Odkrycie Leonarda

Leonard Sempoliński, fotograf, autor sławnych widoków ruin Warszawy, postać artystycznie niejednoznaczna i zarazem nadzwyczajnie ciekawa, doczekał się indywidualnej wystawy.

08.05.2005

Czyta się kilka minut

"Ruiny", 1945 /
"Ruiny", 1945 /

Paradoksów związanych z postacią Sempolińskiego jest naprawdę wiele i wystawa na pewno wszystkich nie rozstrzygnie. Pierwszy z nich to kwestia usytuowania fotografii, w wielu bardzo przypadkach robionych jako zdjęcia dokumentalne, a obecnie wystawianych i prezentowanych nam już nie jako prace dokumentalne, a artystyczne. Miał z tym kłopot zasadniczy i sam autor, który traktował robione przez siebie zdjęcia z niejakim dystansem, trochę jakby zamiast prawdziwie “artystycznych" rzeczy, na których wykonywanie zabrakło Leonardowi Sempolińskiemu czasu.

Z pierwotnych zainteresowań plastycznych nic nie mogło się spełnić z powodów ekonomicznych. Został elektromechanikiem, a nie malarzem. Jednakże najwyraźniej trudno umknąć swemu przeznaczeniu, bo w efekcie stał się właśnie malarzem, ale jakoś tak od drugiej, mniej formalnej strony. Zainteresowany fotografią, uzdolniony technicznie, sam wykonywał aparaty fotograficzne i eksperymentował z ich możliwościami. Zaczynał jednak bardzo zwyczajnie, od fotografii amatorskiej, i coś z tej postawy zostało w Sempolińskim do końca. To jest kolejny z jego paradoksów.

Po raz pierwszy zaistniał wystawowo, wysyłając zdjęcia na ekspozycję “Piękno Wilna i Ziemi Wileńskiej", przygotowywaną przez Jana Bułhaka w 1938 roku. Fotografie zostały przyjęte, a z Bułhakiem związała go trwała znajomość. Okupację przetrwał Sempoliński w Warszawie, Powstanie Warszawskie - na Starówce. Bardzo żałował, że nie miał przy sobie aparatu, by utrwalać to wszystko, co działo się na jego oczach. Zaraz po wyzwoleniu wrócił i zaczął fotografować warszawskie gruzy, robiąc “portret trupowi miasta", jak sam o tym mówił.

W tym działaniu nie było systematyczności, ale raczej przyglądanie się zmienionej formie ukochanego miasta, bo to silne uczucie mocno przebija z treści tych zdjęć i, co więcej, tworzy ich wyjątkowy klimat. Te ruiny są malownicze, ale tu jest o wiele więcej. O tej emocji powiedział mi syn Leonarda, Jacek - wielki malarz. Wskazując na fotografię ulicy, która przed wojną słynęła ze sprzedaży cytrusów, wspominał, że ojciec opowiadał mu, iż zapach pomarańczy unosił się jeszcze nad ruinami w 1945 roku, gdy Leonard Sempoliński robił tu zdjęcia. Nie wiem, czy to prawda, nie wiem, czy to może być prawda, ale oczywiście najchętniej wierzę w tę opowieść, bo też chcę tworzyć legendę o umarłym - wskrzeszonym mieście, moim mieście.

Po wojnie Sempoliński zaczął zawodowo uprawiać fotografię. Został dokumentalistą. Fotografował głównie architekturę, zabytki. Jego dokumentalne zdjęcia trafiały najczęściej do Instytutu Sztuki, dla którego pracował. Co paradoksalne, ich autorstwo nie miało znaczenia, ważne było tylko to, co dany fotogram przedstawiał. Nie chodziło o indywidualność autora. Łatwo można jednak skonstatować, że dokumentacjom Leonarda Sempolińskiego brak dokumentacyjnej obojętności, dokładności i chłodu. To są interesujące zdjęcia, a co za tym idzie - ciekawy artysta, fotograf z prawdziwego zdarzenia.

Czasem wkrada się tu żywioł ludzki, a nic tak nie ożywia zdjęcia jak ludzka figura, najlepiej złapana przypadkiem w kadr. Niektóre fotografie mają w sobie coś z “momentu chwilowego" Cartier-Bressona. Nie ma ich wiele, ale zarazem są czymś wyjątkowym, czymś, co zasługiwałoby na osobne spojrzenie i wyróżnienie.

Inaczej tworzone były fotografie pejzażowe. Jest ich wiele i wiele z nich to prawdziwe cuda fotograficznej wrażliwości. Częstym ich tematem są chmury i światło: kontrastowe efekty, świetlne przemiany. Ciekawy jest podwójny rodowód tego typu kadrów: z jednej strony fotografia amatorska, z drugiej zaś “fotografia ojczysta", jak ją pojmował Jan Bułhak.

Swoistym fenomenem artystycznym zdają się fotografie zrobione blisko Warszawy, np. w Pomiechówku. To niesamowite: takie sublimowanie rodzimej przyrody i to w okolicach, które trudno uznać za jej kwintesencję. W obiektywie Sempolińskiego to się zmienia, przetwarza i wspaniale usamodzielnia. Powstają wyjątkowo mocne wyobrażenia polskiego pejzażu.

Sławnym momentem w karierze Sempolińskiego jest udział w I Wystawie Sztuki Nowoczesnej w Krakowie. Zdjęcia tam pokazywane zapewniły mu miejsce wśród awangardowych poszukiwaczy nowych porządków artystycznych po 1945 roku. I tu znowu paradoks; chodzi o fotografię zrobioną przez Sempolińskiego jakby dla żartu, trochę by udowodnić, że tak też potrafi pracować.

Najsilniej może osobisty charakter fotografii Sempolińskiego odcisnął się w jego kronikarskich zapiskach z warszawskich przedmieść. Fotografowane w celach dokumentacyjnych, stają się dziś manifestem artystycznych poszukiwań i niespokojnego ducha ich autora. Domy, domki, domeczki, rudery i cenne zabytki, pomieszane w pozornie obiektywnym, rejestrującym spojrzeniu fotograficznego obiektywu. Rejestr przemian i koniec pewnej cywilizacji, to wszystko - nawet więcej - można odnaleźć na prostych, czarno-białych fotografiach.

W Zachęcie obserwujemy właśnie ciekawe zjawisko: moment pojawienia się nowego artysty. Oto fotograf dokumentalista, Leonard Sempoliński, na naszych oczach przemienia się w arcyciekawego artystę. Te proste fotografie, zebrane i wyeksponowane, doznają przemienienia i wzmocnienia. To odkrycie zmienia całkowicie miejsce Sempolińskiego w dziejach polskiej fotografii. To jednak nie koniec, bo zachowało się wiele tysięcy negatywów jego autorstwa. A zatem sporo jeszcze pracy przed Karoliną Lewandowską i Magdaleną Wróblewską, które tak wnikliwie zajęły się dziełem Leonarda Sempolińskiego.

“Robię tylko dokumenty" - fotografie Leonarda Sempolińskiego. Zachęta - Narodowa Galeria Sztuki, marzec-maj 2005. Kurator: Karolina Lewandowska, projekt ekspozycji: Grzegorz Rytel.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2005