Odmładzające zaklęcie

Film Miyazakiego to doskonała odtrutka na magiczny przemysł, zalewający światowe rynki produktami marki Witch czy Harry Potter. A przy tym kryje w sobie znacznie więcej niż typowa, przeładowana efektami i nastawiona na niezobowiązującą rozrywkę animacja dla dzieci.

23.10.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Twórca “Księżniczki Mononoke" nie od dziś uznawany jest za najwybitniejszego twórcę anime - japońskiej kreskówki czerpiącej m.in. z tradycji mangi. Udało mu się doprowadzić ten gatunek do prawdziwego mistrzostwa, a zdobywając w 2002 roku Złotego Niedźwiedzia w Berlinie za “Spirited Away. W krainie bogów", ex aequo z “Krwawą niedzielą" Petera Greengrassa, udowodnił, że japońska animacja może być nie tylko wysokiego lotu sztuką, ale też pełnoprawnym dziełem filmowym, traktowanym na równi z poważnym filmem aktorskim.

Miyazaki połączył motywy zaczerpnięte z rodzimych wierzeń i mitów z zapierającym dech surrealistycznym obrazem, operującym precyzyjną i gęstą kreską. Choć zanurzony przede wszystkim w tradycji japońskiej, nie stronił od nawiązań do kanonu literatury światowej, od problemów współczesnego świata i etycznej refleksji nad kondycją jego mieszkańców, a wszystko to dopełnił bajeczną wyobraźnią. Podobnie jest w przypadku najnowszego filmu, luźnej adaptacji powieści fantasy brytyjskiej pisarki Diany Wynne Jones.

W “Ruchomy zamek Hauru" wchodzi się jak w sen. Na początku jest dziwne, tętniące życiem miasto - niby znajome, przypominające ogólnym klimatem schyłek epoki wiktoriańskiej, ale jakoś nienaturalnie zagęszczone. Miasto jest w przededniu Wielkiej Wojny, na lądzie, morzu i w powietrzu pełno gotowych do walki śmiercionośnych machin. Ale gdzieś pod powierzchnią toczy się drugie, podskórne życie - jego bohaterami są przybierające najróżniejsze postacie wiedźmy i demony, duchy stwarzające się na naszych oczach z płynnej masy - wszystkie wprzęgnięte w wielką politykę i rozgrywające między sobą stare porachunki.

Ich ulubionym zajęciem jest rzucanie zaklęć, najchętniej takich, których sami nie potrafią potem zdjąć. I tak oto monstrualnie otyła Wiedźma z Pustkowia trafia przypadkiem do salonu modystki, gdzie pracuje nastoletnia Sophie. Dziewczyna naraża się czarownicy swoim nazbyt asertywnym zachowaniem i za karę zostaje zamieniona w staruszkę. Uwięziona w nowym-starym ciele, ze wstydem ucieka z miasta. Przypadkiem trafia do pokracznego zamku pięknego czarnoksiężnika Hauru, gdzie zatrudnia się (trochę na siłę) jako “babcia do sprzątania".

Tu wchodzimy w kolejny poziom snu. Ruchomy dom, niczym wyjęty z płócien Boscha, napędzany przez gadający płomień, potrafi w okamgnieniu przemieszczać się na czterech kurzych nóżkach w najbardziej odległe miejsca. Skrzypiąca przy każdym ruchu, buchająca parą konstrukcja, poskładana byle jak z przypadkowych kawałków, to swoisty wehikuł snu, który pozwala na swobodną wędrówkę w przestrzeni. Postarzała Sophie wchodzi więc w świat, w którym wszystko zdaje się możliwe. Tylko czy uda jej się zrzucić z siebie zaklęcie i wrócić do dawnej postaci? Ale niespodziewanie dla niej samej okazuje się ona kimś więcej, niż wskazywałaby na to jej pomarszczona skóra i posiwiały warkocz. A odzyskanie młodości bardzo szybko przestaje być celem samym w sobie.

Starość dopada bohaterkę znienacka, ale okazuje się wcale nie taka straszna. I na pewno nie jest dla niej karą. Zdumiona Sophie zauważa, że dopiero teraz odnalazła prawdziwy spokój; że już niewiele na tym świecie zdoła ją zadziwić; że przyjemnie jest żyć z myślą, jak niewiele ma się do stracenia. Film Miyazakiego w cudowny sposób, bez natrętnie wychowawczego tonu, dowartościowuje starość. Pokazuje, że jeśli tylko wystarcza sił, można być potrzebnym i wiele wokół siebie naprawić. Sędziwa Sophie bez wytchnienia krząta się po zapuszczonym zamku, pomaga zaklętemu w płomień Calciferowi, przygarnia kuśtykającego stracha na wróble, który również jest ofiarą zaklęcia, wreszcie próbuje stopić lodowate serce Hauru. Te wszystkie zabiegi okażą się najskuteczniejszym “zaklęciem odmładzającym".

W tym świecie, wieloznacznym i niepewnym, gdzie wszystko nieustannie zmienia swój widomy kształt, nie wiadomo, kto jest naprawdę zły, a kto tylko zaczarowany, ukąszony przez zło. Dlatego za wszelką cenę trzeba próbować je uleczyć. Najczęściej zło, jak w przypadku pysznego młodzieńca Hauru, to tylko autodestrukcyjna szamotanina z samym sobą. Sophie zrozumie to dopiero wtedy, gdy utraci swoje dziewczęce ciało, kiedy doświadczy, jak bardzo każde ciało jest amorficzne i nietrwałe.

Film Miyazakiego w swojej zmienności form i przestrzeni, w nieprawdopodobnym rozwarstwieniu świata przedstawionego, nie daje chwili wytchnienia. Na gruncie filmu fabularnego podobny efekt osiągnął nieodżałowany Wojciech Jerzy Has. Znów narzuca się porównanie ze snem, który, choć piękny, zdaje się nie mieć końca. I jak sen jednocześnie zachwyca i męczy.

Miyazaki jest niestrudzony w ożywianiu swoich baśniowych wizji. Jednocześnie jak mało kto w dziedzinie współczesnej animacji potrafi połączyć rękodzieło z technologią cyfrową, przez co jego filmy, w odróżnieniu od wielu perfekcyjnych produkcji amerykańskich spod znaku DreamWorks czy Disneya, nie tylko zachwycają malarską urodą, ale też mają w sobie duszę.

U Miyazakiego dynamiczna akcja sąsiaduje z najczystszą poezją. Każdy kadr ma swój oddech, każdy plan żyje, każde tło jest wyraziste, przeładowane realistycznym szczegółem, a zarazem urzekająco malarskie. Wielbiciele filmów Japończyka są podzieleni co do oceny “Ruchomego zamku" w kontekście całej jego twórczości. Niewątpliwie jednak i tym razem warto poddać się jego zaklęciom i poczuć się na moment małą Sophie, której dane było zgłębić tajemnicę kapryśnego czasu.

I na koniec dobra wiadomość: film krąży po polskich ekranach w dwóch wersjach. Dla młodszych dzieci zarezerwowano kopie z polskim dubbingiem. Starszym polecam znacznie bardziej perwersyjną wersję oryginalną, mówioną po japońsku i zaopatrzoną w polskie napisy. A potem pozostaje już tylko czekać, aż mistrz nie dotrzyma słowa i wbrew zapowiedziom o rezygnacji z kariery filmowej zabierze nas ponownie w krainę bogów i wiedźm.

“RUCHOMY ZAMEK HAURU" (“Hauru no ugoku shiro") - scen. (na podst. powieści Diany Wynne Jones) i reż.: Hayao Miyazaki. Japonia 2004. Dystryb. Monolith.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2005