NOWY ŚWIATOWY CHAOS

Niewykluczone, że Rosja usiłująca utrzymać wpływy na Ukrainie zostanie zmuszona do tego, aby oddać Chinom część wpływów na własnym terytorium.

31.03.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Sergei Ilnitsky / AP / EAST NEWS
/ Fot. Sergei Ilnitsky / AP / EAST NEWS

Najpierw bardzo chcieliśmy wierzyć w koniec historii. Po upadku muru berlińskiego daliśmy się ponieść fali optymizmu. Pragnęliśmy, żeby wolny rynek uczynił nas wreszcie zamożnymi, a liberalna demokracja pozwoliła naprawdę wybierać – spośród kandydatów, ale także to, czy w ogóle chcemy oddać głos. Kiedy Fukuyama ogłosił, że rynkowo-demokratyczny model rozwoju dowiódł swojej wyższości nad rywalami i że to jedynie kwestia czasu, zanim cały świat stanie się rynkowo-demokratyczny, odetchnęliśmy z ulgą. W końcu Fukuyama zapewniał też, że liberalne demokracje nie prowadzą ze sobą wojen.

Optymizm szybko jednak stał się umiarkowany. Rosję ogarnął chaos. Cały świat zobaczył w telewizji, a potem na ekranach kin, jak w Somalii oddziały lokalnych watażków zestrzeliły amerykański helikopter. Rozpad Jugosławii przyniósł kilka lat brutalnej wojny. W XXI wiek weszliśmy, obserwując płonące wieże World Trade Center. Nadal jednak wierzyliśmy, że da się zachować optymizm, choćby i umiarkowany, za cenę oddzielenia światła od ciemności, świata ponowoczesnego od przednowoczesnego, obszarów pokoju od stref wojny. Ład rynkowo-demokratyczny nadal nie miał rywali, tylko nie wszyscy mieli jeszcze dość rozsądku, by dostrzec jego wyższość.

Kryzys gospodarczy sprawił, że powróciły egoizmy narodowe. Rządy państw UE, które chlubiły się, że stanowią ścisłą czołówkę w marszu do świata bez konfliktów, nagle zaczęły sięgać po przykłady z krwawych dziejów XX wieku na Starym Kontynencie. Często tylko po to, żeby uzasadnić odmienne interesy ekonomiczne. Zaczęto mówić o rozchodzeniu się dróg Europy i USA, a nawet o tym, że paradoksalnie Europa staje się bardziej wolnorynkowa, a Stany bardziej skłonne do interwencji w gospodarkę. W obrębie UE pojawiły się nowe podziały. Mówiono już nie tylko o Europie „starej” i „nowej”, ale też o leniwej Południowej i pracowitej Północnej. Mimo coraz silniejszego przekonania, że żyjemy w świecie wielobiegunowym, a koniec państw narodowych obwieszczono przedwcześnie, nadal wierzyliśmy, że potrafimy odróżnić dobrych od złych, rynkowo-demokratycznych prymusów od skorumpowanych wałkoni.

Krym i nadejście anarchii

Kryzys na Ukrainie i aneksja Krymu każą zweryfikować tę wiarę. Społeczeństwo ukraińskie, które, mimo całej sympatii dla jego aspiracji, uważaliśmy za nawykłe do korupcji i nieprzygotowane do rządów demokratycznych, zaryzykowało wszystko, by porzucić rolę, jaka przypadła mu w nowym, pozimnowojennym ładzie. Rosja, którą uważano w świecie ponowoczesnym za zło konieczne, dostarczyciela ropy i gazu, powstrzymującego wybuch chaosu na terytorium dawnego ZSRR, anektując Krym zapukała w zachodni szklany klosz. Oczywiście Zachód może nadal przymykać oczy i ograniczać się do czysto symbolicznych gestów, nakładając mało skuteczne sankcje na garstkę ludzi Kremla. Ale nie może już udawać, że nadal wierzy w koniec historii.

Przyszedł czas, by wyjąć z lamusa alternatywne wizje ładu światowego. W kilka lat po tym, jak diagnoza Fukuyamy zrobiła karierę, Robert Kaplan sformułował tezę o nadejściu anarchii („The Coming of Anarchy”, w: „The Atlantic Monthly” ze stycznia 1994 r.). Jako korespondent amerykańskiej prasy na Bałkanach widział z bliska początki rozpadu Jugosławii. Potem kilka lat spędził na przyglądaniu się krajom i regionom, gdzie załamały się porządki państwowy i społeczny. I doszedł do wniosku, że obszary chaosu nie są reliktami barbarzyńskiej przeszłości, ale stanowią jeden z możliwych scenariuszy przyszłości. Nie tylko w tych państwach, gdzie nie zatriumfowały wolny rynek i demokracja, ale również w rejonach, które chcemy uważać za domeny ponowoczesności lub uznajemy je za uporządkowane czyjąś twardą ręką.

Anarchia nie zaczyna rządzić z dnia na dzień. Niekoniecznie triumfuje po zwycięskim lub przegranym konflikcie zbrojnym. Rozprzestrzenia się dzięki szarym strefom, miejscom wyjętym spod kontroli państwa albo celowo utrzymywanym przez rządy w stanie zawieszenia. Są niemal modelowe przykłady takich geopolitycznych „nie-miejsc”: Strefa Gazy, niektóre rejony Indii kontrolowane przez maoistowską partyzantkę. Mimo aneksji przez Rosję liczba nierozwiązanych problemów na Półwyspie Krymskim (status mniejszości tatarskiej czy zapewnienie dostaw wody i prądu, do tej pory płynących z Ukrainy) sugeruje, że na mapie świata właśnie przybyło kolejne „nie-miejsce”.

Rosja w półizolacji

Państwa utrzymujące terytoria w stanie zależności połączonej z kontrolowaną anarchią odnoszą dzięki takiej zaplanowanej destabilizacji doraźne korzyści, ale w dłuższej perspektywie ściągają na siebie problemy, których nie są w stanie zawczasu przewidzieć. Tukidydes, patron realistów politycznych, pozostawił w „Wojnie peloponeskiej” czytelną przestrogę dla takich państw. Zaraza, która pustoszy starożytne Ateny, przychodzi do miasta dawnymi szlakami podbojów. Odpowiednikiem tej tajemniczej plagi będzie dla współczesnej Rosji jej półizolacja.

Nawet bez wprowadzenia sankcji rosyjska gospodarka borykać się będzie z trudnościami. Będzie tracić dalej zaufanie inwestorów. Jak przewiduje analityk Dmitrij Trenin, rosyjski rynek akcji, w którym większość udziałów jest w zagranicznych rękach, zapewne się załamie. Upadnie wiele firm spoza sektora energetycznego i tych, które nie mogą liczyć na wsparcie z państwowej kasy. Kurs rubla będzie utrzymywał się na niskim poziomie, zwiększając koszty importu.

Chude lata, które czekają rosyjskie społeczeństwo, będą sprzyjać ożywieniu protestów społecznych, które wybuchały już w Moskwie czy Kaliningradzie. Demonstrujący nie będą rekrutować się tylko z klasy średniej, domagającej się wprowadzenia rządów prawa, by móc cieszyć się spokojnie świeżo wypracowanym dobrobytem. Protestować będą różne grupy społeczne, sfrustrowane drożyzną i stagnacją gospodarczą. Władza odpowie zapewne nasileniem represji. Wiwatujący dziś z okazji aneksji Krymu kręcą bat na samych siebie, chociaż jest im to dziś dostrzec równie trudno jak Ateńczykom wybuch zarazy.

Admirał Zheng He schodzi na ląd

Wobec półizolacji Rosji prawdopodobnym scenariuszem jest podjęcie przez Moskwę wysiłków, by straty na Zachodzie odrobić dzięki sprzedaży ropy i gazu do Chin.

Szacuje się, że chińskie zapotrzebowanie na ropę podwoi się do roku 2020. Wobec coraz poważniejszych problemów z zanieczyszczeniem powietrza rośnie w Chinach popyt na gaz ziemny, pozwalający produkować „czystszą” energię. Co więcej, chiński rozwój technologiczny daje nadzieję na modernizację niektórych sektorów rosyjskiej gospodarki, które wobec dużo chłodniejszych relacji z UE i USA trudno będzie unowocześnić dzięki zachodnim zasobom wiedzy i technologii. Państwo Środka okaże się jednak twardym negocjatorem: zabezpieczyło dostawy surowców z Afryki i świetnie wie, w jak trudnym położeniu jest Moskwa.

Władcy z dynastii Ming położyli w XV w. kres wyprawom admirała Zheng He. Zamiast na manifestowaniu wielkości floty i ochronie handlu morskiego, musieli skoncentrować się na zabezpieczeniu cesarstwa przed zagrożeniem najazdami mongolskimi. Jak wskazuje Robert Kaplan w „Monsunie”, dziś północna granica jest bezpieczna, a chińska diaspora zdominowała nawet niektóre regiony Syberii. Chiny mogą dzięki temu zająć się umacnianiem swojej pozycji na Oceanie Indyjskim czy Morzu Południowochińskim. Nie oznacza to jednak, że muszą się do tych działań ograniczyć. Zwłaszcza że nie najlepsza pozycja negocjacyjna Rosji otwiera przed nimi nowe możliwości.

Chińska potęga morska, której symbolem były wyprawy admirała Zheng He, nie polegała na kolonizacji na wzór europejski, lecz na utrzymywaniu sieci lennych zależności i zapewnianiu sobie dostępu do portów. Taka kontrola, oparta raczej na dostępie niż na formalnej aneksji, może się sprawdzić również na lądzie. Może się zdarzyć, że Pekin zmusi przyciśniętą do muru Moskwę, aby zezwoliła na istnienie na wschodnich rubieżach Rosji chińskich przyczółków, swego rodzaju „punktów kontrolnych”, formalnie służących na przykład do obsługi rurociągów. Demograficzna i ekonomiczna dominacja chińskiej diaspory w niektórych rejonach Syberii może zostać wzmocniona w sposób bardziej zorganizowany.

Niewykluczone, że Rosja usiłująca utrzymać wpływy na Ukrainie zostanie zmuszona do tego, aby oddać Chinom część wpływów na własnym terytorium.

Polska pod kloszem

Mitchell A. Orenstein stwierdził w „Foreign Affairs”, że kryzys ukraiński przesunął europejski środek ciężkości na wschód. Kontury nowego ładu globalnego, w którym będzie coraz więcej miejsca dla szarych stref anarchii i podważania suwerenności państwowej, obejmują również Polskę. Próby podtrzymywania marzenia o końcu historii coraz bardziej odrywają od rzeczywistości. Nie sposób dłużej poprzestawać na statusie wysuniętego najdalej na wschód przyczółka UE, państwa ulokowanego najbliżej granicy między ponowoczesnym a przednowoczesnym. Ta granica okazuje się coraz bardziej złudna. Jej złudność obnażyli już ludzie protestujący na Euromajdanie. Niewykluczone, że to złudzenie rozwieje się niebawem ostatecznie, kiedy staniemy przed koniecznością przyjęcia ukraińskich uchodźców.

Jeśli Polska ma zostać liczącym się graczem i nie dać się wyprzedzić przez wydarzenia, powinna odrzucić marzenia o końcu historii, którym hołdowała przez większą część ostatnich 20 lat. Nasza środkowoeuropejska wersja tego marzenia była związana z wejściem do UE: akcesja miała być przepustką do strefy gwarantującej pokój. Dlatego rozważając kolejne posunięcia wobec obecnego kryzysu dodajemy od razu, że nie powinno się robić niczego bez ustalenia z Brukselą.

To oczywiście prawda, że bez europejskich sojuszników zdziałamy niewiele. Ale uzgodnienia wewnątrzeuropejskie nie mogą oznaczać ignorowania choćby roli Chin, które mogą znacząco wpłynąć na Rosję, a Polskę traktują jak jeden ze swoich przyczółków na rynku europejskim. Nie mogą też oznaczać przymykania oczu na pęknięcia, które pojawiły się na europejskim szklanym kloszu, kiedy zapukała w niego anarchia. Paradoksalnie: jeśli nie chcemy, żeby się roztrzaskał, rozważmy poważnie scenariusz, według którego klosz znika.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, historyk idei, publicysta. Szef działu Obywatele w forumIdei Fundacji im. Stefana Batorego, zajmuje się ruchami i organizacjami społecznymi oraz zagadnieniami sprawiedliwości społecznej. Należy do zespołu redakcyjnego „Przeglądu Politycznego”. Stale… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2014