Nigdy nie ma tylko jednej historii

Według Chimamandy Ngozi Adichie literatura opowiada o światach – istniejących i wyobrażonych. Te ostatnie będziemy mogli powołać do istnienia, o ile potraktujemy poważnie przecinającą się z naszym życiem opowieść.

14.10.2019

Czyta się kilka minut

 / PASCAL SAEZ / WRITER PICTURES / BEW
/ PASCAL SAEZ / WRITER PICTURES / BEW

Opowiadam historie” – tak rozpoczęła swój wykład na konferencji TEDx w 2009 r. Skromnie, jak na autorkę dwóch dobrze przyjętych i nagradzanych powieści oraz zbioru opowiadań. Głos trzydziestodwulatki załamywał się, a publiczność początkowo nie reagowała na jej żarty. Trwało to jednak tylko chwilę. Gdy uporała się z tremą, bez trudu nawiązała kontakt ze słuchaczami, którzy jej wykład zatytułowany „Niebezpieczeństwa jednej historii” nagrodzili owacjami na stojąco. To był przełomowy moment dla jej literackiej kariery. Dziełem, które przyniosło jej rozgłos, była powieść „Amerykaana” o nigeryjskich emigrantach w USA, wydana w 2013 r. Potem opublikowała dwa feministyczne eseje, które wpisały się w ruch #MeToo. Te trzy książki były przepustką do anglosaskiego main­streamu i kanonu najważniejszych amerykańskich pisarzy współczesnych.

Jej profil instagramowy pokazuje, jak bardzo jest popularna. Sesja okładkowa dla numeru brytyjskiego „Vogue’a” o najbardziej wpływowych aktywistkach społecznych. Ceremonia przyznania kolejnego tytułu honoris causa, tym razem na Uniwersytecie Yale. Pokaz mody domu Dior w Paryżu. Targi książki w Szanghaju. Spotkanie autorskie na uniwersytecie w rodzinnym Lagos. Okładka „Elle”. Wykład na Harvardzie. Dyskusja z Hillary Clinton. Wywiad w CNN. Zdjęcie z targu w nigeryjskiej Abie.

Adichie zabiera głos nie tylko jako pisarka, lecz również jako aktywistka społeczna, komentatorka bieżących wydarzeń społecznych i politycznych, autorytet w kwestii praw kobiet, a nawet jako ambasadorka nigeryjskich projektantów mody. Doskonale zdaje sobie sprawę z siły medialnego przekazu i świadomie wykorzystuje go do budowy wizerunku kobiety sukcesu.

Urodziła się w Enugu w Nigerii, wychowała w pięciomilionowym Nsukka. Ojciec wykładał statystykę na uniwersytecie, matka pracowała w administracji. Odkąd pamięta, nie miała problemu z wypowiadaniem własnych opinii („powinni uczyć tego w szkołach”), od zawsze też pisała. Zanim jednak znalazła własną dykcję, powielała schematy z czytanych książek – bohaterowie mieli jasną skórę i blond włosy, jedli jabłka, pili imbirowe piwo i rozmawiali o pogodzie. Ratunkiem okazały się niedoceniane przez nią wcześniej afrykańskie powieści. Nauczyła się z nich, że dobra literatura wypływa z bezpośredniego doświadczenia świata. Później poszła na studia medyczne, które jednak porzuciła i przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych. Zadebiutowała powieścią „Fioletowy hibiskus” – o granicy między wiarą a fanatyzmem i o przemocy obecnej w życiu dobrze sytuowanych nigeryjskich rodzin.

Tutaj jest po prostu inaczej

Według badań przeprowadzonych przez panafrykański Afrobarometer w 2018 r. co trzeci mieszkaniec Nigerii rozważa emigrację, a 12 proc. społeczeństwa decyduje się na opuszczenie kraju. To głównie ludzie młodzi lub w średnim wieku – wykształceni, mieszkający w miastach. Czego szukają zagranicą? Troje z czworga badanych odpowiada jednoznacznie: chcą emigrować z powodów ekonomicznych, ale też po to, by zwiększyć szanse na awans społeczny, zdobyć lepsze wykształcenie, uciec przed letargiem.

Pierwszy kierunek to niezmiennie Stany Zjednoczone, na drugim miejscu jest Europa. „Należymy do Trzeciego Świata, a ludzie z Trzeciego Świata patrzą do przodu, my lubimy, żeby rzeczy były nowe, bo to, co najlepsze, wciąż jeszcze mamy przed sobą” – mówi jeden z bohaterów „Amerykaany”, w której różne aspekty afrykańskiej emigracji do USA obserwujemy oczami dorastającej Ifemelu. Ta trzecia powieść Adichie jest historią niezwykle osobistą, w której możemy odnaleźć echa życiorysu autorki. Los nastolatki splata się z życiowymi doświadczeniami 17-letniej Adichie, powtarzają się nawet te same przystanki na mapie: Filadelfia, Baltimore, Brooklyn.

Dla bohaterów „Amerykaany” Stany Zjednoczone są obietnicą lepszego życia. Określenie „wyglądasz jak czarna Amerykanka” stanowi dla wielu największy komplement, amerykańskie filmy, czasopisma i programy telewizyjne są najważniejszym punktem odniesienia, a Manhattan to spełnienie marzeń.

Konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością okazuje się jednak bolesna: „Kochani nieamerykańscy czarni, kiedy postanawiacie przyjechać do Ameryki, ­stajecie się czarni” – pisze na swoim blogu Ifemelu, która, zaszufladkowana jako ta „etniczna” czy „naturalna”, zderza się ze ścianą stereotypów. Kuriozalne wydają się jej rozmowy ze współlokatorkami, które nie mogą uwierzyć, że nie słucha plemiennej muzyki, lecz Mariah Carey. Na nic zdają się tłumaczenia, że w Nigerii naprawdę mówi się po angielsku.

Ignorancja współlokatorek jest tylko jednym z problemów. Inny to zachowanie pracodawczyni Ifemelu, która bezrefleksyjnie chwali wszystko, co afrykańskie, uważając, że każda czarnoskóra kobieta jest piękna. Jeszcze inny – związek Ifemelu z białym, przystojnym i bajecznie bogatym mężczyzną, który musi nieustannie udowadniać, że jego relacja z czarnoskórą kobietą nie jest pomyłką, lecz świadomym wyborem. Nie wspominając już o sprawach tak banalnych, jak prostowanie długich, poskręcanych włosów przed rozmowami kwalifikacyjnymi – tylko po to, by wyglądać w oczach (białych) rozmówców na bardziej profesjonalną.

Adichie na każdym kroku tropi przejawy dziwacznego stosunku białych Amerykanów do czarnoskórych. Kpi z amerykańskiej prowincjonalności, niezręczności liberałów i ich przesadnie afirmatywnego stosunku do wszystkiego, co afrykańskie. Wskazuje też szereg przemocowych praktyk społecznych i uprzedzeń, które ustawiają ludzi w zdefiniowanej pozycji – osób gorszych czy „z trudnego środowiska”.

Jej bohaterowie zderzają się z tym, co sama nazwała w wykładzie dla TEDx a single story – ryzykiem zamknięcia się w jednostronnej, stereotypowej opowieści o kraju, osobie czy kulturze. Tak jak „jedną historią” Meksykanów jest nielegalna emigracja, podobnie „jedną historią” Afryki jest ubóstwo czy AIDS. To także rasa – bycie postrzeganym w kontekście koloru skóry, który determinuje całościowy odbiór osoby. Adichie nie pisze jednak o tym najbardziej oczywistym rodzaju rasizmu, który ma twarz stereotypowego białego konserwatysty z tzw. Pasa Rdzy, lecz raczej o rasizmie strukturalnym, równie przemocowym, ale mniej widocznym, który przenika instytucje władzy, ideologie i skodyfikowane praktyki społeczne. Ustami bohaterów przypomina, że przemoc rasowa nie rozpoczyna się od nazwania kogoś czarnym, lecz raczej od potraktowania koloru skóry jako czegoś problematycznego, i że przywilej rasowy białego człowieka istnieje nadal.

„Amerykaana” rozpoczyna się od końca: podsumowaniem kilkunastu lat spędzonych w Stanach. To zwierzenia dorosłej kobiety, która rozumie wreszcie, że nie będąc u siebie, nigdy nie stanie się w pełni sobą. Powodowana tęsknotą za domem, kulturą i zrozumieniem, Ifemelu powraca do Nigerii. Historia tej niezwykle silnej, pewnej siebie bohaterki urywa się, pozostawiając nas bez odpowiedzi na pytanie, czy można ułożyć sobie życie na nowo, będąc już częściowo „Amerykaaną” – Nigeryjką, która przejęła amerykański styl życia. Jej kontynuacją jest życiorys samej Adichie. Stany są dla niej domem zbyt ciasnym, w Nigerii zbyt wiele jej brakuje, więc dzieli czas pomiędzy oba kraje, jak tysiące emigrantów. Tym jednak, co ją wyróżnia, jest umiejętność czerpania siły z rozdwojenia, z podwójnej tożsamości kulturowej, z różnorodności perspektyw. Jej przewaga wynika z dystansu, którym obdarowała również Ifemelu – z płynnego poruszania się w obrębie kultury amerykańskiej i jednocześnie krytycznego na nią spojrzenia.

Świat milczał, kiedyśmy umierali

Czerwień reprezentuje krew poległych, czerń – żałobę po nich. Zieleń przypomina obietnicę dobrobytu, a wschodzące słońce nadzieję na lepszą przyszłość. „Jeśli słońce nie zechce wstać, zmusimy je, żeby wstało” – mówi jeden z bohaterów „Połówki żółtego słońca”, który obok tysięcy innych cywilów walczy pod barwami flagi biafrańskiej.

W drugiej powieści Adichie opisuje losy Nigerii końca lat 60., kiedy podzielony kraj wykrwawiał się w wojnie domowej. Tę niezwykle bliską jej historię, osobistą opowieść o rozerwanej ojczyźnie, chciała napisać już parę lat wcześniej, ale nie potrafiła uciec od sentymentalizmu i przeestetyzowanej rozpaczy. Musiała ją odłożyć i wyjechać daleko, do uniwersyteckiego miasteczka w Stanach.

W powieści walka o niepodległą Republikę Biafry zamieszkałą przez Ibów, która trwała trzy lata i pochłonęła blisko milion ofiar, wkracza brutalnie w spokojne życie grupy przyjaciół i rodziny z nigeryjskiej klasy średniej, niszcząc na zawsze łączące ich więzi. Nie jest to jednak książka wojenna – Adichie skupia się w niej przede wszystkim na relacjach międzyludzkich, dla których krwawa walka o niepodległość jest raczej kontekstem i punktem odniesienia. Jednocześnie stawia bohaterów w sytuacjach krytycznych, pokazując, co wojna i głód, ale także nadzieja, duma i honor potrafią z nich wydobyć. Rozprawia się z pokawałkowaną, wciąż nieprzepracowaną pamięcią o czasach Biafry, krainy wschodzącego słońca, domu dla ludu Ibo (Igbo), który nie mogąc znaleźć sobie miejsca w nigeryjskim społeczeństwie, postanowił zbudować własny świat.

Opowieść o Biafrze to także opowieść o nienawiści wobec mniejszości – tym razem nie rasowej, lecz etnicznej. Jej źródeł należy szukać w czasach kolonialnych, kiedy działalność białych wzmocniła plemienne konflikty. Zgodnie z polityką „dziel i rządź” rozgrywano różnice między Północą i Południem, między społecznościami Ibo oraz Hausa i Joruba, by łatwiej zarządzać całym regionem. To właśnie nierówności społeczne i ekonomiczne, a także marginalizacja przedstawicieli Ibo w życiu politycznym ­niepodległej już Nigerii stały się zarzewiem krwawej wojny.

Adichie przypomina również, że Biafra to haniebny rozdział w historii świata zachodniego, który odwracał oczy od wstrząsających realiów wojny domowej. Narzędziem do zduszenia buntu Ibów stał się bowiem dla nigeryjskiego rządu głód, a jego najliczniejszymi ofiarami były dzieci. Biafrę uznano później za miejsce najpoważniejszego kryzysu humanitarnego od czasów II wojny światowej.

„Połówka...”, opowieść o śmierci i przetrwaniu z historią miłosną w tle, została utkana z prawdziwych wspomnień, także tych snutych w rodzinie autorki. „Wojna jest bardzo brzydka” – zwykł mawiać ojciec Adichie, uczestnik walk o Biafrę. Rodzinna pamięć o wojnie i o śmierci dziadków w obozie dla uchodźców naznaczyła również jej życie. Adichie postanowiła ożywić przerwane historie ludzkich istnień. Chciała, by pamięć o tragedii Ibów przetrwała – zamierzenie o tyle istotne, że ten temat wciąż nie został w Nigerii przepracowany, o czym świadczy niechęć reszty społeczeństwa wobec Ibów i stereotypizacja członków tej mniejszości.

W „Amerykaanie” padają znamienne słowa: „Człowiek z Hausa będzie rozmawiał w hausa ze swoim pobratymcem Hausa. Joruba spotka gdzieś innego Jorubę i będzie z nim rozmawiał w joruba. Ale Igbo do drugiego Igbo mówi tylko po angielsku. (...) To smutne, ale jesteśmy ludźmi pokonanymi. Przegraliśmy wojnę o Biafrę i nauczyliśmy się wstydzić”. Adichie stara się przywrócić godność bojownikom o Biafrę. Obok Chinuy Achebe, innego wybitnego anglojęzycznego pisarza nigeryjskiego, jest największą adwokatką historii i kultury Ibów.

„Amerykaana” – jak mówi sama autorka – jest czymś w rodzaju fuck-you book, w której obśmiewa i krytykuje fałszywą polityczną poprawność, naiwny optymizm, hipokryzję i rasizm, opisując Stany Zjednoczone z perspektywy quasi-kolonialnej, tak jak Zachód zwykł robić z Afryką. „Połówka żółtego słońca” to polifoniczny list miłosny do rodzinnego kraju, a w szczególności do Igbolandu. Podobnie jak w pozostałych powieściach, również w tej rezygnuje z wszelkich nadmiarowych zabiegów formalnych czy stylistycznych. Najważniejsi są dla niej bohaterowie. Opowiada o krwawej historii kraju, o pomijanych imigrantów, o przemocy wobec kobiet, o ich sile, o słabościach mężczyzn i słabościach kobiet.

Wszyscy powinniśmy być feministami

Literacki dorobek Adichie to dzisiaj sześć książek, ale do jej popularności przyczynia się też rozległa aktywność medialna i społeczna. Dzieła nigeryjskiej pisarki znajdują się na listach najważniejszych lektur według „Timesa”, „New Yorkera” czy „Guardiana”, a równocześnie polecają je prezenterki z telewizji śniadaniowej w NBC i gospodynie domowe.

Beyoncé w utworze „Flawless” wykorzystała fragment wykładu Adichie „Wszyscy powinniśmy być feministami”; ten sam wykład okazał się bestsellerem w Szwecji, gdzie rozdano go wszystkim 16-latkom w liceach. Adichie żartuje w wywiadach, że ma kompleks mesjasza, bo marzy jej się świat równych szans i równego traktowania. I choć misyjność jej działalności feministycznej wydaje się niepodważalna, równocześnie stała się krokiem milowym na jej drodze do main­streamu.

„Jestem feministką, ponieważ chcę żyć na świecie, który jest bardziej sprawiedliwy. Jestem feministką, ponieważ chcę żyć na świecie, w którym kobiecie nie mówi się, co może, czego nie może, co powinna, a czego nie powinna dlatego, że jest kobietą. Chcę żyć na świecie, w którym mężczyźni i kobiety są szczęśliwsi i szczęśliwsze. Na którym nie są ograniczani i ograniczane przez role płciowe. Chcę żyć na świecie, w którym kobiety i mężczyźni są sobie prawdziwie równi” – pisze w swojej ostatniej książce. Skąd bierze się tak wielka popularność jej tez? Złośliwy powiedziałby, że z wtórności, zwolennik – że z prostoty.

Rzeczywiście – jej teksty feministyczne nie wydają się niczym nowym, jeśli weźmiemy pod uwagę przekaz płynący od uczestniczek i uczestników wszystkich debat równościowych, które odbyły się w ostatnich latach. Z drugiej jednak strony feministyczne manifesty Adichie, tak jak wszystkie jej książki, są niezwykle wyważone i celne. Przypominają chociażby o tym, że aby stworzyć szczęśliwszy świat dla mężczyzn i kobiet, musimy zacząć od zmiany sposobu wychowywania dzieci – dziewczynek i chłopców. Dziewczynek, by pamiętały o swoich potrzebach i nie rezygnowały z nich na rzecz drugiej płci, i chłopców, aby pamiętali, że męskość – ta ciasna klatka, w której ich umieszczamy – nie jest definiowana przez siłę, brak strachu czy słabości. Takiej edukacji nigdy dość.

„Ikona feminizmu” – piszą o niej w zagranicznych periodykach. Sama mówi, że jej działalność społeczna bierze się z głębokiego poczucia niezadowolenia i z przekonania o szkodliwości istniejących różnic w wychowaniu i traktowaniu dziewczynek i chłopców. Źródło jej pisarstwa bije jednak gdzie indziej. Literatura ma zdaniem Adichie nieść prawdę, opowiadać o rzeczywistościach, które już istnieją, i tych, które dopiero możemy stworzyć. Jest dla niej pierwszym etapem urzeczywistnienia feministycznych idei. Jest miejscem, w którym idee przecinają się z życiem. ©

CHIMAMANDA NGOZI ADICHIE jest nigeryjską prozaiczką i dramatopisarką. Absolwentka Uniwersytetu Johna Hopkinsa w Baltimore i Uniwersytetu Yale, zadebiutowała w 2003 r. powieścią „Fioletowy hibiskus”. Za następną książkę, „Połówkę żółtego słońca” (2006), otrzymała Orange Prize, a jej „Amerykaana” (2013) została nagrodzona National Book Critics Circle Award i znalazła się wśród dziesięciu najlepszych książek roku według „New York Timesa”. Wydała także zbiór opowiadań „To coś na twojej szyi” (2009) oraz dramat „For Love of Biafra” (1998). Jej teksty były tłumaczone na ponad trzydzieści języków i ukazywały się w takich czasopismach, jak „New Yorker”, „Granta” czy „Financial Times”. Jej ostatnia książka to „Dear Ijeawele, or a Feminist Manifesto in Fifteen Suggestions” (2017).

Spotkanie z CHIMAMANDĄ NGOZI ADICHIE, którego tematem będą granice wolności oraz udział literatury w jej zagwarantowaniu ludziom żyjącym w zglobalizowanym świecie, odbędzie się w sobotę, 26 października, a poprowadzi je Grzegorz Jankowicz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2019

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad 03/2019