Niemiecka polityka musi się zmienić

Berlin długo – za długo – stawiał na dialog z Moskwą. Dziś niemieccy politycy, choć nie wszyscy, biją się w piersi. Natomiast zwykli Niemcy zapraszają Ukraińców do swoich domów.

14.03.2022

Czyta się kilka minut

Ambasador Ukrainy w Niemczech Andrej Melnyk pokazuje w parlamencie w Berlinie zdjęcia ofiar wojny. 10 marca 2022 r. / ANNETTE RIEDL / DPA / AFP / EAST NEWS
Ambasador Ukrainy w Niemczech Andrej Melnyk pokazuje w parlamencie w Berlinie zdjęcia ofiar wojny. 10 marca 2022 r. / ANNETTE RIEDL / DPA / AFP / EAST NEWS

Andrij Melnyk to ostatnio jedna z najbardziej rozpoznawalnych osób w Berlinie. Tuzy niemieckiej polityki stają w kolejce, by zrobić sobie z nim zdjęcie na tle ukraińskiej flagi i zapewnić w mediach społecznościowych o solidarności z Ukrainą. Od rana do wieczora Melnyk udziela wywiadów i przyjmuje gości w budynku przy Albrechtstraße 26. Tu mieści się ukraińska ambasada.

Ambasadorem jest od 2014 r. W wypowiedziach dla mediów nie zachowuje się jak dyplomata: mówi ostrym językiem, bezpośrednim. Nie zostawia suchej nitki na niemieckich politykach: całej klasie politycznej zarzuca zarozumiałość i opieszałość. Jako przykład podaje nieszczęsne pięć tysięcy hełmów, które przed rosyjską inwazją minister obrony Christine Lambrecht przekazała Ukrainie. Nie dość, że gest przyjęto w Kijowie z irytacją – Ukraina prosiła o znaczną ilość broni defensywnej – to przekazanie hełmów ciągnęło się tygodniami.

Z kolei w ostatnim tygodniu, gdy kanclerz Olaf Scholz odmówił prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu wstrzymania importu do Niemiec rosyjskich surowców, Melnyk porównał dialog z kanclerzem do „rozmowy ze ścianą”.


ATAK NA UKRAINĘ: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Ten absolutny brak zaufania wobec niemieckich partnerów dominuje w Ukrainie, ale także w Polsce i krajach bałtyckich. Po tym, jak Rosja zaczęła inwazję, Niemcy muszą wysłuchiwać oskarżeń, że swoją ugodową polityką i swoimi pieniędzmi płaconymi za surowce tuczyli Putina i wręcz umożliwili mu przygotowanie się do wojny, w tym modernizację armii.

„Albo Niemcy staną się wiodącym narodem wspierającym Ukrainę i walczącym z rosyjskim złem, albo zaciągną nowy dług historyczny za utracone ludzkie życia i za zniszczone miasta” – stwierdził w artykule dla dziennika „Die Welt” przełożony Melnyka, szef ukraińskiej dyplomacji Dmytro Kułeba.

Przełom Scholza

Tekst ministra Kułeby, w którym domaga się większej pomocy od Niemiec, ukazał się w ubiegłym tygodniu – już po tym, jak kanclerz w niedzielę 27 lutego wygłosił w Bundestagu przemówienie, przez wielu w Niemczech uznane za historyczne.

Ze względu na rosyjską inwazję Scholz zgodził się na dostarczenie Ukrainie broni (ręcznych wyrzutni rakiet przeciwpancernych i przeciwlotniczych) i wsparł unijne sankcje, które uderzają w rosyjską gospodarkę i prowadzą do exodusu zagranicznego kapitału z tego kraju. W przerywanej często oklaskami 30-minutowej mowie socjaldemokrata Scholz zapowiedział też budowę dwóch terminali gazu LNG, by zerwać z uzależnieniem od rosyjskich źródeł energii. Oświadczył również, że w tym roku Bundeswehra otrzyma potężny zastrzyk funduszy – 100 mld euro. Zadeklarował, że Niemcy będą odtąd przeznaczać 2 proc. PKB na obronność, czyli tyle, ile wynika z NATO-wskich zobowiązań.

Te wszystkie decyzje – racjonalne, a w obecnej sytuacji wręcz niezbędne – to jednak dla wielu Niemców rewolucja i zerwanie z dogmatami, które towarzyszą temu społeczeństwu w jego powojennej historii.

– Ludzie spoza Niemiec powinni zrozumieć, że dla tego kraju to są historyczne zmiany – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” poseł Zielonych Robin Wagener, świeżo upieczony przewodniczący niemiecko-ukraińskiej grupy parlamentarnej. – Nie tylko dla naszej partii, ale dla całego społeczeństwa pacyfizm był pewnym fundamentem. Ale widzę w społeczeństwie duże poparcie dla obecnie podejmowanych kroków.

Podobnie nastroje w kraju ocenia Nils Schmid, poseł SPD, który odpowiada w partii za sprawy zagraniczne. – W ostatnich dekadach wszystko kojarzące się z wojskiem starano się usunąć z niemieckiej debaty. W relacjach międzynarodowych liczyła się ekonomia, rola społeczeństwa obywatelskiego i prawa międzynarodowego. Argumentów militarnych właściwie nie można było używać – mówi Schmid w rozmowie z „Tygodnikiem”. Dodaje, że w Niemczech stanowczo za mało mówiło się o roli Bundes- wehry i NATO. – To ma oczywiste wytłumaczenie w niemieckiej historii. Teraz czas na nadrobienie straconego czasu i korektę kursu – twierdzi poseł SPD.

Spóźniona samokrytyka

Dziś w wielu miejscach politycznego Berlina słychać głośne bicie się w piersi. Również nasi rozmówcy nie stronią od wyliczania własnych błędów.

– To był błąd Angeli Merkel, ale i całego rządu, że tak długo nazywano Nord Stream 2 projektem tylko komercyjnym. Rząd Scholza już to skorygował – przekonuje Nils Schmid.

Faktycznie: nagle wszyscy w Niemczech jakby doznali oświecenia i zaczęli dostrzegać polityczny wymiar tego projektu. Jednak Schmid, przedstawiciel obozu rządzącego, przestrzega przed koncentrowaniem się tylko na zaniechaniach w sprawie Nord Stream 2.

– Nawet wcześniejsze zastopowanie tego projektu nie zatrzymałoby wojny – uważa. – Widzimy przecież, że Putin ma obsesję na punkcie Ukrainy, i że nie liczy się już ze stratami ekonomicznymi.

Schmid przedstawia nowe credo niemieckiej polityki wobec Kremla: – Rosja stała się agresorem. Normalne stosunki przestały być możliwe. Politycznie musimy doprowadzić do izolacji Rosji. Trzeba dalej wzmacniać NATO – mówi to krótkimi żołnierskimi zdaniami. – To przełom dla całej Europy. I niemiecka polityka musi się zmienić. Dialog z Rosją zostanie osłabiony i trzeba będzie postawić na odstraszanie. Zostawimy tylko niezbędne kanały dyplomatyczne z Moskwą, bo jakiegoś rodzaju dialog będzie zawsze potrzebny.

Berlin blokował i blokował

Do tej pory SPD była główną siłą w niemieckiej polityce, która nawoływała do utrzymywania za wszelką cenę dialogu z Moskwą. Krótko po ataku Rosji na Gruzję w 2008 r. Niemcy zaczęły promować na arenie unijnej program Partnerstwa dla Modernizacji, który miał zbliżać Rosję do standardów europejskich, głównie poprzez coraz silniejsze kontakty handlowe. Promotorem tego programu był Frank-Walter Steinmeier z SPD – wtedy szef dyplomacji, dziś prezydent.

Nawet aneksja Krymu i wojna w Donbasie nie zmniejszyły znacząco niemieckiego entuzjazmu do prowadzenia rozmów i biznesów z Kremlem. Berlin zgodził się na przyjęcie wspólnych sankcji na poziomie unijnym, ale równocześnie blokował każde mocniejsze uderzenie w reżim Putina, które systematycznie sugerowały państwa naszego regionu.

Schmid broni tego obstawania przy dyplomacji, ale zaraz dodaje: – Nie spodziewaliśmy się, że Putin tak bezwzględnie i brutalnie zaatakuje Ukrainę. Ostre i pozbawione złudzeń stanowisko Polski i regionu Europy Środkowo-Wschodniej wobec Rosji okazało się słuszne, niemieckie podchody poniosły druzgocącą porażkę. Wojna, którą Rosja prowadzi przeciw Ukrainie, stawia w nowym świetle politykę Angeli Merkel. Możliwe, że jej dorobek trzeba będzie poddać ponownej ocenie.

Żółwie tempo

Przy wszystkich zmianach w politycznej świadomości, jakie zaszły w ostatnich trzech tygodniach, jedno w niemieckiej polityce pozostaje niezmienne. Podjęcie każdej decyzji zajmuje mnóstwo czasu. Taka jest tu kultura polityczna, która stawia na ciągnące się konsultacje i snucie długoterminowych planów. Spontaniczne reagowanie na kryzysy nie należy do mocnych stron Berlina. Robin Wagener z Zielonych podkreśla w rozmowie z „Tygodnikiem”, że rząd rozpatruje działania we wszystkich możliwych obszarach: – Dalsze dostawy broni są oczywiście też brane pod uwagę.

Obecnie najmocniej dyskutowanym krokiem za Odrą jest wprowadzenie embarga na rosyjskie surowce. W chwili pisania tego tekstu zarówno kanclerz Scholz, jak i wicekanclerz oraz minister gospodarki Robert Habeck (z partii Zielonych) byli przeciwni takiemu rozwiązaniu.

– Na pewno niczego nie możemy wykluczać – mówi nam Wagener. – Jednocześnie naszym obowiązkiem jest uwzględnienie, jakie następstwa miałoby takie embargo dla naszej gospodarki i społeczeństwa – dodaje i przekonuje, że raz wprowadzone sankcje i ich skutki zostaną z nami na lata. – Wpędzimy się w wielkie problemy, jeśli za parę miesięcy nie będziemy w stanie utrzymać własnych postanowień. Trzeba natomiast zakładać, że walka o wolność Ukrainy będzie miała także dla nas wysoką cenę – podkreśla.

Czy niemieccy żołnierze ruszą do walki, jeśli Putin nie zatrzyma się na Ukrainie i trzeba będzie bronić sojuszników z NATO? – Tak, oczywiście – odpowiada bez zastanowienia Schmid. Takiej samej odpowiedzi udziela Wagener: – Niemcy były i są godnym zaufania członkiem NATO. I jesteśmy absolutnie zdeterminowani do brania odpowiedzialności za bezpieczeństwo Europy – zapewnia.

Marznąć dla pokoju

Niemiecka polityka zmienia się więc, ale na niemiecki sposób: ociężale i w każdej sprawie kalkulując bilans zysków i strat.

O wiele bardziej stanowczo tragedię osamotnionej militarnie Ukrainy oceniają zwykli Niemcy. – Teraz jesteśmy wstrząśnięci i zrozpaczeni, ale prawda jest taka, że to niemieckie zabiegi o względy Putina i Rosji z pewnością przyczyniły się do tej katastrofy – mówi „Tygodnikowi” Felicitas Langowski. Mieszkanka Norymbergii przed rokiem przeszła na emeryturę, na której postanowiła przypomnieć sobie grę na pianinie. Traf chciał, że jej nauczycielem został Ukrainiec. Po rosyjskiej inwazji skontaktował się z nią i zapytał, czy znajdzie miejsce dla uchodźców z Ukrainy. Felicitas wraz z mężem przyjęli dwie kobiety z trójką dzieci. Ich mężowie zostali w kraju, walczą z rosyjskim wrogiem.

Niemiecka para komunikuje się z nowymi domownikami głównie za pomocą internetowego translatora. Opis nowej codzienności miesza się z politycznymi przemyśleniami. – Jak się przymyka oczy na prawa człowieka ze względu na interesy ekonomiczne, to w końcu dostaje się taki rachunek – uważa Langowski.

16-letnia Anna poprosiła nowych gospodarzy o farby i namalowała idylliczny krajobraz pełen kwiatów. – Oni musieli spakować się w 20 minut. Teraz są w obcym kraju. Jak można malować tak piękny obraz w tak beznadziejnej sytuacji… – nasza rozmówczyni jest wyraźnie wzruszona.

W niemieckim społeczeństwie coraz głośniej przebija się postulat, aby „marznąć dla pokoju”: odciąć się od rosyjskich surowców, ze świadomością, że skutki tej decyzji mogą być poważne.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2022