Kij czy marchewka dla Kremla

Nowy rząd Niemiec spiera się o politykę wobec Rosji. Socjaldemokraci przekonują, że najlepiej rozmawiać – nawet jeśli nic z tego nie wynika. Zieloni chcą ostrego kursu.

10.01.2022

Czyta się kilka minut

Szefowa MSZ Niemiec Annalena Baerbock i sekretarz stanu USA Antony Blinken zgodnie podkreślali, że za nową agresję Rosja zapłaci „wysoką cenę”. Waszyngton, 5 stycznia 2022 r. / MANDEL NGAN / AFP / EAST NEWS
Szefowa MSZ Niemiec Annalena Baerbock i sekretarz stanu USA Antony Blinken zgodnie podkreślali, że za nową agresję Rosja zapłaci „wysoką cenę”. Waszyngton, 5 stycznia 2022 r. / MANDEL NGAN / AFP / EAST NEWS

Olaf Scholz od miesiąca zasiada w Urzędzie Kanclerskim. To niewiele, by odnaleźć się w światowej polityce. Jednak Scholz nie ma czasu na naukę. Koncentracja rosyjskich wojsk przy granicy Ukrainy budzi obawy, że Europie grozi nowa wojna. Zarządzanie kryzysowe i deeskalacja były chlebem powszednim dla Angeli Merkel. Ale ona jest już na politycznej emeryturze i nie daje żadnych znaków zainteresowania obecną sytuacją. Przesiaduje w swoim domku na wsi, a w grudniu była widziana w berlińskim teatrze.

Scholz, dotąd laik w sprawach międzynarodowych, musi się tu szybko edukować. Od decyzji Berlina – lub ich braku – zależeć może ludzkie życie i bezpieczeństwo Europy. Dlatego, jak donoszą tutejsze media, Urząd Kanclerski pertraktuje z Kremlem na temat spotkania Scholz-Putin w Moskwie.

Zdążyć przed eksplozją

Do rozmów może dojść jeszcze w styczniu. Pośpiech doradców Scholza ma uzasadnienie: ośrodki analityczne z Polski, USA i Niemiec są zgodne, że Rosja może wkrótce zaatakować Ukrainę. W grudniu 2021 r. Kreml przekazał stronie zachodniej (USA i NATO) propozycje nowych układów o bezpieczeństwie w Europie. Rosja żąda gwarancji, że NATO nie będzie więcej rozszerzać się na wschód (a więc nie tylko o Ukrainę, ale też np. Finlandię, nawet gdyby tego chciała), że zrezygnuje z wszelkiej współpracy wojskowej z Ukrainą i Gruzją, a także ograniczy swą obecność w państwach przyjętych do Sojuszu po 1999 r. Oznaczałoby to wycofanie się militarne USA i NATO nie tylko z Polski, ale z całej Europy Środkowo-Wschodniej. Stalibyśmy się strefą buforową. Rosjanie sformułowali projekt w sposób jawnie konfrontacyjny – powszechne jest przekonanie, że celowo tak, aby Zachód mógł go tylko odrzucić, co dałoby Kremlowi argument do nowej agresji wobec Ukrainy.

Kiedy trwająca wojna psychologiczna przerodzi się w otwartą konfrontację, wie pewnie tylko sam Władimir Putin, o ile decyzję o ataku w ogóle już podjął. Licząc, że tak się jeszcze nie stało, wspólnota międzynarodowa nerwowo prowadzi kolejne rundy konsultacyjne. W ubiegłą środę 5 stycznia szefowa niemieckiej dyplomacji spotkała się w Waszyngtonie z sekretarzem stanu Antonym Blinkenem. Od poniedziałku 10 stycznia – już po zamknięciu tego numeru – planowany był kilkudniowy maraton dyplomatyczny: rozmowy dwustronne USA-Rosja, posiedzenie Komitetu Wojskowego NATO, rozmowy na forum Rady NATO-Rosja, posiedzenie Rady Stałej OBWE.

Słuchać Rosji?

Kanclerz Scholz także chce wziąć udział w tym deeskalacyjnym maratonie. Jeśli pojedzie do Moskwy, to również jako przedstawiciel interesów własnych obywateli. A Niemcy mają w porównaniu do Polaków mocno odmienne podejście do Rosji. Różnice łatwo zauważyć, przysłuchując się choćby dowolnej audycji na temat Rosji w niemieckim radiu publicznym. Słuchacze niemal jednogłośnie domagają się od polityków zmiany kursu wobec Rosji i postawienia na bliskie relacje z Moskwą.

– Niemieckie społeczeństwo generalnie stara się unikać konfliktów – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” Kai-Olaf Lang, ekspert berlińskiej Fundacji Nauka i Polityka (SWP; to jeden z głównych ośrodków doradczych dla władz Niemiec). – Dodatkowo nie tylko na wschodzie Niemiec [na terenie byłej NRD – red.], ale w całym kraju można często natrafić na postawę, że Rosja jest ważnym partnerem dla Niemiec, i że Zachód za mało wsłuchuje się w argumenty Moskwy. Drugą stroną medalu tego zjawiska jest dość mocno zakorzeniony w niemieckim społeczeństwie krytycyzm wobec Stanów Zjednoczonych – dodaje Lang.

Kai-Olaf Lang zwraca uwagę, że podział dotyczący Rosji przebiega w Niemczech raczej pionowo, a nie poziomo. – Społeczeństwo jest wyrozumiałe dla polityki Moskwy, a z kolei polityczno-ekspercki establishment ma bardzo krytyczne podejście wobec Kremla – tłumaczy ekspert SWP. – Rządzący muszą jednak brać pod uwagę to, co myślą ich wyborcy, i wybalansować interesy i wartości. To się bardzo dobrze udawało za rządów Angeli Merkel. Sprawy związane z Ukrainą, jej status geopolityczny i jej znaczenie dla Europy są niemieckiemu społeczeństwu raczej obce. Niemniej niemiecki rząd po 2014 r. opowiadał się za nałożeniem sankcji na Rosję i za wzmocnieniem wschodniej flanki, a więc za krokami, które nie były szczególnie popularne wśród Niemców – przekonuje.

Postawa broniąca Rosji – albo co najmniej wykazująca daleko idące zrozumienie dla jej interesów – dorobiła się w języku niemieckim nawet osobnego terminu. Zwolenników bliskich relacji z Kremlem nazywa się Russlandversteher, czyli „rozumiejący Rosję”. Ich nieoficjalnym patronem jest były kanclerz Gerhard Schröder, który po zakończeniu działalności politycznej zaczął zarabiać ogromne pieniądze w radach nadzorczych rosyjskich państwowych koncernów energetycznych i manifestować swe bliskie relacje z elitą kremlowską, w tym osobiście z Putinem.

„Wszystkiemu winne NATO”

Kai-Olaf Lang przekonuje jednak, że opinie społeczne nie przekładają się bezpośrednio na polityków. – Na ogół w niemieckiej polityce, oprócz skrajnie prawicowych i lewicowych ugrupowań, istnieje konsensus, który od początku konfliktu na Ukrainie i aneksji Krymu sprowadza się do trzech kwestii: utrzymywania unijnych sankcji przeciw Rosji, równoczesnego prowadzenia dialogu z Moskwą oraz wsparcia dla Ukrainy – wymienia ekspert berlińskiego think tanku.

Wyłamują się tylko nieliczni, co nie oznacza, że nie cieszą się dzięki temu popularnością. Gregor Gysi z partii Lewica, której korzenie sięgają NRD-owskiej nomenklatury, tuż po kolejnym zatrzymaniu Aleksieja Nawalnego dopytywał w Bundestagu, skąd rosyjski opozycjonista czerpie pieniądze, i nawoływał do zniesienia sankcji wobec Rosji. Ale przychylne wypowiedzi wobec Rosji zdarzają się też wielu wpływowym postaciom niemieckiej polityki: np. prezydent Frank-Walter Steinmeier w 2021 r. nazwał gazociąg Nord Stream 2 eufemistycznie „niemal ostatnim mostem między Rosją a Europą”.

Jednym z autorytetów dla niemieckich Russlandversteher jest dawna korespondentka niemieckiej telewizji publicznej w Moskwie Gabriele Krone-Schmalz. Niestrudzenie wydaje kolejne książki i objeżdża kraj z wystąpieniami, z których można wyłapać główne tezy, jakie składają się na mapę mentalną przychylnej Rosji części społeczeństwa Niemiec. To przede wszystkim uznanie rozszerzenia NATO o kraje Europy Środkowej za kardynalny błąd i praprzyczynę agresywnej polityki Kremla. To także przeświadczenie, że „nowe” kraje, jak Polska i państwa bałtyckie, narzuciły reszcie Unii swoją antyrosyjską retorykę. To wskazanie na rzekome próby Putina nawiązania dobrych relacji z Zachodem w trakcie jego pierwszej kadencji, które zostały zlekceważone. To także usprawiedliwianie rosyjskiej agresji w Donbasie i aneksji Krymu poprzez wskazywanie na rzekomą historyczną „rosyjskość” tych terenów (podczas gdy Rosja zajęła Krym dopiero pod koniec XVIII w., czyli w podobnym momencie historycznym, co Wilno i Warszawę).

Zielone jastrzębie

Przygotowując się do spotkania w Moskwie, Scholz musi te tendencje uwzględnić, tym bardziej jako polityk socjal­demokracji (SPD). Willy Brandt, socjaldemokrata sprawujący funkcję kanclerza na przełomie lat 60. i 70. XX w., był autorem nowej niemieckiej polityki wschodniej, która polegała na zbliżeniu i dialogu z władzami Związku Sowieckiego, NRD i PRL. Powoływanie się na „schedę Brandta” jest dla polityków SPD wciąż niepisanym obowiązkiem.

Można się spodziewać, że Putin będzie chciał pozyskać sympatię Scholza. – Niemcy to centralny partner Rosji w Europie, i to co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względu na gospodarczy, demograficzny i geograficzny potencjał RFN. Po drugie, pragmatyzm i chęć dialogu ma w stosunkach niemiecko-rosyjskich bardzo długą tradycję – mówi „Tygodnikowi” Kai-Olaf Lang. – Poza tym Kreml – jak w przeszłości, tak i dzisiaj – dąży do marginalizacji Unii. Widać, że o losach Ukrainy chce rozmawiać z najsilniejszymi: przede wszystkim z prezydentem Bidenem, ewentualnie jeszcze z Berlinem i Paryżem.

Próba obłaskawienia Scholza może być też spowodowana niechęcią Kremla do Zielonych, którzy współtworzą nową koalicję w Berlinie. W tej partii dominują znacznie młodsi politycy, zbyt młodzi, aby pamiętać nadzieje wiązane z pierestrojką Gorbaczowa i budową „wspólnej Europy od Lizbony po Władywostok”. Dla nich Rosja to twarz despoty Putina i kraj, w którym z roku na roku coraz bardziej rozwija się autorytaryzm i imperializm.

– Drzwi do dialogu ze strony Unii pozostają otwarte, ale nie poddamy się próbom szantażu, ciągłego łamania zasad i imperializmu – mówiła pod koniec 2021 r. Agnieszka Brugger. Ta 35-letnia polityczka Zielonych, pochodząca z Legnicy, wyrasta na jeden z głównych głosów w tematyce obronności i spraw międzynarodowych w Bundestagu. Niewiele starsza jest jej partyjna koleżanka Annalena Baerbock, która przejęła niemieckie MSZ. Dla nich, jak i dla większości polityków Zielonych sprawa jest prosta: jeśli Rosja na nowo zaatakuje Ukrainę, to uruchomienie Nord Stream 2 zostanie wstrzymane. Deklaracje Zielonych są o tyle ważne, że to ta partia przejęła w ramach koalicyjnych ustaleń ministerstwo gospodarki. Ten resort może mieć w sprawie gazociągu decydujący głos. Tymczasem z ław SPD i z ust kanclerza żadne ultimatum w sprawie Nord Stream 2 jeszcze nie padło.

Zarządzanie kryzysowe

– Między SPD i Zielonymi toczy się dyskusja, co obecnie najlepiej sprawdzi się, aby powstrzymać eskalację na wschodniej granicy Ukrainy – mówi Kai-Olaf Lang. I równocześnie wskazuje na głównego rozgrywającego: – Duże międzynarodowe konflikty i spotkania z największymi globalnymi partnerami to zawsze będzie zadanie dla Urzędu Kanclerskiego.

Niemcy tradycyjnie widzą swoją rolę w europejskiej i światowej polityce nie jako lidera wskazującego kierunek, lecz jako rozjemcy i mediatora. – Jeśli Rosja zdecyduje się na nową militarną interwencję, to skończy się czas standardowych działań dyplomatycznych i zacznie się zarządzanie kryzysowe – mówi nam Lang.

Zobaczymy, czy Scholz polubi się z kryzysami. Doświadczenie Merkel pokazuje, że może nie mieć innego wyjścia. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2022