Nie do śmiechu

W tym procesie, choć wywołało go święte i słuszne oburzenie, wygra Jerzy Urban.

06.02.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Gdy prokurator Maria Grabska-Taczanowska odczytywała na głos felieton “Obwoźne sado-maso", na sali Sądu Okręgowego w Warszawie panowała martwa cisza. Podobno tylko na twarzy Urbana pojawił się sztuczny uśmiech. Artykuł opublikował tygodnik “Nie" tuż przed papieską pielgrzymką do Polski w sierpniu 2002 r. Dwa i pół roku później, 25 stycznia 2005, zapadł wyrok: Urban naruszył cześć i godność Jana Pawła II oraz uchybił zasadom etyki dziennikarskiej. Ma zapłacić 20 tys. zł grzywny. Prokuratura chciała, aby naczelnego “Nie" skazano także na dziesięć miesięcy więzienia w zawieszeniu. Urban zapowiada apelację.

Wyszydzona starość

W obronę wzięły go prestiżowe organizacje dziennikarskie, m.in. Międzynarodowy Instytut Prasy z Wiednia czy “Reporterzy bez Granic", którzy napisali: “Zdajemy sobie sprawę, że krytyka papieża Jana Pawła II w Polsce pozostaje całkowitym tabu, nie powinno to jednak przeszkadzać władzom wymiaru sprawiedliwości w dostosowaniu się do reguł prawnych odnoszących się do wolności prasy w Europie".

Sygnatariusze oświadczenia są w błędzie. Można wręcz odnieść wrażenie, że nie przeczytali “Obwoźnego sado-maso". W tekście nie ma - choćby obelżywej - polemiki z papieskim nauczaniem czy decyzjami. Urban wyśmiewa Jana Pawła II, ponieważ Papież jest stary i chory. Szydzi nie z treści przemówień, ale z tego, że Jan Paweł II ma kłopoty z ich przeczytaniem.

Myli się także ks. prof. Florian Lempa, biegły z prawa kanonicznego w procesie przeciw Urbanowi. “Otoczenie papieża, w tym wielu wpatrzonych w niego Polaków, nie liczy się z jego wiekiem i kondycją - mówił ks. Lempa na łamach “Kuriera Porannego". - To człowiek bardzo oddany sprawie, który daje z siebie wszystko, ale my oczekujemy wciąż dużo, za dużo. Urban, stosując własną poetykę, chce powiedzieć: dajcie spokój papieżowi, już go tak nie męczcie".

To nieprawda; Urban nie pochyla się z troską nad zmęczonym, nad siły eksploatowanym Papieżem. Zdaniem naczelnego “Nie" wina spada na samego Jana Pawła II, pełnego ambicji władczych, próżnego i opętanego dążeniem do popularności.

Wielu stawiało również pytanie, czy Urban w ogóle może obrazić Papieża, który uchodzi za autorytet nie tylko wśród wierzących. Bp Tadeusz Pieronek wyjaśnia “Tygodnikowi": - Nie wolno stawiać sprawy w takich kategoriach, bo wtedy odmawiamy Urbanowi człowieczeństwa. Jeżeli człowiek człowiekowi bluźni, może go obrazić.

Jedno nie ulega wątpliwości: Urban naruszył zasady etyki, obowiązujące każdego dziennikarza. Wyszydził starość i chorobę; tym samym - pośrednio - nie tylko Papieża, ale także innych starych i chorych.

W pryzmacie “Obwoźnego sado-maso" starzenie się stanowi proces ohydny, który ze względów estetycznych należałoby albo ukrywać, albo przerwać - śmiercią.

Goebbels i Breżniew

“Reporterzy bez Granic" przywołali również artykuł 10. Europejskiej Konwencji Praw Człowieka: “Każdy ma prawo do wolności wyrażania opinii. Prawo to obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych i bez względu na granice państwowe".

Tyle że wspomniany artykuł zawiera również ustęp drugi, o którym wiele stowarzyszeń dziennikarskich wolałoby zapomnieć: “Korzystanie z tych wolności, pociągających za sobą obowiązki i odpowiedzialność może podlegać takim wymogom formalnym, warunkom, ograniczeniom i sankcjom, jakie są przewidziane przez ustawę i niezbędne w społeczeństwie demokratycznym". Konwencja wspomina m.in. o ochronie “zdrowia i moralności" oraz “dobrego imienia i praw innych osób".

Tu dochodzimy do sedna: proces Urbana dotyczy granic swobody mediów, sprawy o kluczowym znaczeniu dla funkcjonowania demokracji w Polsce. Pluralistyczne państwo może wybierać między dwiema doktrynami prasowymi: liberalną oraz społecznej odpowiedzialności mediów. Pierwsza - warto dodać: nigdy i nigdzie nie wprowadzona w pełni w życie - stanowi, że na media nie należy nakładać żadnych ograniczeń. Powinny się one stać forum niczym nieskrępowanego przepływu informacji, komentarzy i opinii, a ich ocena należy wyłącznie do odbiorców. Z kolei doktryna społecznej odpowiedzialności zakłada, że każde prawo wiąże się z obowiązkiem. Media muszą być wolne od nacisków, ale zarazem służyć społeczeństwu. To zaś oznacza, że granice ich działalności wyznacza m.in. poszanowanie dobrego imienia i wolności człowieka.

Z tym, że wypowiedzi publiczne nie powinny szkodzić czci i godności, zgadza się... sam Urban. Od dwunastu lat procesuje się z Ryszardem Benderem, który w 1992 r. w programie telewizyjnym nazwał go “Goebbelsem stanu wojennego". Sprawę rozpatrywał nawet Sąd Najwyższy; wreszcie w październiku 2004 Sąd Apelacyjny w Lublinie postanowił, że Bander nie musi przepraszać naczelnego “Nie", ponieważ nazistowskiego luminarza i rzecznika komunistycznego rządu łączy “funkcja, jaką sprawowali - każdy w swoim okresie historycznym". Urban zapowiada kasację: “Sąd mówi o porównaniu cech łączących obie postacie. A przecież gdybym powiedział, że pan Bender kocha dzieci i rodzinę jak Goebbels, to też by się pewnie czuł urażony" - stwierdził po wyroku.

Zarazem nic zdrożnego nie dostrzega w tym, że sam nazwał Papieża “Breżniewem Watykanu".

Papież nie chodzi do sądu

Biskup Pieronek: - Niedawno oburzyłem się w jednym z felietonów, że po tsunami w Azji niektórzy wypisali w internecie: “Szkoda, że Urbana nie zmyło". Nawet biorąc pod uwagę jego obrzydliwości pod adresem Papieża, zdania nie zmieniam. Nikomu - czegolwiek by nie czynił - nie wolno życzyć źle. Żadnego człowieka nie wolno bezkarnie wyszydzać. Ani Jana Pawła II, ani Urbana. Dlatego wyrok przyjąłem z ulgą; wreszcie sądy przestały być opieszałe i pobłażliwe.

Wątpliwości - nawet wśród prawników, którzy potępili felieton - budzi jednak inna kwestia: Urbana skazano z artykułu 136 kodeksu karnego. Chodzi o publiczne znieważenie głowy obcego państwa na terytorium Rzeczypospolitej, co podlega “grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku". Tymczasem Papieża zaatakowano nie jako przywódcę politycznego, ale duchowego zwierzchnika. Dlatego wielu wskazywało na artykuł 196 kodeksu karnego: “Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch".

- Choć bardzo go cenimy, Jan Paweł II nie jest przedmiotem kultu religijnego - podkreśla prof. Ewa Nowińska, prawnik oraz dyrektor Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJ. Inne zdanie ma bp Pieronek: - Jeżeli uczucia patriotyczne można obrazić, gdy lży się prezydenta Polski, zatem uczucia religijne - gdy szydzi się z papieża.

Warto przypomnieć, że jednym z wnioskujących w procesie była Rada Etyki Mediów. Jej przewodnicząca, Magdalena Bajer, przygotowała uzasadnienie we współpracy z prawnikami. Znalazły się w nim cztery zarzuty: obrazy godności, znieważania głowy państwa, obrazy uczuć religijnych oraz znieważenia narodu i Rzeczypospolitej Polskiej.

- Wszystkie wspomniane przepisy nie odnoszą się do stanu faktycznego - uważa prof. Nowińska. - W przypadku Urbana można było się posłużyć wyłącznie przepisem o ochronie dóbr osobistych, ale w tym przypadku proces byłby z powództwa cywilnego.

Bp Pieronek: - Papież zapewne nie zna felietonu. A nawet gdyby znał, na pewno nie poszedłby do sądu. Zresztą uważam, że wybaczyłby Urbanowi. Nie wolno jednak zapominać, że naruszono godność także wszystkich, którzy widzą w Janie Pawle II autorytet moralny. Ci ludzie mieli prawo szukać sprawiedliwości.

Eksperci twierdzą, że jeżeli sprawa trafi do Strasburga, Europejski Trybunał Praw Człowieka zapewne uzna naczelnego “Nie" za niewinnego. W takich sprawach orzekał bowiem na ogół w oparciu o przekonanie, że wobec osób pełniących funkcje publiczne krytyka może być zdecydowanie ostrzejsza niż w przypadku reszty obywateli.

- W Strasburgu Urban wygra w cuglach - mówi prof. Nowińska. - Zresztą już sąd apelacyjny w Polsce będzie miał trudny orzech do zgryzienia, skoro prokuratura powołała się na przepis, który nie pasuje do okoliczności. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że felieton Urbana jest nieludzki. I dobrze by się stało, gdyby dziennikarze dostali sygnał, że nie mogą wypisywać, co im ślina na język przyniesie. Myślę tu przede wszystkim o granicach etycznych wolności słowa.

Bp Pieronek: - Niektórzy mówią, że Urbana skazano dlatego, że w Polsce postać Jana Pawła II otacza szczególny szacunek. I cóż w tym złego? Sprawę rozpatrywał polski sąd, felieton opublikowano w polskim tygodniku, adresowany był do polskich czytelników. Sędzia musiał wziąć pod uwagę te okoliczności jako obciążające. Jeżeli natomiast Trybunał w Strasburgu uzna Urbana za niewinnego, wyrok będzie dowodem ułomności ludzkiej sprawiedliwości. Od wieków zdarza się, że w procesie przegrał niewinny, zaś winnego uwolniono od zarzutów. Skoro przez lata musieliśmy przyzwyczaić się do bezradności polskich sądów w takich sprawach, przyjmiemy i wyrok ze Strasburga.

Zamiast procesu

Rozważania i spory prawników, nawet wyroki sądów kolejnych instancji nie powinny przysłaniać ocen moralnych: felieton Urbana był chamski i obelżywy. To nie pierwszy podobny przypadek na łamach “Nie", które stanowi modelowy przykład hate speech, czyli mowy nienawiści.

Warto sięgnąć do książki Magdaleny Tulli i Sergiusza Kowalskiego, gdzie zanalizowano mowę nienawiści w pismach prawicowych. Autorzy zaznaczyli jednak we wstępie, że również “Nie" jest znane z “częstych, obraźliwych komentarzy łamiących wszelkie ogólnie przyjęte reguły publicznej przyzwoitości". Pismo rozpowszechnia “nienawiść ogólnie, a w szczególności do wiary katolickiej i Kościoła".

Tytuł książki Tulli i Kowalskiego - “Zamiast procesu" - można uznać za znaczący. Przed sądem bowiem ciężko walczyć z mową nienawiści: sprawy albo ciągną się latami, albo są umarzane. Są zresztą także większe kłopoty, np. proces Urbana, choć zainicjowało go słuszne oburzenie, wygra właśnie... Urban.

Sam przecież przewrotnie domaga się kary więzienia, ponieważ zamierza udowodnić, że w Polsce działa “prokościelna cenzura". Równie ucieszy go uniewinnienie - zagra wszystkim na nosie, zaś wyrok uzna za zielone światło dla dalszych ataków. Z kolei rozprawę w Strasburgu przedstawi jako zderzenie polskiego ciemnogrodu z europejską tolerancją i poszanowaniem wolności prasy.

Każda odsłona stanowić będzie następny akt w medialnym show, cynicznie reżyserowanym przez szefa “Nie". Treść felietonu, zamiast pogrążyć się w zapomnieniu, wciąż trafia na łamy dzienników i tygodników, do serwisów informacyjnych radia i telewizji. Tym samym rośnie rzesza jego mimowolnych odbiorców. Każdy dziennikarz, który pisze o procesie, wpada w pułapkę: musi zacytować fragmenty “Obwoźnego sado-maso", żeby przekonać czytelników o powadze sprawy, ale tym samym - chcąc nie chcąc - szerzy zgorszenie. Zresztą wielu nie potrafi zdobyć się na komentarz: brzydzi ich felieton, ale równocześnie niepokoi, że wyrok może stanowić precedens, który zagrozi swobodzie prasy.

Z podobnym dylematem mierzyli się teoretycy doktryny społecznej odpowiedzialności. Doszli do wniosku, że zanim sprawa dotrze do sądu, samo środowisko powinno osądzić kolegów po fachu. W walce z mową nienawiści nie ma skuteczniejszych narzędzi niż środowiskowy bojkot i ostracyzm. Wtedy na winnych spada sankcja zgodna z moralnymi intuicjami społeczeństwa, zaś państwo nie musi ingerować - tym samym nie trzeba obawiać się o wolność prasy.

W przypadku Urbana rodzime media zawiodły. Nie powiódł się bojkot, o który apelował swego czasu miesięcznik “Więź". Naczelny “Nie" gości w wielu programach, udziela wywiadów poważnym tytułom. Zresztą w Polsce nie ma instytucji czy organizacji, która nie tylko dbałaby o etykę w mediach, ale również cieszyła się autorytetem wśród wiekszości redakcji.

W książce “Zamiast procesu" można odszukać również inny trop: w pismach, szerzących mowę nienawiści, publikowane są np. rozmowy z osobistościami życia publicznego, które tym samym legitymizują umieszczone w sąsiedztwie treści. W przypadku Urbana o przykłady nietrudno: ostatnio wicepremier Izabela Jaruga-Nowacka wzywa do bojkotu programu - jej zdaniem “niezgodnego z zasadami debaty publicznej" - “Warto rozmawiać" na antenie TVP, ale zarazem nie widzi nic zdrożnego w udzielaniu wywiadu “Nie" (nr 49/2004).

I trzecia - po dziennikarzach i osobistościach publicznych - grupa: publiczność. Wydawać by się mogło, że po doświadczeniach lat 80. Urbana powinna otoczyć społeczna pustka. Nic z tych rzeczy: wydana w 1990 r. książka “Alfabet Urbana. Od A do Z" sprzedała się w nakładzie 750 tys. egzemplarzy. Zyski pozwoliły m.in. na założenie... “Nie", które do dziś rozchodzi się w sporym nakładzie. Po opublikowaniu felietonu “Obwoźne sado-maso" wcale nie zanotowano drastycznego spadku nakładu.

Przed dziesięcioma laty na łamach miesięcznika “W Drodze" o. Karol Meissner słusznie radził, aby nie ograniczać się do moralizatorskich głosów oburzenia pod adresem samego Urbana. Przecież jego pismo, utrzymywane “przez licznych katolików, którzy je kupują, kształtuje poglądy tychże katolickich czytelników".

Po prostu: Jerzy Urban, “Nie" i “Obwoźne sado-maso" nie pojawiły się jak Deus ex machina. Są częścią życia publicznego w Polsce - dlatego, że nie brak ich zwolenników i masy biernych odbiorców, którzy akceptują brak poszanowania godności człowieka. Tego problemu nie rozwiąże sąd ani w Warszawie, ani w Strasburgu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2005