Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Miał to, przez krótki czas, być rok intensywnie wyborczy, teraz zostały nam tylko wybory do Parlamentu Europejskiego, które mogą i niemal na pewno skończą się kompromitacją pod względem frekwencji, a grozi nam też inna kompromitacja, która stanowiłaby bardzo poważne naruszenie jednej z podstaw demokracji, czyli idei reprezentacji. Otóż słyszymy, że wybitni politycy chcą startować w tych wyborach, żeby zyskać więcej głosów dla swojej partii, a potem z racji wielu zajęć w kraju wycofać się i dać szansę następnym na swojej liście. Gdyby się tak zdarzyło, zostalibyśmy niecnie oszukani, a skandal taki podważyłby nikłe już zaufanie wyborców do klasy politycznej. Miejmy nadzieję, że się w porę połapią, chociaż niekoniecznie, bo trudno jest wylansować nieznaną osobę, nawet jeżeli ma ona wszelkie kwalifikacje.
Nie ma się też czego spodziewać po scenie politycznej. Wyrok społeczny w sprawie Rywina już zapadł i zapewne ani komisja śledcza, ani sąd rewelacji już nie przyniosą, a jeżeli nawet kilku wysokich urzędników straci posady, to i co z tego? Oczywiście samo ujawnienie tej sprawy i śledztwo spowodowały pewne ożywienie działalności antykorupcyjnej, ale wiadomości z pierwszych stron gazet dostarczają wciąż nowego przedmiotu do rozważań i śledztw, co świadczy wprawdzie dobrze o gazetach, ale źle o rzeczywistości, gdyż korupcji końca nie widać, stała się, jak to mówią specjaliści, “systemowa", czyli nieusuwalna na razie.
Ponadto osłabienie SLD i wzrost w siłę innych partii wcale, jak na razie, nie prowadzą do jasnego obrazu przyszłego polskiego parlamentu i rządu. Siła i popularność “Samoobrony" nie zmniejsza się, Lepper jest popularny, a Liga Polskich Rodzin też się ma nienajgorzej. Jak i co z tego da się poskładać? Na razie nie ma mądrych.
Powinniśmy się cieszyć, że wchodzimy do Europy, ale jakoś się nie cieszymy. Obok elementu niepewności, jaki zawsze istniał (co będzie droższe, a co tańsze, kto zyska, a kto straci), pojawił się drugi element, a mianowicie straciliśmy jasność, czy w tej Europie tak bardzo nas chcą. Nie będę wracał do sporu o Niceę, ale jego pośrednią konsekwencją jest pewne znużenie i Polską w Europie, i Europą w Polsce, a już na pewno obustronny brak entuzjazmu. Na pewien czas, miejmy nadzieję, że tylko na pewien czas, straciliśmy najbliższych przyjaciół - Niemców. I zostaliśmy raczej sami, bo Hiszpania za górami.
Co dziwne, ale już niebezpieczne, to Polacy po raz kolejny nie cieszą się z tego, że zdarza się przełom w ich historii. Po raz kolejny nie jesteśmy dumni, tylko raczej zatroskani i niepewni, czy zdołamy wykorzystać szansę. Bardzo marna była polityka informacyjna na tematy europejskie, a w konsekwencji mamy poczucie kompletnego zamieszania w naszych głowach. Co, kto i konkretnie będzie z tego miał?
Otóż ten stan zamieszania w głowach rozciąga się niemal na wszystko i właśnie dlatego tak trudno się cieszyć z okazji Nowego Roku. Może nie będzie gorszy, ale - jak rzadko - nic na ten temat nie wiemy, żadnych planów nie znamy. A bardzo trudno się cieszyć się z podróży, kiedy nie wiadomo, czy autobus przyjedzie, o której przyjedzie i dokąd pojedzie.