Szyderstwo, świętość i swoboda

Debata Tygodnika Powszechnego Opór przeciwko zbyt daleko idącym żądaniom islamu jest konieczny i byłby łatwiejszy, gdyby równocześnie respektowano elementarne zasady szacunku dla wiary....
ks. Dariusz Kowalczyk, Aleksander Smolar, Maria Poprzęcka i Jerzy Jedlicki /
ks. Dariusz Kowalczyk, Aleksander Smolar, Maria Poprzęcka i Jerzy Jedlicki /

PIOTR MUCHARSKI: - Minister Spraw Zagranicznych Stefan Meller przeprosił wyznawców islamu za publikację karykatury Mahometa w "Rzeczpospolitej" - czy to miało sens?

ALEKSANDER SMOLAR: - Prasa w demokratycznych krajach jest niezależna i taka wypowiedź ministra, skierowana do świata, który nie oddziela sacrum od profanum, a władzy politycznej od głosu niezależnej opinii publicznej, przyczynia się tylko do pomieszania pojęć i utrwalenia stereotypów.

Co innego, gdyby minister wyraził żal. Rząd występuje wtedy jako jeden z uczestników debaty publicznej w Polsce i ma prawo wyrazić swoją opinię. Może na przykład powiedzieć, że taka publikacja szkodzi interesom Polski. W dodatku sprawa karykatur została w Europie potraktowana solidarnie. Uznano, że islamski odwet nie dotyczy poszczególnych krajów Unii, tylko całej Wspólnoty. Bo to przecież Europa została zaatakowana, czego symbolicznym przejawem było podpalenie przedstawicielstwa Unii w Gazie. Nie spotkałem się jednak przy okazji polskich przeprosin z wyrazami oburzenia i solidarności z zaatakowanymi Norwegami czy Duńczykami. W Polsce przeprosiny były podyktowane nie oburzeniem moralnym, lecz względami geopolitycznymi i bezpieczeństwem narodowym.

Pierwsi naiwni

Ks. DARIUSZ KOWALCZYK: - Zadzwoniła do mnie pani z "Rzeczpospolitej", prosząc o komentarz na temat rysunków, które pojawiły się w duńskiej prasie. Potem ze zdziwieniem zobaczyłem, że moja wypowiedź znalazła się na stronie obok tych rysunków. Ich przedruk wydał mi się efektem źle pojętej solidarności dziennikarzy. Powstał efekt kuli śniegowej: kolejne redakcje drukują te rysunki, manifestując przywiązanie do wolności wypowiedzi. Samych przeprosin jednak bym nie potępiał, tym bardziej że przyniosły zapewne dobry polityczny skutek.

- Uważa Ksiądz, że przekroczone zostało w przypadku tych rysunków jakieś tabu?

Ks. DARIUSZ KOWALCZYK: - Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym więcej mam wątpliwości: czy rzeczywiście przekroczono granice religijnego tabu, których przekraczać nie wolno? Nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi na takie pytanie, a mimo to uważam, że popełniono błąd. Mamy dziś przecież do czynienia z otwartą konfrontacją między światem Zachodu i cywilizacją wyrosłą z chrześcijaństwa a islamem. W naszych kontaktach z muzułmanami często byliśmy naiwni, również Kościół katolicki i Stolica Apostolska. Bywał to jednostronny dialog, nie oparty na wzajemnym uznaniu i szacunku. Należało się więc liczyć z tym, że rysunki zostaną użyte do konfrontacji. Popełniliśmy błąd, dając pretekst do zaognienia sytuacji.

- Mamy więc traktować tamten świat inaczej niż nasz? Inne prawa obowiązują w stosunkach z muzułmanami, a inne w stosunkach z chrześcijanami?

Ks. DARIUSZ KOWALCZYK: - Oczywiście. Jeżeli chodzi o szacunek dla wartości i uczuć religijnych, to nie istnieje uniwersalny kanon, który pozwalałby nam odróżnić, co znaczy szanować uczucia religijne i co to znaczy ich nie szanować. Skoro wiem, że muzułmanów rażą rysunki z wizerunkiem Mahometa, to nie powinienem ich publikować. Powodem nie musi być głęboki szacunek dla Proroka, ale zwykły zdroworozsądkowy odruch, by się nie podkładać, nie dawać pretekstu do konfliktu.

JERZY JEDLICKI: - Działając w stowarzyszeniu "Otwarta Rzeczpospolita", które stawia sobie za cel przeciwdziałanie pogardzie, edukację przeciw nienawiści i śledzenie tego typu aktów w przestrzeni publicznej, zdaliśmy sobie sprawę - przy okazji sporu o karykatury Mahometa - że nie można być uwrażliwionym tylko na sprawy antysemityzmu, pogardy dla Romów czy na przejawy rasizmu. Kwestia obrażania uczuć religijnych również powinna nas obchodzić.

To nieprawda, że wolność słowa nie może być relatywizowana. Przeciwnie: musi być relatywizowana i jest relatywizowana na różne sposoby. Swoboda wypowiedzi w obyczajach i w prawie podlega wielorakim ograniczeniom, tak by nie naruszała dóbr osobistych i zbiorowych. Kiedy jednak zaczynamy myśleć w ten sposób, pojawiają się poważne trudności. Po pierwsze, nie jest łatwo rozpoznać, co stanowi obrazę bądź profanację w poszczególnych przypadkach. Po drugie, trudno raz na zawsze określić, jakich środków wolno nam użyć, by profanacji przeciwdziałać. Oba te problemy są w dodatku wyjątkowo silnie nacechowane emocjonalnie.

MARIA POPRZĘCKA: - Zostałam tu zaproszona jako historyk sztuki, a więc osoba, która z racji profesji zajmuje się obrazami i ich oddziaływaniem. Debata, która obecnie toczy się w europejskich mediach, ogniskuje się wokół pytań o wolność słowa. Jednak czym innym jest wolność słowa, a czym innym wolność obrazu.

Zapewne uproszczeniem jest twierdzenie, że chrześcijaństwo jest jedyną z wielkich religii monoteistycznych, która dopuszcza obrazowanie w obszarze sacrum. Islam i judaizm nie są aż tak aikoniczne, jak zwykło się potocznie sądzić. Dla potrzeb tej dyskusji przyjmijmy jednak, że w islamie obrazów w obszarze sacrum właściwie nie ma, są niedopuszczalne. Chrześcijaństwo zaś, dzięki swojemu podłożu greko-helleńskiemu, od początku było otwarte na obrazowanie. Reformacja zanegowała tę tradycję, ale była już na tyle nią przeniknięta, że dała jej upust w sferze świeckiej. Dzisiejsza kultura europejska, nawet ta absolutnie laicka - jak laiccy są ci Duńczycy, którzy opublikowali karykatury Mahometa - dziedziczy po greko-helleńsko-chrześcijańskiej tradycji ową swobodę i potrzebę obrazowania. Żyjemy więc w rozdarciu: wszystkie spory wokół obrazów - choćby te ikonoklastyczne i te późniejsze z czasów Reformacji - wskazują na głęboko zakodowany lęk przed wizerunkami, który nieustannie jest konfrontowany z potrzebą ich tworzenia.

Wydaje mi się jednak, że granice wolności obrazu powinny być zakreślone znacznie bardziej restrykcyjnie niż granice wolności słowa. Obraz bowiem działa emocjonalnie, odwołuje się bezpośrednio do zmysłów.

JERZY JEDLICKI: - Prawo międzynarodowe używa współcześnie terminu "swoboda wypowiedzi". Czy jest on, Pani zdaniem, wystarczająco pojemny?

MARIA POPRZĘCKA: - W potocznym myśleniu wypowiedź oznacza werbalizację. Powtarzam: łatwiej nam znieść to, co wyrażone w słowach, niż to, co jest wyrażone w obrazie. Można podać wiele przykładów, choćby adaptacji filmowych prozy, kiedy drastyczne sytuacje przeniesione z formy słownego opisu w formę obrazu okazywały się nie do zniesienia.

ALEKSANDER SMOLAR: - Oddziaływanie obrazu jest dzisiaj szeroko dyskutowane nie przy okazji bluźnierstwa, lecz przemocy. Właśnie pornografia i przemoc to domeny, w których siła oddziaływania obrazu jest bez porównania większa i bardziej destruktywna niż siła słowa. Stąd biorą się wielkie debaty o granicach wolności.

W ubiegłym roku we Francji próbowano upowszechnić plakaty przedstawiające lekko odziane kobiety w parodii Ostatniej Wieczerzy. Episkopatowi Francji udało się to zablokować. I żadna gazeta nie zdecydowała się na publikację, mimo że mogłyby zrobić to samo, co stało się w przypadku karykatur Mahometa. Dziś jest to jeden z argumentów używanych przez muzułmanów...

MARIA POPRZĘCKA: - Przepraszam, ale sama zostałam poproszona przez "Gazetę Wyborczą" o wypowiedź na ten temat, a została ona wydrukowana obok reprodukcji tego plakatu.

ALEKSANDER SMOLAR: - Ale w republikańskiej Francji nikt nie złamał milczącej umowy. Widać więc, że i w tej materii istnieją w Europie naturalne ograniczenia.

- Czy można te granice jednoznacznie zdefiniować?

Ks. DARIUSZ KOWALCZYK: - Pytanie dotyczy kwestii, czym w ogóle jest bluźnierstwo i kiedy uczucia religijne mogą być rzeczywiście zranione. Zapewne rację mają ci, którzy wskazują na trzy podstawowe elementy wiary religijnej. Pierwszym jest to, w co się wierzy, czyli - mówiąc po katolicku - credo, treść wiary; drugim - jak się wierzy, czyli akty i przeżycia religijne, liturgia i modlitwa; trzecim elementem jest osobista relacja do Świadka wiary, a więc tego, na którego świadectwie opiera się nasza religijność. W przypadku chrześcijaństwa Świadkiem jest Jezus Chrystus, a w przypadku islamu - Mahomet.

Krytykując akty religijne, nie wyszydzamy istoty wiary, ale - najczęściej - rozejście się wyznawanych wartości z życiową praktyką. Podobnie jest - chociaż w mniejszym stopniu - w przypadku krytyki tego, w co się wierzy. Najdelikatniejszą kwestią jest stosunek do Świadka. Karykaturując Mahometa prawdopodobnie chciano wyśmiać tych muzułmanów, którzy tak opacznie rozumieją swoją wiarę, że wysadzają w powietrze siebie i niewinnych ludzi. Należało jednak zrobić to inaczej. Bez rysowania proroka. Trzeba mieć bowiem bardzo poważne powody, żeby dotknąć tej osoby, którą nazywam Świadkiem.

JERZY JEDLICKI: - Mam potrzebę zadeklarowania - w tej akurat dyskusji - że jestem człowiekiem niewierzącym. Jednocześnie obraża mnie szyderstwo z jakiejkolwiek religii, ponieważ wiem, że godzi w czyjeś bardzo głębokie pokłady uczuć i tożsamości... Kiedy tygodnik "Wprost" wydrukował okładkę przedstawiającą Madonnę z Markiem Jurkiem jako dzieciątkiem, wydało mi się to obrzydliwe.

ALEKSANDER SMOLAR: - Ale czy to było szyderstwo z symbolu? Moim zdaniem był to wulgarny chwyt, ale skierowany przeciwko pewnej wizji cywilizacji reprezentowanej przez Marka Jurka, a nie przeciwko Matce Boskiej.

JERZY JEDLICKI: - Dla mnie było to nadużycie symbolu, który dla wielu ludzi jest święty. Twierdzę tak mimo poczucia, że żyjemy w świecie, w którym - jak na mój gust - jest raczej nadmiar świętości. Trudno się poruszać bezkolizyjnie w takiej przestrzeni. Niemniej nie wypada nam pozostawać obojętnymi i nieczułymi wobec przykładów znieważania przedmiotów kultu czy - jak mówi ks. Kowalczyk - Świadków. Dla równowagi dodałbym wszakże, że owe święte symbole bywają nadużywane do celów nieetycznych. Ziemia Święta jest święta dla trzech wyznań i wszystkie trzy w różnych momentach historii nadużywały religijnej argumentacji i fanatyzmu dla prowadzenia tam polityki ekspansji, krucjat, okupacji, zamachów czy terroru.

Istotą świętości jest nietykalność, okazuje się jednak, że może być ona wykorzystywana do celów zdrożnych i wtedy grozi jej coś przeciwnego niż obojętność i nieczułość na akty szyderstwa. W Polsce może nam grozić również nadreaktywność, którą przejawiają niektórzy katolicy, tropiący i odsądzający od czci wszelką krytykę Kościoła i wiary. Myślę, że to ważne zastrzeżenie, które dla dopełnienia obrazu powinniśmy w tej dyskusji wyartykułować.

Wzajemność

- W tym przypadku wydaje się, że protestuje zgodnie cały świat islamski.

MARIA POPRZĘCKA: - Bardzo słabo znamy świat islamu, zatem mamy skłonność do postrzegania go jako całości. Tymczasem - tak samo jak Europa - jest on niesłychanie złożony, skomplikowany, niejednorodny, czasem skłócony. Język arabski ma mnóstwo dialektów, religia - odłamów. Na ostatnie wydarzenia można patrzeć jako na próbę scalenia tego świata wokół spraw oddziałujących najprościej, bo emocjonalnie. Przecież ci, którzy podpalali ambasady, nie widzieli duńskiej gazety. Wystarczyło, że usłyszeli w meczecie o obrażeniu Proroka. Świat islamu funkcjonuje w poczuciu zagrożenia i potrzebuje jednoczących symboli, a dzisiejsza komunikacja to umożliwia. Łatwo skrzyknąć ludzi na ogromnych obszarach, by wyszli na ulicę z butelkami z benzyną, podpalać ambasady i flagi.

ALEKSANDER SMOLAR: - Trzeba też dostrzec, że zamieszki, w których uczestniczyło najwięcej ludzi i popełniono najwięcej aktów przemocy, miały miejsce w państwach niedemokratycznych. Widoczne było nie tylko przyzwolenie władzy, ale wręcz inspiracja. Nie jest przypadkiem, że chodzi o Afganistan, Syrię, Jordanię, Strefę Gazy - regiony, wobec których polityka europejska nabrała ostatnio wielkiej dynamiki. Europa stała się tam obecna, zastępując USA. Element politycznej zachęty (ale nie w spiskowym wydaniu) był tu bardzo istotny.

Cały spór pokazuje nie tylko zderzenie dwóch cywilizacji, ale też dramatyczny konflikt wewnątrz każdej z nich. Gdy chodzi o islam, nie dotyczy to tylko wolności słowa. We Francji poszczególne nurty islamu wymuszają choćby odrębne baseny dla dziewcząt i chłopców, brak obowiązku edukacji historycznej i biologicznej dla dzieci z rodzin islamskich, a uznawanie islamskiego dnia świętego staje się już normą. Problem nie dotyczy tylko szyderstwa, lecz idzie znacznie dalej, bo karykatury stały się w pewnym sensie pretekstem, żeby jeszcze mocniej wymusić na społeczeństwach europejskich uznanie norm pochodzących z kultury, która jest zupełnie odrębna - łącznie z wielożeństwem, nie mówiąc już o drastycznym problemie obrzezywania dziewczynek. Opór przeciwko zbyt daleko idącym żądaniom islamu jest konieczny i byłby łatwiejszy, gdyby równocześnie respektowano elementarne zasady szacunku dla wiary.

Ks. DARIUSZ KOWALCZYK: - Dlatego uważam, że publikowanie tych rysunków przez inne redakcje było błędem - dało muzułmanom pretekst, by zjednoczyć się w agresji przeciwko światu zachodniemu i chrześcijaństwu. Po drugie, dało im pretekst do zdobywania kolejnych przywilejów tam, gdzie są gośćmi. Gdyby nie opublikowano tych rysunków ze względu na to, że obrażają muzułmanów, nie oznaczałoby to odstępstwa od zasady wolności słowa i naszych wartości. Po prostu nie ma powodu, żeby robić coś, czego nie życzy sobie miliard ludzi.

Świat Zachodu przegrywa spór o wartości, gdy - udając głupiego - nie walczy o prawa chrześcijan deptane w krajach muzułmańskich. Kiedy muzułmanie mordują chrześcijan, reakcja jest mizerna! Przegrywamy, gdy nie mówimy głośno, że kontakty chrześcijańsko-muzułmańskie powinny być oparte - na ile się tylko da - o zasadę wzajemności. Przegrywamy, kiedy akceptując muzułmański argument: "u nas jest teokracja, w związku z tym chrześcijanie nie mogą mieć pewnych praw" - jednocześnie przyznajemy coraz większe prawa muzułmanom w krajach chrześcijańskich. Powinno się o tym otwarcie mówić i pisać, zadawać kłopotliwe pytania muzułmanom, także w Polsce.

JERZY JEDLICKI: - Słuchając Księdza pomyślałem, że Europa powinna mieć więcej pokory, pomna na własne dzieje i setki lat nietolerancji ze strony chrześcijaństwa dla innych wyznań lub herezji. Kultura zachodnia ma tak bogatą kronikę przemocy i wykorzystywania religii do przymusowego misjonarstwa, antysemityzmu, inkwizycji, że owo oburzenie na muzułmanów powinno zostać nieco zrelatywizowane. Problemy profanacji są nader skomplikowane: przeczytałem niedawno wypowiedź Haliny Bortnowskiej, że w jej oczach antysemickie obrazy w katedrze sandomierskiej profanują tę świątynię i w związku z tym nie powinna być tam odprawiana Eucharystia.

Ks. DARIUSZ KOWALCZYK: - Moje oburzenie nie było skierowane przeciw muzułmanom, ale przeciw naiwności Zachodu. Co do pokory, słusznie: powinniśmy się uderzyć w piersi. Zachowajmy jednak właściwą miarę rzeczy. Żyjemy w XXI wieku i mniej więcej rozumiemy, co znaczy tolerancja i wolność sumienia. Ale tych pojęć nie można ahistorycznie przykładać do Kościoła w XII-XIII wieku i mówić, że wówczas Kościół był nietolerancyjny. To jest tak, jakby krytykować Bolesława Chrobrego za to, że nie bronił praw człowieka

JERZY JEDLICKI: - Rzeź hugenotów i palenie czarownic miały miejsce trochę później niż w XII wieku.

- Ojciec Kowalczyk mówi o muzułmanach jako o gościach w Europie. Tymczasem są to obywatele Danii czy Francji.

MARIA POPRZĘCKA: - Premier Danii mówił z żalem kilka miesięcy temu: "myśmy tych ludzi przygarnęli, daliśmy im dom, a oni nas zdradzili". Pada tu słowo zdrada. To naiwność polityczna i zupełnie obezwładniająca nieznajomość historii. Historia nie zna przypadku wdzięczności. Rzym także gościł barbarzyńców. Dla historyka taka wypowiedź jest szokująca.

ALEKSANDER SMOLAR: - Mamy dziś do czynienia z drugim lub nawet trzecim pokoleniem ludzi, którzy nie mają nic wspólnego, kulturowo ani językowo, z krajem pochodzenia. Są zupełnie wykorzenieni. Byli zlaicyzowani, często zupełnie niewierzący, a dziś powracają do skrajnie radykalnej wersji islamu. Podłożem islamu europejskiego jest poczucie krzywdy i upokorzenia, bycia obywatelem niższej kategorii.

Nie można wiązać zbyt wielkich nadziei z zamieszczaniem w prasie artykułów potępiających mordowanie chrześcijan w krajach, w których jest to elementem przemocy strukturalnej. Są to tyranie i odpowiedzią na ich działania jest walka z dyktaturami. Inaczej nie dotrze się do ich społeczeństw ze skądinąd słusznym przekazem, że nie powinno się mordować ludzi. Poza tym jednym z dość istotnych źródeł radykalizmu islamskiego są straszliwe frustracje krajów zdegradowanych, z zablokowanymi szansami rozwoju. Potępiając, powinniśmy starać się zrozumieć wielorakie źródła tej rewolty.

Instancje

- Wróćmy do debaty o granicach wolności słowa. Czy ostatnie wydarzenia sprawią, że zaczniemy w Europie myśleć o traktowaniu serio uczuć religijnych?

Ks. DARIUSZ KOWALCZYK: - Mam nadzieję, że da to światu liberalnemu do myślenia i będzie on trochę ostrożniejszy, wrażliwszy na to, co nazywamy uczuciami religijnymi. Mam wrażenie, że chrześcijanie, nie licząc wojowniczych pań z Radia Maryja, są zbyt ulegli. Prawie nie reagują na różnego rodzaju bluźnierstwa. Utarło się w Europie, że o ile z różnych grup nie można szydzić, to akurat z chrześcijan można. Jeśli ci podnoszą głowę, zarzuca się im fundamentalizm i zamach na wolność słowa. Oczywiście, z punktu widzenia wiary trudno urazić moje uczucia religijne. Bóg objawił się najpełniej na krzyżu. Szydzono z niego, ale nie zstąpił z krzyża. Mnie, jako chrześcijanina, szyderstwa mogą boleć, ale są okazją do wzrostu w wierze.

Ale czy mam dać sobie pluć w twarz? Gdy się nie protestuje, druga strona wcale nie bierze tego za dobrą monetę. Homoseksualiści walczą i mają coraz więcej praw. Żydzi też potrafią walczyć. Może katolicy również powinni zapewnić sobie prawne sankcje w kwestiach, które ich obrażają?

MARIA POPRZĘCKA: - Katolicy walczą, lecz akurat nie ci, których chcielibyśmy widzieć w awangardzie tej walki. W Polsce katalog świętości gwałtownie się poszerza, bo czas temu sprzyja. Penetruje się nawet niszowe wystawy malarskie i doszukuje w nich obrazy uczuć religijnych. Historyk sztuki coraz częściej ma do czynienia z faktami takimi, jak najbardziej nagłośniony i rzeczywiście najbardziej drastyczny przypadek Doroty Nieznalskiej (szalenie interesujący z wielu punktów widzenia) czy przypadek rzeźby Maurizio Cattelana w Zachęcie. Częstotliwość ich występowania wskazuje, że sztuka, przez lata postrzegana jako neutralna (bo kogo obrażały obrazy abstrakcyjne?), weszła w samą materię życia.

ALEKSANDER SMOLAR: - Temat, o którym mowa, wpisuje się w szerszą perspektywę - wolności człowieka. Bluźnierstwo czy obraza uczuć jest tu tylko jedną z kwestii, obok sporu o przerywanie ciąży czy małżeństwa homoseksualne. Pytanie brzmi: co jest suwerenną decyzją wspólnoty politycznej, a co jest traktowane jako porządek naturalny, a więc sfera zdeterminowana przekazem wielkich religii. Odpowiedzi są bardzo różne. W Polsce Kościół ma bardzo wiele w tej kwestii do powiedzenia. Granice tych sfer określają również ludzie wierzący. Tam, gdzie szerzej dopuszcza się publiczne przejawy bluźnierstwa czy szyderstwa, panuje równocześnie większa wolność i w innych dziedzinach. Jednak te granice są negocjowalne.

Ks. DARIUSZ KOWALCZYK: - To, że Matka Boska Częstochowska ma twarz piosenkarki Madonny i trzyma dzieciątko - jej córkę, nie jest dla mnie bluźnierstwem ani szyderstwem. Ale sądzę, że jest szkodliwe. W interesie Kościoła leży, by pewne znaki prowadziły do sacrum. Ikona częstochowska prowadziła do Boga całe pokolenia. Tego rodzaju wizerunki są szkodliwe z punktu widzenia wspólnoty Kościoła, bo odzierają symbole z tajemnicy.

MARIA POPRZĘCKA: - To już się stało poprzez umasowienie wizerunków. Podobnie historyk sztuki może lamentować nad profanacją Mony Lisy i ubolewać nad spospolitowaniem tego obrazu poprzez jego wchłonięcie przez kulturę masową. Matkę Boską Częstochowską polska popkultura eksploatuje dlatego, że jest jedynym powszechnie rozpoznawanym wizerunkiem dewocyjnym.

- Jednak inne pokłady naszej duchowości i tożsamości są zaangażowane w symbol Matki Boskiej, a inne - w wizerunek Mony Lisy.

MARIA POPRZĘCKA: - Mówię tu tylko o funkcjonowaniu wizerunków w masowej kulturze. Są one merkantylizowane, przerabiane, używane np. w reklamie. Tak właśnie jest w przypadku okładki z Madonną w "Machinie": choć reklamodawcy się wycofali, wrzawa, która powstała, daje wydawcy znacznie więcej korzyści. Mimo to wydaje mi się, że każdy, kto w Częstochowie będzie świadkiem odsłonięcia obrazu Matki Boskiej, przeżyje doświadczenie sacrum. Ale istnieje cena obecności wizerunku w masowym społeczeństwie.

JERZY JEDLICKI: - Popkultura komercjalizuje wszystkie wartości, nie oszczędzając sacrum. Tworzy świat generalnie odwartościowany, spłaszczony. Wulgaryzacja i komercjalizacja wszelkich rozpoznawalnych wizerunków, wszystkich wartości, wszystkich symboli, są pewnie gorsze niż świadome szyderstwo czy bluźnierstwo.

Artykuł 196. kodeksu karnego brzmi: "Kto obraża uczucia religijne innych osób znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch". Jest też artykuł 257., cytowany częściej: "Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech". Moim zdaniem jest to zupełnie wystarczająca ochrona prawna. Zaś dyskusja nad tym, czy wolno użyć prawa do ochrony symboli, wartości i przedmiotów czci, obfituje w nieporozumienia z obu stron. Prawo, którego nie wolno lub nie należy używać, byłoby absurdalne. Wszelako przytoczone tu artykuły uważam za ostatnią instancję, do której powinno się sięgać tylko wtedy, kiedy wyczerpie się już inne środki.

Stowarzyszenie "Otwarta Rzeczpospolita" będzie występować z pozwem zbiorowym przeciwko Leszkowi Bublowi. Robimy to niechętnie i jedynie dlatego, że najbardziej odrażające publikacje antysemickie nie wywołują w naszym społeczeństwie reakcji. Można je oglądać wszędzie: w księgarniach, na straganach i targach książki. Trzeba w końcu przekonać sąd, a w ślad za tym opinię publiczną, że naruszone są nasze osobiste dobra i zasady życia społecznego. Znam niestety przypadek, kiedy sąd odrzucił pozew w sprawie publikacji antysemickich, uzasadniając swoją decyzję faktem, że osoba skarżąca nie była Żydówką. Zdaniem sądu nie mogła się więc czuć obrażona. Przecież to świadczy o jakiejś aberracji!

Mam prawo występowania w obronie przedmiotów czci religijnej, mimo że sam nie jestem religijny. Co więcej: uważam to za swoją powinność. Mam również prawo występowania przeciw rasistowskim obelgom i oszczerstwom niezależnie od tego, w kogo są wymierzone. Wolałbym, żeby to się dokonywało w drodze pracy nad mentalnością społeczną, a nie korzystania z przepisów kodeksu. Skoro jednak są tacy wydawcy i księgarze, którzy wystawiają te publikacje na sprzedaż, robiąc na tym świetny interes, to będziemy musieli sięgnąć przeciw nim po tę ostatnią instancję.

Ks. DARIUSZ KOWALCZYK: - Kiedy uczucia religijne zostają obrażone, powstaje pytanie: reagować czy nie. Reakcja często jedynie przysparza chwały i pieniędzy skandaliście. Przykładem był film "Ksiądz" - kto go oglądał, stwierdził z pewnością, że jest okropnie nudny i niemądry. Natomiast niemądry protest jedynie go rozpropagował. Czy lepiej ukryć obrażone uczucia, by nie nagłaśniać sprawy?

JERZY JEDLICKI: - Ale to już jest problem taktyki, a nie etyki...

Maria Poprzęcka jest dyrektorem Instytutu Historii Sztuki UW. Kieruje także Zakładem Dziejów Myśli o Sztuce oraz Podyplomowym Studium Muzealniczym. Od 1998 r. jest prezesem Stowarzyszenia Historyków Sztuki. Opublikowała m.in.: "Czas wyobrażony. O sposobach opowiadania w polskim malarstwie XIX w.", "O złej sztuce", "Pochwała malarstwa".

Jerzy Jedlicki jest profesorem historii, pracuje w Polskiej Akademii Nauk, gdzie zajmuje się historią idei i historią społeczną. Autor wielu książek i publikacji, m.in.: "Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują", "Źle urodzeni, czyli o doświadczeniu historycznym", "Świat zwyrodniały. Lęki i wyroki krytyków nowoczesności". Przewodniczący Rady Programowej stowarzyszenia "Otwarta Rzeczpospolita".

Ks. Dariusz Kowalczyk jest przełożonym Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej jezuitów. Wykładowca teologii dogmatycznej na Papieskim Wydziale Teologicznym "Bobolanum" w Warszawie. Ostatnio opublikował książkę pt. "Między dogmatem a herezją".

Aleksander Smolar jest publicystą i politologiem, prezesem Fundacji im. Stefana Batorego, pracownikiem francuskiego Krajowego Centrum Badań Naukowych (CNRS), zastępcą przewodniczącego Rady Naukowej Institut für die Wissenschaften vom Menschen w Wiedniu, członkiem International Forum Research Council w Waszyngtonie oraz Rady Dyrektorów Institute for Human Sciences przy Uniwersytecie w Bostonie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2006