Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oto niczym pożar lasu szerzy się popularność aplikacji do postarzania fizis. Tak zwani internauci rzucili się do przerabiania podobizn swych młodych, pięknych lic na starczą modłę. Kupa śmiechu, po prostu, ubaw po pachy, a nawet wyżej, do cebulek. Obliczone przez algorytmy zmarszczki mimiczne zawładnęły tak zwaną cyberprzestrzenią, z pranksterskich zmieniając się w grymas przerażenia na wieść, że aplikacja, której oddaliśmy swe twarze do przeróbki, jest... rosyjska. Horror, po prostu horror, Władimir Władimirowicz zawładnie teraz naszymi wizerunkami, zarówno młodymi, jak i starymi, teraźniejszością i starością, zapanuje nad naszym czasem i wprzęgnie nas w swe złowrogie plany. Fala oburzenia unosi smartfony na całym wolnym świecie hipsterów, którzy uświadomili sobie poniewczasie, że strzelając selfika palnęli głupstwo, walnęli samobója i oddali się walkowerem w pacht autokraty (o twarzy już od jakiegoś czasu podejrzanie takiej samej).
Ja pozwolę sobie moralne wzmożenie potencjalną inwigilacją obejść szerokim łukiem, gdyż nie od dziś wiadomo, że zawartość naszych urządzeń elektronicznych jest nie tylko nasza, że należy również do Donalda, Władimira, Xi, a nawet (brrr) Zbigniewa, więc o co chodzi?
Intryguje mnie inny aspekt, profetyczny. Człowiek XXI wieku bardzo, ale to bardzo lubi patrzeć w lustro (jest mnóstwo filtrów w smartfonie, żeby lustro nie bolało). Uwieczniając się na Instagramie nie dostrzega paradoksalności swych ulotnych działań... a zarazem nurtuje go długie trwanie. Nurtuje go w trybie instant karma, oczywiście, stąd fenomen rosyjskiej aplikacji do oblicz.
Wnioski: 1. Chcemy być starzy natychmiast, nie mamy ochoty poczekać. 2. Chcemy byc starzy na chwilę, żeby się pośmiać, podzielić setnym żartem na „społecznościowych” portalach, i wrócić do naszego wiecznego, młodego, pięknego teraz.
Artyści od niemal czterech i pół tysiąca lat z pasją portretowali siebie, często jako ofiary. Na zawsze zostaną z nami ucięta głowa Goliata Caravaggia czy twarz Michała Anioła na zdartej skórze św. Bartłomieja... a teraz, ponieważ każdy jest artystą, każdy chce na własną rękę chwilowo uwieczniać siebie jako ofiarę upływającego czasu. Nie lepiej poczekać? Wtedy będzie szansa, z której arcydzielnie skorzystali Picasso w 1972 i Robert Mapplethorpe w 1988 r. Obydwaj na rok przed śmiercią, bez pomocy aplikacji. Żyjąc. Żłobiąc sobie twarze czasem. ©