Oczyma Latarnika

Któż tego słuchał? Przyznajmy się: chyba nie każdy.

12.07.2011

Czyta się kilka minut

Przemówienie premiera Tuska w Parlamencie Europejskim zostało zresztą streszczone bez wysiłku, w trzech zgrabnych zdaniach, może w pięciu. W ciągu kilku minut pokazano wszystko, co trwało przecież godzinami. Bez cienia wysiłku, by wydarzenie poddać Wielkiej Analizie.

Była to - jak już wiemy - bardzo poprawna mowa, niczym pozornie nieszokująca i przynosząca mało. Jak zresztą większość krzepiących przemów tego typu, z okazji rozpoczęcia roku szkolnego choćby. Występ premiera przyjęto na sali obrad z nieinteresującym entuzjazmem. O to, jak nieinteresujące może stać się interesujące, postarał się europoseł Ziobro z kolegami. Jego wystąpienie część rodaków przyjęła z dumą, część z minami kwaśnymi, a pan premier ukrył twarz w dłoniach i był to akurat gest interesujący wszystkich, nawet tych niezainteresowanych.

A potem wyjęto z kobiałek truskawki, co byłoby już absolutnie nieinteresujące, gdyby nie zupełnie niezwykły brak bigosu. Bigos przecież wozimy ze sobą wszędzie, odkąd jeździmy. Bigos jest tak silnym towarzyszem zdobywania świata, że każdy z nas, jakże modnie dziś wpierający światu przywiązanie do skorupiaków i ryb podawanych na surowo, musiał w cichości serca zauważyć ten brak. Gdzieś wewnątrz najściślej skrywanej tożsamości musiał zaszeleścić polszczyzną pierwotny niepokój. Brak bigosu przykuwał uwagę, był niepojęty, ale zracjonalizowany, bo przecież mowa premiera Tuska nie była mową do bigosu, a obcą mową do truskawek właśnie. Jędrnych, nie po naszemu czerwonych i podobno słodkich, idealnie idących pod szampana. W niczym ta mowa i te truskawki nie mogłyby współgrać z brązową zawartością miseczki. Aleśmy takich brązowo pobrudzonych w środku miseczek bigosówek już widzieli w telewizyjnych streszczeniach z ważnych wydarzeń nas promujących: wszędzie były, gdzieśmy się dumnie pojawili, wszędzie, gdzieśmy w natchnieniu przemawiali, miseczki były. I dlatego zrobiło się ciekawie, choć nic na to nie wskazywało.

Z powodu tych truskawek, i z powodu uderzającego braku bigosu w największym salonie Europy, wciąż pełza w mym sercu zrozumienie dla europosła Ziobry. Może mniej dla jego uwag o braku wolności słowa w Polsce, bo nie mam wrażenia, by ktoś tu się hamował czy skąpił bliźnim swych opinii o świecie. U Ziobry przekonywał sprzeciw wobec cichego odstąpienia od bigosowania w obecności przedstawicieli wszystkich niemal ludów Europy. Jego przemówienie przeciw mowie premiera było w istocie apelem o bigos totalny, o wlanie strugi naszego sosu do sali plenarnej Parlamentu Europejskiego, było sprzeciwem wobec truskawkowego oszustwa. Gdy mówił, patrzyliśmy w jego wielkie smutne oczy i śledziliśmy gestykulację. Dzięki tym oczom Latarnika rozumiemy, czym było w istocie przemówienie premiera Tuska, pozornie nieciekawe i przewidywalne.

Premier nie dość, że nie pokazał z dumą miseczki brązowej w środku, ale - imaginujmy to sobie - jako ten barbarzyńca przybyły do Rzymu, stolicy cesarstwa, wytykał znudzonym senatorom zaniedbanie bóstw i smaków nie naszych: "Obudźcie się! - apelował gorąco. - Więcej Kupida! Bachusa, Jowisza za mało czcicie! Merkurego! Concordia! Gdzież Gracje! A Westa?! O truskawko!".

Paradne to było dla każdego, kto miał w ustach raz w życiu choćby bigosu łyżeczkę, kto raz był przy produkcji tej niebywałej substancji, kto chochlą raz zamieszał war w garze. I jest pojmowalnym, że europoseł Ziobro na to się bardzo wzdrygnął. Jaki Kupidyn? Po cóż Concordia? Jowisz? Bzdura! O nie! I wykrzyczał z siebie, że Światowida nam więcej trzeba. Czemu ani słowo nie padło o dziwożonach? Świteziankach i wiłach, co czyhają w dziewannach? O, właśnie. To było rytualne do bigosowania wezwanie, które zresztą zaraz się odbyło na oczach cywilizowanego świata, ale było najpewniej jednym z ostatnich w historii cywilizacji europejskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2011