistą „Tygodnika”. Od lat angażuje się w dialog polsko-żydowski, jest m.in. członkiem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2016