Erdoğan może wygrać dzięki Turkom żyjącym w Niemczech

Większość Turków żyjących w Niemczech popiera tureckiego prezydenta. Kim są ludzie, którzy jak żadna inna grupa etniczna zmienili Niemcy?

07.05.2023

Czyta się kilka minut

Turcy żyjący w Niemczech właśnie oddali głos w specjalnych kabinach-kontenerach, przygotowanych przez konsulat turecki w Berlinie. 27 kwietnia 2023 r.  / MAJA HITIJ / GETTY IMAGES
Turcy żyjący w Niemczech właśnie oddali głos w specjalnych kabinach-kontenerach, przygotowanych przez konsulat turecki w Berlinie. 27 kwietnia 2023 r. / MAJA HITIJ / GETTY IMAGES

Erdoğan zbudował tyle dróg i mostów. Wiadomo, nikt nie jest doskonały, ale AKP to najlepszy wybór, szczególnie gdy porównać ją do innych tureckich partii – młoda kobieta w rozmowie z telewizją nie ma problemu, by zdradzić, na kogo właśnie zagłosowała.

– Mam nadzieję, że Erdoğan przegra, żeby nasza demokracja wygrała – mówi inna.

Nieopodal niektórych lokali wyborczych – tam, gdzie zgodę na to wyraziły lokalne władze – na latarniach wiszą plakaty ze zdjęciem tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana i hasłem „Doğru Zaman, Doğru Adam”. Czyli: „Właściwy czas, właściwy człowiek”.

Wszystko to nie dzieje się jednak w Turcji – tam podwójne wybory, prezydenckie i parlamentarne, odbędą się w niedzielę 14 maja. To sceny z Niemiec, kraju z największą turecką diasporą na świecie. Spośród blisko trzech milionów mieszkańców Niemiec, którzy mają tureckie korzenie, półtora miliona wciąż posiada tureckie obywatelstwo, co umożliwia im udział w tureckich wyborach. A uzyskanie wypowiedzi od tych, którzy już oddali głos, to efekt przepisów, jakie umożliwiają Turkom żyjącym poza granicami, także w Niemczech, głosowanie wcześniejsze, w okresie od 27 kwietnia od 9 maja.

Tureckie święto w centrum Berlina

69-letni Erdoğan wraz ze swoją Partią Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) rządzi Turcją już od przeszło 20 lat – najpierw jako premier (od roku 2003 do 2014), a potem jako prezydent (od roku 2014 do dziś). Choć z dłuższej perspektywy może wyglądać to tak, jakby był niepodważalnym władcą absolutnym, to jednak dwukrotnie wybory prezydenckie wygrywał, zdobywając jedynie nieznacznie ponad połowę głosów.


NIEMCY: AKTYWIŚCI SKRAJNEJ LEWICY POLUJĄ NA NEONAZISTÓW

W Niemczech dobiega końca najgłośniejszy proces ostatnich lat >>>>


Tym razem nie może być pewien nawet tego. Opozycji udało się zjednoczyć i wystawić wspólnego kandydata: 74-letni Kemal Kılıçdaroğlu, lider Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), nazywany jest „tureckim Gandhim”. Jego spokojny charakter i urzędnicze doświadczenie procentują w czasie kumulowania się licznych kryzysów, z jakimi zmaga się dziś Turcja. Sondaże to jemu przypisują szansę na zwycięstwo. Trend mu sprzyja, jego wiece przyciągają setki tysięcy ludzi.

W tym czasie Erdoğan, widocznie osłabiony chorobą (plotki głoszą, iż miał zawał serca; w każdym razie ostatnio brał udział w wyborczych imprezach tylko online), traci wizerunek silnego przywódcy. Pojawia się więc realna szansa na dojście do władzy polityka, który zapowiada odbudowę demokratycznych fundamentów kraju, praworządności i wolności słowa – tych, które obóz obecnego prezydenta niszczył przez ostatnie dwie dekady.

Wszystko wskazuje na to, że tureckie wybory z 14 maja 2023 r. – już teraz ochrzczone mianem najważniejszego głosowania na świecie w tym roku – to wyścig, w którym liczy się naprawdę każdy głos.

Także ten oddany w Niemczech. O ile w 2018 r. Erdoğan otrzymał 52,6 proc. wszystkich oddanych głosów, o tyle na terenie Niemiec głosowało na niego aż 64,8 proc. W noc wyborczą po ogłoszeniu wstępnych wyników na ulice Berlina wyszły tłumy Turków. Powiewały tureckie flagi, wybuchały fajerwerki, a nazwisko prezydenta niosło się echem po niemieckiej stolicy.

Towarzyszyły temu zdziwione spojrzenia rdzennych Niemców. Może po cichu zastanawiali się, jakim cudem ludzie od pokoleń mieszkający w Republice Federalnej, gdzie zasady liberalnej demokracji są traktowane niczym dekalog, głosują na satrapę, który jest na bakier z podstawami demokracji.

Bundesrepublika w mgiełce orientalnych przypraw

Władze w Ankarze widzą w niemieckich Turkach przede wszystkim ważną grupę wyborczą. Półtora miliona głosów, które są do wzięcia na terenie Niemiec, może przeważyć o wyniku wyborów – także tych nadchodzących. Z kolei dla niemieckich władz przywiązanie tak dużej grupy mieszkańców do dalekiej ojczyzny jest problemem.

Turcy są bowiem największą grupą obcokrajowców – w dalszej kolejności plasują się Polacy (870 tys.), Syryjczycy (867 tys.), Rumuni (844 tys.) i Włosi (646 tys.). Przez dekady debaty na temat obcokrajowców żyjących w Niemczech dotyczyły de facto osób, które przyjechały do kraju łączącego jak żaden inny geograficznie, ale i kulturowo Europę i Azję.

Nie ma też drugiej grupy etnicznej, która w takim stopniu zmieniła Republikę Federalną. Kraj zdominowany przez luterańską skromność, minimalizm i etykę pracy wraz z powiększającą się turecką społecznością zaczął nabierać intensywnych barw i zapachów. Każde większe miasto dawnych zachodnich Niemiec (wraz z Berlinem Zachodnim) dorobiło się swojej tureckiej dzielnicy lub przynajmniej ulic, przy których Turcy zwykli się osiedlać.

Panuje tam większy gwar. Nazwy warzywniaków, sklepów mięsnych z ofertą halal, cukierni, herbaciarni, kebabowni, barberów i wielu innych lokalnych sklepików są często zapisane na szyldach i po niemiecku, i po turecku. A czasem tylko w tym drugim języku, choć już dawno przestały być odwiedzane tylko przez klientów pochodzących z Turcji. Rdzenni Niemcy, nazywani przez obcokrajowców złośliwie „kartoflami”, również cenią sobie ofertę, która tak dalece odbiega od tej dostępnej w „niemieckich” sklepach spożywczych i usługach.

Tureckie korzenie ma wiele osób, które piastują ważne funkcje w niemieckim systemie partyjno-państwowym. Socjaldemokratka Aydan Özoğuz jest wiceprzewodniczącą Bundestagu, a Cem Özdemir z Partii Zielonych sprawuje funkcję ministra rolnictwa. Na tureckie nazwiska można często natknąć się w świecie kultury i sportu, by wspomnieć reżysera ­Fatiha Akina („Głową w mur”, „Soul Kitchen”) czy byłego już piłkarza Mesuta Özila. W czasie pandemii światową sławę zyskali Özlem Türeci i Uğur Şahin – małżeństwo stojące na czele firmy BioNTech, która wyprodukowała szczepionkę przeciw koronawirusowi.

Mieli przyjechać na chwilę, pozostali na zawsze

Turcy nie pojawili się w Niemczech (najpierw zachodnich) bez powodu. Po części zostali tam osiedleni zgodnie z wolą polityków obu państw.


INDIE BUDUJĄ KOLEJ DO KASZMIRU. TO BĘDZIE NAJWYŻSZY MOST ŚWIATA

Wojciech Jagielski: Istny cud inżynierii powstanie nad himalajską rzeką Ćanab. Wiodąca nim kolej połączy Kaszmir z Indiami i odbierze mu resztki odrębności >>>>


Republika Federalna, choć pokonana w II wojnie światowej, już w latach 50. XX w. za przyzwoleniem aliantów intensywnie zaczęła odbudowywać gospodarkę. Szło to tak dobrze, że szybko pojawił się problem braku rąk do pracy. Ponieważ firmy zaczęły nielegalnie ściągać pracowników z innych krajów, państwo postanowiło uregulować tę kwestię. Już w 1955 r. rząd RFN zawarł porozumienie z rządem Włoch o „werbowaniu i pośredniczeniu w zatrudnieniu włoskiej siły roboczej w Republice Federalnej”. W kolejnych latach podobne w treści umowy zawarto z Hiszpanią (1960), Grecją (1960), Marokiem (1963), Portugalią (1964), Tunezją (1965) i Jugosławią (1968).

Z demograficznego punktu widzenia najpoważniejsza w skutkach okazała się umowa z Turcją, zawarta w 1961 r. („w sprawie zatrudniania pracowników tureckich w Republice Federalnej Niemiec”).

Rzecz miała być wybitnie tymczasowa. Gastarbeiterzy – jak ich nazywano; dosłownie: „pracownicy gościnni” – mieli przyjeżdżać na parę lat, odpracować swoje kontrakty i wrócić do ojczyzny. Jednak kopalnie i fabryki – tam Turcy pracowali przede wszystkim – nie chciały pozbywać się dopiero co wyuczonych pracowników.

Pod presją pracodawców w 1964 r. rządy w Bonn i Ankarze podpisały nowy układ, na podstawie którego tureccy pracownicy mogli zostać dłużej i ściągnąć rodziny. Przybyszów szybko zrównano w prawach z rdzennymi obywatelami. Turcy otrzymali dostęp do systemu socjalnego, w tym do zasiłku na dzieci.

Z konserwatywnej Anatolii do Zagłębia Ruhry

Do 1973 r., kiedy umowę wstrzymano, w zachodnich Niemczech osiedliła się już ponad półmilionowa wspólnota turecka – zwłaszcza w miastach Zagłębia Ruhry, gdzie pracę oferowały kopalnie i przemysł ciężki, ale z czasem także w innych miejscach. Z biegiem lat podejmowali też inne zajęcia, jak handel (warzywniaki) czy gastronomia.

– Do Niemiec przybyli głównie mieszkańcy miasteczek i wsi z Anatolii – tłumaczy w rozmowie z „Tygodnikiem” Caner Aver, ekspert Centrum Studiów Tureckich i Badań nad Integracją w ­Essen. Turcja była w latach 60. XX w. krajem głównie rolniczym, w rolnictwie pracowało 80 proc. jej mieszkańców. – Ich światopogląd był konserwatywny, zbudowany wokół tradycyjnie pojętej religijności – Aver nawiązuje również do obecnych preferencji wyborczych tej grupy.

Tymczasem to właśnie do ludzi z tureckiej prowincji zaadresował swój program Erdoğan. Religijni muzułmanie otrzymali od jego partii dobrze skrojoną ofertę „powstania z kolan” po wielu dekadach laicyzacji przestrzeni publicznej, którą po I wojnie światowej zaprowadził twórca republiki Mustafa Kemal Atatürk. Erdoğan wielokrotnie ustawiał się w roli obrońcy muzułmanów. Również to budziło sympatię wśród niemieckich Turków.

Pierwsze dekady ich życia w nowym państwie przebiegały dość spokojnie. Niemcy patrzyli na gastarbeiterów co najwyżej jako na nowy orientalny akcent w ich sąsiedztwie. Jeszcze długo powszechne było przeświadczenie, że ­przybysze, kiedy już odłożą pokaźną sumę ­marek niemieckich, wrócą do ­siebie. Gdy stało się jasne, że większość nie wróci, Turcy zaczęli być coraz częściej ­przedstawiani jako problem. Kanclerz Helmut Kohl zaraz po objęciu władzy w 1982 r. chciał „zredukować liczbę ­Turków o 50 procent”, co jednak skończyło się na rządowej propozycji jednorazowych bonusów pieniężnych dla tych bezrobotnych Turków, którzy zechcą wrócić do ojczyzny. Nie odniosło to masowego skutku.

W latach 90. XX w. w Niemczech doszło do szeregu ksenofobicznych zamieszek i ataków, których ofiarami, także śmiertelnymi, padały osoby pochodzące z Turcji. Agresja wobec tej grupy to problem, który istnieje do dziś.

Kolejne pokolenie głosuje na przekór

Pierwsze pokolenie tureckich gastarbeit­erów było skupione na pracy i zapewnieniu lepszej przyszłości swoim dzieciom. Ale kolejne pokolenia, urodzone już w Niemczech, wcale nie stały się automatycznie wzorowymi niemieckimi obywatelami. To właśnie wśród młodych dziś wiekiem wnuków pokolenia, które przybyło do Niemiec za pracą, nie brakuje zagorzałych zwolenników Erdoğana.

– Ta grupa wskazuje na swoje osiągnięcia, na opanowany język, wykształcenie, osiągnięcia na rynku pracy, ale i na poczucie, że pomimo tych wszystkich wysiłków nie czują się pełnoprawnymi obywatelami tego kraju – mówi „Tygodnikowi” Caner Aver.

Aver wskazuje, że w tej grupie widoczny jest mechanizm głosowania na przekór. Skoro w Niemczech Turcja pod rządami Erdoğana prezentowana jest niemal wyłącznie negatywnie, to taka krytyka dotyka również osobiście osoby związane z tym krajem i wzmacnia w nich potrzebę wyrażenia solidarności z ojczyzną. Przekłada się to na głos oddany na polityka, który tak chętnie odwołuje się do wyjątkowości i wielkości tureckiego narodu.

Symboliczny jest tu przykład wspomnianego już Mesuta Özila. Były piłkarz niemieckiej reprezentacji walnie przyczynił się do jej kilku epokowych zwycięstw. A jednak w końcu stwierdził, że dla niemieckich kibiców „byłem Niemcem, gdy wygrywałem, a Turkiem, gdy przegrywałem”. Özil często wyrażał sympatię wobec Erdoğana. Urodzony w Gelsenkirchen w Zagłębiu Ruhry, obecnie powrócił do kraju swoich rodziców.

Prezydent prosi o poparcie

Nastroje w tureckiej społeczności pogorszyły się dodatkowo po wybuchu kryzysu migracyjnego. Kolejne fale uchodźców i imigrantów, które po 2015 r. docierały do Niemiec, rozbudziły tu nie tylko „kulturę życzliwości” (­Willkommenskultur), ale u wielu również przekonanie, iż kraj jest w tej kwestii na granicy możliwości; a także siły jawnie już ksenofobiczne: Alternatywa dla Niemiec, która sprzeciwia się przyjmowaniu nowych migrantów, zasiada w ­Bundestagu i może dziś liczyć na 16 proc. poparcia.


SUDAN: JAK DALEKO SIĘGNIE WOJNA

Uliczna wojna, jaką drugi tydzień toczą na ulicach Chartumu rywalizujący ze sobą o władzę generałowie, może przeobrazić się w konflikt, w który wciągniętych zostanie pół tuzina bliższych i dalszych sąsiadów Sudanu >>>>


– To dla mieszkających w Niemczech Turków nie jest obojętne – uważa Aver. – Często można odnieść wrażenie, że w debatach wszyscy muzułmanie, a więc i Turcy, są wrzucani do jednego worka.

To nie pomaga w budowaniu więzi z krajem zamieszkania, a Erdoğan potrafił wykorzystać takie nastroje. Wielo­krotnie zwracał się do mieszkających w Niemczech Turków z prośbą o poparcie. Po stłumieniu próby puczu w 2016 r. i przed referendum z 16 kwietnia 2017 r. (w sprawie zmiany systemu władzy z parlamentarnego na prezydencki) chciał wysłać swoich polityków z kampanią do niemieckich miast, a gdy w większości przypadków napotkali na odmowy, skończyło się na wyzywaniu Niemców od nazistów.

Wówczas nie skąpił nawet rad, na jakie niemieckie partie mają głosować Turcy posiadający niemiecki paszport, a na jakie nie.

Przez 20 lat rządów jego ugrupowanie zbudowało w Niemczech sieć powiązań, na którą składają się organizacje kulturalno-społeczne, meczety i ich imamowie (edukowani i finansowani bezpośrednio przez Ankarę), jak też mniej formalne, a często skrajnie nacjonalistyczne środowiska. W utrzymaniu kontaktu z dalekimi wyborcami pomaga fakt, że prezydencka partia AKP niemal całkowicie kontroluje media, zwłaszcza turecką telewizję, do której dostęp nie stanowi w Niemczech problemu.

Świętowanie będzie na pewno

Jednak obok kwestii tożsamościowo-ideowych głównym argumentem za oddaniem głosu na Erdoğana były dla niemieckich Turków w ostatnich latach kwestie ekonomiczne. „Niemcy zawsze były podziwiane przez Turcję jako kraj przemysłu. Niemieckie drogi były zawsze symbolem dobrze prosperujących Niemiec. Teraz także w Turcji są lepsze drogi, co sprawiło, że ten podziw stał się mniej odczuwalny” – mówił Hasan Alkas, wykładowca niemieckich uczelni o tureckich korzeniach, w rozmowie z magazynem „WirtschaftsKurier”.

Niemieccy Turcy utrzymują kontakt z krajem pochodzenia. Gdy jadą tam na wakacje, nie widzą ograniczanej praworządności ani uwięzionych dziennikarzy, lecz infrastrukturalne projekty, w które partia Erdoğana inwestowała na przestrzeni ostatnich 20 lat. – Pamiętam, jak źle wyglądało życie w Turcji przed dojściem Erdoğana do władzy – mówił niemieckim mediom mężczyzna po trzydziestce po tym, jak oddał głos w tureckiej ambasadzie w Berlinie.

Ostatnio jednak argument ekonomiczny utracił mocno na wartości. Turcja tkwi w kryzysie ekonomicznym, ceny rosną w zastraszającym tempie. Niedawno obóz prezydencki był oskarżany o opieszałość w organizowaniu pomocy dla ofiar trzęsienia ziemi, które w lutym zabiło 50 tys. ludzi. Turecka opozycja ma swoją szansę.

W atmosferze zaciętej rywalizacji wyborczej jedno jest pewne: bez względu na wynik niemieccy Turcy – zwolennicy jednego lub drugiego kandydata – wyjdą tłumnie na ulice, by świętować zwycięstwo. I manifestować przywiązanie do dalekiego ukochanego kraju. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Gastarbeiterzy za Erdoğanem