Nie takie ostatnie...

24.10.2004

Czyta się kilka minut

Najnowszą książkę Olgi Tokarczuk, „Ostatnie historie”, przeczytałem raz, przeczytałem drugi raz i mimo to wciąż jestem „rozdwojony w sobie”, nie mogę zdecydować się, czy postawie tę powieść na półce z książkami zdecydowanie dobrymi, czy - zdecydowanie złymi. Nie ma co kryć - dla krytyka to sytuacja wielce dyskomfortowa.

Skąd się bierze moja niepewność? Otóż, z jednej strony powieść Tokarczuk jest nieźle pomyślana, zawiera wiele obiecujących wątków, ale z drugiej strony znaleźć można w niej pomysły wyraźnie chybione albo nazbyt oczywiste. Pisarka zmierza w kierunku, który jest moim zdaniem optymalny dla jej pisarstwa (co to za kierunek, o tym za chwilę), ale wciąż robi to jakby niepewnie i bez przekonania.

Mądrość i schematy
Przyznam szczerze, że wczesne powieści Tokarczuk - mam na myśli „Podróż ludzi księgi”, „E.E.” i „Prawiek i inne czasy” -w których autorka ćwiczyła na intertekstualnym poligonie albo tworzyła narracyjne konstrukcje rozpięte na mitograficznym szkielecie, zupełnie do mnie nie trafiały. Zainteresowały mnie dopiero kolejne dwie książki pisarki, czyli „Dom dzienny, dom nocny” i zbiór opowiadań „Gra na wielu bębenkach”. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że więcej w nich konkretu niż figur rodem z mitu, więcej teraźniejszości niż wypraw w przeszłość, więcej opisów poszczególnych ludzkich przypadków niż poszukiwań życiowych prawidłowości. A moim zdaniem - i będę się przy tym upierał - proza autorki „Ostatnich historii” jest najlepsza wtedy, gdy pisarka skupia uwagę na tym, co współczesne, bada międzyludzkie relacje, przedstawia naszą codzienność w taki sposób, że zmusza czytelnika do ponownego przemyślenia tego, co wydaje się zwykłe, oczywiste i oswojone, a wcale takie nie jest. Tylko w takim przypadku mądrość prozy Tokarczuk, akcentowana przez wielu czytelników i krytyków, lśni czystym blaskiem, w którym nie przebłyskuje trywialność prostych schematów.

W „Ostatnich historiach” jest współczesność i codzienność, są opisy trudnych relacji międzyludzkich i rozważania na temat spraw fundamentalnych: śmierci, miłości, uczuć. Zdawać by się więc mogło, że wszystko jest w porządku, że wreszcie dostałem od Tokarczuk taką prozę, jaką sobie wymarzyłem. Ale...

Saga bez rodziny
„Ostatnie historie” składają się z trzech rozbudowanych opowiadań („Czysty kraj”, „Parka”, „Sztukmistrz”), które z powodzeniem mogą funkcjonować samodzielnie w czytelniczym odbiorze, ale zestawione składają się w całkiem zgrabnie skomponowaną powieść; można by więc określić książkę Tokarczuk jako powieść w opowiadaniach.

Głównymi bohaterkami są kobiety: pięćdziesięcioczteroletnia Ida, jej matka Paraske-wia oraz córka Idy Maja. Czyżbyśmy mieli więc do czynienia z sagą rodzinną, historią trzech pokoleń (a właściwie czterech, bo w opowiadaniu ostatnim pojawia się jeszcze syn Mai) jednej rodziny? Tak, ale jest to saga rodzinna na opak, bo... właściwie bez rodziny. Główne bohaterki są ze sobą spokrewnione, ale żyją osobno, samotnie; co więcej, dzielą je nieprzekraczalne, jak się zdaje, granice obcości czy nawet niechęci.

Ida ma za złe matce, że zdradami zatruła życie ojcu, Petrowi. Maja postrzega babkę właściwie jako obcą osobę, a z matką kontaktuje się rzadko. Dla Idy córka, ciągle podróżująca po świecie, to „dorosła, obca, zawsze nieobecna”. Również relacje bohaterek z mężczyznami można określić tylko w jeden sposób: porażki. Jedynie Paraskewia mieszka ze swoim mężem aż do jego śmierci, ale wcześniej wielokrotnie go zdradza i zostaje z nim tylko dlatego, że porzucił ją kochanek. Ida rozwiodła się ze słabym, niezaradnym życiowo mężem. Maja została porzucona.

Tokarczuk opowiada historię rodziny, w której więzy krwi znaczą niewiele; bliscy krewni żyją obok siebie, a nie - ze sobą, jak obcy, którzy zmuszeni są przez pewien czas mieszkać razem. Obcość, emocjonalna nie-styczność bierze się przede wszystkim z niedopasowania. Prezentowani przez pisarkę bohaterowie są jak puzzle z różnych układanek na siłę złączone w jeden obrazek.

Najbardziej niedopasowani są Paraskewia i Petro, których różni praktycznie wszystko: wiek (Paraskewia jest sporo młodsza od męża), pochodzenie (ona jest Ukrainką, on Polakiem), religia (ona - prawosławna, on - katolik), sposób postrzegania świata, wartości, temperament. W budowaniu trwałych więzi przeszkadza bohaterom powieści również emocjonalny deficyt, uczuciowe wytłumienia (niezwykle uczuciowa jest jedynie Paraskewia, ale jej emocjonalne zachowania wprowadzają tylko zamęt w życie rodzinne). Nawet sytuacje graniczne, choroba czy śmierć, nie wytrącają ich z emocjonalnego letargu, skłaniając jedynie do analizowania sytuacji teraźniejszych i przeszłych. Niewiele jest między bohaterami miłości, współczucia i ciepła, a bez tego przecież nie da się ani utrzymać na dłużej więzów rodzinnych, ani tym bardziej posplatać tych, które przerwał los czy historia.

Korzenny upiór
„Ostatnie historie” są dla mnie przede wszystkim opowieścią o porażce rodziny, ciekawą analizą nieodwracalnego rozpadu rodzinnych związków. Chociaż - co tu kryć - Tokarczuk, próbując wyjaśnić przyczyny tej porażki, w niektórych miejscach idzie na łatwiznę. W tej powieści znowu pojawił się - by tak rzecz - korzenny upiór, często nawiedzający naszą prozę. Już tłumaczę, o co chodzi.

Problemy w związku Paraski i Petra mają główne źródło w wykorzenieniu, bardzo mocno przeżywanym przez Paraskę. Po wojnie musiała wraz z mężem opuścić zajęte przez Sowietów Kresy i przenieść się do Polski. Jadąc na zachód, straciła dziecko. W nowych miejscach Paraska czuje się obco i źle, tęskni do ludzi i przestrzeni, wśród których się wychowała. Ida i Maja właściwie wypełniają podobny wzorzec losu jak Paraska, obie mają problemy z umiejscowieniem się, zakorzenieniem. Ida pracuje przecież jako przewodniczka objazdowych wycieczek po Europie, a Maja jeździ po świecie, pisząc przewodniki turystyczne. Okazuje się więc, że rozchwianie tożsamości matki na skutek wykorzenienia odbija się w losach jej córki i wnuczki, że ponury cień historii kładzie się na następnych pokoleniach.

Z punktu widzenia psychologii wszystko jest w porządku, w końcu wiele szkół psychologicznych na różne sposoby opisuje i tłumaczy replikowanie wzorców w obrębie systemu rodzinnego. Jednak z punktu widzenia literatury wygląda to o wiele gorzej, bo Tokarczuk poszła w tym przypadku ścieżką mocno już wydeptaną przez pisarzy tworzących prozę „małych ojczyzn”. Co tam ścieżką: przespacerowała się wie-lopasmową autostradą.

Niewyrażalność śmierci
Moje wątpliwości budzi także wątek śmierci - jeden z najważniejszych w powieści -wpisany w „Ostatnie historie”. Główne bohaterki książki poznajemy w momentach, kiedy przychodzi im „dotknąć” śmierci: Ida przeżywa wypadek samochodowy, a potem trafia do ludzi, którzy prowadzą coś w rodzaju hospicjum dla śmiertelnie chorych zwierząt, Paraska przez kilka dni pozostaje w domu z ciałem zmarłego męża, Maja trafia w czasie podróży na umierającego na AIDS magika. Motyw śmierci został tu sfunkcjonalizowany; rozmyślania na temat śmierci i przemij ania służą bohaterkom j ako swoisty katalizator wspomnień, ułatwiają porządkowanie doświadczeń. Jednak sposób, w jaki Tokarczuk pisze o śmierci, nie przekonuje mnie.

Śmierć ma w naszej kulturze miejsce dosyć paradoksalne, bo - z jednej strony - agresywny kult młodości i zdrowia prowadzi do wypierania problemu śmierci z pola naszego widzenia, ale - z drugiej strony - szukające sensacji mass media zarzucając nas obrazami śmierci. Inaczej rzecz ujmując: o śmierci nie powinno się dyskutować, ale można ją pokazywać. Tyle tylko że obraz banalizuje śmierć, odziera ją z tajemnicy.

Pojawia się więc pytanie: jak pisać o śmierci, aby oddać jej egzystencjalną grozę, mając przy tym świadomość, że doświadczenie to jest w zasadzie niewyrażalne? Moim zdaniem - w sposób jak najprostszy, nawet surowy, bez literackich ozdobników. Tymczasem Tokarczuk wkomponowuje opisy doświadczenia śmierci w ładne i łzawe obrazki: umierający pies wynoszony na rękach na dwór, chory na AIDS magik na tle egzotycznej przyrody, przekazujący swoją wiedzę ostatniemu uczniowi, przeplatanie wątków śmierci i miłości w opowiadaniu ostatnim... Czytałem to z pewnym zażenowaniem, chociaż - zaznaczę -trudno chyba czynić pisarce poważny zarzut z takiego a nie innego potraktowania tematu śmierci. Być może po prostu różni-my się nieco wrażliwością.

*

Koniec końców, zastanawiam się, czy przypadkiem nie szukam dziury w całym. „Ostatnie historie” to przecież powieść nieźle skomponowana, interesująca, oferująca różne możliwości odczytania. Nie takie ostatnie są te historie, z którymi przyszła do nas Tokarczuk... Nie mogę jednak pozbyć się przeświadczenia, że autorka „Prawieku” potrafi pisać jeszcze lepszą prozę. I stąd pewnie biorą się moje narzekania.

Olga Tokarczuk, „Ostatnie historie”. Kraków 2004, Wydawnictwo Literackie.

TP 43/2004, Książki w Tygodniku 

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]