Od Słowa do dosłowności

A.J. Jacobs przeprowadził eksperyment: przez kalendarzowy rok żył zgodnie z nakazami i zakazami, jakie znajdują się w Biblii - dosłownie odczytywanymi. Przeglądając się w tym krzywym zwierciadle religii, ze zdumieniem dostrzeżemy własne odbicie. W tej zabawnej i inteligentnie opowiedzianej historii, zobaczymy jak wykoślawiona bywa nasza wiara.

19.02.2010

Czyta się kilka minut

Wszystkiemu winien jest wujek Gil. Gil to taki wujek nie-wujek, bo z ciotką rozwiódł się przed laty, a rodzina nie chce o nim słyszeć - a już na pewno mówić. Ciotka Kate wyszła za niego za mąż, kiedy ten wchodził w fazę bycia ortodoksyjnym żydem. Charyzmatyczny despota wcześniej przybierał różne duchowe wcielenia. Wychowywał się w nowojorskiej świeckiej rodzinie żydowskiej. Zaczął pracę jako doradca finansowy, szybko jednak wszedł w świat hipisowski: zażywał narkotyki tracąc na kilka dni przytomność, odżywiał się prze dwa tygodnie wyłącznie arbuzami, żeby oczyścić organizm, chadzał przepasany tylko obrusem. Ruszył też w świat: odwiedził oczywiście Indie, gdzie przez przypadek awansował na guru. Spodobało mu się i w tej właśnie roli zasłynął później w nowojorskim parku. Przez lata żył na ławce - przez trzy nie wydobył z siebie ani słowa; roztaczał natomiast aurę, którą zgromadzeni wokół chłonęli. Wreszcie, porozumiewając się własnym system znaków, wyprowadził się z wyznawcami na prowincję, gdzie medytował przez 23 godziny na dobę. I akurat w tej pozostałej godzinie musiał natrafić na broszurkę o chrześcijaństwie podrzuconą w toalecie. Nawrócił się natychmiast, a jego wiara była tak żarliwa, że walczył z demonami, a nawet uzdrowił pewnego bezdomnego. Jednocześnie sięgnął po Biblię - zaczynając od Starego Testamentu, odczuł potrzebę powrotu do korzeni. Wtedy przechodził okres ortodoksyjnej żydowskości i wtedy właśnie związał się z ciotką Jacobsa, Kate. Szybko jednak przeprowadził się do Jerozolimy, gdzie dziś zakłada turystom tefilin pod Ścianą Płaczu. Wyznaje osobliwy panteizm: wszystko jest Bogiem. Kiedy wreszcie trafił do psychiatry, ten zdiagnozował megalomanię. "Musiałem poszukać tego słowa w encyklopedii - opowiada wujek Gil. - Stało tam: »ktoś, kto wierzy, że jest Bogiem«. Musiałem się z tym zgodzić".

Wprawdzie Jacobs pisze wyłącznie o inspiracji, jaką Gilowi zawdzięcza - jako człowiekowi w tak ekstremalny sposób oddającemu się różnym poszukiwaniom religijnym - ale bądź co bądź pisarz do wujka jest podobny - uwielbia być szołmenem. Słowa wyrzuca z siebie szybko i barwnie, a są one przenikliwe i z równą siłą rozdają ciosy. Przeszło 500 stron lektury nie nuży, a inteligentny dowcip i autoironia pozwalają bohatera polubić. Zaś to, co dla Gila było życiowym eksperymentowaniem w skrajnościach, dla Jacobsa na rok stało się codziennością - tylko że w nieco innym wydaniu: wyznaczył sobie widełki utworzone ze wszystkich zakazów i nakazów, jakie znajdują się łącznie w Starym i Nowym Testamencie. Przy czym Jacobsa, niespełna 40-letniego nowojorskiego żyda-agnostyka, znacznie bardziej pochłaniał Stary Testament; Czytelnik związany z katolicyzmem ma ochotę wystawić pisarza na jeszcze kilka prób dosłownego odczytania Jezusowych wezwań.

Jacobsowi przychodzi się więc zmierzyć - lista bardzo, bardzo skrócona, oczywiście dla projektu niereprezentatywna - ze składaniem ofiary, kamienowaniem grzesznika, graniem na dziesięciostrunowej harfie, przestrzeganiem szabatu, noszeniem białych strojów z tkanin niemieszanych, składaniem dziesięciny, odżywaniem się szarańczą, chodzeniem w sandałach i z kijem z drzewa klonowego, przestrzeganiem zakazu zbliżania się do kobiet w okresie nieczystym, okresowym zawieszaniem współżycia seksualnego, zapuszczeniem brody na wzór Mojżesza - i tak dalej, i tak dalej.

Długo utrzymuje się pewien czytelniczy dyskomfort, który wytyka - w prozie, a co dopiero w literaturze faktu - Wiesław Myśliwski: nie wiemy, jak bohater zarabia na życie. Z czasem sprawa się rozjaśnia: nie rezygnując z obowiązków redaktora lifestyle’owego magazynu dla mężczyzn "Esquire" (ale mając życzliwych i idących na rękę przełożonych), podpisał umowę z wydawnictwem na książkę opisującą eksperyment. Wydawca z pewnością zaproponował dobre warunki, bo dziennikarz miał na koncie już jeden bestseller "To Know It All" - eksperyment "jak stać się najmądrzejszym człowiekiem na świecie", na potrzeby którego przeczytał od deski do deski (ze zrozumieniem, rzecz jasna) trzydzieści dwa tomy encyklopedii "Britannika". Tak czy owak, do końca nie poznajemy jednak zależności między eksperymentem, o którym czytamy a jego wszystkimi motywacjami.

Co jednak wynika z zabawy nowojorczyka? Oczywiście - śmiech. Ale też coś więcej - koniec końców dość krytyczna, ale nie narzucają sie ocena karykaturalnych form religii oraz zachodniej kultury.

Jacobs wybiera się na przykład do Muzuem Kreacjonizmu w Kentucky. "Ci ludzie psują reputację chrześcijaństwa" -wzdycha jego przyjaciel katolik. Grupa religijna "Odpowiedzi w Księdze Rodzaju" przekonuje pisarza z zapałem, że Bóg stworzył Adama z prochu przed niespełna sześcioma tysiącami lat. Mark Looy, rzecznik Muzeum, oprowadza po wówczas jeszcze nieotwartym obiekcie. Na wielkim ekranie: wodospad, drzewa cyprysowe, dziewczynka o karmelowej skórze. Dziecko bawi się przy groźnie wyglądającym tyranozaurze. Rzecznik wyjaśnia: dawniej ludzie i dinozaury żyły w zgodzie, a wielkie zęby gadów służyły im do otwierania orzechów kokosowych. Jacobs poznaje też Kena Hama, założyciela Muzuem, który nieraz zawstydzi go swoją wiedzą. Zwiedzają dalej razem: Ewa w rajskim ogrodzie, symulacja potopu, rekonstrukcja Arki Noego, a potem: średniowieczne zamki i smoki ("które były żyjącymi nadal dinozaurami"), i współcześnie: mury, graffiti, wszechobecne przemoc i narkotyki. Zaczynają się pytania. Nauka twierdzi, że świat ma miliony lat. "90 proc. metod określania wieku jest wadliwa" - odpowiada Ham. Jak Noe zmieścił na Arce dinozaury? "Były młodsze i mniejsze. Dinozaurze nastolatki". Rozmowa trwa, a zaintrygowany Jacobs kupuje książkę "Arka Noego. Studium wykonalności". 300 stron wyjaśnia, jak pomieściły się tam zwierzęta, jak przeżyły, jaką uprawiały gimnastykę, jaki był system wentylacyjny Arki - publikacja rozwiewa także mity o grożących wybuchem wydzielanych przez zwierzęta biogazach.

Owszem, zauważa Jacobs, kreacjoniści oblali biblijną Księgę Rodzaju absurdem. Ale w swoim eksperymencie pisarz uwzględnia coś, co łatwo innym umyka (albo po prostu nigdy tego nie poznają): doświadczenie bliskiego spotkania z człowiekiem wyznającym określone poglądy i zaangażowanym w ich głoszenie. "Nie potrafię tego udowodnić, ale założyłbym się, że nie ma różnicy między średnim IQ kreacjonistów i ewolucjonistów", stwierdza Jacobs złośliwie w stosunku do ludzi traktujących kreacjonistów z pogardą.

Wydawca zachwala, że oprócz dowcipu, zbioru anegdot, ciekawostek i prowokacji, Czytelnik znajdzie też "inteligentną refleksję na temat moralności oraz roli religii i wiary życiu współczesnego człowieka". Z tym jednak ostrożnie - trzeba bowiem w tej refleksji liczyć w równej mierze na siebie, co na autora. Oczywiście to ani zarzut, ani pochwała. Jednak sympatię, którą autoironiczny Jacobs szybko zyskuje w naszych oczach, trzeba traktować trzeźwo. Może weźmy przykład najpoważniejszy z całej książki.

Po roku starań sprowadzenia na świat drugiego dziecka (Jacobs ma z żoną dwuletniego synka), postanawiają spróbować metody sztucznego zapłodnienia in vitro. Jacobs poznaje sprzeciwiające się metodzie stanowisko Kościoła katolickiego, opowiada się zaś za dopuszczającym głosem większości rabinów. Ma zresztą kuzyna ("wygląda na to, że wszystko z nim w porządku"), który tym sposobem przyszedł na świat, a system ubezpieczeniowy pokrywa koszty zabiegu. Po decyzji i wizycie w klinice zaczyna się opis "czterdziestu dni zastrzyków, tabletek, wacików ze spirytusem i przerażającego wachlarza strzykawek". Jacobs komentuje: "Daleko odeszliśmy od Adama i Ewy". Kiedy żona zachodzi w ciążę, powracają pytania. Pisarz koniec końców uznaje, że skoro Biblia jest - jak ją zdążył odczytać po kilku miesiącach (a do czego oczywiście wcale nie był przekonany - zresztą po opisywanych doświadczeniach można go zrozumieć) - wielką pochwałą życia i zachętą do niego, więc nie może być niczego złego w sprowadzaniu na świat dziecka. Brak tylko w myśleniu Jacobsa pytania o mrożone podczas procedury zarodki. Z tego typu niedopowiedzeniami gdzieniegdzie się w książce spotkamy.

"Rok biblijnego życia" to bestseller. Trudno się dziwić, a nawet: można się cieszyć. Napisaną zabawnie i lekkim piórem książkę po prostu dobrze się czyta. Przeglądając się w tym krzywym zwierciadle religii i współczesnego społeczeństwa zachodniego, ze zdumieniem dostrzeżemy własne odbicie. W tej zabawnej i inteligentnie opowiedzianej historii, zobaczymy jak wykoślawiona bywa nasza wiara i życie społeczne. A człowiekowi dobrze robi każda próba odkarykaturzenia. Wtedy droga - przeciwna niż w tytule - od dosłowności do Słowa, staje się być może bardziej zrozumiała.

A.J. Jacobs, "Rok biblijnego życia", tłum. Agnieszka Andrzejewska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]