Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Stare podręczniki do nauki rosyjskiego, w porządnych, twardych, żółtych okładkach. Nadawały się idealnie do tego, by je pokolorować, z tymi swoimi czarno-białymi ilustracjami do tekstów, których oczywiście nie rozumiałam, nie umiejąc wówczas jeszcze czytać nie tylko bukw, ale i łacińskich liter.
Czegóż tam nie było? I egzotyczne zwierzęta, i rośliny z tajgi, i fabryki dymiące z kominów, i wesołe wakacje nad Morzem Czarnym – ot, cała potęga Związku Radzieckiego, zawarta w czytankach dla szczęśliwych dzieci. Przede wszystkim jednak był Lenin, i to w dużych ilościach. Pamiętam, jak kolorowałam jego przyciętą równo brodę i kaszkiet kredkami świecowymi. Lenin występował zawsze w otoczeniu dzieci, które uśmiechały się szeroko, wręczały mu kwiaty i tuliły się do niego jak do dobrego ojca. A on rozdawał im pocałunki.
Wkrótce się okazało, że to jednak nie były nasze książki i że jest chryja, bo ich właściciele nie docenili faktu, że piece Magnitogorska zostały pokolorowane we wszystkie kolory tęczy, a Lenin ma kaszkiet w kwiaty.
Może z tego właśnie względu – mając wryte w podświadomość wspomnienie grubszej afery z Leninem w tle – impregnowałam się na ten rodzaj propagandy i strasznie brzydzę się przedstawieniami satrapów, którzy całują podstawiane im przez usłużnych nauczycieli/rodziców/Bóg wie kogo małe dzieci. A lubią oni to, oj lubią. Nic tak nie ociepla wizerunku najgorszego zamordysty jak ufna mała łapka w spoconej władczej dłoni.
Tymczasem ubiegły tydzień przyniósł światu, pośród wielu innych strasznych obrazów, także ten: gdy w Polsce pod ambasadą Turcji obywały się protesty przeciwko skazywaniu na DOŻYWOCIE dziennikarzy, którzy nie podobają się reżimowi, prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan przemawiał na wiecu w Kahramanmaras, gdzie wśród tłumu wypatrzył dziewczynkę w militarnym stroju. Wyciągnął ją natychmiast na scenę i postawił obok siebie. Na zdjęciu, które obiegło świat, widać, jak prezydent pochyla się nad sześciolatką i składa jej pocałunek na policzku, choć dziecko jest przerażone tą dorosłą obcą twarzą, która przysuwa się do jej małej buzi.
Gdybyż jeszcze poprzestał na przytulasach – może nie byłoby o co drzeć szat, ot, kolejny watażka, który potrzebuje świeżej krwi na obrazku. Ale ten przywódca kraju, w którym co dzień ktoś trafia do więzienia za myślozbrodnie przeciw reżimowi, rzekł do zanoszącego się szlochem dziecka: – Nie płacz dziewczynko. Kiedy umrzesz za ojczyznę, owiniemy cię turecką flagą.
Wizja męczeńskiej śmierci na polu bitwy nie wpłynęła jednak dobrze na samopoczucie dziecka. Oj, nie zrobi ona chyba wielkiej kariery w armii, ta mała, wbrew wyraźnej woli rodziców, którzy przecież wbili ją w mundur i wsadzili jej na głowę bordowy beret, każąc salutować przed satrapą na wiecu.
Ale zaraz, zaraz – coś mi tu pobrzmiewa znajomo. Jakbym to już gdzieś słyszała. Dzieci w mundurach? Gloryfikacja męczeńskiej śmierci za ojczyznę w jak najmłodszym wieku? Rekonstrukcja akcji pod Arsenałem dla grup wiekowych od 3 do 5 i od 6 do 9? Córeczko, jeśli zginiesz na wojnie o Polskę, owiniemy cię piękną biało-czerwoną flagą i złożymy do malutkiej trumienki. Wszędzie to samo – ojczyzna pragnie ofiary albo przynajmniej gotowości do jej złożenia. To jest chyba zła matka, taka ojczyzna.
W kinach zaś film „W ułamku sekundy” niemieckiego reżysera tureckiego pochodzenia Fatiha Akina. W zamachu bombowym przygotowanym przez neonazistów giną kurdyjski mąż i synek bohaterki. Precyzyjny do bólu, chłodny opis tego, co dzieje się z ciałem dziecka poddanym działaniu bomby domowej roboty, jest niczym cios pięścią w twarz. Chciałabym gorąco polecić ten film nie tylko całej ambasadzie tureckiej, ale i wszystkim miłośnikom dzieci w mundurach. Zabierzcie splendory śmierci dla siebie. Dzieci zostawcie w spokoju.©