O bezużytecznym doświadczeniu pokoleń

Dziś spróbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy doświadczenia pokoleń starszych są przydatne pokoleniom młodym, to znaczy ludziom urodzonym po roku 1989.

01.05.2016

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz /  / Fot. Grażyna Makara
Stanisław Mancewicz / / Fot. Grażyna Makara

Zważyć należy, że mniej więcej w tych okolicach nie tylko upadł komunizm, co jest faktem zupełnie marginalnym. Nieco później pojawiło się widmo telefonii komórkowej, komputery, internet, potem zaś tanie samoloty, niezdrowa, a zaraz potem zdrowa żywność, gluten i wreszcie jego brak.

Otóż bez wątpienia doświadczenie komunizmu, uprawiania ketmanu, obcowanie z tajną policją, z trudnościami ze zdobyciem papieru toaletowego – są bez żadnego znaczenia dla pokoleń, które zderzyły się ze zminiaturyzowanym komputerem, powszechną i totalną możliwością komunikowania, podróżowania oraz zjedzenia kebabu przy najbliższym skrzyżowaniu. Ktoś nam tu rzec może, że to nieprawda, że mianowicie pokolenia młode doświadczenia pokoleń starszych pielęgnują i z nich ciągną mądrość zwaną życiową. Musimy na takie opinie zareagować ordynarnie i rzec, że owszem: pokolenia młodsze o owych doświadczeniach pokoleń starszych wiedzą o tyle o ile, a chłoną i wyrażają ową wiedzę wyłącznie na poziomie ilustrowania. Uprawiają zatem rekonstrukcje historyczne, w których próżno szukać jakiejkolwiek głębi przeżycia czy intelektualnych poszukiwań. Jest to zwykła przebieranka i – powiadamy to głośno – wyłącznie konstruowanie modelików, w oparciu o dokładnie identyczną myśl i konstytucje, którymi przesiąknięte są idee kółek modelarskich w domach kultury. Czasem można odnieść wrażenie, że młodzi historycy pracują w dokładnie tej branży. Słowem: nikt nie czerpie niczego z żadnych cudzych doświadczeń, bowiem ma doświadczenia własne i świeże. To dość jasne, że nie ma powodu, by korzystać z czegoś, co jest nie tylko nieświeże, ale i niepojmowalne.

Niechże ktoś od nas mądrzejszy powie, jaką to korzyść życiową i umysłową może czerpać człowiek blisko dziś trzydziestoletni z tragicznego doznania ludzi starszych, np. z poszukiwania cytrusów na targowiskach kraju tego. Czy można wynieść cokolwiek z szalenie już nudnego gaworzenia o tym, że Jaruzel nie wyemitował Teleranka, skoro wyemitował go Kaczor i każdy może zobaczyć na własne oczy, cóż to za cymes?

Przykłady kompletnej odrębności pokoleń doświadczonych przymusami – nazwijmy je – analogowymi od pokoleń dotkniętych cyfryzacją problemów można by mnożyć. Weźmy telefonowanie, jako czynność najdziwniejszą z dziwnych. Pokolenie stare co najmniej pół życia spędziło na komunikowaniu się twarzą w twarz, na zbieraniu informacji o bliźnich i świecie – użyjmy tego określenia – metodą wziewną. Tego typu sposób jest, jak wiemy, całkowicie inną czynnością od rozmawiania przez telefon, od esemesowania, czatowania czy mailowania. Nie ma w tych metodach absolutnie żadnej identyczności ani nawet podobieństwa. Żadne doświadczenie flirtu analogowego nie przypomina flirtu internetowego i niech nas kule biją, jeżeli te flirty są podobne choć troszeczkę, przy całej pozornej bliźniaczości tych zdarzeń. Nie, nie mówimy, że jedne są gorsze, a drugie lepsze, są to po prostu inne i bardzo nowe sposoby, i dla kultury, i dla mózgu, i oczywiście dla narządów, których nazw tu nie jesteśmy w stanie wymienić, nawet po łacinie.

Odwróćmy naprędce pytania, które nas gnębią, i zastanówmy się, czy człowiek dziś młody i gibki jest w stanie przekazać rozumowi chylącemu się nad przepaścią specyfiki tragedii wynikłej z ogólnego systemu niedoważania w stołówkach jego młodości, jakkolwiek zrozumiały komunikat na temat szpiegowania w sieci, elastycznych umów o pracę, zwanych śmieciowymi, bądź czegokolwiek, co dziś zniechęca młodzież do życia czy demokracji? Nie, nie może. Człowiek stary rozumie komunikat o szpiegowaniu tylko wtedy, gdy ktoś skrada się za nim na ulicy albo przykłada ucho do drzwi jego mieszkania. Dlatego najprawdopodobniej powstał projekt ustawy antyterrorystycznej, by oto pokolenia, jak ongiś przez wieki, żyły w porozumieniu i zrozumieniu swych doświadczeń. Howgh. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2016