Otulina. Felieton Wojciecha Bonowicza

W pomaganiu – oprócz konkretnych działań – bardzo ważna jest otoczka, która wzmacnia lub osłabia ich efekt, sprawia, że są trwałe lub, przeciwnie, ich energia szybko się wyczerpuje.

25.04.2022

Czyta się kilka minut

fot. Grażyna Makara /
fot. Grażyna Makara /

Jak mogę pomóc? – to pytanie słyszę ostatnio bardzo często. Co mam zrobić, skoro nie mogę dać pieniędzy, bo nie mam, mieszkanie za małe, by kogokolwiek przyjąć, do punktów pomocy muszę dojechać, a to wymaga czasu, nie jestem w stanie dyżurować zbyt długo, bo kręgosłup… Co mogę dać – skoro nic nie mogę?

Kiedy odpowiadam, że skoro nie ma się nic innego do dania, można dać dobre słowo, wiele osób krzywi się ironicznie. No tak, chcieliby zrobić coś namacalnego, co dałoby im poczucie sprawczości. A może też – nie lekceważmy i tego motywu – coś, czym mogliby się pochwalić przed innymi. Ja tymczasem proponuję im pomoc symboliczną, właściwie nie pomoc, tylko grzeczność, dobre wychowanie, a więc coś nieuchwytnego. Coś, co wydaje się nie mieć znaczenia.

Tymczasem w pomaganiu – oprócz konkretnych działań – bardzo ważna jest otoczka, która wzmacnia lub osłabia ich efekt, sprawia, że są trwałe lub, przeciwnie, ich energia szybko się wyczerpuje. Tak jak na wojnie walczące strony prowadzą walkę na informacje, wojnę propagandową, decydującą niekiedy o powodzeniu militarnych przedsięwzięć, tak samo w pomaganiu słowo może mobilizować lub demobilizować do działania, podbudowywać lub osłabiać morale. Widzimy to wyraźnie w ostatnich miesiącach: jeśli chcących przekroczyć nasze granice otaczają dobre słowa, atmosfera życzliwości i zrozumienia, wiele osób otwiera swoje serca, nie kalkulując, czy to rozsądne, ile to będzie kosztować. Wszystko nagle się upraszcza: są potrzebujący i my, którzy możemy im pomóc. Jeśli natomiast w obiegu są przede wszystkim złe słowa – deprecjonujące, podsycające nieufność i podejrzliwość – o takie otwarcie dużo trudniej, a ci, którzy ruszają na pomoc, są w swoich wysiłkach odosobnieni.

Tak, to oczywiście źle brzmi: dać dobre słowo. Z różnych przyczyn stało się tak, że kiedy mówimy o „dobrym słowie”, mówimy o tym na ogół z ironią, a nawet sarkazmem. Ktoś „daje dobre słowo”, żeby nie dać niczego konkretnego. Cóż po „dobrym słowie” głodnemu albo temu, kto nie ma domu, w którym mógłby spędzić najbliższą noc?

Żeby obrazowo wytłumaczyć, dlaczego „dobre słowo” jest tak ważne, używam obrazu otuliny. Słowna otulina, słowne otoczenie naszych działań – to, w jaki sposób o kimś czy o czymś mówimy – decyduje o tym, czy nasza pomoc będzie skuteczna, czy też się rozproszy. Jeśli otulina jest dostatecznie „gruba” i „ciepła”, pomoc bywa skuteczniejsza. Dotyczy to uchodźców, ale też wszystkich potrzebujących, których mamy wokół siebie na co dzień. Od wielu z nich oddzielają nas przesądy i stereotypy zapisane w słowach. Złe albo tylko obojętne słowa, które zalęgły się w naszych głowach, czynią ich niewidzialnymi, a niekiedy także „skazanymi”. Zauważmy na przykład, że nawet z pozoru opisowe słowo „bezdomny” jest negatywnie nacechowane: to ktoś, kto nosi w sobie jakąś skazę, winę, „coś z nim jest nie tak”, skoro znalazł się „na ulicy”. Dlatego ważnym aspektem pomagania jest odzyskiwanie, odczarowywanie pewnych słów, a tam, gdzie to niemożliwe, wprowadzanie nowych sposobów opisywania – rzetelniejszych, bardziej sprawiedliwych.

Ciepła otulina to taka, która utrzymuje odpowiednią temperaturę rozmowy, zwłaszcza gdy dotyczy nowych i skomplikowanych sytuacji. Zaczął się właśnie kolejny, trudniejszy etap pomagania uchodźcom wojennym z Ukrainy. Tym, którzy chcą kontynuować pomoc, potrzebne jest nie tylko wsparcie państwa, ale też solidarność społeczeństwa. Społeczeństwa, które – dodajmy – samo nie wie, jakie jest i jakie ma być, na co je stać i jak długo będzie w stanie trwać w mobilizacji. Otulające słowa stają się teraz równie ważne jak ciepły koc i łyk gorącej herbaty po długim marszu. Nie chodzi o to, żeby pomijać milczeniem rodzące się problemy, ale by mówić o nich w sposób możliwie rzeczowy, nienacechowany i życzliwy. Życzliwość to założenie, że szukamy rozwiązań problemów, a nie eskalujemy emocje, które się z nimi wiążą. Ciepła słowna otulina będzie w najbliższym czasie potrzebna wszędzie – przy stole, w sklepie, w miejscu pracy, w urzędach, w przychodniach i w kościołach. I oczywiście w internetowych dyskusjach, które mają to do siebie, że często zatapiają problem – a wraz z nim konkretnych, potrzebujących naszej życzliwości ludzi – w powodzi złych słów.

Wszędzie tam – uwierzmy w to – możemy pomóc. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Otulina