Nowa normalność, stara wyobraźnia

Filozofowie i intelektualiści poczuli imperatyw wieszczenia, co z tym globem po koronawirusie będzie.

31.08.2020

Czyta się kilka minut

Mural na jednej z ulic Cannes, maj 2020 r. / VALERY HACHE / AFP / EAST NEWS / VALERY HACHE / AFP / EAST NEWS
Mural na jednej z ulic Cannes, maj 2020 r. / VALERY HACHE / AFP / EAST NEWS / VALERY HACHE / AFP / EAST NEWS

Choć słowa Marka Twaina o tym, że „przewidywanie jest trudne, zwłaszcza jeśli dotyczy przyszłości”, stały się truizmem, zapał do spekulowania o świecie, który ma nadejść, nie maleje. Przeciwnie, w ostatnich miesiącach jest na krzywej rosnącej – nawet wśród tych, którzy doskonale wiedzą, jak krótki termin ważności mają diagnozy formułowane pod wpływem chwili.

Diagnozy te przynoszą dwie wiadomości. Jedna jest dobra, druga zła. Zacznę od dobrej. Kultowi filozofowie, od Giorgia Agambena po Slavoja Žižka, zgodnie przewidują, że pandemia skończy się w nieodległej przyszłości i nastąpi jakaś epoka po koronawirusie. Są więc umiarkowanymi optymistami. Zła wiadomość dotyczy świeżości tych głosów.

I tak Giorgio Agamben w lutym i marcu opublikował serię wypowiedzi o „rzekomej epidemii koronawirusa”, która trwale zredukuje życie Włochów do wymiaru biologicznego, do nagiego życia kontrolowanego przez władzę wprowadzającą stan wyjątkowy, przypominający ustrój totalitarny.

Z kolei w ramach The New Republic of Letters (Nowa Republika Uczonych), wspólnego projektu Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu i Instytutu Stosunków Międzynarodowych w Pradze, Jan-Werner Müller przekonuje, że populiści zaraz dostaną wiatr w żagle i jedynie rozsądni politycy będą w stanie wspólnie stawić im czoło. Jan Sowa odpowiada mu, że nie tyle populistom będzie łatwiej manipulować opinią publiczną, co sami ludzie jeszcze mocniej zapragną populistycznych rządów. Chantal Mouffe liczy na przebudzenie się lewicowego populizmu, choć nie postawiłaby na to dużych pieniędzy, a Marek Cichocki wierzy, że po pandemii „zdrowy” populizm zmiecie neoliberalne wypaczenia globalizacji.

Natomiast środowisko „Kultury Liberalnej” w zbiorowej publikacji „Liberalizm po koronawirusie” pod redakcją Jakuba Bodzionego i Piotra Kieżuna szacuje straty, jakie w wyniku walki z pandemią poniesie jego opcja światopoglądowa i polityczna. Za oceanem podobnie – w lipcu do amerykańskich księgarń trafił „Zmierzch demokracji: uwodzicielski urok autorytaryzmu” Anne Applebaum, na kartach którego spotykają się Donald Trump i Jarosław Kaczyński, a koronawirus dopisuje epilog perypetiom autokratów wszystkich krajów. Także w lipcu ukazała się książka posła Grzegorza Brauna, który w rozmowach z Tomaszem Sommerem przedstawia własny scenariusz na tytułową „Nową normalność”. Jest to jednak rzecz bliższa niezamierzonej dystopii niż głębokiej analizie, więc ją zmilczę.

Godne uwagi są dwie pozycje: „Pandemia! COVID-19 trzęsie światem” jest autorstwa Slavoja Žižka, „Nadeszło jutro. Jak pandemia zmienia Europę” napisał Iwan Krastew. Obaj pochodzą z państw postsocjalistycznych i nie zamykają się w wąskiej przegródce jednej dyscypliny. Na tym podobieństwa się kończą.

Już po tytułach widać dzielącą ich przepaść. Słoweniec wykrzykuje, Bułgar analizuje. Žižek jest akademickim celebrytą i kulturalnym wszystkożercą, flirtującym z wielką polityką (w 1990 r. startował w pierwszych wolnych wyborach prezydenckich w Słowenii). Ma tyle samo żarliwych wielbicieli, co zagorzałych przeciwników. Iwan Krastew to poważany filozof polityki, związany z Instytutem Nauk o Człowieku w Wiedniu i kierujący Centrum Strategii Liberalnych w Sofii. Nie prowokuje ani nie „śmieszkuje”, ale zależy mu na tym, by dotrzeć do młodego czytelnika.

Bitwa na metafory

Każdy kryzys domaga się metafory, która wyniesie go ponad inne plagi albo pohańbi. Być może, jak przekonuje ojciec historii pojęć, Reinhart Koselleck, sama kategoria kryzysu jest kluczową metaforą społecznej patogenezy i skrywa lęk przed wyczerpaniem się dotychczasowego języka opisywania (albo zaklinania) rzeczywistości. Koronawirus jest kryzysem na tylu polach życia i nauki, że domaga się metafory o misternej konstrukcji, która udźwignie jego ciężar.

Czyli jakiej? Dla Rolanda Barthes’a współczesna metafora to nieślubne dziecko literatury i rynku. Balsamuje szczątki kultury dworskiej, a potem składa je w sarkofagu zrobionym z masowych skojarzeń i politycznego zapotrzebowania. Dla George’a Lakoffa metafora jest podstawową strukturą rozumienia świata i zarazem jedyną formą skutecznego porozumiewania się elit z ludem. Jeśli wziąć to za dobrą monetę, to intelektualistom nie pozostaje nic innego jak szukać idealnego zlepku słów do wyrażenia wyjątkowości aktualnego kryzysu. I faktycznie – zarówno Žižek, jak i Krastew gonią za symbolem, który o pandemii koronawirusa powie więcej niż tysiące słów.

Dla Słoweńca to, czego doświadczamy w trakcie pandemii, jest odwróconą wersją „Wojny światów” H.G. Wellsa, w której zamiast Marsjan błękitną planetę grabią sami Ziemianie, ale ich potęga pada pod naporem namnażających się i ślepo atakujących wirusów. Pozostając humanistą, Žižek przywołuje jednocześnie słowa Jezusa, „Nie dotykaj mnie” (J 20, 17), skierowane po zmartwychwstaniu do Marii Magdaleny. Ten – jak sam o sobie mówi – „zaprzysięgły chrześcijański ateista” czyta ów fragment Ewangelii jako zapowiedź ponadwyznaniowego wyzwania, by zwalczać wirusa miłością do bliźniego, nieucieleśnioną w dotyku, lecz w solidarności z nim.

Podczas gdy Žižek sięga do science fiction i Biblii, Krastew zaczyna od Alberta Camusa. Zaznacza przy tym, że „po epidemii wszyscy żyjący będą przecież ocaleńcami”. Wynosi ich razem – i tych, którzy rygorystycznie zachowują reżim sanitarny, i tych, którzy wierzą, że za koronawirusem stoi sieć 5G – do rangi ostatnich ludzi, którzy przesądzą o tym, czy historia się powtórzy. Pandemię COVID-19 określa mianem „szarego łabędzia”, czyli zdarzenia, w którego nadejście nikt nie chce uwierzyć, mimo jego wysokiego prawdopodobieństwa. „Nieprzypadkowo – dodaje – w »Jeziorze łabędzim« nie ma szarych łabędzi; są one przykładem czegoś przewidywalnego, a i tak nie do pomyślenia”.

Z pochodu metafor dowiadujemy się, że epidemie są trochę jak sieroty nieznające swych rodziców, a trochę jak seriale Netfliksa (można się spodziewać kolejnego sezonu). Z gatunków literackich pandemia koronawirusa najmocniej przypomina Krastewowi powieść modernistyczną, którą od klasycznej powieści odróżnia brak „czytelnej fabuły”. Erudycyjne czy skrojone pod szeroką ­publiczność – powyższe próby opisania COVID-19 łączy założenie, że obecna pandemia jest zbiorowym wynalazkiem ludzkości. Dlatego najmocniej zagraża innym społecznym konstrukcjom, takim jak demokracje liberalne Zachodu, które Krastew nazywa, jakżeby inaczej, jednostkami „z chorobami współistniejącymi”.

U Žižka patogeneza zarazy jest inna i odczarowana. „Obecna epidemia to wynik naturalnej przypadkowości zdarzeń w najczystszej postaci” – przekonuje, wiedząc, że niektórym trudno to zaakceptować. I to oni będą upatrywać w pladze COVID-19 „boskiego planu” albo bezlitosnej dintojry, podjętej przez wyzyskiwaną naturę.

Dla autora „Pandemii!” tropienie ukrytego znaczenia wirusa to samooszukiwanie się i relikt epoki przednowoczesnej, która wierzy w nierozerwalność człowieka i wszechświata. Mimo to sam wikła się w opisywanie choroby jako parodii interakcji między przyrodą a ludźmi. Porównując koronawirusa do memu (w szerokim znaczeniu, jakie nadał temu pojęciu jego autor Richard Dawkins), twierdzi, że natura kopiuje w ten sposób niszczycielski przekaz, który ma dla niej człowiek. Czy tym razem jej komunikat zostanie zrozumiany? Prędzej znajdziemy sobie kolejną metaforę, która oswoi lęk, ale zdemotywuje do samonaprawy.

Widma nad Europą

„Kiedy skończy się pandemia, ludzi dopadnie nostalgia za minioną epoką” – zauważa Krastew, dodając, że „w świecie wczorajszym też jest coś niepokojącego”. Mimo że obiera za drogowskaz słowa Aleksandra Hercena o tym, że „historia nie ma żadnego libretta”, to przekonuje, iż w przeszłości tkwią przyczyny dzisiejszego strachu, które można było zawczasu odczytać.

Nowa normalność oznacza dla Krastewa destabilizację systemów politycznych, które znamy. Przedłużająca się pandemia to również zła wiadomość dla autokratów, ponieważ odbiera im dowolność decydowania o tym, który kryzys jest ważny, a który nie. Chiny też nie wyjdą wzmocnione z wirusowej epopei, nawet jeśli ich gospodarka relatywnie nie ucierpi – jako partner polityczny i symboliczny straciły już zaufanie reszty świata. Demokracje przetrwają, o ile elity polityczne nie ulegną pokusie, aby doraźne środki, jakimi były ograniczenia wolności obywatelskich, zmienić w permanentne rozwiązania (jak uczynił to już Viktor Orbán).

Wiele zależy tu od aktywności liberałów w debacie publicznej i od samych obywateli, którzy będą strzec tymczasowości radykalnych cięć ich praw i czuwać, by pandemia nie dała paliwa do państwowego szowinizmu. Będzie to trudne, twierdzi Krastew, ponieważ obostrzenia antypandemiczne usuwają z przestrzeni publicznej „ludzi placu” (określenie autorstwa publicysty Thomasa Friedmana, trzykrotnego laureata Nagrody Pulitzera), a bez nich demokracji brakuje tlenu. Wydarzenia ostatnich tygodni, np. w Polsce i na Białorusi, pokazują jednak, że „ludzi placu” nie tak łatwo jest zamknąć w domach, a proroctwa wielkich umysłów nie nadążają za dynamiką współczesnego świata.

Krastew nie projektuje nowego systemu światowego, który miałby być remedium na powirusowe turbulencje, za to Žižek chce rewolucji. Dla czytelników jego prac nie będzie zaskoczeniem kierunek tej „dobrej zmiany”. Inspiracja przychodzi, jak sam wirus, z Chin, lecz nie z Zhongnanhai (siedziba KPCh), ale od marginalnych dziś i prześladowanych przez rząd Xi Jinpinga dziedziców maoizmu. Być może, spekuluje autor „Wzniosłego obiektu ideologii”, tzw. chiński wirus będzie początkiem końca aktualnych władz w Pekinie, ich własnym Czarnobylem. Nie przeniesie jednak Chin na orbitę autorytaryzmu lub pato­demokracji, lecz „zmusi (...) do wymyślenia na nowo komunizmu opartego na zaufaniu do ludzi i nauki”.

Według Słoweńca to Europa najgorzej wyjdzie na kryzysie spowodowanym pandemią. Jeśli nie jesteśmy gotowi przyjąć jej za swój los, trzeba nam prawdziwie politycznego zwrotu. „Tu właśnie wkracza moja koncepcja »komunizmu« – oznajmia Žižek – nie jako jakiś niewyraźny sen, ale po prostu nazwa na to, co już się dzieje (a przynajmniej jest postrzegane przez wielu jako konieczność), na środki, które już są brane pod uwagę, a nawet częściowo egzekwowane. Nie jest to wizja świetlanej przyszłości, ale bardziej »komunizm katastrof« jako antidotum na »kapitalizm katastrof«”.

Po takiej zapowiedzi strach się bać. Autorowi „Pandemii!” chodzi jednak o dość klasyczny pakiet działań etatystycznych i socjalnych. Państwo ma być aktywne, organizować środki ochronne, zapewniać minimum egzystencji nowym bezrobotnym, porzucić mechanizmy rynkowe, ratować zagrożone gałęzie gospodarki (np. branżę turystyczną), wspierać opiekę zdrowotną lokalnie i globalnie.

Filozof mgliście kreśli wizję organizacji światowej, która będzie sterować walką z zarazą. Nie wyklucza też odgórnej mobilizacji ozdrowieńców do pilnych prac publicznych. I nie waha się nazywać tych rozwiązań nową wersją radzieckiego „wojennego komunizmu”. Twierdzi, że taki ład uchroni ludzkość przed wirusami fake newsów, teorii spiskowych, rasizmu oraz przed prymitywną myślą o eliminacji jednostek starych i chorych. Jednak lekarstwo, które proponuje, nie wydaje się wystarczająco lepsze od choroby, którą ma leczyć.

Z ksiąg czy z fusów?

„Kiedy jednak COVID-19 spuścił polityczną wyobraźnię ze smyczy, paradoksalnie, w tym samym czasie sparaliżował polityczną wyobraźnię elit. Rządy poczuły się zmuszone wdrożyć całą serię nadzwyczajnych rozwiązań, ale wciąż działają w przekonaniu, że gdy tylko kryzys się skończy, świat wróci do punktu, w którym znajdował się wcześniej” – tak Krastew rozlicza polityków z ciasnoty horyzontów. Można by to samo powiedzieć o elitach intelektualnych. Czy stać je na sformułowanie takiej wizji nowej normalności, która nie będzie przypisem do Hegla, opakowanym w bieżącą politykę i popkulturę?

Ten deficyt widać chociażby w polemikach ze wspomnianym Giorgiem Agambenem. Žižek bez wahania zrównuje reakcję Agambena ze wczesnymi enuncjacjami Donalda Trumpa na temat COVID-19. Czy sam potrafi wynieść refleksję nad pandemią na wyższy poziom? Jego nowa książka to kompulsywnie spisywana wiązanka rozpoznanych tropów i naprędce odkurzanych pomysłów, w pośpiechu także tłumaczona (w przekładzie znajdziemy „gołe życie” zamiast „nagiego życia”, prawie to samo, ale dla czytelników Agambena czyni to różnicę).

Dla elit radą jest widmo nowego-starego komunizmu, dla pracowników na pierwszej linii walki z wirusem – hasło Arbeit macht frei!, w którym Žižek widzi „wciąż właściwe motto, chociaż brutalnie nadużyte przez nazistów” (!). Z kolei dla maluczkich, których koronawirus skazuje na samoizolację – skupienie się na dniu dzisiejszym, drobnych rytuałach, oglądanie seriali i filmów wszelkiej klasy i gatunków. Dla zdesperowanych ma radę tyleż Agambenowską („żyjemy w wielkim obozie koncentracyjnym”), co niestosowną – „Możesz rozważyć zagranie w grę przedstawioną w filmie »Życie jest piękne«: udawaj, że zamrożenie kraju to tylko gra, do której ty i twoja rodzina przyłączacie się z własnej woli, z perspektywą wielkiej nagrody w razie wygranej”.

Zniknął gdzieś z pogoni za duchem czasu dawny analityk-koneser, który potrafił mówiąc o polityce, prawić o duszy (jak chociażby w eseju „Raduj się swoim narodem, jak sobą samym!” z „Przekleństwa fantazji”, pol. wyd. 2001). Nie zabraknie więc zawiedzionych i plujących sobie w brodę, że słono zapłacili za tę niewielkich rozmiarów rozprawkę złożoną w dużej mierze z komunałów. Może pocieszy ich to, że decyzją sławnego filozofa honorarium autorskie nie trafi do jego kieszeni, lecz wesprze Lekarzy bez Granic. Pracę medyków Žižek zdaje się bowiem traktować poważniej od własnych wywodów.

Krastew obchodzi się z Agambenem łagodniej niż Słoweniec, ale kwestionuje główną oś stanowiska Włocha. Broni inwigilacji wykorzystywanej przez rządy do walki z COVID-19 jako narzędzia doraźnie służącego dobru wspólnemu i nauce. Jednocześnie próbuje zrozumieć tych, którzy odrzucają nie tylko wyjątkowe ustawodawstwo, ale także samo istnienie wirusa.

„Co ciekawe, im bardziej strach przed COVID-19 będzie dogasać, tym mniej będziemy skłonni przyznać, że niebezpieczeństwo było realne. Paradoks polega więc na tym, że w tych właśnie krajach, które najskuteczniej ograniczyły szerzenie się wirusa czy też miały szczęście go uniknąć, opinia publiczna najchętniej będzie krytykowała swoje władze za politykę kwarantanny” – przekonuje i trudno nie przyznać mu racji. Z jedną wszakże erratą – w Polsce polityka kwarantanny będzie odrzucana bez względu na to, czy ten rok zakończy są tragicznymi żniwami czy nie.

Krastew, kończąc swój esej, zapowiada, że przedłużające się ograniczenia wolności będą zniechęcać Europejczyków do popierania rządów o autorytarnych ciągotach. Ponadto twierdzi, że „COVID-19 zaraził świat kosmopolityzmem”, w tym szlachetnym kantowskim znaczeniu horyzontów szerokich, a uodpornił na patologie globalizacji. Zaznacza jednak, że to, co przewiduje, wcale nie jest pewne. Podobnie u Anne Applebaum uwagi, które poświęca koronawirusowi w „Zmierzchu demokracji”, wydają się naprędce dopisaną kodą bez wyraźnej puenty (będzie dobrze albo beznadziejnie). Zresztą pandemia nie interesuje jej jako zjawisko sui generis, ale jako test dla władzy o ciągotach absolutystycznych.

Po wypełnione konkretem scenariusze rzeczywistości postcovidowej trzeba się więc udać nie do filozofów, ale do możnych tego świata, którzy współkształtują politykę zdrowotną i rynek szczepionek, nie szczędząc krytyki rządom i konkurentom, jak chociażby Bill Gates w niedawnym wywiadzie dla magazynu „Wired”. Od intelektualistów takich jak Agamben, Applebaum, Krastew czy Žižek można by jednak oczekiwać jakiejś introspekcji ducha czasu, która pozwoliłaby nam zamyślić się nad tym, kim będziemy po pandemii albo w kolejnych latach jej trwania. Na razie żyjemy na kredyt przeszłych wyobrażeń o tym, jaka będzie trzecia dekada XXI wieku. Wydaje się, że wielkie umysły też na razie spłacają intelektualne długi, które zaciągnęły w poprzedniej epoce, kiedy wirus chorobowy był częściej metaforą niż nagim faktem. ©

Iwan Krastew, NADESZŁO JUTRO. JAK PANDEMIAZMIENIA EUROPĘ, przeł. Michał Sutowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2020

Slavoj Žižek, PANDEMIA! COVID-19 TRZĘSIE ŚWIATEM, przeł. Jowita ­Maksymowicz-Hamann, Wydawnictwo Relacja, Warszawa 2020

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2020