Nasza wina, nasza wielkość

„Biedni Polacy patrzą na getto”: 30 lat temu ukazał się w „Tygodniku” tekst Jana Błońskiego, który zmienił nasze myślenie o stosunkach polsko-żydowskich.

05.01.2017

Czyta się kilka minut

Karuzela przy placu Krasińskich w Warszawie, prawdopodobnie w 1943 r. /  / Fot. Jan Lissowski
Karuzela przy placu Krasińskich w Warszawie, prawdopodobnie w 1943 r. / / Fot. Jan Lissowski

​Czasami przychodzi mi do głowy myśl heretycka, że „Tygodnik Powszechny” powstał właśnie po to, by wydrukować ten jeden tekst. Myśl heretycka, bo wiadomo: w ciągu 72 lat, które za chwilę upłyną, pismo publikowało świętego papieża i noblistów, przybliżało Polakom reformy soborowe, budowało pomost między Kościołem i laicką inteligencją, zbliżało narody w Europie Środkowej, pokazywało piękną twarz chrześcijaństwa... A przecież, czytając dziś esej Jana Błońskiego ze stycznia 1987 r. – i patrząc nie tylko na to, co mówił, ale też jak to mówił – trudno nie dostrzec tego, co w „Tygodniku” najważniejsze.

Pamiętać o Ablu

To był szok: tak można by napisać – w stylu internetowego portalu – o ówczesnych reakcjach na tekst Błońskiego. Szok, dodajmy, także dla niektórych członków redakcji (ponoć nie wszystkim pokazano tekst przed drukiem, by nie osłabić jego siły negocjacjami o poszczególne sformułowania). Szok ze względu na temat, w czasach późnego PRL-u budzący tyle samo emocji co dziś. I szok ze względu na osobę autora, który o sprawach polsko-żydowskich wcześniej nie pisał.

Poznaj „KANON. Najważniejsze teksty Tygodnika Powszechnego”, a w nim także esej prof. Błońskiego „Biedni Polacy patrzą na getto”

 

Błoński, wybitny krytyk i historyk literatury, który przez lata zajmował się Sępem-Szarzyńskim, Witkacym czy Miłoszem, tym razem punktem wyjścia dla swej refleksji uczynił okupacyjne wiersze tego ostatniego: „Campo di Fiori” i „Biedny chrześcijanin patrzy na getto”.

To ważne. Pytania poety były dla Błońskiego istotniejsze niż np. doświadczenia udziału w międzynarodowych konferencjach („każdy chyba, kto był za granicą, powiedzmy, na zachodzie Europy, usłyszał pytanie, czy Polacy są antysemitami?” – pisał), a zapewne także własne okupacyjne przeżycia. Kilka lat później, w rozmowie z Miłoszem, Edelmanem i Turowiczem – przeprowadzonej na 50. rocznicę Powstania w Getcie Warszawskim – Błoński wspominał przecież, że jako chłopiec widział opisaną przez Miłosza karuzelę przy murze getta i bawiących się na niej mieszkańców Warszawy: „koło niej grała katarynka, a zza muru było słychać wystrzały”. Kiedy indziej opowiadał, że zobaczył dwóch uciekających z getta żydowskich chłopców i opisywał skomplikowaną mieszankę niepokoju, wstydu i „prawie radości”, powiązanych z faktem, że naprawdę w żaden sposób nie mógł im pomóc.

Pamięć o tym, co się stało, jest jednym z tematów tekstu z 1987 r. Czytamy: „Oczyścić pole Kaina to – najpierw – pamiętać o Ablu. Ów Abel nie był sam, mieszkał w naszym domu (na naszej ziemi), a więc we wspólnym domu na wspólnej ziemi. Krew została na ścianach, wsiąkła w ziemię, czy chcemy, czy nie. Wsiąkła w naszą pamięć; w nas samych. Więc nas samych musimy oczyścić, czyli zobaczyć siebie w prawdzie. Bez tego dom, ziemia, my sami pozostaniemy zbrukani”.

Współ-wina, nie współ-udział

Dotarcie do prawdy umożliwia właśnie poezja. Narrator wiersza Miłosza opisuje strażnika-kreta, ryjącego tunel wśród ciał pogrzebanych. I opisuje własny strach, że ów kret – posuwający się pod ziemią, a więc, jak zauważa Błoński, poniżej naszej świadomości – „policzy mnie między pomocników / śmierci / Nieobrzezanych”. Ów strach jest tak okropny, że „czynimy wszystko, aby go oddalić, aby nie dopuścić nawet do jego wyjawienia”.

Słowa sprzed 30 lat nadal brzmią aktualnie: „Czytamy czy słuchamy rozważań o żydowsko-polskiej przeszłości i kiedy tylko dojdzie do nas zdarzenie, fakt, który nie najlepiej o nas świadczy, gorączkowo staramy się go pomniejszyć, wytłumaczyć, zbagatelizować”. Robimy tak dlatego, że – świadomie czy nie – boimy się pytań owego kreta: „ach, wyście także służyli śmierci? I wyście pomagali zabijać? Albo przynajmniej: patrzyliście spokojnie na żydowską śmierć?”.

Wciąż nie chcemy, by takie pytania padały. „Odsuwamy je od siebie jako niemożliwe, skandaliczne. Przecieśmy nie stanęli po stronie morderców. Przecież sami byliśmy następni w kolejce do pieca. Przecież – nie najlepiej, ale jednak – jakoś z tymi Żydami współżyliśmy, oni zaś także nie byli w naszych sporach bez winy. Więc stale musimy o tym wszystkim przypominać. Bo co o nas inni pomyślą? Jak my sami będziemy o sobie myśleć? Jakże to będzie z dobrym imieniem naszego kraju, naszego społeczeństwa?”.

Błoński twierdzi jednak, że lęku przed pytaniem strażnika-kreta nie sposób odpędzić zapominając o przeszłości lub przyjmując wobec niej postawę obronną: „Musimy całkiem szczerze, całkiem uczciwie stanąć wobec pytania o współodpowiedzialność”. I powiedzieć: tak, jesteśmy winni. „Przyjęliśmy Żydów do naszego domu, ale kazaliśmy im mieszkać w piwnicy”. A potem „straciliśmy dom i w tym domu okupant zaczął Żydów zabijać. Czyśmy im solidarnie pomogli? Ilu z nas uznało, że to nie ich rzecz! Byli też tacy (pomijam zaś zwykłych zbójów), co się po cichu cieszyli, że Hitler załatwił nam »problem« żydowski...”.

Mamy więc, powiada Błoński, przyjąć winę. Tylko: w jakiej skali? I czy także współwinę za ludobójstwo? „Słyszę już wołania: jak to? Przecież myśmy, na Boga, nie brali w ludobójstwie udziału! Tak, to prawda, odpowiem. Nikt rozsądny nie może powiedzieć, że Polacy – jako naród – brali w ludobójstwie udział. Co prawda, odzywają się czasem takie głosy. I należy je spokojnie rozważyć, nie popadając w gniew – znak paniki”.

Zdaniem Błońskiego, „współ-udział i współ-wina to nie jest to samo. Można być współ-winnym, nie biorąc udziału w zbrodni. Najpierw przez zaniechanie czy przeciwdziałanie niedostateczne. A kto może powiedzieć, że było ono w Polsce dostateczne? Właśnie dlatego, że dostateczne nie było, składamy hołd i otaczamy czcią tych wszystkich, którzy to heroiczne ryzyko podjęli...”.

Bóg tę rękę zatrzymał

Zauważmy, że konkluzje i postulaty tego tekstu są w gruncie rzeczy skromne.

Błoński pisał, że antysemityzm w Polsce był, zwłaszcza w XX wieku, dokuczliwy i jadowity. „Kiedy czyta się to, co o Żydach wypisywano przed wojną, kiedy się odkrywa, ile było w polskim społeczeństwie nienawiści – można się nieraz dziwić, że za słowami nie poszły czyny. Ale nie poszły (albo szły rzadko). Bóg tę rękę zatrzymał. Tak, Bóg, bo jeśli nie wzięliśmy udziału w tej zbrodni, to dlatego, że byliśmy jeszcze trochę chrześcijanami...”. Jednak, pisał dalej, od współwiny nas to nie uwalnia. „Chociaż – na tym cmentarzu – sprowadza się już tylko do jednego: do obowiązku zobaczenia naszej przeszłości w prawdzie”.

Już to jednak okazało się zbyt wiele – i wówczas, i później. Podsumowując pierwsze debaty na łamach „TP”, Jerzy Turowicz przyznawał, że redakcja otrzymała około setki polemik, a większość listów od czytelników trzeba było skwitować stwierdzeniem, że „mimo zaprzeczeń naszych korespondentów, właśnie te listy świadczą, że antysemityzm w Polsce nadal istnieje”.

Niezależnie od tego trwała nagonka na „Tygodnik” w prasie komunistycznej: Błoński miał „zohydzać Polaków, działać przeciw Polsce, dawać argumenty zachodnim Niemcom, którzy za zbrodnie swoje czynią odpowiedzialnym naród polski, a także niechętnym jemu Żydom” – tak streszczał potem ów atak ze strony PRL-owskich mediów Michał Głowiński. Były też spory w gronie opozycyjnych intelektualistów. Adam Michnik relacjonował po latach swoją rozmowę z Jackiem Kuroniem: w przeciwieństwie do przyjaciela uważał, że społeczeństwa polskiego w tamtym momencie nie wolno było obciążać trudną okupacyjną historią.

W inne tony uderzał słynny obrońca w procesach politycznych Władysław Siła-Nowicki. „Boże, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” – zaczynał polemikę, którą „Tygodnik” opublikował. Stereotypy, pojawiające się w jego tekście – choćby ten o rzekomej bierności Żydów, którzy w odróżnieniu od dzielnych Polaków nie strzelali do Niemców i żydowskiej policji w gettach, nie próbowali ucieczki, wyprowadzani „z takiego czy innego miasteczka” – również żyją do dziś. „Ja z postawy mego narodu, całościowo w czasie okupacji, wliczając w tę całość stosunek do tragedii narodu żydowskiego, jestem dumny” – pisał Siła-Nowicki, a jeśli ktoś ma się wstydzić, to Żydzi w USA, którzy nie pomogli swym cierpiącym braciom.

Wspólnota dumy, wspólnota wstydu

Znamy te argumenty. Pojawiały się po 1989 r. w polemikach wywoływanych kolejnymi książkami Jana Tomasza Grossa, pojawiają się też dziś. „Polacy, którzy współpracowali z Niemcami podczas eksterminacji Żydów, byli zdrajcami i to nie ich dziedzictwo obciąża nas jako zbiorowość” – mówił np. niedawno w wywiadzie dla PAP Mateusz Szpytma, wiceprezes IPN i założyciel Muzeum Ulmów w Markowej [patrz dodatek o tym muzeum w „TP” nr 14/2016 – red.], zwracając przy okazji uwagę, że „wśród żydowskich obywateli RP, zamykanych w gettach” też mieliśmy „przykłady indywidualnej kolaboracji z Niemcami przeciw współobywatelom”.

Z czasem uzupełnił je nowy ton, nie kwestionujący wprawdzie opisanej przez Błońskiego rzeczywistości, ale podważający sensowność poddawania jej krytycznej refleksji. W programowym, jak się zdaje, dla polityki historycznej PiS eseju „O pożytkach i szkodliwości historycznego rewizjonizmu” z 2005 r. Dariusz Gawin uznał, że Błoński popełnia błąd, zakładając, iż odpowiedzią świata na nasze przyznanie się do winy będzie sprawiedliwa ocena roli Polaków wobec Zagłady. Podjęta na łamach „TP” próba „przeanielenia” polityki grzeszy naiwnością – twierdził – i zbliża się do przyjęcia obcej interpretacji dziejów, a w ostatecznym rozrachunku okazuje „więcej miłosierdzia Innym niż Swoim”.

Gawin zwracał też uwagę, że cechujący Błońskiego „heroiczny, radykalnie etyczny krytycyzm” stał się w dzisiejszej Polsce intelektualnym nałogiem, mentalną dyspozycją wyprzedzającą myślenie: „Już nie tylko zwalczano szkodliwe mity i fałszywe wyobrażenia, lecz z czasem atak skierowano także przeciwko każdemu zespołowi przekonań uznawanych za mity, wręcz każdemu zbiorowemu wyobrażeniu. Z ustaleń poczynionych w trakcie tych zabiegów konstruowano spoiwo nowego rodzaju – wspólnota pewników miała zostać przekształcona we wspólnotę wahań i wątpliwości; wspólnota dumy we wspólnotę wstydu”.

Perspektywa, którą wnosił Gawin – nazwijmy ją polityczno-pragmatyczną – faktycznie była w tekście Błońskiego nieobecna. Tyle że, jak zauważa Michał Głowiński, również na tym polegała siła tego tekstu: „Jego niezwykłość polega m.in. na tym, że – po pierwsze – Błoński rozpoczął analizę kwestii poza jej takimi czy innymi uwikłaniami politycznymi, nie interesowało go, jak na przedstawiane jego ujęcie zagadnienia zareaguje ten lub ów ani jak ono się ma do tego, co na ten temat mówi się w takich lub innych kręgach. Bo też – i to drugi wzgląd o podstawowym znaczeniu – stanowi ono dla niego problem moralny. Problem, z którym muszą się uporać Polacy, tym bardziej że do tej pory nie został on nie tylko rozwiązany (rozwiązany być nie mógł i tego raczej trudno oczekiwać), ale nawet godziwie omówiony, przemyślany i przedyskutowany”.

Ciąg dalszy trwa

Cytowane teksty Głowińskiego i Gawina powstały dwie dekady po artykule Błońskiego. Jak widać, esej z 1987 r. nie przestał być punktem odniesienia w polskich sporach. „Rzadki to w dziejach piśmiennictwa przypadek, że stosunkowo niewielka wypowiedź osoby, niedysponującej władzą, niestojącej na czele potężnej instytucji, a przy tym mówiącej wyłącznie we własnym imieniu, odegrała tak doniosłą rolę w jakiejś dziedzinie życia społecznego” – pisze Głowiński.

Tylko czy ów tekst nie stracił na znaczeniu w miarę postępu badań historyków, którzy w wolnej już Polsce bez ograniczeń penetrują dzieje polsko-żydowskie? „Możliwość udziału Polaków w ludobójstwie – mimo wszystko – nie istniała” – pisał w 1987 r. Turowicz, zamykając ówczesny etap dyskusji.

Tymczasem zdaniem historyka Krzysztofa Persaka, autora wstępu do „Zarysu krajobrazu” (książki o polskiej wsi w latach 1942-45, wydanej przez Centrum Badań nad Zagładą Żydów) taka teza przestała być aktualna już po publikacji „Sąsiadów”, a ustalenia autorów „Zarysu krajobrazu” jeszcze to wrażenie pogłębiały. „Trudno orzec, jak bardzo były powszechne, bez ryzyka błędu można je jednak uznać za zjawisko powszednie” – tak Persak pisał o przypadkach mordowania i wydawania Żydów, szacując, że ofiarą denuncjacji i zabójstw, za które odpowiedzialność ponosili Polacy, padły dziesiątki tysięcy ludzi. „Pomocnicy śmierci” z wiersza Miłosza, przez Błońskiego traktowani metaforycznie, istnieli więc, a określanie ich tylko mianem zdrajców kolaborujących z Niemcami wydaje się zbyt łatwe.

Czy Błoński zgodziłby się z takim postawieniem sprawy? Tego się nie dowiemy. Wprawdzie zmarł w 2009 r., już po sporze o „Sąsiadów”, ale z powodu choroby na wiele lat przed śmiercią wycofał się z publicznej aktywności. Zauważmy jednak, że wtedy, w 1987 r., pisał o „obowiązku zobaczenia naszej przeszłości w prawdzie”.

Wbrew obawom Dariusza Gawina, taka postawa nie osłabia wspólnoty. Przeciwnie, pomaga tworzyć jej dojrzałość i wielkość (czymże innym, jak nie świadectwem dojrzałości i wielkości Kościoła, było oczyszczenie pamięci i wyznanie win podczas Wielkiego Jubileuszu roku 2000, zainicjowane przez pewnego uważnego czytelnika „Tygodnika”?).

A z dzisiejszej perspektywy pozwala jeszcze raz wypowiedzieć credo publikującego ten tekst pisma.

Pisma suwerennego i przekraczającego podziały (z jaką uwagą czytali Błońskiego faktycznie uprzedzeni wobec dawnej ojczyzny Żydzi!), partyjnie niezaangażowanego (zauważmy: zawsze, gdy redakcja wdawała się w bieżącą politykę, kończyło się to dla niej źle). Katolickiego, choć przecież nie zawsze odwołującego się wprost do kościelnego Magisterium. Z pasją szukającego prawdy, ale świadomego przy tym, że czasami leży ona nie tylko w historycznych dokumentach, ale także w głosie poety. ©℗

Poznaj „KANON. Najważniejsze teksty Tygodnika Powszechnego”, a w nim także esej prof. Błońskiego „Biedni Polacy patrzą na getto”

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2017