Wydać Kurda

W tureckich więzieniach Musa Doğan stracił zdrowie i dziesięć lat życia. Uciekł. Teraz polski sąd zastanawia się, czy wysłać go z powrotem.

19.03.2012

Czyta się kilka minut

Musa Doğan podczas rodzinnej wycieczki do Krakowa w listopadzie 2011 r. Dziś czeka na decyzję o ekstradycji. / Fotografia z archiwum prywatnego
Musa Doğan podczas rodzinnej wycieczki do Krakowa w listopadzie 2011 r. Dziś czeka na decyzję o ekstradycji. / Fotografia z archiwum prywatnego

3 stycznia Anna Kupiszewska, doktorantka literaturoznawstwa Uniwersytetu Rzeszowskiego, idzie przez miasto z niedawno poślubionym Musą Doğanem.

Z samochodu wyskakuje czterech ubranych po cywilnemu mężczyzn. Powalają Musę na ziemię, Annę wsadzają do samochodu. Niedługo później przeszukują mieszkanie, konfiskując cały sprzęt komputerowy, dyktafony, odtwarzacze mp3, zeszyty z notatkami, luźne kartki z numerami telefonów. Przeprowadzają też rewizje w domu rodzinnym Kupiszewskiej.

Doğan trafia do aresztu w Załężu.

Okazuje się, że figuruje w bazach Interpolu jako niebezpieczny przestępca. Mężczyźni z nieoznakowanego samochodu to funkcjonariusze Straży Granicznej. Rutynowe działanie – tak określa akcję Elżbieta Pikor, rzecznik Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej.

Okazuje się też, że Doğan zostaje zatrzymany niejako na własne życzenie: ze względu na żonę chciał zostać w Polsce, zaraz po ślubie złożył więc w Podkarpackim Urzędzie Wojewódzkim wniosek o legalizację pobytu. W trakcie weryfikacji wyszło na jaw, że jest poszukiwany międzynarodowym listem gończym, a niedługo po zatrzymaniu Turcja zażądała od Polski jego ekstradycji.

Anna Kupiszewska: – To miała być formalność. Ani w Polsce, ani w Szwecji, gdzie wcześniej mieszkał, nie popełnił żadnego przestępstwa.

Głowa, uszy, genitalia

Nie ma powodu ukrywać, że Musa Doğan, Kurd z tureckim obywatelstwem, ma dramatyczną przeszłość. Popierał TKP-ML/TIKKO – radykalny odłam Komunistycznej Partii Turcji, oskarżany przez tureckie władze o działalność terrorystyczną. Zatrzymany w 1993 r., został oskarżony przez turecki wymiar sprawiedliwości o napad na bank, zranienie strażnika, podpalenia i uwięzienie w bagażniku taksówkarza. 19-latek traktowany był jak terrorysta. Najpierw sąd skazał go na karę śmierci, zmienioną później na dożywocie, a jeszcze później na 20 lat ciężkiego więzienia.

Musa się nie przyznawał. Twierdził, że jest niewinny, w więzieniach podejmował kolejne głodówki. Brał udział w słynnym strajku więźniów, który wybuchł w grudniu 2000 r. przeciwko więzieniom typu F, szczególnie ciężkim ośrodkom dla skazanych za działalność polityczną. 10 tys. uzbrojonych żołnierzy spacyfikowało 20 tureckich zakładów karnych, zginęło 30 więźniów i dwóch żandarmów. Doğan ze strajku wyszedł ciężko pobity, ale udało mu się przeżyć.

Przechodził przez kolejne zakłady karne. W Izmir-Buca służba więzienna pobiła go tak, że przez tydzień nie mógł wstać z łóżka. Nie miał też opieki lekarskiej. Potem Bursa, Çankiri, Yozgat, Kocaeli-Gebze, Kandira i Bolu (dwa ostatnie typu F).

W 2002 r. podjął kolejną głodówkę. Po 126 dniach w stanie krytycznym trafił do szpitala. Gdy stanął na nogi, uciekł, przedostał się do Szwajcarii, a w końcu do Szwecji, gdzie w 2007 r. urząd migracyjny przyznał mu pobyt stały. Klasa decyzji A7 oznacza ochronę uzupełniającą ze względu na to, że w kraju pochodzenia jest zagrożony torturami lub utratą życia.

Anna: – Opowiadał, że bili go pałką, razili prądem, wybijali zęby. Któregoś razu nie pozwolono mu spać przez cztery dni. O innych torturach nie chciał nawet mówić.

W styczniu 2009 r. upomniała się o niego Turcja, wysyłając wniosek o ekstradycję. Ruszył proces. Po dziewięciu miesiącach szwedzki Sąd Najwyższy odmówił wydania go Turcji. Doğan dostał w Szwecji ochronę międzynarodową, połączoną z prawem stałego pobytu. Sąd wskazał, że spędził w więzieniach łącznie ponad 10 lat. Potwierdził też, że Doğan był torturowany.

W dokumentach szwedzkich czytamy: „Założono mu opaskę na oczy, rozebrano do naga i bito po stopach, rażono je prądem, a także penisa, zęby, uszy i głowę. Wieszano go za ręce i uciskano jądra, oblewano zimną wodą”.

Dużo, nawet jak na człowieka, który napadł na bank.

Oficer prokuratorem

Czy zarzuty, na jakich Turcja opiera swój wniosek ekstradycyjny, są wiarygodne?

Doğan był sądzony w czasie funkcjonowania Państwowych Sądów Bezpieczeństwa (PSB), sądów specjalnych, utworzonych przez armię, do „zajmowania się naruszeniami bezpieczeństwa wymierzonymi przeciwko niepodzielnej integralności Państwa z jego terytorium i narodem, przeciwko wolnemu ustrojowi demokratycznemu lub przeciwko Republice” (art. 143 konstytucji, ogłoszonej za rządów junty wojskowej w 1982 r.). W PSB prokuratorem mógł być czynny oficer, w każdym składzie orzekającym zasiadał jeden sędzia wojskowy. W trakcie przesłuchań policja miała absolutnie wolną rękę. Oskarżonych trzymano w izolatkach, prawo przewidywało, że można im uniemożliwiać kontakty z prawnikiem przez cztery dni. Rodzina oskarżonego nie musiała być powiadamiana o zatrzymaniu.

Podczas procesu Doğana sędzią był Niyazi Erdoğan. Dopiero w 2011 r. wyszło na jaw, że jest odpowiedzialny za stosowanie tortur w więzieniu Diyarbakir – jednym z dziesięciu najcięższych więzień na świecie, zaraz po zamachu stanu 1980-84.

Z raportu Human Rights Watch wynika, że w latach 90. w tureckich więzieniach często zdarzały się egzekucje bez wyroku sądu czy zabójstwa polityczne, tortury zaś przybrały charakter pandemii – niemal raz na tydzień w ich wyniku umierał więzień.

W czasie, gdy Doğan stał przed sądem, Turcja była ogarnięta pełzającą wojną domową. Trwał konflikt państwa z Partią Pracujących Kurdystanu, dążącą do utworzenia na zajętych przez Kurdów ziemiach wschodniej Turcji i północnego Iraku osobnego państwa. Siły bezpieczeństwa paliły kurdyjskie wioski i przesiedlały ich mieszkańców, w odpowiedzi PKK przeprowadzała zamachy bombowe.

PSB prowadziły tysiące spraw wniesionych na podstawie Ustawy Antyterrorystycznej: „terror” oznaczał zarówno mordy polityczne i podpalenia, jak niewygodne poglądy. Na dziesięć miesięcy więzienia został skazany ówczesny burmistrz Stambułu, Recep Tayyip Erdoğan (obecnie premier Turcji). Cytowany przez niego podczas wiecu fragment wiersza PSB uznał za wezwanie do nienawiści religijnej.

Wydanie Doğana to wyrok śmierci

Zaraz po aresztowaniu, Anna Kupiszewska zgłasza się po pomoc do polskich i międzynarodowych organizacji broniących praw człowieka. Wynajmuje obrońcę dla męża, ściąga kolejne dokumenty ze Szwecji, zanosi do tłumacza przysięgłego. Specjalne opinie, które zostaną przesłane do sądu, m.in. o prawach człowieka w Turcji i grożących tam torturach, informację, na czym polega ochrona międzynarodowa, wydają Amnesty International Polska i Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

O uniemożliwienie ekstradycji apeluje w liście otwartym do władz Szwecji, Polski oraz do członków Parlamentu Europejskiego Stowarzyszenie „Maison Populaire” w Genewie, zajmujące się prawami człowieka. Opisuje w nim, że Turcja jest znana ze stosowania tortur na szeroką skalę. „Polska zaś jest stroną, która podpisała Konwencję Genewską, Rząd Polski ma więc obowiązek przejęcia odpowiedzialności w relacjach międzynarodowych i w sprawach humanitarnych: ekstradycja pana Doğana do Turcji byłaby podpisaniem wyroku śmierci i poważnie pogwałciłaby konwencje międzynarodowe”.

Maciej Fagasiński z Amnesty International: – Większość państw Unii Europejskiej harmonizuje swoją politykę, jeśli chodzi o przyznawanie azylu. Polska i Szwecja uczestniczą w tym systemie, dlatego prawa tych krajów w zakresie ochrony międzynarodowej są zbliżone. Interpretacja pewnych zapisów może się różnić, jednak co do zasady definicje i procedury związane z rozpoznawaniem osób, które potrzebują ochrony międzynarodowej, są podobne.

Okazuje się, że sprawa nie jest jednak oczywista. Informacje dotyczące osób, które otrzymały ochronę międzynarodową w danym kraju UE, nie są przekazywane do innych krajów członkowskich. Inaczej mówiąc: w bazie Interpolu znajduje się informacja o tym, że Doğan jest przestępcą, ale już danych ofiary przemocy politycznej nie ma.

Straż Graniczna twierdzi, że o ochronie międzynarodowej nie miała pojęcia, wypełniła więc swoje zadanie: schwytać Doğana.

Patrycja Loose, rzeczniczka prasowa ministra sprawiedliwości, zwraca uwagę, że sytuacja nie jest jednoznaczna, bo nie jesteśmy związani orzecznictwem innych krajów Unii. – Polskie sądy są niezawisłe, nie może więc być mowy o automatycznym powielaniu decyzji. Z drugiej jednak strony bierzemy pod uwagę stanowisko krajów z nami związanych – tłumaczy.

– Żaden przepis prawa polskiego nie mówi wprost o tym, że np. status uchodźcy nadany w innym kraju jest uznawany w Polsce – przyznaje prawnik Jacek Białas z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, zajmujący się pomocą prawną dla migrantów i uchodźców. – Mimo że takiego zapisu nigdzie nie ma, to pośrednio można wyciągnąć wniosek, że powinien być honorowany.

Niepełne dokumenty

Jak udało się nam dowiedzieć, przesłane z Ankary dokumenty w języku angielskim i tureckim to w dużej części nieczytelne kserokopie. Brakuje na nich podpisów i pieczęci, nie zgadzają się sygnatury, a uzasadnienie wyroku śmierci jest ucięte w dolnej części. Tłumacz przysięgły rzeszowskiego sądu znalazł tak wiele błędów językowych oraz sprzecznych informacji, że tłumaczenie ich uznał za bezcelowe. Kilka dni temu do Rzeszowa trafiły dokumenty w języku tureckim, w tej chwili trwa ich tłumaczenie.

Anna Łyp, adwokat Doğana: – Jestem zbulwersowana, że na podstawie tak niepełnych dokumentów mój klient przesiaduje w areszcie.

Złożyła zażalenie na areszt, ale zostało odrzucone.

Co się stanie, jeśli polski sąd uzna wniosek o ekstradycję za zasadny, a ministerstwo sprawiedliwości, od którego zależy ostateczna decyzja, do tej opinii się przychyli?

Anna Kupiszewska: – Mój mąż wróci do Turcji, gdzie najprawdopodobniej czekają go tortury.

Żona Doğana, rząd Szwecji i organizacje walczące o prawa człowieka są tego niemal pewne. Zarówno Amnesty International, jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka przesłały swoje opinie do rzeszowskiego sądu i są przekonane o grożącym Doğanowi niebezpieczeństwie.

Turcja, która aspiruje do członkostwa w UE, zniosła już co prawda karę śmierci, ale organizacje ochrony praw człowieka twierdzą, że nadal stosowane są tam tortury.

Fagasiński: – Tortury i inne okrutne, nieludzkie, poniżające traktowanie lub karanie stanowią w Turcji istotny problem. Co więcej: ci, którzy je stosują, pozostają praktycznie bezkarni. Raport Komisji Parlamentarnej ds. Praw Człowieka Parlamentu Europejskiego ukazuje, że w latach 2003-08 w 35 sprawach dotyczących tortur oraz innego okrutnego, nieludzkiego lub poniżającego traktowania, których miało dopuścić się 432 podejrzanych pracowników służby publicznej ze Stambułu, nie wskazano ani jednego winnego!

I dodaje: – Sąd musi ocenić, czy cudzoziemcowi grożą tortury lub inne okrutne, nieludzkie lub poniżające traktowanie albo karanie. Jeśli tak, to w myśl Europejskiej Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności przekazanie cudzoziemca jest niedopuszczalne.

Zastępca prokuratora okręgowego w Rzeszowie Jaromir Rybczak uspokaja: – Sąd okręgowy oceni oczywiście, czy nie ma w tym przypadku „przeszkód ekstradycyjnych”. Taką „przeszkodą” może być choćby działalność polityczna, na podstawie której Turcja ściga Doğana.

Rybczak nie ukrywa jednak, że z punktu widzenia sędziów sprawa nie jest jednoznaczna: przeszkoda przestaje obowiązywać, jeśli osadzony został skazany za akty terrorystyczne. Tak jest w przypadku Doğana. Ale wątpliwości działają w obie strony: – Mamy wydać przestępcę, a z drugiej strony grozi mu niehumanitarne traktowanie – przyznaje Rybczak.

Wiadomo więc, że Doğan w Turcji może być torturowany. A jaką mamy pewność, że jest przestępcą?

Przedstawiciele AI i HFPCz są zgodni: – Tak naprawdę nie wiemy. Doğan był sądzony w nierzetelnym procesie, co oznacza, że być może nie jest winien zarzucanych mu czynów.

Sprawę pilnie obserwuje dr Joanna Bocheńska, tłumaczka z języka kurdyjskiego i jeden z nielicznych w Polsce specjalistów ds. Kurdów w Turcji. Zapytaliśmy ją m.in. o związki Dogana z TKP. – Członkami lub sympatykami takich organizacji była wtedy większość kurdyjskiego społeczeństwa, nawet wielu bardzo szanowanych obecnie działaczy społecznych i intelektualistów, którzy dziś zdecydowanie sprzeciwiają się przemocy i walce zbrojnej jako sposobowi rozwiązania problemu kurdyjskiego – tłumaczy. – Było to związane z pewnym duchem czasów, które obfitowały w przemoc po jednej i po drugiej stronie. Działalność takich ugrupowań była owocem społecznej frustracji i agresji wynikłych z bezsilności wobec państwowego bestialstwa i przemocy serwowanych Kurdom zwłaszcza po roku 1980.

– Mimo odwilży, jaka nastąpiła w Turcji w latach ostatnich, rzeczywiste zmiany w tym kraju następują bardzo powoli. Wymiar sprawiedliwości pozostaje skorumpowany, nierzadko podległy naciskom różnych sił politycznych w państwie (np. armia, główna partia polityczna), zdarzają się nawet przypadki nieznajomości obowiązującego prawa i zupełnie samowolnych decyzji. Dlatego zwłaszcza w przypadku osób kurdyjskiego pochodzenia, oskarżanych o poglądy lewicowe i tzw. „chęć podzielenia państwa” lub o „działanie na jego szkodę”, „terror” etc., decyzji tureckich trybunałów nie można i nie wolno uznać za w pełni bezstronne i wiarygodne – ostrzega kurdolożka.

Bocheńska zwraca też uwagę, że Musa Doğan wywodzi się ze społeczności alewickiej – muzułmańskiej mniejszości, która stanowi dziś trzon opozycji wobec rządzącej partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). – Tym samym nie można wykluczyć, że rzetelne rozpatrzenie oskarżeń ciążących na Musie Doğanie mogło i wciąż może nie leżeć w interesie sprawujących władzę, nawet jeśli znacznie przychylniejszym okiem spoglądają oni dziś na innych Kurdów – muzułmanów sunnitów – dodaje.

O komentarz do sprawy poprosiliśmy Ambasadę Turcji. Do zamknięcia numeru nie odpowiedziała.

Doğan przez żonę przekazuje, że jest niewinny.


Sprawiedliwość po turecku
W styczniu o tureckim sądownictwie zrobiło się głośno za sprawą księżnej Yorku Sarah Ferguson. Turecki wymiar sprawiedliwości oskarżył ją o „złamanie prawa poprzez nakręcenie reportażu i naruszenie prywatności pięciorga dzieci” w trakcie sporządzania dokumentacji w 2008 r. Wtedy to Ferguson udała się incognito do Turcji, żeby zapoznać się, na potrzeby programu brytyjskiej telewizji, z sytuacją w tamtejszych sierocińcach. Nakręciła potajemnie film, na którym widać zobojętniały personel i dzieci przywiązane do łóżek. Za zarzucane jej przestępstwo grozi jej w Turcji 22,5 roku więzienia.
To, co zrobiła, nie jest przestępstwem w świetle prawa brytyjskiego, a żeby oddać ją Turcji, powinno być nim w obu państwach. Najprawdopodobniej ekstradycji księżnej nie będzie
.



Współpraca: Michał Olszewski

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2012