Dziesięć myśli w sprawie jednego wyroku

Aborcja jest zabójstwem nienarodzonych, ale kontekst jest inny niż "zrelaksowanych zbrodniarzy" z Auschwitz. Radykalne stanowisko w obronie życia nie jest równoznaczne z potępianiem ludzi, którzy dopuścili się zabójstwa.

29.09.2009

Czyta się kilka minut

/rys. Mirosław Owczarek /
/rys. Mirosław Owczarek /

Przypominamy artykuł ks. Adama Bonieckiego, opublikowany w "TP" 40/2009

Sprawie Alicji Tysiąc od początku towarzyszy demagogia - zarówno po stronie osób krytycznie oceniających wyrok w Strasburgu, jak i po stronie jego entuzjastów. Wyraża się to albo w formule: "pani Tysiąc otrzyma 25 tys. euro odszkodowania, plus koszty postępowania, za to, że nie mogła zabić swojego dziecka", albo w traktowaniu wyroku jako sui generis pogróżki wobec lekarzy odmawiających skierowania na zabieg przerwania ciąży. I nic to, że sama Alicja Tysiąc powtarza (cytuję moją rozmowę z nią): "Zadośćuczynienie ze Strasburga nie jest za to, że urodziłam dziecko, tylko za to, że u nas w Polsce prawo nie jest przestrzegane. Myślę, że dobrze, jeśli będzie jakaś instytucja odwoławcza i kobieta, która ma problemy i może stracić życie, a nie chce tego życia stracić, tylko być zdrowa i mieć dziecko, będzie mogła się odwołać".

Na ostatniej rozprawie również adwokat Alicji Tysiąc przypomniał, w jakiej sprawie zapadł wyrok w Strasburgu. Chodziło o to, że "w Polsce nie można w cywilizowany, demokratyczny sposób zakwestionować decyzji lekarskiej". Jednym z praw pacjenta jest prawo do odwołania się od decyzji lekarskiej, niezależnie od tego, co jest przedmiotem tej decyzji, oraz tego, czy pacjent ma rację, czy też nie.

Odszkodowanie zasądzone za niezachowanie procedur a odszkodowanie za to, że nie dokonano aborcji, to jednak różnica. Przecież instancja odwoławcza mogła uznać zasadność pierwszej diagnozy.

Jeśli nawet owa demagogia wynika ze szlachetnych pobudek stron - przekonanych, że bronią prawa do życia nieurodzonego dziecka albo, z drugiej strony, że bronią praw kobiet - to w tej materii jest ona demagogią szczególnie okrutną, godzi bowiem w konkretnego człowieka, w tym przypadku w kobietę, wbrew pozorom, dość bezradną wobec świata. Alicja Tysiąc jest osobą naznaczoną piętnem - niedoszłej co prawda - morderczyni swojej córeczki Julii, którą kocha.

Nie jest tajemnicą, że decyzji o przerwaniu ciąży nie podejmuje się z lekkim sercem. Jaki w takiej sytuacji jest stan psychiczny kobiety, tłumaczył mi kiedyś Włodzimierz Fijałkowski, wielki obrońca nienarodzonego życia. Wyznał, że nigdy nie udało mu się nakłonić zdeterminowanej matki do zmiany stanowiska. Dlatego kładł nacisk na wcześniejszą formację, na uświadamianie ludziom, czym jest przerwanie ciąży, zanim sami się nie znajdą w dramatycznej sytuacji, wymagającej podjęcia decyzji - bywa, że heroicznej decyzji utrzymania ciąży.

Warto przeczytać w całości tekst redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego"

ks. Marka Gancarczyka ("Siła przyzwyczajenia", "GN" nr 40/07): "Człowiek potrafi przyzwyczaić się do wszystkiego. Jeżeli człowiek przyzwyczai się do dobrego, to chwalić Boga. Problem zaczyna się wtedy, gdy przyzwyczai się do złego. Trzy miesiące temu do muzeum obozowego w Oświęcimiu trafiły niezwykłe zdjęcia z prywatnego albumu Karla Hoeckera, esesmana z Auschwitz. Można na nich zobaczyć, czym »po godzinach« - jak pisze autorka reportażu (str. 40-42) - zajmowali się hitlerowcy »pracujący« w obozie. Na wypoczynek jeździli do Międzybrodzia Bialskiego. Widzimy słynnego doktora Mengele w towarzystwie Hoessa i innych oficerów. Roześmiani, zrelaksowani. Przyzwyczaili się do morderstw dokonywanych za płotem obozu. A jak jest dzisiaj? Inaczej, ale równie strasznie. Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Strasburgu odrzucił właśnie odwołanie rządu polskiego w słynnej już sprawie Alicji Tysiąc (szczegóły na str. 28-30). W konsekwencji pani Tysiąc otrzyma 25 tys. euro odszkodowania, plus koszty postępowania, za to, że nie mogła zabić swojego dziecka. Mówiąc inaczej, żyjemy w świecie, w którym mama otrzymuje nagrodę za to, że bardzo chciała zabić swoje dziecko, ale jej nie pozwolono. To odszkodowanie będzie pochodzić z budżetu państwa, a więc z naszych podatków. A co z sędziami, którzy wydali tak nieprawdopodobny wyrok? Zapewne na weekendy jeżdżą w różne urokliwe miejsca. Są uśmiechnięci, zrelaksowani. Przyzwyczaili się".

Sąd Okręgowy w Katowicach zobowiązał redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego" i wydawcę pisma, Archidiecezję Katowicką, do wypłacenia Alicji Tysiąc 30 tys. zł zadośćuczynienia i zamieszczenia w najbliższym numerze tygodnika przeprosin.

Oto istotny fragment, ustnego tymczasem, uzasadnienia: "Sąd uznał, że redakcja tygodnika bezprawnie porównała Alicję Tysiąc do hitlerowskich zbrodniarzy. Zdecydował także, że »Gość« w nieprawdziwy sposób pisał o wyroku trybunału w Strasburgu, wprowadzając w błąd swoich czytelników. Zdaniem sądu krytyka nie może mieć u podstaw fałszywych założeń, a takie było stwierdzenie, że Alicji Tysiąc wypłacono nagrodę za to, iż chciała zabić dziecko, ale jej nie pozwolono".

Dodajmy, że sąd - o czym wyraźnie powiedziała sędzia Ewa Solecka - działał ze świadomością, że "w każdej sprawie o naruszenie dóbr osobistych w publikacji prasowej dochodzi do konfliktu pomiędzy dwoma dobrami chronionymi przez prawo. Pierwszym jest wolność prasy, która jest jednym z fundamentów demokratycznego państwa i na jego straży stoją m.in. sądy powszechne. Równocześnie jednak ochrona prawna przysługuje także jednostce, obywatelowi, którego dobra, takie jak: cześć, godność, dobre imię, zostały naruszone przez konkretną publikację prasową".

Wyrok nie jest prawomocny, a ks. Gancarczyk zapowiedział apelację - sprawa nie jest więc rozstrzygnięta. Wokół niej toczy się debata, w której trzeba odróżnić racje będące podstawą orzeczenia sądowego od problemu obrony życia nienarodzonych.

Aktualizacja: 5 marca 2010 r. Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok w sprawie Alicji Tysiąc przeciwko "Gościowi Niedzielnemu"...

W debacie tej głos zabrali przedstawiciele mniej lub bardziej ważnych instytucji. Rzecznik Praw Obywatelskich zgłosił wątpliwości i zapowiedział zajęcie stanowiska po dostarczeniu mu pisemnego uzasadnienia. Oświadczenie wydał Oddział Łódzki Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy - skazanie księdza Gancarczyka i uzasadnienie wyroku wzbudziło w nim obawę o wolność wypowiedzi. Stwierdzono, że redaktor "GN" "skazany został za poglądy, które - w świetle obowiązującego w Polsce prawa - nie są zakazane. (...) Ksiądz, który nazywa rzecz po imieniu (aborcja = zabójstwo dziecka), zostaje uznany za winnego tylko dlatego, że jego prasowa wypowiedź jest sprzeczna z poprawnościową politycznie opinią sądu i wpływowych kręgów opiniotwórczych" (w tym kontekście przypomnijmy fragment uzasadnienia wyroku: "nie można w kategorii prawda-fałsz oceniać wielokrotnie powtarzanego w »Gościu Niedzielnym« sformułowania, że aborcja jest zabijaniem dzieci. Z reguły nie ma wątpliwości, że przypisywanie komuś intencji pozbawienia kogoś życia, popełnienia czynu przestępczego, jakim jest zabójstwo, to postawienie konkretnego oskarżenia podlegającego weryfikacji - jest prawdziwe lub fałszywe. W tym jednak przypadku słowu »zabójstwo« każda ze stron przypisywała inne znaczenie. Determinowały je poglądy stron procesu.

Ks. Marek Gancarczyk i jego pełnomocnik Jacek Siński dowodzili w trakcie procesu, że człowiek od momentu poczęcia ma bezwzględne prawo do życia. Jest to zgodne z doktryną Kościoła katolickiego. Stąd przerywanie ciąży w publikacjach tygodnika nazywano zabójstwem").

Głos zabrali także polscy biskupi, a ściślej Prezydium Konferencji Episkopatu Polski. Wydało ono oświadczenie, nie czekając na uzasadnienie wyroku, uznając, że sprawa już jest dostatecznie jasna. Czytamy w nim, że "Prezydium Konferencji Episkopatu Polski z wielkim niepokojem przyjęło decyzję Sądu (...) w sprawie artykułów »Gościa Niedzielnego« dotyczących moralnej oceny aborcji. Traktujemy ten wyrok jako zamach na wolność słowa i na prawo Kościoła do moralnej oceny postaw ludzkich".

Ocenę werdyktu lepiej pozostawić prawnikom, co zaś się tyczy wolności słowa, przypomnę tylko, że wiąże się z nią również odpowiedzialność za słowo. Zawsze trzeba się liczyć z ewentualnością oskarżenia o naruszenie czyichś dóbr - każdy redaktor naczelny powinien o tym wiedzieć.

Pozostaje jednak problem demagogii drugiej ze stron komentujących wyrok sądu w sprawie Alicja Tysiąc versus "Gość Niedzielny". Zamiast bronić tego, co - jak zostało wskazane wyżej - było rzeczywistym przedmiotem wyroku (praw pacjentów), wykorzystuje ona sytuację do dość agresywnego atakowania moralnej doktryny Kościoła w sprawie życia nienarodzonych. Ta batalia w obronie pani Tysiąc (która - paradoksalnie - najczęściej wcale jej nie broni) jest wyraźnie skierowana przeciw Kościołowi, a dokładnie: przeciw jego nauczaniu na temat obrony życia nienarodzonych. Potwierdzają to reakcje ze strony ludzi Kościoła - typowe dla tych, którzy się czują zaatakowani.

Chrześcijańska doktryna nakazująca obronę życia człowieka niezależnie od tego, czy to życie dopiero się rozpoczęło, czy też nieuchronnie i w bólu zbliża się do kresu, jest jednym z istotnych elementów nauczania Kościoła, a we współczesnym świecie jego "znakiem rozpoznawczym", wykorzystywanym niestety często przez polityków (nie inaczej jest w sprawie pani Tysiąc). Ci ostatni doskonale zresztą rozumieją, że tu chodzi o tożsamość Kościoła, a więc deklarują się jako zwolennicy lub przeciwnicy jego nauczania, licząc na poparcie wyborców.

Nie można oczekiwać, że Kościół na jakimś etapie swojej dwutysiącletniej historii zrezygnuje z tego, co należy do istoty jego nauczania. Daremne są próby wprowadzenia nowego podziału katolików, już nie tylko na "radiomaryjnych" i "tygodnikowych", ale na radykalnych i liberalnych, "osądzających" i "wyrozumiałych". Ewangelia jest jedna.

Można czasem mieć wątpliwości odnośnie do sposobu, w jaki Kościół Ewangelię życia głosi, bo nie zawsze, niestety, jest to język miłości. Warto zarazem pamiętać, że podważanie sposobu nie jest żadną miarą podważaniem treści. Można dyskutować, czy wszystkie analogie przywoływane w gorących dyskusjach wokół życia nienarodzonych są właściwe. O ile stojąc na stanowisku ochrony życia nienarodzonych, można porównywać liczbę istnień zgładzonych w trakcie Holokaustu i straconych w zabiegach aborcyjnych, to porównanie nazistowskiego zbrodniarza nie do sędziego europejskiego sądu (również naganne, co pokazuje obok prof. Andrzej Zoll), lecz do matki podejmującej decyzję o aborcji, byłoby głęboko niefortunne. Kobieta podejmuje taką dramatyczną decyzję często w straszliwym stresie, czasem przymuszana przez innych, czasem przerażona lekarską diagnozą.

Trzeba powiedzieć jasno: aborcja jest zabójstwem nienarodzonych, ale kontekst jest inny niż "zrelaksowanych zbrodniarzy" z Auschwitz. Radykalne stanowisko w obronie życia nienarodzonych nie jest też równoznaczne z potępianiem ludzi, którzy dopuścili się zabójstwa.

Radykalne stanowisko w obronie życia nienarodzonych nie jest ideologią - jest jedną z postaw, która funkcjonuje w sporze o wartość ludzkiego życia, uznając za jego początek fakt biologicznego zaistnienia w formie pierwszej komórki organizmu. Norma nakazująca jego chronienie nie jest normą religijną, lecz uniwersalną, jakkolwiek w religii zyskuje dodatkową motywację. Jeśli upierać się, że jest to stanowisko ideologiczne, to tak samo można nazwać ideologicznym każde inne.

W komentarzach wokół dyskutowanego sporu doktryna katolicka określana bywa jako tak radykalna, że aż "nieludzka". Tylko że ona właśnie wychodzi z założenia obrony człowieka, konsekwentnie i do końca. Cóż w tym kontekście znaczy radykalizm? Owszem, słownikowo radykalizm oznacza krańcowość, skrajność poglądów i metod. Rzeczownik ten pochodzi jednak z późnej łaciny: radicalis dosłownie znaczy ,,zakorzeniony", od radix - ,,korzeń, źródło". Można więc przymiotnik "radykalny" rozumieć jako konsekwentny wobec przyjętej doktryny. To określenie nie jest pejoratywne, przeciwnie: ludzi wiernych zasadom, konsekwentnych zwykle wysoko się ceni.

10

W jednej z końcowych scen "Pokuty" Tengiza Abuładze leciwa kobieta pyta przechodniów, czy droga, którą właśnie zdąża, prowadzi do cerkwi. Kiedy jej odpowiadają, że cerkwi już nie ma, pyta: "To po co nam taka droga?". Zwykliśmy powtarzać, że Kościół jest drogą... Jeśli ten Kościół nie zostanie wierny podstawowemu przesłaniu Ewangelii i próbując zasymilować się w pluralistycznej rzeczywistości, zacznie łagodzić głoszone od dwóch tysięcy lat normy, to po co nam taki Kościół?... Czy jego współcześni adwersarze w sporze o wartość ludzkiego życia, którzy wytykają mu surowość, fundamentalizm i rygoryzm, szanowaliby taki Kościół?

Stanowisko Kościoła katolickiego wobec normy nakazującej szacunek dla ludzkiego życia jest wyraziste. Żądanie, by Kościół je zmienił, jest nieporozumieniem. Bo niby w imię czego i dlaczego miałby rezygnować? W imię tolerancji? A żądanie takie jest tolerancyjne?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej