Opony i biblie

Na pustkowiu prawda objawia się często jako bajka, a bajka jako historia. W prywatnych muzeach dinozaury stoją obok pierwszych osadników, Lincoln obok ufoludka, armata obok Dziesięciu Przykazań, portrety Ojców-Założycieli obok rewolwerowców...

22.07.2008

Czyta się kilka minut

W środkowych stanach Stanów /fot. Andreas Horvath /
W środkowych stanach Stanów /fot. Andreas Horvath /

W czasach pionierów Zachód Ameryki był synonimem dążenia do wolności i szczęścia. Jednak gdy tylko pierwsi osadnicy dotarli do Pacyfiku, bezkresny kraj, który zostawili za sobą, przestał mieć znaczenie. Dziś światowy image Ameryki określają Nowy Jork na Wschodzie i Los Angeles na Zachodzie. Przestrzeń pomiędzy Wall Street a Sunset Boulevard wypełniają tzw. fly-over-states: stany, nad którymi się przelatuje. To rewers kosmopolitycznych metropolii na wybrzeżach i cudów natury, ściągających do Parków Narodowych turystów z całego świata. To amerykański zaścianek - płaski, nijaki, zamknięty w sobie, budzący lęk w przybyszach z zewnątrz, utrwalony po wielokroć w filmowych horrorach (gdzie jeszcze na świecie tylu ludzi zostało w okrutny sposób okaleczonych i zadręczonych na śmierć przez ksenofobicznych rednecków?). Trudno go zignorować - tu mieszka większość amerykańskich wyborców.

W drodze

Olbrzymi billboard w zachwaszczonym polu - niewykorzystany, zniszczony. Ziejąca pustka białej powierzchni. Ameryka - nieustanny podbój przestrzeni. Zawłaszczanie i porzucanie. Opuszczone domy, straszące pustymi oczodołami okien, rdzewiejące samochody in the middle of nowhere.

Ameryka na zachód od nowoczesności. W promieniu setek mil ani jednego Starbucksa - tylko Bóg na wyciągnięcie ręki. Czas tu nie pędzi do przodu niczym kula wystrzelona w przyszłość. Przechodzi w trwanie. To świat zwrócony ku sobie i sobą tylko zajęty - nieopisany, anachroniczny. Tutaj trzydziestoletnia butelka po coca-coli uchodzi za antyk, stara dachówka z domu urodzenia Johna Wayne’a za relikwię (Winterset, Iowa), atrakcją turystyczną jest pałac z kukurydzy (Mitchell, Południowa Dakota) albo komórka z cementu, służąca niegdyś za więzienie (Fowlers, Kansas). Tutaj nie dziwi tabliczka przy sadzawce: "Nie strzelać do łabędzi".

Jedyną trwałą strukturą, porządkującą amorficzną przestrzeń, jest siatka dróg: północ-południe, wschód-zachód.

Potomkowie dawnych pionierów i osadników nadal zamieszkują w domach na kółkach. Brak fundamentów pozwala się nie zakorzeniać. Nieustanny niepokój gna ich przed siebie - bez oglądania się wstecz, bez przywiązywania się. Z domów na kółkach przesiadają się do samochodów. Na prowincji nie ma chodników, bo nikt nie chodzi. Banki, apteki, restauracje - wszystko można załatwić, nie wysiadając z samochodu. Drive-through aż po Mszę drive-in

w szczerym polu. Na obrzeżach miasteczek za wysokim żywopłotem chowają się osiedla przyczep campingowych (trailers), gdzie mieszkają robotnicy sezonowi i najbiedniejsi - osiedla zwane pogardliwie "trailer trash": getta na kółkach, ludzki śmietnik.

Przy drodze tablice-drogowskazy: "Wybierz życie! Jak twoi rodzice", "Wieczność! Czy wiesz, gdzie ją spędzisz?", "Zmów pacierz!", "Jedyny bezpieczny seks to brak seksu: wybierz abstynencję". Zakazy, napomnienia, ostrzeżenia wypowiedziane w próżnię, podpisane czasem przez samego Boga: "Czy droga, którą jedziesz, zaprowadzi cię do mnie? BÓG".

Mityczny amerykański krajobraz, będący niegdyś symbolem nieograniczonej przestrzeni i możliwości, przypomina dziś katechizm.

W okolicy Morehead, Kentucky, sklep: Bible & Tire (Biblie i opony). Do środka zaprasza drewniany, wyblakły anioł. Opony i biblia - czego więcej potrzeba na drogę?

Zjednoczeni

Sielski krajobraz Iowa. Pola kukurydzy i wymierzone w niebo spichlerze. Stare łatwo rozpoznać - są szare, porowate, czasem porośnięte powojem. Nowe, wzniesione w ostatnich latach, są granatowe, jakby umundurowane. Wyglądają jak rakiety zakończone srebrną głowicą. Na lśniącej metalicznej powierzchni powiewa gwiaździsty sztandar, pod spodem napis: "God Bless America." Heartland, "serce kraju", w stanie wojny. Domy i cmentarze udekorowane na czwartego lipca niczym torty urodzinowe. Przed domami tabliczki wetknięte w wystrzyżony trawnik: "Popieramy nasze wojska", "Popieramy naszego wodza", "Jesteśmy zjednoczeni".

Poczucie wspólnoty to warunek przetrwania społeczeństwa na kółkach. Wspólnota wsi, miasteczka, hrabstwa to jedyny realny odnośnik. W większej skali łączy już tylko hymn, flaga i konstytucja, gwarantująca każdemu wolność i "prawo do ubiegania się o szczęście". Bezcenny akces do american dream.

We wspólnocie wszyscy się znają. Z pracy, z kościoła, z klubu golfowego, z boiska do baseballa, z Cake Social. To daje poczucie bezpieczeństwa. Drzwi się nie zamyka, kluczyki zostawia się w stacyjce. Zło jest na zewnątrz. Zło jest gdzie indziej. Dostępu do tego małego świata bronią apotropeiczne tablice: "Straż sąsiedzka", "Dzwonimy po szeryfa", "Dealerzy, trzymajcie się z dala od Bedford", "Naszym dzieciom zdjęto odciski palców - są zidentyfikowane!".

W sklepie spożywczym wyłożona gazeta lokalna - spotkania chóru, nadchodzące śluby, aukcje, potańcówki i 20 sposobów na to, jak uczynić ze swojego ogrodu sanktuarium. Po "Newsweeka" trzeba jechać do dużego miasta albo na stację benzynową przy autostradzie.

W lokalnym radiu dyskusja na temat tego, co robić z przestępcami seksualnymi. Poważnie rozpatrywaną opcją jest tatuaż na twarzy: "P", czyli "pervert" (zboczeniec). Dzieci wiedziałyby, że takich ludzi należy unikać i można by zapobiec ich osiedlaniu się w pobliżu.

Świat prostych zasad, prostych komunikatów, jednoznacznych słów, jak strzał z pistoletu. Dobro albo Zło. Oko za oko. Ameryka starotestamentowa. Ameryka broniąca tradycji i wartości moralnych. Ameryka Księgi Jedynej. To nie sądy zaprowadziły porządek na Dzikim Zachodzie, lecz kościoły. Do tej Ameryki przemawia z radia Michael Savage, autor książki "Liberalism is a Mental Disorder" ("Liberalizm to choroba psychiczna").

Telewizja FOX obsługuje jej lęki i uprzedzenia, koncentrując się na dwóch trudno uchwytnych zagrożeniach: przestępcach seksualnych i terrorystach...

Kraj Pana Boga

Porośnięte trawą wzgórza. Wiatr i kłębiaste chmury. Trawa faluje jak wzburzone morze. Południowa Dakota. Zdziwione sarny na poboczu, stada kuropatw. Można by je łapać siatką na motyle. Standardowym wyposażeniem moteli są frotowe szmatki do czyszczenia broni i butów dla myśliwych. Kiedyś po Wielkiej Równinie przechadzały się stada bizonów. Teraz ulubionym hobby jest tu zbieranie kamiennych ostrzy oszczepów i strzał, należących niegdyś do Indian, które deszcz wypłukuje z piaszczystej ziemi. Przed Indianami polowała tutaj Sue. Jej szkielet znajduje się w Field Museum of Natural History w Chicago. To najlepiej zachowany szkielet Tyrannosaurusa Reksa na świecie.

W miasteczku Lemmon muzeum kreacjonistów, założone przez farmera, który na swoim polu wykopał znakomicie zachowaną czaszkę trójrogiego dinozaura (Triceratops) i sporą kolekcję innych prehistorycznych kości. Nad wejściem ostrzeżenie znane ze starych map: beyond here be dragons ("dalej teren zajęty przez smoki"; Europejczycy napisaliby "Ubi Leones")... Pośrodku sali duży model Arki Noego.

Według prawa to, co znajduje się w ziemi, należy do właściciela gruntu. Demokratyczne podejście do historii i nauki pozwala dowolnie interpretować i wystawiać znaleziska. Muzeum w Lemmon organizuje co roku wykopaliska rodzinne. Każdy może wykopać swój kawałek przeszłości. Tyle że dla kreacjonistów jest to przeszłość nie tak odległa, bo według ich obliczeń opartych na Biblii, świat powstał 6 tysięcy lat temu; dinozaury wyginęły w czasie Potopu (ok. 4 tysiące lat temu), bo były wcieleniem Szatana.

W Creation Evidence Museum (Muzeum Świadectw Stworzenia Świata) w Glen Rose w Teksasie skamielina buta kowbojskiego prezentowana jest jako istotny dowód na to, że teoria ewolucji to bajka. Model buta pozwolił ustalić, że pochodzi on z początku lat 50. XX w., co oznacza, że na powstanie skamieliny wystarczy kilkadziesiąt lat! W Glen Rose można zobaczyć oprócz buta również metalowy młotek znaleziony przez wędkarza w skale pochodzącej z dolnej kredy, która według ewolucjonistów ma 140 milionów lat. Kto go tam zgubił, skoro człowieka jeszcze nie było? But kowbojski i młotek to punkt wyjścia naukowych rozpraw kreacjonizmu.

George Bush, którego rancho znajduje się niespełna 60 mil od Glen Rose, opowiedział się za równouprawnionym traktowaniem ewolucjonizmu i kreacjonizmu na lekcjach biologii. Forsowanie jednej teorii i zakaz wspominania w programie szkolnym o drugiej Bill O`Reilly z telewizji FOX nazwał wręcz faszyzmem. Nie ma wiedzy uniwersalnej. Kto powiedział, że naukowość jest bliższa prawdy niż to, co podpowiada człowiekowi zdrowy rozsądek?

Wojenne zabawy

Na pustkowiu prawda objawia się często jako bajka, a bajka jako historia. W prywatnych muzeach dinozaury stoją obok pierwszych osadników, Lincoln obok ufoludka, armata obok Dziesięciu Przykazań, portrety Ojców-Założycieli obok legendarnych rewolwerowców i bandytów...

Pustkowie zasysa, domaga się opowieści, zapisania. "Historical markers" przy drodze informują o wodopoju, w którym utonął kiedyś wóz osadników, albo o drzewie, przy którym Czejeni zabili sześć osób podczas Lone Tree Massacre. Kawałek tego drzewa można obejrzeć w muzeum w Meade, Kansas. Gdzieś pod ścianą w kącie indiańskie czółno, pióropusz albo tipi. Przeważnie na uboczu, jakby nie bardzo było wiadomo, co z tym kawałkiem historii zrobić. W amerykańskiej opowieści Indianie są statystami. Jakby wymyśliło ich Hollywood. Plastikowe figurki sprzedawane w sklepach z pamiątkami przedstawiają Indian najczęściej zranionych, trzymających się za brzuch, osuwających się z konia...

Aby historia budowała silną tożsamość, krzepiła, trzeba ją lubić. Trzeba ją celebrować i odtwarzać. Inscenizacje słynnych bitew wojny secesyjnej to historia pojmowana emocjonalnie. Przeżywana bezpośrednio, staje się opowieścią osobistą, źródłem sentymentalnego patriotyzmu.

1 lipca w Gettysburgu - pola namiotowe jak okiem sięgnąć. Walki potrwają trzy dni, jak wtedy, w 1863 r. Obóz Unii, obóz Konfederatów, obóz sprzedawców pamiątek i handlarzy staroci. Oferta antyków wykracza poza militaria: obok czapek wojskowych, szabli, strzelb, epoletów, manierek - pożółkłe parasolki słoneczne, krynoliny, haftowane halki wielkie jak spadochrony, czepki, kapelusze, poobijane dzbanki i miski używane kiedyś do porannej toalety. W namiocie żywej historii (Living History Tent) życiorysy bohaterów bitwy prezentowane są przez aktorów-amatorów w historycznych kostiumach i w pierwszej osobie. Szpital polowy pod namiotem - głównie dla tych, którym zaszkodziło lipcowe słońce. Na zaparkowanych w polu samochodach nalepki: "Mój syn jest w Air Force", "Połowa mojego serca jest w Iraku", "Osama Ben Laden 1957-2001", "Południe znowu powstanie" - deklaracje wojenne, konfesje, zaklęcia. Pośród namiotów biegają dzieci z ustami umazanymi na niebiesko i na czerwono. Wypiły oranżadę w kolorach amerykańskiej flagi...

Wiejskie igrzyska

Wysmarowane błotem świnie cuchną i ciężko dyszą. Ze strachu. Publiczność na trybunach zagrzewa dzieci do walki. Tradycyjne zawody Greased Pig Contest (łapanie wysmarowanej błotem świni) w Britt, Iowa. Świnie uciekają przerażone i rozbryzgują błoto na widzów, kiedy rzuca się na nie tłum kilkunastolatków. Żeby złapać śliską świnię, trzeba ją przygnieść własnym ciałem (najczęściej kilkoma), chwycić za tylne nogi, a potem wcisnąć do beczki. Instrukcja łapania zamieszczona jest w internecie na stronie wikiHow wśród praktycznych rad pomagających rozwiązać problemy życia codziennego.

Rodeo, Steer roping (łapanie byków na lasso), Greased Pig Contest, Mutton Bustin (ujeżdżanie owiec przez dzieci) są elementem corocznych targów rolnych County Fair. Ludowe święto ma wymiar praktyczny i rozrywkowy. Dominującym elementem zabaw jest ujarzmianie. Kurz, błoto, pot, strach, wrzaski zwierząt, wytarzanie w ziemi... Prymitywne rytuały jako anachroniczna pozostałość tego, czym było oswajanie dzikiego lądu, wydzieranie naturze jej bogactw, zgodnie z biblijnym imperatywem: czyńcie sobie ziemię poddaną.

W Washington, Iowa, beczkowóz polewa błotnistą ziemię, tak by pojazdy nie rozpędzały się za bardzo. Zdezelowane samochody ruszają z rykiem, wypuszczając chmury szarych spalin. Uderzenia blachy. Koła mielą błoto, opony pękają z hukiem. Buldożery ściągają pogniecioną blachę, a na arenę wjeżdża następny złom. Trwa to kilka godzin od dusznego popołudnia do zapadnięcia nocy. Chmura spalin gęstnieje, temperatura na widowni rośnie. Wygrywa ten, kto rozwali resztę. Ten, kto jeszcze jest w stanie się poruszać. Darwinizm w wersji automobilowej.

Wybuch ognia. Straż, rozcinanie blachy, skomplikowana akcja ratunkowa. Gdy ranny jest na noszach, na trybunach wybuchają owacje, spiker nie posiada się z radości. Jakby była to część przedstawienia. Karetka rusza powoli, wąską drogą przez pola kukurydzy.

Trampolina

Nad Ohio gaśnie ostatnia raca fajerwerków z okazji Dnia Niepodległości. Widzowie składają krzesła i jadą do domu. Nie czekają na wybrzmienie wieczoru. Ich spojrzenie skierowane jest w przyszłość, pragmatyczne, ekspansywne. Żadnego przygnębienia.

Codziennie wyruszają w drogę. Rzeczy, których nie mogą zabrać ze sobą, wystawiają w ogrodzie na sprzedaż (im biedniejszy stan, tym więcej Yard Sale) albo oddają na aukcję. Na aukcjach idzie wszystko: stary telewizor, kawałek zardzewiałego łańcucha, metalowe pudełko na ciastka, stara lalka, a nawet plastikowy kanister wypełniony w jednej czwartej brązową mazią, której pochodzenia nawet sam sprzedający nie jest w stanie określić - po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci...

Pośród opuszczonych ghost-houses zamieszkane domy - z wystrzyżonym trawnikiem, jabłonią, dmuchanym basenem... Niesamowitość sąsiedztwa nikogo nie razi. Pierwotna wola przetrwania w naturze i wykorzenienie, oswojenie i wyobcowanie to jeden obieg, ten sam cykl, w którym rozpoznaje się Ameryka nowoczesna, rozpędzona, wystrzelona w kosmos i Ameryka przez nowoczesność zapomniana.

Obok w ogrodzie mała dziewczynka skacze na trampolinie, jakby chciała wybić się ponad horyzont i zobaczyć, co jest poza nim.

Monika Muskała jest autorką sztuk teatralnych i tłumaczką dramaturgii niemieckojęzycznej (m.in. Schwaba, Bernharda, Wedekinda). Z mężem, Andreasem Horvathem, austriackim fotografem i dokumentalistą, wydała dwa albumy: "Jakutien" (2003) i "Heartlands" (2007).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2008