NInA bierze wszystko

Trudno nie łączyć działalności Narodowego Instytutu Audiowizualnego z krucjatą, jaką rząd prowadzi przeciwko telewizji publicznej. Decyzja o przejęciu dawnych zasobów Radiokomitetu to dla TVP dotkliwy cios.

01.09.2009

Czyta się kilka minut

Po strajku pracowników radiowej Dwójki i protestach środowisk twórczych przeciwko likwidacji TVP Kultura rząd postanowił zmienić postawę wobec mediów publicznych z biernej na czynną, a mówiąc precyzyjnie - na interpasywną (wywołuje się pozory działania, ale sytuacja się nie zmienia). Premier Donald Tusk obiecał pomoc finansową dla anten misyjnych. Na jego wniosek ministerstwo kultury wyasygnowało 3 mln zł dla TVP Kultura i 2 mln dla Dwójki. W zamyśle premiera i ministra interwencja rządu ma mieć charakter doraźny. Chodzi o to, by zapewnić antenom w miarę stabilną sytuację finansową do końca roku. Duża część pieniędzy dla Kultury przejdzie przez utworzony w kwietniu Narodowy Instytut Audiowizualny (NInA).

Narodowy pośrednik

Pracownicy radia i telewizji przyjęli deklarację rządu z umiarkowanym entuzjazmem. Dzięki pieniądzom z ministerialnego budżetu uda się być może dokończyć realizację kilku projektów, których los był niepewny, a także wyprodukować niektóre programy z nowej ramówki. Piszę "być może" i "niektóre", ponieważ pieniądze muszą zostać wydane w ciągu kolejnych czterech miesięcy, a na realizację programów potrzeba niejednokrotnie więcej czasu.

Poważne wątpliwości pojawiły się, gdy ministerstwo określiło warunki, na jakich środki finansowe będą dystrybuowane. Telewizja i radio dają pod rozwagę decydentów listę programów, z której wybierane są dotowane pozycje, co w dużym stopniu ogranicza autonomię anten misyjnych. Co więcej: minister kultury nie może bezpośrednio przekazać środków finansowych telewizji, ponieważ nie posiada takich uprawnień ustawowych. W tym celu potrzebne są agendy ministerialne, przez które można przepuścić pieniądze, kierowane następnie do poszczególnych anten. W przypadku TVP Kultura są nimi Narodowe Centrum Kultury i NInA. Warto przyjrzeć się tej ostatniej instytucji, która będzie dystrybuować pieniądze na kulturę w mediach.

Wybór NInA ministerstwo tłumaczy sukcesami instytutu, który "od lat realizuje program utrwalania i dystrybucji najwybitniejszych dzieł kultury polskiej". Może dziwić ten wieloletni żywot instytucji powołanej do istnienia pierwszego kwietnia 2009 r. Wyjaśnienie jest proste: NInA powstał z przekształcenia Polskiego Wydawnictwa Audiowizualnego, które od 2005 r. zajmowało się cyfryzacją i upowszechnianiem spektakli teatralnych, filmów dokumentalnych i koncertów, publikowanych w formacie DVD. Ówczesny dyrektor PWA, a obecnie szef NInA Michał Merczyński przekonywał, że celem wydawnictwa jest wypełnienie pokaźnej luki, która powstała w wyniku "komercjalizacji" mediów. Nadawcy publiczni i prywatni, walcząc o widza, oczyścili ramówkę z ambitnych dzieł. Dzięki PWA spektakle Lupy, koncerty muzyki klasycznej czy polskie filmy dokumentalne i animowane docierały do odbiorców. NInA kontynuuje tę misję, rozszerzając ją o istotny obszar działalności, jakim będzie cyfryzacja i upowszechnianie peerelowskich archiwów audiowizualnych.

Kto ma prawa do Szarika?

Chodzi o dawne zasoby Radiokomitetu, z których od lat korzysta telewizja publiczna. Kiedy w 1993 r. Radiokomitet został rozwiązany, jego archiwa przekazano spadkobiercom, czyli TVP. Od tamtej pory trwają spory między zarządem telewizji a nadawcami prywatnymi. Gra toczy się o ogromny majątek: stare filmy, seriale i programy, które wciąż przyciągają widzów przed ekrany telewizorów. Aby wyemitować taki materiał, nadawcy prywatni muszą zwracać się z prośbą do TVP, która do tej pory niechętnie dzieliła się archiwami. Za kilkuminutowy materiał telewizje prywatne musiały płacić nawet 10 tys. złotych. Ostatecznie ustalono, że dawne archiwa Radiokomitetu są własnością Skarbu Państwa, reprezentowanego przez Narodowe Archiwum Cyfrowe. TVP korzysta z nich na zasadzie depozytu, ponosząc wszelkie koszta ich utrzymania (konserwacji, digitalizacji i emisji).

Pomysł utworzenia instytutu, zajmującego się zabezpieczeniem materiałów dawnego Radiokomitetu, miał na celu uporządkowanie skomplikowanej sytuacji prawnej i instytucjonalnej. Chodziło o wypracowanie nowych standardów cyfryzacji i zasad udostępniania treści audiowizualnych. Oznacza to prawdziwą rewolucję medialną i - przynajmniej w założeniu - łatwiejszy dostęp do archiwów, których duża część za kilka lat zostanie umieszczona w internecie. Każdy użytkownik komputera będzie mógł za niewielką opłatą ściągnąć lub obejrzeć na stronie internetowej NInA filmy, spektakle, wywiady, koncerty etc. Ciągle nie wiadomo, jak dużo będziemy musieli zapłacić za tę usługę. Jeszcze przed stworzeniem PWA Michał Merczyński zapowiadał, że ambitne dzieła będą udostępniane odbiorcom za symboliczną złotówkę. W rzeczywistości jednak ceny płyt DVD były znacznie wyższe. Tłumaczono to wysokimi kosztami digitalizacji.

Z chwilą powstania Narodowego Instytutu Audiowizualnego kwestie finansowe nabierają szczególnego znaczenia. Wicedyrektor NInA Jarosław Czuba mówi, że koszt cyfryzacji dawnych archiwów Radiokomitetu wyniesie

od 100 do 250 mln zł. Nie wiadomo jeszcze, skąd przyjdą pieniądze na ten cel, ale z pewnością będą to środki publiczne. Innymi słowy: każdy obywatel płacący podatki może oczekiwać, że zdigitalizowane za jego pieniądze materiały zostaną upowszechnione za darmo. Oczywiście wszystkie dochody instytutu (np. ze sprzedaży płyt DVD) zostaną przeznaczone na jego działalność statutową.

Należy do niej także wydawanie internetowego Dwutygodnika.pl - koszt jednego numeru to ok. 20 tys. zł. Dla porównania niektóre "papierowe" (a więc droższe w produkcji) miesięczniki literackie i kulturalne o wyrobionej marce otrzymują od ministerstwa podobną kwotę - ale na cały rok. Gotowość podatnika do finansowego wsparcia instytucji użytku publicznego ma swoje granice, o czym ministerstwo powinno pamiętać.

A co z telewizją publiczną? Będzie mogła korzystać z archiwów, ale na innych warunkach niż do tej pory. NInA w nieznany jeszcze sposób zrekompensuje telewizji poniesione do tej pory koszta wynikające z zabezpieczenia materiałów audiowizualnych. W przyszłości jednak TVP będzie musiała płacić za prawo do emisji każdego filmu czy programu. Jarosław Czuba zapewnia, że stawki dla nadawcy publicznego będą preferencyjne, ale ciągle jeszcze nie są znane szczegóły porozumienia między NInA a TVP w tej sprawie.

Likwidacja mediów publicznych?

Niezależnie od intencji i wyjaśnień, które docierają ze strony ministerstwa kultury i dyrekcji instytutu, nie sposób nie połączyć działalności NInA z krucjatą, jaką rząd prowadzi przeciwko telewizji publicznej. Taką logikę podpowiada zamieszanie wokół ustawy medialnej. TVP wielokrotnie wykorzystywała swoją pozycję dysponenta archiwów, prowadząc grę z innymi nadawcami. W ostatnich dniach pojawiła się informacja o umowie podpisanej przez zarząd telewizji z fundacją Lux Veritatis, nadawcą TV Trwam. Obydwie instytucje zdecydowały się na wymianę archiwów. Podobnych przykładów w historii TVP po 1989 r. znajdziemy więcej.

Decyzja o przejęciu dawnych zasobów Radiokomitetu oznacza dla telewizji publicznej dotkliwy cios. W zasadzie odbiera się jej najcenniejszą rzecz, jaką posiada. Argumentacja,

że zgodnie z którą TVP nie jest przygotowana do digitalizacji archiwów, które w związku z tym niszczeją, nie jest do końca przekonująca. Można sobie z łatwością wyobrazić, że pieniądze na cyfryzację trafiają nie do NInA, lecz do TVP, która cyfryzacją zajmuje się przecież od dawna.

Napisałem na początku, że działania rządu w sprawie anten kulturalnych mają interpasywny charakter. Pieniądze, które mają pomóc w realizacji programów, są dystrybuowane w taki sposób, by pośrednicy mieli z tego jakiś zysk. Od pracownika telewizji pragnącego zachować anonimowość dowiedziałem się, że NInA, owszem, przekaże pieniądze na projekty misyjne, ale przede wszystkim wskaże te programy, które później będzie mogła wykorzystać do własnych celów. W instytucie dowiedziałem się, że listy dotowanych programów nie są jeszcze gotowe, ciągle trwają rozmowy. W telewizji zaś mi powiedziano, że NInA nie chce ich jeszcze udostępniać, ponieważ obawia się, że będzie rozliczany z ich realizacji. Dziwią asekuracyjne gesty instytutu. Rozliczanie z produkcji materiałów audiowizualnych dla nadawców publicznych powinno być procedurą naturalną.

Prawdziwa pomoc dla anten misyjnych powinna polegać na ich pełnym upodmiotowieniu i zapewnieniu im autonomii finansowej. Ludzie, którzy od pięciu lat współtworzą TVP Kultura - redaktorzy, realizatorzy, prowadzący - toczą nieustanne boje o wprowadzenie ciekawych programów. Misja kształtowania polityki programowej powinna leżeć w ich gestii. Narodowe archiwum audiowizualnej pamięci jest bardzo pojemne, ale doprawdy nie musi brać wszystkiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2009