Ostatni bastion Macierewicza

A jednak eksplozja. Wszystko wskazuje, że w tę stronę zmierza podkomisja smoleńska. Dotychczas im większe problemy miała ona sama i jej polityczny patron, tym ostrzejsze stawiała tezy.

29.01.2018

Czyta się kilka minut

Antoni, Antoni!” – skandował tłum podczas ostatniej miesięcznicy. Ale tym razem ich faworyta zabrakło w pierwszym szeregu. Ostatnim atutem, jaki mu został w ręku, jest piecza nad działającą w MON podkomisją smoleńską. Tą samą, którą tak uroczyście powoływał. Wtedy też obiecał prawdę o „największej tragedii w dziejach światowego lotnictwa”. Czy dziś znajdzie ona dowody uwiarygodniające jej ustalenia?

W stronę wybuchów

Teza o wybuchu, jako o przyczynie katastrofy Tu-154M, to nic nowego. W różnych odsłonach powraca od czasów zespołu parlamentarnego, którym również kierował Macierewicz. Zmieniała się ich liczba i umiejscowienie, ale stały jest – brak jednoznacznych dowodów.

Gdy podkomisja rozpoczynała pracę, skupiała się raczej na zaniedbaniach poprzednich władz czy domniemanym fałszowaniu czarnych skrzynek. Przełom nastąpił w kwietniu 2017 r. Na specjalnej konferencji pokazano nagranie z eksperymentu, który miał dowodzić, że kadłub tupolewa rozerwała eksplozja. Zapanowała konsternacja. Po raz pierwszy jakaś część państwa oficjalnie opowiedziała się za taką wersją. Film stał się źródłem kolejnych pytań o wiarygodność badań, a członkowie podkomisji nie byli skorzy do odpowiedzi. Ograniczyli się do suchych komunikatów.

Chwilę później zaczęły się wewnętrzne problemy. Odchodzili eksperci powątpiewający w jej tezy, zmieniali się szefowie. Pierwszy z nich, Wacław Berczyński, żegnał się w atmosferze, którą trudno określić inaczej niż śmieszno-straszną. „To ja wykończyłem caracale!” – pochwalił się w głośnym wywiadzie. MON stanowczo zaprzeczał. Nie minął jednak tydzień i Berczyński zniknął.

Jednocześnie kolejne komunikaty płynące z komisji pokazywały zaostrzenie kursu. Dziś jej wiceszef Wiesław Binienda mówi wprost: to nie był wypadek, to był zamach. Kto więc podłożył ładunek? Binienda przekonuje, że mogli to zrobić tylko Rosjanie podczas remontu Tu-154M w 2009 r. Dowody? Na razie tylko słowa.

Trzonem przetrzebionej podkomisji są dziś osoby, które przez lata stały u boku Macierewicza i jego sejmowego zespołu. Stąd nie może dziwić fakt, że zmierza ona w stronę potwierdzenia wniosków, które formułował on w kolejnych raportach. Również tych idących najdalej.

Ekspert z zagranicy

Lewe skrzydło zostało zniszczone w wyniku eksplozji wewnętrznej. Istniało kilka jej źródeł: w skrzydle, slocie i w centropłacie. Brzoza nie miała wpływu na pierwotne zniszczenie skrzydła – tak brzmią najnowsze ustalenia podkomisji. Ich autorem jest Frank Taylor i, jak czytamy w oświadczeniu, są one jedną z kluczowych konkluzji raportu technicznego. To na jego badania powoływał się Binienda. Kim jest Taylor? To jeden z nielicznych, o ile nie jedyny członek podkomisji, który w przeszłości brał udział w wyjaśnianiu katastrof lotniczych. Ale nie brakuje wokół niego pytań i wątpliwości. Jeszcze we wrześniu mówił dziennikarzom, że tak naprawdę nie zaczął na dobre pracy w podkomisji. Tuż na początku nowego roku ogłosił jednak, że na pokładzie Tu-154M doszło do eksplozji.

Niejasne są okoliczności, w jakich powstawała ta opinia. Nieoficjalne doniesienia mówią, że Taylor bazował na ustaleniach członków zespołu. Czy jedynie uwiarygodnił on swoim nazwiskiem ich wersję? Zaprzecza temu Kazimierz Nowaczyk, poprzednik Macierewicza w fotelu szefa podkomisji. Szczegóły badań brytyjskiego eksperta być może poznamy przy okazji publikacji raportu końcowego.

Choć w przeszłości osoby skupione wokół Antoniego Macierewicza potrafiły diametralnie zmieniać swoje zdanie, to wszystko wskazuje, że tym razem korekty kursu raczej nie będzie. W reakcji na taką wersję zdarzeń byli członkowie komisji Millera przypominają, że żadne z przeprowadzonych przez nich badań nie potwierdziło, by na pokładzie samolotu doszło do eksplozji. I dodają, że nikt ze składu podkomisji nie badał wraku ani czarnych skrzynek. Czy zgodnie z zapowiedziami podkomisja zdecyduje się więc na wyjazd do Smoleńska? Nie wiadomo.

Śledczy pracują w ciszy

Od 2011 r. na zlecenie prokuratury pracuje ponad 20-osobowy zespół biegłych. Na jego czele stoi płk Antoni Milkiewicz. To doświadczony ekspert, w przeszłości badał m.in. katastrofę Iła-62M, który w 1987 r. rozbił się w Lesie Kabackim. W zespole jest wielu uznanych badaczy wypadków lotniczych – związanych zarówno z wojskiem, jak i uczelniami technicznymi. Ich opinia trafiła na biurka śledczych w marcu 2015 r. Była później uzupełniana, ostatni raz w maju ubiegłego roku.


Czytaj także: Mistrz ucieczki do przodu - Andrzej Stankiewicz o Antonim Macierewiczu w marcu 2017 r.


Choć po przejęciu władzy przez PiS doszło do wymiany praktycznie całego zespołu śledczych, to jednak ekipa biegłych pracuje w niemal niezmienionym składzie. Nieoficjalnie wiadomo, że kolejne uzupełnienia opinii nie zmieniły zasadniczych przyczyn, jakie ustalili eksperci. W olbrzymiej większości pokrywają się one z tym, co w swoim raporcie napisała komisja Millera. A w niektórych wątkach idą nawet dalej.

Ich zdaniem pierwszą i bezpośrednią przyczyną katastrofy było niewłaściwe działanie załogi. Wskazali oni też na błędy rosyjskich kontrolerów lotu, którym śledczy zdecydowali się postawić zarzuty. Biegli opisali również nieprawidłowości w doborze załogi i funkcjonowaniu specpułku. Według nich aż do tragicznego finału lotu wszystkie urządzenia pokładowe działały sprawnie. Nie stwierdzili żadnych śladów wybuchów.

Co w śledztwie dzieje się dziś? Wokół pracy prokuratury zapanowała cisza. Według oficjalnych informacji wciąż analizuje ona opinię biegłych. Śledczy czekają też na kolejne ważne dla nich ekspertyzy. Pierwsza z nich powstanie po badaniach ciał wszystkich ofiar katastrofy. Do tej pory wykonano blisko 60 ekshumacji. Nieoficjalne doniesienia nie wskazują na to, by biegli stwierdzili ślady po wybuchach. Druga z ekspertyz będzie wynikiem badania próbek pobranych na miejscu katastrofy. Także pod kątem obecności śladów materiałów wybuchowych. Na te wyniki też czekamy.

Jedno jest pewne – to głos prokuratury, a nie podkomisji będzie istotniejszy. Jeśli ktoś ma przekonać nieprzekonanych, to prędzej zrobią to śledczy. A oni raczej nie podzielą wersji ekipy Macierewicza. Jej nie sprzyja także inny ważny czynnik – głos, jaki płynie z Nowogrodzkiej.

Prezes zamyka fronty

Niedawna rekonstrukcja pokazała, że PiS zmienia kurs i chce zakończyć część konfliktów, które rozpalały emocje. Od kilku miesięcy swój ton w sprawie Smoleńska łagodzi też sam Jarosław Kaczyński. Jeszcze w kwietniu ubiegłego roku mówił: wiemy z bardzo wysokim stopniem pewności, że doszło do wybuchu. W październiku przyznał zaś, że być może nie uda się do końca ustalić prawdy o katastrofie. Jeszcze bardziej zachowawczy są posłowie PiS. Z nielicznymi wyjątkami zajmują oni stanowisko wątpiące wobec wcześniejszych ustaleń, ale i wyczekujące na ostateczne konkluzje.

PiS temat Smoleńska usuwa w cień. Przed nami ostatnie miesięcznice, sam prezes mówi, że ósma rocznica będzie czasem, w którym zapadną rozstrzygnięcia. Ale czy wszystkie? Mniej więcej taki sam horyzont czasowy wyznaczyła sobie prokuratura i podkomisja. Czy Antoni Macierewicz i jego ekipa, podgrzewający spekulacje, trafią w oczekiwania Nowogrodzkiej? Niekoniecznie. Nie zapominajmy też, że obie strony mają jeszcze w zanadrzu jeden wątek, który może je znów połączyć – kwestia odpowiedzialności Donalda Tuska.©

Autor jest dziennikarzem Onet.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2018