Lustracja po mojemu

Załóżmy, że lustracja, inna niż taka, jaką się przeprowadza wdemokratycznych państwach wobec kandydatów na wysokie stanowiska wadministracji publicznej, jest wogóle potrzebna. Załóżmy, że potrzebne jest wyjaśnienie, kto wprzeszłości był przyzwoity, akto był łobuzem. Załóżmy, że jest to potrzebne dla przyszłości...

03.04.2007

Czyta się kilka minut

rys. M. Owczarek /
rys. M. Owczarek /

Nie wypowiadam się o ustawie lustracyjnej, bo uczyniłem to jako członek Senatu Uniwersytetu Warszawskiego. Proponuję lustrację, która byłaby słuszna, ba, wręcz niezbędna, by uzdrowić życie publiczne, skoro tyle myśli (chyba niesłusznie) poświęcamy przeszłości. Dla osób zlustrowanych według mojego projektu nie przewiduję sankcji, z wyjątkiem ujawnienia ich nazwisk. A chodzi mi o lustrację ludzi głęboko zaangażowanych w życie PRL, choć nie byli oni raczej tajnymi i świadomymi współpracownikami UB/SB.

Lista łobuzów

Środowisko dziennikarskie. Wielu jego przedstawicieli pisało paskudne rzeczy oraz mówiło, co im kazano. Dziennikarze ci, o ile nie byli korespondentami zagranicznymi, zapewne nie współpracowali z policją polityczną, ale po prostu robili to, co polecił im szef. Nie spierali się też z cenzurą, potulnie godząc się na jej decyzje. W obecnej ustawie lustracyjnej wśród instytucji, z którymi współpraca jest przestępstwem, wymieniono właśnie cenzurę, co świadczy o kompletnej nieznajomości rzeczy, ponieważ z urzędnikami tej instytucji kontaktowali się jedynie redaktorzy kilku w miarę niezależnych pism (na pewno nie "Trybuny Ludu" ani też innej państwowej gazety). I teraz łajdacy pozostają anonimowi, a ci, co walczyli o odrobinę wolności, mają deklarować swoje "kontakty" z cenzurą. Co z tymi, którzy chwalili Gierka, wcześniej Bieruta, Gomułkę czy Moczara?

Wydaje się niemal nieprawdopodobne, by prokuratorzy pracujący przed 1989 r. mogli być niepartyjni i niedyspozycyjni (choć na pewno były wyjątki, które trzeba poznać i uhonorować). Na początku transformacji trudno było wymienić całą kadrę prokuratorów, może niektórzy pracują na swoich stanowiskach do dziś, jednak o ile szeregowy partyjny w fabryce nie ponosi zbyt dużej winy, o tyle partyjny prokurator (i sędzia) po prostu szkodził Polsce i opozycji, a co najmniej był istotnym fragmentem układu PRL. Dlaczego o tych wszystkich ludziach jest cicho? Przecież naruszanie niezależności władzy sądowniczej jest jednym z najgorszych przestępstw. Co też ważne, nawet w PRL nikt nie zmuszał do pracy w prokuraturze (czy cenzurze), więc jeżeli ktoś się na nią decydował, wiedział, co go czeka. Mamy więc do czynienia z w pełni świadomymi autorami i instrumentami systemu komunistycznej represji. Czasem łagodnej, a czasem nie.

Co najmniej powiązani z SB byli pracownicy wydziałów spraw wewnętrznych na wszystkich poziomach administracji. Podobnie powiązani z SB albo wprost pracujący w tajnej policji byli wyżsi pracownicy kadr we wszystkich instytucjach państwowych (prywatnych prawie nie było). Wprawdzie czasami decydowali jedynie o wydaniu paszportu, ale często informowali SB o prywatnych sprawach pracowników. Dzisiaj może się wydawać, że praca w urzędzie spraw wewnętrznych powiatu czy województwa w czasach Gierka albo w kadrach przedsiębiorstwa czy uniwersytetu była zupełnie niewinna, ale na co dzień to ci właśnie pracownicy decydowali o losie wszystkich innych zatrudnionych, a w bardziej dramatycznych okolicznościach to oni donosili, co i gdzie trzeba.

Funkcyjni partyjni. Wykonywanie wielu zawodów, np. wojskowego lub milicjanta (zwłaszcza w stopniu oficera), wiązało się z przynależnością do PZPR. Jednak nie wszyscy z ponad dwóch milionów członków partii powinni być przedmiotem "lustracji łobuzów" - tylko ci, którzy robili karierę w PZPR i partiach sprzymierzonych: Zjednoczonym Stronnictwie Ludowym i Stronnictwie Demokratycznym. W tym momencie nie mają się oni czego bać, ponieważ funkcjonariuszy partyjnych średniego i wyższego szczebla nie namawiano do tajnej współpracy - oni i bez tego współpracowali i byli do dyspozycji. Zresztą kierownictwo partyjne nie lubiło, by SB mieszała się do spraw partii (jedyną tego typu próbą był nieudany pucz Moczara). Do listy "partyjnych z obowiązku" należy dopisać np. dyrektorów szkół czy inżynierów wyjeżdżających na kontrakty zagraniczne. Jeżeli nawet zachowywali się przyzwoicie, z wyboru robili karierę w PRL, podczas gdy wielu innych do partii nie wstępowało i kariery nie robiło. Warto przypomnieć, że wstąpienie do PZPR w żadnym, nawet stalinowskim okresie PRL nie było przymusowe i można było zupełnie znośnie żyć unikając zaangażowania w struktury państwa komunistycznego.

Wreszcie, trzeba wspomnieć o instytucjach właściwie fasadowych, których działacze odgrywali jednak niechwalebną rolę, np. Związek Bojowników o Wolność i Demokrację, Liga Obrony Kraju, Ochotnicze Rezerwy Milicji Obywatelskiej, Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej czy, do pewnego stopnia, Liga Kobiet Polskich. Ich członkowie mogli być zupełnie niewinni lub korzystać z konkretnych przywilejów, ale działacze pochodzili "z klucza" i dalece nie byli niewinni. Często odsyłano tam ubeckich emerytów lub działaczy, którzy nie sprawdzili się na poprzednich placówkach. Wszyscy oni wspierali poprzedni porządek; o nich także powinny zostać zapisane i upublicznione odpowiednie karty w IPN.

Szpicle, oportuniści i...

Wyliczenie to nie służy zemście, nie jest nawet przejawem niechęci do konkretnych ludzi. Powstało z przekonania, że jeżeli chcemy poznać przeszłość i uporać się z jej dziedzictwem (marzenie nieosiągalne), najpierw należałoby zająć się wspomnianymi i pokrewnymi kategoriami ludzi. Tym bardziej że nie chodzi o to, by im w jakikolwiek sposób zaszkodzić (np. usuwając z pracy), ale by się policzyć i wiedzieć, kto, gdzie i kim był. W przeciwnym razie, na skutek ustawy lustracyjnej, rzucamy olbrzymi cień na tych, którzy w najnowszej historii Polski byli odważni i podejmowali rozmaite działania, a wszystkim partyjnym i niepartyjnym łajdakom dajemy święty spokój.

Prawdziwy obraz PRL-u znika z upływem czasu i staje się niezrozumiały dla młodszego pokolenia. Realia poprzedniego systemu trzeba wciąż przypominać, bo wielu ludzi, choćby z powodu treści doniesień medialnych, może zacząć uważać, że każdy wyjazd zagraniczny czy awans w pracy był związany ze współpracą z tajną policją. Powstaje obraz Polski, w której z jednej strony była naszpikowana tajnymi agentami opozycja, a z drugiej - normalne, lekko oportunistyczne społeczeństwo. Nie jest to obraz rzetelny i nie tego przecież chcieliśmy kiedyś i chcemy teraz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2007