Jeszcze Unia nie umarła

To może być początek nowej ery w dziejach integracji: powstania w Unii autentycznej i wspólnej przestrzeni politycznej, opartej na Parlamencie Europejskim.

03.06.2019

Czyta się kilka minut

Głosują mieszkańcy Bascary w Katalonii. Hiszpania, 26 maja 2019 r. / EMILIO MORENATTI / AP / EAST NEWS
Głosują mieszkańcy Bascary w Katalonii. Hiszpania, 26 maja 2019 r. / EMILIO MORENATTI / AP / EAST NEWS

Wybory do Parlamentu Europejskiego jeszcze nigdy nie cieszyły się w Polsce takim zainteresowaniem i mobilizacją – i nie miały tylu konsekwencji. Choć jest to głównie efekt polaryzacji krajowej sceny politycznej, można mieć nadzieję, że wpłynie również na postrzeganie samej instytucji. Pozycja polityczna Parlamentu, wzmocniona silnym mandatem społecznym, wydaje się bowiem dorastać na naszych oczach do jej traktatowych kompetencji. I staje się wyzwaniem – także dla polskiej polityki w Unii.

W unijnym krajobrazie Parlament Europejski jest jedną z trzech kluczowych instytucji – obok Rady Europejskiej (zrzeszającej rządy) i Komisji (stojącej na straży traktatów). Jednak w Polsce kojarzył się dotąd głównie z dobrze płatnymi posadami dla polityków, którzy zasłużyli się swoim partiom lojalnością lub innymi przymiotami. Z kolei jeśli za punkt odniesienia przyjęlibyśmy ideę integracji, Parlament ma być głosem obywateli Unii i ich reprezentantem wobec rządów narodowych.

W każdej z tych ról było i jest nadal wiele prawdy. Jednak żadna nie oddaje w pełni tego, co stało się w ostatnich wyborach. Zwiastują one początek nie tylko nowego rozdania politycznego, ale – być może – także początek nowej ery w dziejach integracji: stworzenia autentycznej i wspólnej przestrzeni politycznej w Europie, opartej właśnie na Parlamencie.

Cztery dekady stabilności

Zanim uzasadnię, dlaczego tak uważam, warto przypomnieć kilka faktów.

Parlament Europejski w swej obecnej odsłonie pojawił sią dopiero w 1979 r. Wcześniej jego skład tworzyli posłowie do parlamentów krajowych, którzy spotykali się na sesjach w Brukseli. Od tamtego czasu stopniowo zwiększały się jego kompetencje. Kolejne zmiany traktatów przyniosły wzrost jego funkcji kontrolnych, potem opiniowanie aktów prawnych, aż po pełną kontrolę budżetu i współdecydowanie o większości legislacji na równi z Radą.

Kluczowe dla tej ewolucji było powołanie do życia w 1993 r. Unii Europejskiej (na bazie Wspólnoty Europejskiej, następczyni Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej) i przyspieszenie politycznej integracji na początku lat 90. XX w. Wówczas to Parlament zaczął postrzegać sam siebie jako przedstawiciela zwykłego Europejczyka, który – w przeciwieństwie do rządów – potrafi myśleć w kategoriach całego zjednoczonego kontynentu.

Natomiast co nie zmieniło się od 1979 r., to brak możliwości inicjowania aktów legislacyjnych. Nie zmieniła się też, aż do tych wyborów, dominacja dwóch ugrupowań, które dzierżyły monopol na rządzenie Parlamentem. Chodzi o chadeków (Europejską Partię Ludową) i socjalistów (po 2000 r. dołączyła do nich włoska Partia Demokratyczna, z czego powstał Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów). Trwająca cztery dekady dominacja tej chadecko-socjalistycznej koalicji, przy rosnących uprawnieniach Parlamentu (m.in. wpływu na wybór przewodniczącego Komisji), przyniosła stabilizację i przewidywalność, ale zarazem osłabiała polityczną legitymizację Parlamentu. Widać to było zwłaszcza w ostatniej kadencji.

Nowy świat, nowi wyborcy, nowe projekty

Tymczasem przemiany polityczne w wielu krajach Europy przyniosły w ostatnich 10 latach trzęsienie ziemi w krajobrazie partyjnym. W efekcie umowny podział na chadecję i socjaldemokrację – który wyznaczał także większą część historii integracji europejskiej po 1945 r. – odszedł w przeszłość.

Oczywiście stało się to nie od razu i nie wszędzie w tym samym czasie. Kryzys ­socjaldemokracji – szukającej nowej „trzeciej drogi” w świecie zderegulowanej gospodarki, otwartych granic, upadku tradycyjnego przemysłu i kryzysu państwa opiekuńczego – zaczął się wraz z końcem rządów kanclerza Gerharda Schrödera w Niemczech (2005) i premiera Tony’ego Blaira w Wielkiej Brytanii (2007).

Początkowo osłabienie tradycyjnej lewicy skutkowało wzmocnieniem chadecji i konserwatystów, którzy przesunęli się „na lewo” w sprawach światopoglądowych (np. małżeństwa tej samej płci) i pełnymi garściami korzystali z rozwoju gospodarczego, opartego na globalnej dominacji Zachodu. Jednak już od 2008 r. – gdy zaczął się kryzys finansowy (najpierw w USA, a potem w Unii) – widać było, że tradycyjny duopol prawica-lewica nie tylko nie wypełnia już głównego nurtu polityki, lecz traci też kontakt z rzeczywistością.

Kryzys gospodarczy i zmiana układu sił w świecie – renesans Chin, polityczna i terytorialna dekonstrukcja Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, zawirowania strategii USA – przyniosły zupełnie nowy świat. Jednocześnie do urn zaczęło chodzić pierwsze pokolenie urodzone po zakończeniu zimnej wojny, które – podobnie jak ludzie urodzeni w latach 80. XX w. – nie miało tych samych pomysłów, obaw i obserwacji, co reprezentujący ich w parlamentach politycy, urodzeni w pierwszych dwóch dekadach po II wojnie światowej.

W konsekwencji swój potencjał wyborczy zaczęły rozbudowywać ruchy polityczne, które dotąd pozostawały jeśli nie na marginesie, to w każdym razie w swojej „niszy” – w rodzaju zielonych, liberałów czy alternatywnych prądów lewicowych. Równocześnie na popularności zyskiwać zaczęły nowe projekty populistyczne, łączące w sobie elementy konserwatywnej narracji społecznej i lewicowej retoryki gospodarczej.

Rozszerzony mainstream i dwie opozycje

Dopiero teraz, po wyborach do Parlamentu, to postępujące rozdrobienie europejskiej sceny partyjnej znalazło swoje odbicie: w nowym składzie tej instytucji.

Jednak – wbrew obawom jednych i nadziejom innych – głównymi wygranymi tej batalii okazały się nie ruchy prawicowo-populistyczne, lecz te sytuujące się na lewo od dotychczasowego duopolu: liberałowie i zieloni. Wprawdzie skrajna prawica (Le Pen) i ruchy kontestujące integrację polityczną (Salvini we Włoszech, Fidesz, PiS) zwiększyły stan posiadania, ale nie są w stanie wpłynąć na nowy – albo raczej: rozszerzony – główny nurt polityki.

Powstanie on najpewniej wokół chadeków, socjalistów i liberałów, mając po lewej stronie twardą opozycję w postaci zielonych (dla części z nich kwestie klimatu są nową ideologią abstrahującą od uwarunkowań, w których przychodzi nam walczyć o zahamowanie degradacji środowiska), a po prawej twardych „tożsamościowców” (dla nich jedynymi podmiotami współpracy w Europie są naród i państwo). Dodajmy do tego wzrost liczby kobiet, która według szacunków sięgnie dobrze ponad 40 proc. (w poprzednim Parlamencie było ich 36 proc.). A to wszystko przy rekordowej frekwencji, sięgającej w Unii ponad 50 proc. – i wielu nowych młodych twarzach w ławach w Strasburgu.

Co to oznacza dla polityki w Unii? Przede wszystkim mocną pozycję Parlamentu, którego skład po raz pierwszy od dekady odzwierciedla zróżnicowanie i bogactwo politycznych idei w Europie. W tym sensie jest on nareszcie instytucją reprezentatywną dla współczesnej Unii, a tym samym – w znacznie większym stopniu niż dotąd – staje się integratorem przestrzeni politycznej w Europie. Hasło unii politycznej, które towarzyszy nam od początku lat 90. i było fundamentem prac nad unijnym traktatem konstytucyjnym (odrzuconym w referendach we Francji i Holandii), zyskuje zatem silną podstawę.

Nowy model dla Europy

Konsekwencją tego będzie nowa próba sił i budowa nowej umowy politycznej między Parlamentem a Radą Europejską. Proces ten już się zaczął – dotyczy obsady głównych stanowisk w Unii. Jego przejawem jest próba utrącenia idei Spitzenkandidaten – zasady, że szefem Komisji Europejskiej powinien zostać przywódca zwycięskiej frakcji politycznej (stąd niemieckie pojęcie Spitzenkandidat, sztandarowy kandydat). W tym wypadku byłby to Manfred Weber, szef Europejskiej Partii Ludowej i zarazem polityk bawarskiej CSU.

W zamyśle idea ta miała sprzyjać rozwojowi demokracji: obywatele mieli wskazać nie tylko europosłów, ale pośrednio także szefa Komisji. W praktyce jednak jest ona przejawem rosnącego oderwania Europejskiej Partii Ludowej od realiów Europy, gdzie wyborcy jak kania dżdżu oczekują zmiany pokoleniowej i nowych polityków, rozumiejących współczesny świat.

Kolejnym skutkiem wyniku wyborczego i utworzenia koalicji z liberałami przez dotychczasowych monopolistów może być izolacja ugrupowań eurosceptycznych (m.in. prawdopodobne jest wyrzucenie Fideszu z Europejskiej Partii Ludowej i zepchnięcie Węgier na margines unijnej polityki). A także próba realizacji – w skali Unii – głównych elementów programowych takiej nowej koalicji: walki z bezrobociem, inwestycji, ochrony rynku przed Chinami i USA (hasło „suwerenności cyfrowej i technologicznej”) oraz przyśpieszenia w sprawach ochrony klimatu i transformacji energetycznej. Z tego miksu może powstać spójna agenda społeczno-gospodarcza Europy, która stanie sią podstawą nowego ładu bądź modelu europejskiego (Unia takowego nie ma, a bardzo go potrzebuje).

Wydaje sią też oczywiste, że nowy Parlament Europejski jeszcze bardziej niż do tej pory będzie sprzyjał osłabianiu roli USA w polityce i gospodarce Unii, budując na dominujących dziś w Europie antyamerykańskich nastrojach (dodatkowym motorem będzie antyeuropejskość głównego nurtu polityki amerykańskiej).

Nowy układ a sprawy polskie

Możliwa nowa rola Parlamentu i jego przesunięcie w umowne lewo – to ogromne wyzwanie dla polskiej polityki.

Po pierwsze, patrząc na nową mapę polityczną Europy, która znalazła odbicie w składzie Parlamentu, rzuca się w oczy nasza niekompatybilność. Chodzi nie tylko o to, że nasza scena partyjna idzie pod prąd trendom w Europie Zachodniej (konsolidacja wokół dwóch biegunów, a nie fragmentaryzacja), ale bardziej o to, że szereg nowych tematów europejskich nie znajduje swej polskiej reprezentacji. Nie tylko nie mamy socjaldemokratów, liberałów czy zielonych, ale – co gorsza – nie mamy elementów idei tych nurtów w programach PiS-u i PO, naszych głównych ugrupowań.


Czytaj także: Klątwa króla Jarosława - Andrzej Stankiewicz po wyborach do Parlamentu Europejskiego


Efektem może być polityczny szpagat, który dotąd intensywnie ćwiczyliśmy w stosunkach transatlantyckich. Teraz przyjdzie nam trenować go także w polityce europejskiej. Od ochrony klimatu przez agendę społeczną, integrację polityczną aż po związki partnerskie: w tych wszystkich obszarach nie mamy nic istotnego do powiedzenia, bo (w naszym polskim mainstreamie) dopiero się zastanawiamy, co moglibyśmy tutaj chcieć i jak to osiągnąć. Co gorsza, nasza delegacja w Parlamencie będzie jedną ze starszych, a w wielu sprawach bariera wieku ma znaczenie (podobnie jak kwalifikacje i umiejętność poruszania się po korytarzach).

W tej sytuacji czekają nas dwa scenariusze. Albo spróbujemy nawiązać kontakt i odcisnąć swoje opinie na nowej mapie polityki europejskiej, albo będziemy odbiorcami cudzych pomysłów, dla których realizacji nie będzie w Polsce miejsca (o zrozumieniu nie wspominając). To będzie wyzwanie dla silnej reprezentacji PiS-u i polskiego rządu: chcąc walczyć o wpływy w Unii, PiS musiałby przesunąć się do nowego centrum w Europie, mając świadomość, że w Polsce to centrum jest w innym miejscu. Ale także druga strona – Platforma Obywatelska – nie ma powodów do zadowolenia. Na tle swych chadeckich partnerów i ich nowych koalicjantów wygląda tradycjonalistycznie w myśleniu o społeczeństwie, polityce i gospodarce.

Choć więc wybory w Polsce odesłały w niebyt wizję polexitu, to pamiętajmy, że pojęcie polexitu może być również opisem sposobu myślenia. Na tle nowego Parlamentu może on dotknąć wielu polskich polityków, niezależnie od partyjnych barw. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2019