Nowy portret Sisi. Anita Piotrowska o filmie "W Gorsecie"

W filmie austriackiej reżyserki Elżbieta Bawarska wymyka się obrazowi anarchizującej trzpiotki, znudzonej dworską etykietą. A najsłynniejsze zdrobnienie w ogóle nie pada.

06.03.2023

Czyta się kilka minut

 / M2 FILMS
/ M2 FILMS

W XX wieku, na długo przed księżną Dianą, stała się własnością popkultury, eksploatowaną przez kino, telewizję, scenę, modę i przemysł pamiątkarski. Chciałoby się zapytać, ile z Elżbiety Bawarskiej ostało się w tych przedstawieniach. Jedno jest pewne: austriacka cesarzowa nie miała klawego życia.

Teraz, równolegle z banalnym miniserialem na Netfliksie, jej obraz dekonstruuje film „W gorsecie”. Historycy zgrzytają zębami, ale reżyserce i scenarzystce Marie Kreutzer w ogóle nie chodziło o biografię, fresk z epoki Habsburgów ani – wbrew tytułowi – o film kostiumowy.

Tylko z takim nastawieniem można w pełni docenić nowy portret Sisi, choć owo zdrobnienie w ogóle z ekranu nie pada. Czterdziestoletnia monarchini odrywa się od wizerunku ślicznej i chimerycznej die Kaiserin, idealnie upostaciowionej ongiś przez Romy Schneider. Ponadto film przemilcza bądź przeinacza wiele faktów i w finale nawet uśmierca bohaterkę po swojemu. Zakłada bowiem, że najistotniejsze rzeczy już o niej wiemy, po co więc raz jeszcze bawić się w kino historyczne czy buduarowe. Może lepiej w imię twórczej wolności i lepszej sprawy poluzować zbyt ciasno sznurowany gorset i zobaczyć w Elżbiecie po prostu „nagą” kobietę – zmęczoną, wyobcowaną i wielce skomplikowaną. Kreutzer czerpie z tego prawa garściami, podobnie jak luksemburska aktorka Vicky Krieps, grająca Sisi z właściwym sobie subtelnym rozwibrowaniem. To rola, która nie oczekuje naszych polubień dla odtwarzanej postaci i bezustannie zwodzi zamiast uwodzić.

„Tygrysa bengalskiego albo powiększenia domu wariatów” – odpowiada, kiedy Franciszek Józef (gra go Florian Teich­tmeister) pyta żonę, czy miałaby jakieś specjalne życzenie. W słowach tych, umiarkowanie żartobliwych, zawiera się niepochwytność filmowej Elżbiety, kapryśnej i nadwrażliwej, nieznośnej i cierpiącej jednocześnie. Podczas odwiedzin w szpitalu psychiatrycznym na oddziale kobiecym widzi siebie i swój wewnętrzny gorset. Złożyło się nań wiele: nieutulony smutek po stracie pierwszego dziecka, nieudane małżeństwo, pogłębiające się osamotnienie, lęk przed starzeniem się (czterdziestka w II połowie XIX wieku była wiekiem podeszłym) tudzież utrata słynnej urody i smukłej kibici, komentowana z zawiścią godną dzisiejszych forów internetowych. Aż się proszą porównania do współczesności.

Kreutzer, podobnie jak Sofia Coppola w „Marii Antoninie” (2006), co chwila podkreśla umowność kostiumu, chociażby muzyką (powracający utwór „She Was” w wykonaniu Camille pięknie komentuje psychiczny rozpad Elżbiety) czy detalem, który w innym filmie wyglądałby na karygodne zaniedbanie ze strony scenografa (Martin Reiter). Na tym jednak podobieństwa się kończą. U austriackiej reżyserki monarchiczny sztafaż pozbawiony został splendoru; pałace, meble, przedmioty noszą ślady zużycia, skąpe naturalne oświetlenie raczej przytłacza, niż robi klimat, główna bohaterka zaś raz po raz wymyka się obrazowi anarchizującej trzpiotki, znudzonej dworską etykietą. Zarówno wtedy, kiedy imponuje oczytaniem, jak i kiedy opuszczając kolację pokazuje współbiesiadnikom środkowy palec. W jednej z fikcyjnych scen cesarzowa spotyka pioniera kinematografu i pozwala się sfilmować. Z jej ust wydobywa się krzyk – tyle że ówczesna niemota kina nie pozwala się dowiedzieć, co takiego bohaterka zapragnęła wreszcie z siebie wyrzucić.

„W gorsecie”, niczym „Spencer” (2021) Pabla Larraína, wyobrażony dramat innej „królowej ludzkich serc”, spogląda przez szkło powiększająco-zniekształcające. Ukazuje w ten sposób przypadłości (depresję, nieuleczalną melancholię, zaburzenia odżywiania), w które tak trudno nam uwierzyć, gdy dotyczą osób ze świecznika. Zmieniają się pory roku i rozsiane po Europie rezydencje, widzimy Elżbietę idolkę tłumów i rzeczniczkę sprawy węgierskiej, zapaloną amazonkę i gimnastyczkę, Elżbietę żonę, kochankę i matkę, ale te wszystkie aktywności wydają się przygniecione jakimś większym, nigdy niewypowiedzianym ciężarem.

W owych czasach leczono takie dolegliwości (w najlepszym razie) za pomocą długich kąpieli. Bohaterka szuka pocieszenia w pisaniu wierszy, lecz nie potrafi się rozsmakować w żadnej ze swych pasji czy życiowych ról. Jeśli Sisi jest tutaj ofiarą, to przede wszystkim niepoważnego traktowania przez współczesnych i przez kolejne pokolenia własnych „fanów”. Właśnie tę infantylizację próbuje zrekompensować jej film Kreutzer.

Stawiając na grube licencje poetyckie, ostentacyjną zgrzebność, fragmentaryczną anegdotę, reżyserka ocala coś bardzo ulotnego. Nazwijmy to „duchem inności”, co w tym przypadku oznacza spojrzenie na powszechnie znaną postać kobiecą z perspektywy prywatnej, wyzwoloną z fiszbinów nałożonych najpierw przez historię, a potem przez legendę. Wymaga to wyjścia z ram konwencjonalnej anegdoty i wizualnej retoryki, stąd tu i ówdzie słychać głosy, że podczas seansu „W gorsecie” z trudem się oddycha, a bohaterce brakuje charyzmy, czyli typowej dla wizerunku Sisi estetyzacji czy seksualizacji. I wszystko się zgadza, zgodnie z autorskim zamierzeniem.

Kilkakrotnie widzimy Elżbietę w gęstej czarnej woalce – w taki sposób, przez koronkowy filtr, kino zwykło patrzeć na koronowane głowy niewieście. Austriacka reżyserka gwałtownie ściąga tę zasłonę ze swojej Elżbiety i z jej dotychczasowych reprezentacji, próbując odzyskać ją jako istotę z krwi i kości, bliższą dzisiejszym kobietom. Równocześnie robi widzowi test na współodczuwanie, ani na chwilę nie ułatwiając mu zadania.

Pech sprawił, że film zrealizowany głównie przez kobiety, z wyraźnie feministycznym przesłaniem, wszedł na ekrany w aurze dwóch skandali obyczajowych z udziałem aktorów. Pierwszy dotyczy posiadania pedofilskiej pornografii (Teichtmeister), drugi – molestowania seksualnego (nazwiska domniemanego sprawcy nie ujawniono), o czym reżyserka miała wiedzieć podczas zdjęć. „Gorsetowi” to z pewnością nie pomogło, nad czym można jedynie ubolewać, bo to film zrodzony z wyjątkowej wrażliwości. Nie tylko dokonuje własnego rozrachunku z oficjalną historią, lecz potrafi też znaleźć dlań język, który brzmi zarazem intymnie i przekornie. ©

 

W GORSECIE (Corsage) – reż. Marie Kreutzer. Prod. Austria/Luksemburg/Niemcy/ Francja 2022. Dystryb. M2 Films. W kinach od 10 marca.

Marie Kreutzer to austriacka reżyserka znana z filmów „Bez ojca” (2011) czy „Ziemia pod nogami” (2019). Jej najnowszy tytuł, „W gorsecie”, był kandydatem Austrii do Oscara, a wcześniej doceniony został za główną rolę Vicky Krieps („Nić widmo”, „Wyspa Bergmana”), uhonorowaną m.in. Europejską Nagrodą Filmową i na festiwalu w Cannes.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2023