Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To termin nieopisany prawnie, a oznaczający radykalne ograniczenie przemieszczania się. Rząd już na wiosnę wykazywał kreatywność w poszukiwaniu alternatywnych wobec konstytucyjnych rozwiązań: stąd m.in. ogłoszony rozporządzeniem „stan epidemii”.
Na razie wzniesiono ostatnią linię umocnień. Wszystkich uczniów wysłano na nauczanie zdalne – ruch, zdaniem wielu ekspertów, spóźniony o nawet półtora miesiąca. To przede wszystkim otwarcie we wrześniu nieprzygotowanych na atak koronawirusa szkół odpowiada za obecne dramaty. Po raz pierwszy od wielu tygodni restrykcje dotknęły kultu religijnego: w kościołach będzie mogła przebywać 1 osoba na 15 m kw. (dotychczas: 1 osoba na 7 m kw.). Wielu biskupów przywróciło dyspensę zwalniającą z obowiązku osobistego uczestnictwa w eucharystii. Niestety w wypowiedziach duszpasterzy nie pojawia się tak często, jak na wiosnę, temat komunii duchowej i doskonałego żalu za grzechy. Tymczasem niedzieli bez mszy w kościele nie wyobrażają sobie przede wszystkim ludzie starsi, najbardziej zagrożeni ciężkim przebiegiem COVID-19. Troska o ich zdrowie powinna się dzisiaj przejawiać w wezwaniu: nie przychodźcie, módlcie się przed ekranami.
Kiedy zamykamy ten numer „Tygodnika”, kolejny dzień z rzędu liczba dobowych zakażeń zbliża się do 30 tys. Doścignęliśmy pod tym względem światową czołówkę. Wskaźnik ten dalej będzie szedł w górę – skok w wykresach spowoduje m.in. włączenie do diagnozowania testów antygenowych drugiej generacji, a także raportowanie prywatnie przeprowadzonych testów bezpośrednio do systemu państwowego, bez pośrednictwa sanepidu. Nie będzie to jednak wzrost liczby zakażeń, tylko wzrost wykrywalności. Sytuację epidemiczną pogarszają trwające od ponad dwóch tygodni protesty uliczne: duża liczba interakcji społecznych musi doprowadzić do transmisji wirusa nawet przy zachowaniu reżimu sanitarnego. Można podejrzewać, że winą za rozwój epidemii politycy obarczą właśnie protestujących. Podczas konferencji 5 listopada premier powiedział, że według naukowców z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW „każdego dnia wzrost liczby zakażeń na skutek protestów ulicznych może wynosić około 5 tys. osób”. Tymczasem już dzień wcześniej badacze ci podkreślali, że ich model nie uprawnia do wyciągania takich wniosków. Rodzi to obawy, że rząd nie będzie stronił od kolejnych manipulacji.
Według anestezjologa prof. Wojciecha Szczeklika stoimy na skraju katastrofy. Minister zdrowia Adam Niedzielski ocenił w zeszłym tygodniu, że „system opieki zdrowotnej jest na granicy wydolności”, ale zdaniem ratowników medycznych, krążących od szpitala do szpitala w poszukiwaniu miejsca dla pacjentów, czy lekarzy z oddziałów intensywnej terapii zmuszonych wybierać, kogo podłączyć do respiratora – system runął już dawno. Oficjalne statystyki zgonów są bardzo wysokie i zbliżają się do 500 dziennie. To może być jednak ułamek prawdy. Coraz więcej chorych będzie umierało w domach, nie doczekawszy się pomocy medycznej – i nie znajdą się w rejestrach.
Nie widać żadnych przesłanek za tym, żeby poziom zakażeń miał spadać. Restrykcje wprowadzone 17 października nie przyniosły skutków. Brakuje już jakichkolwiek narzędzi do walki z wirusem, rząd więc prawdopodobnie zdecyduje się na te ostateczne. „Kwarantanna narodowa” czeka nas niemal na pewno. ©℗