Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zginęło 298 osób, w tym 15 członków załogi.
Oświadczenie ministrów spraw zagranicznych Francji, Niemiec i Polski (Laurent Fabius, Frank-Walter Steinmeier, Radosław Sikorski) jest ostrożne: „Przyłączając się do oświadczenia Wysokiej Przedstawiciel Unii Europejskiej do spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa, apelujemy o szczegółowe zbadanie przyczyn i okoliczności katastrofy lotniczej, co wymagać będzie natychmiastowego wstrzymania działań zbrojnych oraz umożliwienia międzynarodowym zespołom pełnego dostępu do miejsca katastrofy”. Nie ma mowy o Rosji, nie ma mowy o separatystach. Jest tylko o warunkach umożliwiających zbadanie przyczyn katastrofy i – tu ostrożność się kończy – „jeżeli zostanie potwierdzone, że samolot został faktycznie zestrzelony, osoby, które brały w tym udział, będą pociągnięte do odpowiedzialności. Nie wolno im udzielać żadnego dalszego bezpośredniego ani pośredniego wsparcia” („osoby”, nie państwo). W zakończeniu jest jeszcze ogólnie słuszne, acz pobrzmiewające utopią zdanie o „rozwiązaniu wszelkich spornych kwestii [we wschodniej Ukrainie] przez szczery dialog”.
O konieczności zbadania przyczyn katastrofy boeinga 777 mówi też prezydent Rosji Władimir Putin: „Zwracam się do rosyjskiego rządu, aby za pośrednictwem resortów cywilnych zrobił wszystko w celu dokładnego zbadania tego incydentu. Powinniśmy zrobić wszystko, co od nas zależy, żeby obiektywny obraz wydarzeń dotarł do naszego społeczeństwa, ukraińskiego społeczeństwa i wspólnoty światowej”.
Wszelkie ukraińskie lub międzynarodowe próby podjęcia owych badań tymczasem jednak natrafiają na trudności. Przedstawiciele instytucji międzynarodowych nie są dopuszczani do miejsca katastrofy, a jeśli są, to zaledwie na czas bardzo ograniczony, zwłoki ofiar nie są udostępnione (nie mówiąc o przekazaniu ich) rodzinom, nazbyt dociekliwi dziennikarze są zastraszani przez rosyjskie służby. Według medialnych doniesień czarne skrzynki mają zostać (lub zostały) odesłane do Moskwy. Znamienne, że niczemu niewinni i niesłusznie oskarżani Rosjanie (oraz separatyści) panicznie się obawiają dopuszczenia do badań przyczyn katastrofy kogokolwiek poza sobą.
Jednak już i tak wiele wiadomo. A co będzie, kiedy – mimo wszystko – zostanie w sposób niezbity wykazane to, co dziś większość mediów i wielu polityków przyjmuje za oczywistość: że terrorystami, o których mówi komunikat prezydenta Poroszenki, są separatyści, a właściwie nasłani przez Putina na Ukrainę Rosjanie?
Dodajmy: Rosja nie miała żadnego interesu w zestrzeliwaniu pasażerskiego samolotu malezyjskich linii lotniczych, ale, z drugiej strony, co słusznie zauważył sam Władimir Putin, „do tragedii by nie doszło, gdyby na tej ziemi panował pokój i działania zbrojne nie zostały wznowione na południowym wschodzie Ukrainy”. Ciekawe tylko, dlaczego zostały wznowione…
Putin nie od dziś, krok po kroku, gwałcąc międzynarodowe prawa i ustalenia, realizuje swoją wizję imperialnej Rosji, a cywilizowany świat ubolewa, potępia, albo w najlepszym razie nakłada sankcje. To ostatnie czyni dość ostrożnie, choć niby wiadomo, że bardziej jest potrzebna Europa Rosji, aniżeli Europie Rosja. Dotąd wielu politycznych przywódców Europy traktowało zajęcie przez Rosję Krymu i jej dalsze działania na Ukrainie jako problemy odległe, lokalne, niedotyczące ich bezpośrednio.
Czy to, co 17 lipca 2014 r. wydarzyło się w pobliżu wsi Snieżnoje, 80 km od Doniecka, tragedia dotykająca Holandię, Anglię, Niemcy, Australię i Malezję (obywatele tych krajów zginęli), będzie dla cywilizowanego świata wydarzeniem przełomowym? Będzie tą granicą, poza którą pozostaje już tylko non possumus?
Nie wiadomo, jak daleko sięgają imperialne plany Putina. Na pewno sięgają dalej niż granice Krymu. Nie widać też, by istniał realny plan zakończenia zbrojnej interwencji Rosji na Ukrainie.
Czy to znaczy, że – prędzej czy później (a może teraz) – ten regionalny konflikt przemieni się w konflikt światowy?...
Niech nas Bóg uchowa.