Nie do śmiechu

Trzysta trzydzieści tysięcy złotych. Od takiej mniej więcej kwoty zaczyna się rozmowa o kupnie samochodu marki Tesla.

20.01.2020

Czyta się kilka minut

 / ASIFE / ADOBE STOCK
/ ASIFE / ADOBE STOCK

Dobrze jest mieć o czym marzyć – na razie wygląda na to, że prędzej nauczę się rezygnować z wszelkich wypraw i zadań, które wymagałyby własnego samochodu, niż stać mnie będzie, by posiadać taki, który wcale nie kopci. Oczywiście można nie być maksymalistą i poprzestać na takim, który kopci o połowę mniej od poprzedniego. Pewnym jednak osobom, które stanowią wzorzec, ustawiają poprzeczkę, generują trendy, po prostu nie wypada pokazać się byle jak i w byle czym. Czy było do pomyślenia, żeby Greta Thunberg wjechała na punkt widokowy w Kleszczowie, skąd roztacza się widok na bełchatowską odkrywkę, na pokładzie czegoś mniej przyszłościowego i czystego niż właśnie tesla? Polecam każdemu pędzącemu „gierkówką” wypad w bok w to miejsce łącznie z wjazdem na sąsiednią monstrualną hałdę. W takich miejscach wydaje się, że polecenie „abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” zostało wypełnione do cna.

Greta Thunberg przyjechała, jak donoszą media, jednak nie po to, by refleksyjnie zapatrzeć się w wielką dziurę, chciała natomiast nagrać z ekipą zdjęcia do filmu – łatwo domyślić się, na jaki temat i z jakim przesłaniem, skoro był potrzebny widok elektrowni w Bełchatowie będącej największym trucicielem w Europie. Budzenie sumień, wstrząsanie przyzwyczajeniami, poderwanie mas do czynów szlachetnych wymaga artystycznych środków perswazji tudzież osobistego świadectwa – z tego powodu realizatorom filmu nie wystarczyło kupić jakieś archiwalne zdjęcia elektrowni, tylko musieli przywieźć aktywistkę na miejsce i tam nakręcić tzw. setkę. Z Gdańska, gdzie ją po raz pierwszy widziano na polskiej ziemi (być może dlatego, że przypłynęła, wiadomo, że bojkotuje samoloty), to jest kawał drogi, mam tylko nadzieję, że chociaż do pobliskiego Piotrkowa ekipa dojechała czystym pociągiem, są bardzo wygodne połączenia... a może to jest zły pomysł, jeśli elektrowozy PKP czerpią prąd z bełchatowskiego węgla?

To wszystko piszę nie do śmiechu bynajmniej, jestem pełen sympatii dla niektórych działań tej osoby. Z racji sławy i determinacji jest szczególnie narażona na uważne spojrzenia tłumu – nie tylko wrogów, ale i zbyt naiwnych wyznawców, jakże niechętne temu, żeby wzorce osobowe i modele robiły cokolwiek niejednoznacznego. A śledząc Gretę Thunberg widać znakomicie, do jakiego stopnia tzw. rozwój wplątał naszą kulturę materialną, od której zależą nasze obyczaje, w sieć zależności tak gęstą, że nic nie jest tak po prostu dobre.

Będąc w Gdańsku, o czym również doniosły media, Szwedka z ekipą udała się na posiłek do wegańskiego lokalu – oczywisty wybór, jeśli mamy w pamięci, że przemysłowa hodowla większości jadalnych zwierząt jest jedną z najbardziej szkodliwych dla środowiska działalności, z której łatwo zrezygnować. Bo z mięsa przecież da się zrezygnować. Lokal miał w nazwie słowo „awokado”. Też dość oczywista rzecz, ten owoc z racji swojej faktury, odczucia tłustości, jakie zostawia w ustach, jest jednym z przebojów wegańskiej gastronomii. Potrawa z awokado – sałatka, dajmy na to, czy tost albo bajgiel – obiecuje uczciwą sytość i przyjemnie jedwabiste uczucie na języku, jakby nie przymierzając człek zjadał lekko tylko ścięte żółtko z jajek w koszulkach.

Tyle że awokado to kiepski symbol troski o środowisko. Uprawa tego owocu wymaga znacznego nawodnienia (cztery razy więcej niż np. pomarańczy i 10 razy więcej niż pomidorów), w dodatku odbywa się często w regionach szczególnie ubogich w wodę, więc tym bardziej sady masakrują bilans wodny przyrody w pobliżu. Zanim w np. Chile fotowoltaika zagości na dobre, to kolosalne masy wód podziemnych wyciąga się na powierzchnię pompami spalinowymi... Transport na drugą półkulę sprawia, że ślad węglowy awokado jest wprawdzie o rząd wielkości mniejszy niż analogicznej porcji wołowiny, ale nadal jest znaczny, wyższy w stosunku do marchewki i kapusty uprawianej w sąsiednim powiecie. Nawet jeśli polski rolnik i dostawca – co notuję regularnie, odwiedzając targi – wozi skrzynki głównie starymi lublinami, których emisje... no cóż, pozostają bardzo dwudziestowieczne. Jak się do tego doda koszty społeczne związane z coraz intensywniejszą monokulturą awokado, nakręconą rosnącym w dwucyfrowym tempie spożyciem u nas – to wychodzi na to, że dałoby się napisać współczesny remake „Gron gniewu”.

Nie ma znaczenia, czy w gdańskim lokalu Szwedka jadła awokado, menu tam jest bogate – z pewnością carpaccio z buraka może być lepszą przekąską. Ciekawsze są paradoksy, w jakie wpada jako osoba coraz bardziej publiczna. A my tymczasem zastanówmy się dwa razy przed zakupem, co jest o tyle łatwe, że przeważnie w polskich sklepach awokado jest podłej jakości. ©℗

Skoro już kupiliśmy znośne awokado, to nie zmarnujmy energii, jaką zużyto, by do nas dotarło. Jeśli grozi nam, że po paru dniach w lodówce odleci na gnilną stronę mocy, zróbmy koniecznie guacamole lub inną podobną pastę – sok z cytryny zadziała trochę jak krótkoterminowy konserwant. Ja swoje domowe guacamole zwykle robię wedle przepisu Paula i Stelli McCartneyów, których książka o poniedziałkach bez mięsa jest całkiem sensowną lekturą dla mięsożerców szukających wytchnienia. Pestkujemy 2 dojrzałe awokado, wrzucamy do blendera razem ze 150 g posiekanych suszonych pomidorów, ząbkiem czosnku, pół łyżeczki utartych ziaren kolendry. Króciutko miksujemy, dodajemy 2 łyżki soku z cytryny, sól, pieprz i ewentualnie garść posiekanych liści kolendry.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2020