Bóg, dusza i mózg

Prof. Tomasz Trojanowski, neurochirurg: Tezy abp. Życińskiego weszły do kanonu etycznego myślenia o problemach, z którymi borykają się naukowcy, wprowadzając postęp w medycynie.

17.02.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Jakub Orzechowski / REPORTER
/ Fot. Jakub Orzechowski / REPORTER

TOMASZ PONIKŁO: Znał Pan Profesor abp. Józefa Życińskiego osobiście, ale także od strony, która nie jest często kojarzona z metropolitą lubelskim, czyli Jego zaangażowania w debatę o nowych problemach etycznych wynikających z rozwoju medycyny i jej praktycznych możliwości. Jaki był początek znajomości biskupa i neurochirurga?
TOMASZ TROJANOWSKI:
Arcybiskup zaprosił mnie do wzięcia udziału w jednym z Jego przedsięwzięć. Przy budowanym wówczas kościele, będącym dziś pod wezwaniem Jana Pawła II, okoliczni mieszkańcy mieli uzyskać pomoc w rozwiązywaniu problemów życiowych, poradnictwo i platformę do spotkań, rozwijania zainteresowań, a także pomoc medyczną. Znalazłem się wtedy wśród świeckich doradców, którzy zostali zaproszeni przez Arcybiskupa do zaplanowania wcielenia w życie idei centrum wymiany kultur i wsparcia dla ludzi społecznie wykluczonych. Miałem konsultować pomysł stworzenia dla osób wymagających medycznej pomocy, rehabilitacji, wsparcia po leczeniu szpitalnym i dla rekonwalescentów – nieodpłatnej pomocy fachowców i wolontariuszy. Pojawił się wtedy również problem poradnictwa dla par niemogących zajść w ciążę, którym Arcybiskup chciał poszerzyć możliwość uzyskania pomocy w zakresie leczenia niepłodności. We wszystkim tym zauważyć się dało ogromną wrażliwość Arcybiskupa na problemy ludzi połączoną z szeroką wiedzą z dziedziny nauk biologicznych i etyki.
Jakie wrażenie wywarł wtedy na Panu Arcybiskup?
Bardzo dobre, choć najlepiej o horyzontach jego myślenia przekonałem się jako wiceprezydent Euroazjatyckiej Akademii Neurochirurgicznej. Zaprosiłem go wówczas do wygłoszenia referatu na konwencji tej elitarnej grupy naukowców. Spotkania Akademii poza treściami z zakresu nauk neurologicznych miały za zadanie odniesienie funkcjonowania układu nerwowego człowieka do treści kulturowych, obyczajowych i jego roli w stworzeniu szczególnej pozycji człowieka w świecie przyrody. Udział w kongresach reprezentantów nauk innych niż neurobiologiczne, często bardzo od nich odległych, poszerzał horyzonty naszej wiedzy i pozwalał na lepsze rozumienie człowieka dotkniętego chorobami układu nerwowego. Na spotkania przyjeżdżali wybitni przedstawiciele różnych religii, nurtów filozoficznych, znawców kultury, sztuki, nauk społecznych, lingwistów, humanistów. Pojawiały się tam sesje poświęcone na przykład antropologicznym aspektom bólu i cierpienia, odmiennie rozumianym w różnych kulturach, czy stawiające pytanie o źródło ludzkiej twórczości artystycznej, której nie da się zaobserwować u żadnego innego gatunku na ziemi. W 2008 r. w niemieckim Bambergu tematem było znaczenie i wpływ norm etycznych na rozwój medycyny, prowadzenie eksperymentów, w tym na zwierzętach, wprowadzania nowych metod leczenia. Z punktu widzenia katolickiej teologii przedstawiał te zagadnienia abp Życiński.
O czym mówił?
Jego wystąpienie było osadzone w aktualnych problemach związanych z badaniami we współczesnej medycynie, zwłaszcza tych budzących kontrowersje. Arcybiskup zaimponował słuchaczom, najwybitniejszym przedstawicielom neurochirurgii, swoją wiedzą i znajomością zagadnień odległych od teologii. Wykład był na wysokim poziomie pod względem treści z zakresu nauk medycznych i etyki, i uwzględniający głęboką troskę i wrażliwość w sprawach ludzkich odczuć. Profesor Andrew Kaye z Australii, redaktor jednego z najważniejszych neurologicznych czasopism naukowych („Journal of Clinical Neuroscience”), poprosił o możliwość druku tego wykładu. Tekst został opublikowany, a jego tezy weszły do kanonu etycznego myślenia o problemach, z którymi borykają się naukowcy, wprowadzając postęp w medycynie.
Które z poruszonych przez Arcybiskupa zagadnień były dla Pana Profesora najistotniejsze?
Największe wrażenie wywarła na publiczności i na mnie Jego opinia w kwestii klonowania i badań nad komórkami macierzystymi. Nie potrafiliśmy ich jeszcze wówczas tworzyć z komórek innych niż rozrodcze, pozyskiwane z ludzkich płodów. Budziło to oczywiście szereg zastrzeżeń natury moralnej. I oczywiście nie było na tego rodzaju praktykę zgody w świetle etyki katolickiej. Jednocześnie dla medycyny stanowiło to niezwykle atrakcyjną szansę rozwoju. Arcybiskup nie przedstawił wówczas ostro sformułowanego poglądu odrzucającego całkowicie ten kierunek badań. Uważał, że badania nad komórkami macierzystymi stanowią szansę dla ratowania życia ludzkiego, chociaż ówczesny sposób pozyskiwania komórek nie może być stosowany. I przewidywał – byliśmy zaskoczeni Jego głęboką wiedzą w tym zakresie – że zbliża się czas, kiedy będziemy mogli tworzyć komórki macierzyste z komórek somatycznych, np. skóry, mięśni, tkanki łącznej – omijając tym samym krytyczny problem etyczny, a wtedy, Jego zdaniem, nie powinno być wynikających z nauczania Kościoła zastrzeżeń co do leczenia ludzi z użyciem takich komórek. Stało się tak, jak wówczas to Arcybiskup przewidział. Obecnie badania medyczne z zastosowaniem komórek macierzystych wykorzystują przekształcone komórki somatyczne.
Arcybiskup był człowiekiem o ogromnej wiedzy teologicznej, powołanym duszpasterzem, ale równocześnie wysokiej klasy ekspertem w naukach ścisłych, bliskiej Mu fizyce, astronomii, matematyce. Zaskakiwał nas głęboką wiedzą o problematyce biologicznej, genetyce, neurobiologii. Ale nie zamykał się w wieży z kości słoniowej, doskonale poruszał się w świecie problemów życia codziennego, rozumiał troski i rozterki ludzi, z wielkim wyczuciem potrafił oceniać moralną stronę postępowań i obiegowych opinii. Imponował mi swoją intelektualną wszechstronnością. Dlatego ceniłem sobie to, że otrzymywałem zaproszenia na spotkania do pałacu biskupiego, gdzie toczono debaty wśród wielu wybitnych ludzi, wymieniano się myślami i dyskutowano o aktualnych sprawach, próbując zgłębiać ich przyczyny, mechanizmy i rozwiązania. Widziałem wówczas też, jak Arcybiskup zawsze reagował na krzywdę innych ludzi, gdy byli niesprawiedliwie oceniani. Często szedł wbrew powszechnej opinii czy tonowi nadawanemu przez media. Gdy kogoś bezpodstawnie skazywano na infamię, z wielką odwagą i odpowiedzialnością przedstawiał swoją opinię, nie zważając na ryzyko napastliwej krytyki. Myślał niezależnie, oceniał rzeczywistość w świetle nauczania Kościoła, stając po stronie krzywdzonych, słabych. Nie godził się na uproszczone sądy. Zabiegał o pokonywanie barier między ludźmi i ugrupowaniami, dążył do zbliżenia i wzajemnego zrozumienia w duchu ekumenicznym.
Z opisu tych spotkań powstaje wrażenie lubelskich „rozmów w Castel Gandolfo”.
Arcybiskup potrafił stwarzać atmosferę spotkań raczej nieformalnych, prowadzonych w życzliwej atmosferze, na wysokim poziomie duchowym i intelektualnym. Umiał w sposób przystępny przedstawiać złożone problemy uczestnikom spotkań reprezentującym bardzo zróżnicowany profil życia naukowego i społecznego, nie dominując rozmów swoją wiedzą i doświadczeniem. Potrafił wzbudzać zainteresowanie wszystkich uczestników debat, skłaniał do otwartej dyskusji, szanował odmienne poglądy. Wychodziliśmy z tych spotkań wzbogaceni duchowo i intelektualnie, z postanowieniami działania na rzecz poprawy otaczającej nas rzeczywistości.
Człowiek o mocnej osobowości, wielkiej umysłowości, z racji urzędu otoczony dystansem. Jakim go Pan zapamiętał podczas tych spotkań?
Arcybiskup zmniejszał dystans formalnych relacji związanych z piastowaną pozycją, ale zawsze skupiał uwagę na swoich wypowiedziach i prezentowanych myślach czy poglądach. Otaczany był wielkim szacunkiem i uznaniem. Stale mam przed oczami Jego rozmowy z pacjentami na oddziale. Często zjawiał się w klinice nagle, niezapowiedziany. Rozmawiał z chorymi, dodawał im otuchy, wyjaśniał problemy transcendentne. Pochylony nad chorym, wyraźnie pogrążony w rozmowie, słuchający i serdeczny. Szacunek i sympatię zdobywał nie poprzez ozdobne szaty i towarzyszący orszak. Odwiedzał chorych w zwykłej sutannie z biskupim krzyżem.
 Tak go widzę w swojej pamięci. Był również doktorem honorowym naszego uniwersytetu, więc często na spotkaniach opłatkowych mieliśmy okazję słuchać Jego wystąpień z tej okazji. Za każdym razem wywoływały one jakiś oddźwięk, poruszenie. Jednocześnie doskonale znał środowisko uniwersytetu, z wieloma osobami spotykał się osobiście, więc traktowany był jak honorowy, wybitny członek naszej społeczności. Szczególną jego cechą była bezpośredniość i serdeczność kontaktów, przy zachowaniu należnego piastowanej pozycji dostojeństwa.
Jak wyglądały Pańskie rozmowy z abp. Życińskim na drażliwe tematy? Na przykład in vitro.
Pamiętam dobrze jego stanowisko, zgodnie z którym nasze możliwości nie są wystarczające, by poznać każdorazowo przyczyny niepłodności, która przecież musi jednak mieć swoje medyczne źródła. U wielu par przeszkody te są jednak usuwalne metodami medycznymi. Arcybiskup uważał, że to ten kierunek należy w pełni wykorzystywać, by umożliwić posiadanie potomstwa. Natomiast zapłodnienie pozaustrojowe na obecnym etapie uznawał jeszcze za niedojrzałe pod względem medycznym i etycznym, głównie z powodu tworzenia nadmiarowych zarodków i pokus eugeniki. Podobnie jak w przypadku komórek macierzystych, postęp nie może się dokonywać za cenę czyjegoś życia. Także nasza obecna wiedza o skutkach bezpośredniej manipulacji w genom i selekcji jest niewystarczająca, co mogłoby prowadzić do poważnego zakłócenia procesu ewolucji.
Skuteczność in vitro jest niska. Ale przez analogię do komórek macierzystych: istnieje szansa, by wraz z rozwojem medycyny tworzyć tylko jeden zarodek.
Nie jestem teologiem, więc nie mogę tego ocenić od strony religijnej. Z pewnością jednak osłabnie wówczas główny problem w dyskusji związany z losem nadliczbowych zarodków. Obecna skuteczność jest oczywiście za mała i to stanowi przesłankę do wykorzystywania kilku zarodków. Ale jeżeli zarodek jest istotą ludzką, to każdy musi być chroniony.
W jakim znaczeniu głos metropolity lubelskiego okazał się, Pańskim zdaniem, ważny podczas publicznej debaty o moralnych aspektach ludzkich przeszczepów?
Arcybiskup bronił tej idei w momencie, kiedy była on emocjonalnie atakowana, ponieważ ujawniono niektóre niewłaściwe zachowania wobec potencjalnych dawców. Spowodowało to dość gwałtowne obniżenie się liczby chętnych do ofiarowania swoich narządów. Pojawiła się też w debacie publicznej na nowo kwestia, co jest śmiercią osobniczą człowieka. Wówczas opinia Arcybiskupa bardzo pomogła w tym, by ludzie zaufali w system wypracowany przez medycynę, gdy chodzi o orzekanie o śmierci i pobieranie narządów celem ratowania życia ciężko chorym. Uważam, że to w istotnej mierze także dzięki Arcybiskupowi ten spadkowy trend w liczbie przeszczepów szczęśliwie się odwrócił.
Jakie było stanowisko Arcybiskupa na temat śmierci mózgowej?
Uznawał tę kategorię do orzekania o śmierci człowieka. To wynikało z Jego głębokiej wiedzy i świadomości, że nieskoordynowane biologiczne życie poszczególnych narządów i tkanek nie stanowi o życiu istoty ludzkiej. Różne tkanki, z powodu zróżnicowanego zapotrzebowania na tlen i substancje odżywcze oraz ich zapasy w komórkach, mogą żyć długo po zatrzymaniu krążenia i oddychania, powszechnie uznawanego za śmierć człowieka. Nieodwracalny zanik koordynacji podstawowych funkcji organów przez mózg oznacza śmierć osobniczą.
Problem rodzi raczej praktyka orzekania śmierci mózgu, a nie sama koncepcja.
Żałuję, że przy okazji takich rozmów nie zapytałem Arcybiskupa, co sądzi o ludzkiej duszy – o momencie, w którym opuszcza ona ciało. Nie wiem wobec tego, jaki miał pogląd na najgłębsze problemy z tym związane.
Czy Arcybiskup przedstawiał opinię na temat testamentu życia, który można sporządzić, by wyrazić wolę bądź jej brak ofiarowania własnych narządów, a także zakazać podejmowania ratowania życia, gdy oznacza to tzw. uporczywą terapię?
Według polskiego prawa brak sprzeciwu dla pobierania narządów oznacza domniemane przyzwolenie. Arcybiskup się z tym zgadzał. Uważał wręcz, że taki testament jest konkretnym aktem miłości bliźniego, więc stanowi wyraz pozytywnego stosunku do innych ludzi. Natomiast uporczywą terapię uznawał za niezgodną z zasadami etyki. Uporczywa terapia, czyli stosowanie metod leczenia niemających możliwości odwrócenia końcowej fazy procesu umierania, jest niepotrzebnym zadawaniem cierpienia. Tego typu pogląd, wtedy jeszcze kontestowany, dziś stał się prawie powszechny. Wskazaniem w tym zakresie może być postawa Jana Pawła II. Medycyna ma coraz większe możliwości podtrzymywania biologicznego życia narządów, co nie oznacza życia człowieka jako całości, jako istoty ludzkiej. Próby leczenia człowieka, u którego orzeczono śmierć mózgu, oznaczają próbę leczenia zwłok, którym należy się szacunek.
Czy poruszał Pan w rozmowach z Arcybiskupem kwestię popularnego w ostatnich latach poszukiwania Boga i duszy w mózgu?
Niestety, tych wątków nie poruszyłem. A wiedząc, że daleki był od wszelkich uproszczeń, tym bardziej żałuję.
Zapamiętał Pan opinię abp. Życińskiego, gdy poruszany był temat cierpienia i śmierci?
Mieliśmy okazję o tym mówić, że właściwie cierpienie, którego człowiek doznaje, jest według wiary katolickiej samo w sobie złe; jeśli jednak człowiek potrafi dedykować dotykający go ból czy cierpienie wyższej idei, to nadaje cierpieniu doskonalący sens. Mówi się czasami, że cierpienie uszlachetnia. Ale to nie oznacza, że człowiek może poszukiwać bólu czy cierpienia, na przykład poprzez zadawanie sobie ran, gdyż byłoby to naruszenie tworu Boskiego, jakim jest człowiek.  

Prof. dr hab. TOMASZ TROJANOWSKI (ur. 1947) jest profesorem nauk medycznych, neurochirurgiem, kierownikiem Katedry i Kliniki Neurochirurgii i Neurochirurgii Dziecięcej Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 4 w Lublinie, przewodniczącym Komitetu Nauk Neurologicznych PAN. Został uhonorowany m.in. Orderem Rycerskim Świętego Sylwestra, nadawanym przez papieża za szczególne zasługi dla nauki i sztuki, a także Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Był bliskim przyjacielem ks. abp. Józefa Życińskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2014

Artykuł pochodzi z dodatku „Życiński in memoriam