O.T.

Olga Tokarczuk twierdzi, że czytanie dobrej powieści sprawia przyjemność i radość. Jest w tej deklaracji kusząco orzeźwiająca bezczelność.

09.07.2018

Czyta się kilka minut

 / ŁUKASZ GIZA / AGENCJA GAZETA
/ ŁUKASZ GIZA / AGENCJA GAZETA

Niewielka książeczka eseistyczna „Lalka i perła”, opublikowana w 2001 r., to nie tylko niezwykły przewodnik po „Lalce” Bolesława Prusa, ale przede wszystkim literackie credo Olgi Tokarczuk. Autorka „Biegunów”, zniechęcona nudą i banalnością szkolno-akademickich odczytań arcydzieła polskiej prozy, postanowiła stworzyć własną interpretację postaci Wokulskiego i jego uniwersum. Przy okazji otrzymaliśmy unikalną mapę literackiej wyobraźni autorki. Tekst napisany już po „Prawieku i innych czasach” oraz „Domu dziennym, domu nocnym”, ale jeszcze długo przed „Biegunami” i „Księgami Jakubowymi”, pokazuje konsekwencję, z jaką Tokarczuk myśli o literaturze, przede wszystkim tej tworzonej przez siebie.

„Czytanie dobrej powieści sprawia przyjemność i radość” – pisze we wstępie do interpretacji „Lalki”. Jest w tej deklaracji kusząco orzeźwiająca bezczelność, nie tylko w kontekście kanonicznego arcydzieła. Na czym polega owa przyjemność i radość? Na „bezkarnym śledzeniu ludzi, zaglądaniu w ich myśli” – rzeczy, bez których trudno sobie wyobrazić prozę autorki „Ksiąg Jakubowych”.

Tokarczuk to jedna z najlepszych opowiadaczek historii w polskiej literaturze ostatnich dekad. Znakiem rozpoznawczym jej prozy jest wielopiętrowa, rozgałęziająca się niemalże w nieskończoność fabuła – zawsze zbudowana z mniejszych opowieści, które to z kolei dają się rozbić na jeszcze bardziej podstawowe literackie atomy. Dlatego też w przypadku Tokarczuk podział na powieści i zbiory opowiadań jest umowny i wynika jedynie z konwencji panujących w świecie wydawniczym.

Najlepszym tego przykładem może być „Dom dzienny, dom nocny”, powieść, w której główny wątek ograniczony jest do niezbędnego minimum, niczym sznurek, na który nanizuje się kolejne fabularne koraliki. Każdy z elementów w buńczuczny sposób różni się od pozostałych, walczy wręcz z nimi o miano ważniejszego, oszałamiając swoją pstrokacizną każdego czytelnika, liczącego na przejrzystość i konsekwencję. Proza Tokarczuk przypomina staropolską sylwę, księgę, która w swojej tematycznej i stylistycznej amorficzności miała ambicje stać się całościowym (co nie znaczy, że wyczerpującym) zapisem rzeczywistości. Dlatego też w „Domu...” obok historii sąsiadki narratorki śledzimy kilkadziesiąt innych historii, choćby biografię tajemniczej świętej Wilgefortis i jej hagiografa mnicha Paschalisa, zapisy snów ludzi z całego świata czy historie kolejnych mieszkańców tytułowego domu.

Tokarczuk z lekkością magika wysypuje z rękawa tysiące historii, które mało kogo pozostawiają obojętnym. Część czytelników odrzuca je jako zbyt pretensjonalne lub wtórne wobec tak silnie wyeksploatowanego już realizmu magicznego. Ci jednak, którzy zdecydują się w nie zanurzyć (a że jest takich wielu, niech zaświadczy choćby pięciokrotnie zdobyta Nike czytelników), tracą bezpieczny dystans, w który początkowo wierzyli. „Bezkarne śledzenie ludzi” nie jest bowiem niewinne – ich życie w niepokojącym tempie staje się naszym.

„Taka literatura pomaga nam rozpoznać się w cudzych istnieniach. (...) nazywa puste przestrzenie, między naszymi własnymi doświadczeniami, myślami”, pisze Tokarczuk, wciąż o „Lalce”, ale tak naprawdę o własnym ideale literatury. Nie może dziwić, że psycholożka z wykształcenia (a także praktyki w czasach przedpisarskich) właśnie wejście w skórę bohatera podczas lektury stawia sobie za najwyższy cel. Literatura, szczególnie ta w wydaniu Tokarczuk, ma niezwykłe zdolności rozwijania w ludziach empatii. Każda lektura to szansa na przeżycie wariantu własnego życia, który w inny sposób pozostawałby nieosiągalny. Aczkolwiek nowe osiągnięcia technologiczne w kwestii wirtualnej rzeczywistości wyglądają bardzo obiecująco, to jednak literatura wciąż jest jedynym medium gwarantującym możliwość pełnej emocjonalnej imersji.

Widać to doskonale już w drugiej powieści w dorobku autorki, czyli wydanej w 1995 r. „E.E.”. Początek XX wieku, Wrocław jest jeszcze ostoją niemieckiego mieszczaństwa, podobnie jak bohaterowie książki. Nieco znudzeni, jakby siłą rozpędu wciąż chodzą po dobrze wydeptanych ścieżkach, choć wszędzie dookoła pojawiają się już subtelne sygnały nadchodzącej katastrofy. Na razie jednak wszyscy pogrążeni są w półśnie, a ich jedyną namiętnością są seanse spirytystyczne. Czy E.E. faktycznie potrafi komunikować się z zaświatami, czy to raczej zręczne sztuczki szukającej atencji nastolatki? Spierają się o to zarówno ci, którzy rozpaczliwie wierzą, że sensu naszej rzeczywistości należy szukać w świecie duchów, jak i naukowcy, dla których dusza jest tylko laboratoryjnym obiektem badań dla rodzącej się właśnie psychologii. Pytanie pozostaje nierozstrzygnięte, być może dlatego, że zostało źle postawione. Erna Eltzner bez wątpienia jest medium, bo potrafi sprawić, by przez jej ciało przemawiały obce głosy. I bez znaczenia pozostaje, czy geneza tego faktu ma proweniencję metafizyczną, czy jest raczej przez lata doskonaloną umiejętnością. Wie o tym każdy, kto para się literaturą.

Duchy, które kolejno nawiedzają Ernę, pojawiają się przypadkowo i bez żadnego porządku. Gdy już wypowiedzą to, z czym przyszły, znikają bez śladu. Z ich opowieści nie wyłania się żaden sens – jedne ostrzegają przed mniej lub bardziej konkretnymi katastrofami, inne wygłaszają długie i nużące połajanki moralne, a jeszcze inne pojawiają się wyłącznie po to, aby szydzić z uczestników seansu. Niekończąca się parada głosów, z których nic nie wynika. Każdy, kto liczył na stabilną prawdę, spotka się wyłącznie z rozczarowaniem – powieść kończy się wybuchem wojny, która zmieni wszystko.

W paradoksalnym świecie Tokarczuk jedynym stałym elementem jest ruch. Gdy w 2007 r. ukazali się „Bieguni”, diagnozy mówiące o płynnej rzeczywistości odchodziły już do lamusa razem z całym postmodernizmem. Gdy 11 lat później odbierała Nagrodę Bookera, okazało się, że jej powieść z zadziwiającą precyzją zdiagnozowała nadciągający kryzys, który przeformułował sposób myślenia Zachodu – przede wszystkim o sobie samym.

Członkowie tytułowej sekty, podobnie jak pozostali bohaterowie książki, instynktownie odczuwają potrzebę ruchu. Wszelka stałość jest nie tylko złudzeniem – to niebezpieczna pułapka. Bieguni wierzyli, że zatrzymany świat zostaje skorumpowany przez zło, a zbawienie możliwe jest tylko, jeśli zrezygnujemy z iluzji zakorzenienia. Nie chodzi jednak o pochwałę samego ruchu – ten w oczywisty sposób potrafi być siłą destrukcyjną, czego najlepszym dowodem może być kryzys migracyjny ostatnich lat. Katastrofalne jest jednak przede wszystkim złudzenie, że da się nad nim zapanować, budując mury czy politykę opartą na nostalgicznym populizmie.

Ta zasada dotyczy także mechanizmów rządzących jednostką. Główna bohaterka tytułowego opowiadania z „Gry na wielu bębenkach”, gdy ją poznajemy, pogrążona jest w depresji. Iskra życia wraca, gdy odkrywa grupę kolorowych i hałaśliwych ludzi, którzy zapominają się bez reszty, grając na bębnach pod jej oknami. Bohaterka, początkowo nieufna, powoli przyłącza się do nich. Nikt jej o nic nie pyta, do niczego nie zmusza. Może na chwilę stać się kimś innym, kimś nieokreślonym. Innymi słowy – odkrywa, że nie jest skazana wyłącznie na jedno, męczące życie. Dzięki literaturze, która sprawia, że możemy być wieloma osobami jednocześnie, na powrót odzyskujemy przyjemność i radość. Nie tylko z lektury. ©℗

OLGA TOKARCZUK jest pisarką, eseistką, autorką scenariuszy, poetką, psycholożką. Autorka takich powieści jak „E.E.” (1995), „Prawiek i inne czasy” (1996), „Dom dzienny, dom nocny” (1998), „Bieguni” (2007) czy „Księgi Jakubowe” (2014), a także zbiorów opowiadań, „Gra na wielu bębenkach” (2001), „Opowieści bizarne” (2018) oraz eseju „Lalka i perła” (2001). Laureatka wielu nagród, w tym m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich (1997) oraz Paszportu „Polityki” (1997). Pięciokrotnie nominowana do literackiej Nagrody Nike, którą otrzymała dwukrotnie: w 2008 („Bieguni”) i w 2015 r. („Księgi Jakubowe”). W 2016 r. na podstawie scenariusza pisarki opartego na książce „Prowadź swój pług przez kości umarłych” powstał film w reżyserii Agnieszki Holland „Pokot”, nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem na festiwalu filmowym w Berlinie w 2017 r. W 2018 r. ukazało się angielskie tłumaczenie „Biegunów” („Flights” w przekładzie Jennifer Croft), za które otrzymała The Man Booker International Prize.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2018