O czym nie powiedział szef FBI

Okrzyk „Polacy, nic się nie stało” pasuje jak ulał do naszych reakcji na wypowiedź Jamesa Comeya o „wspólnikach morderców”.

26.04.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Grażyna Makara
/ Fot. Grażyna Makara

Na stosunkach polsko-żydowskich znamy się przecież równie dobrze jak na futbolu. Nic się też nie zmieniło, Polacy – i to od 1940 r., w którym sygnowany przez Jana Karskiego dokument „Zagadnienia żydowskie w kraju” został ocenzurowany w miejscach opisujących negatywny stosunek Polaków do Żydów. „Naród nienawidzi swego śmiertelnego wroga, Niemców, ale kwestia żydowska stwarza coś w rodzaju wąskiej kładki, na której spotykają się zgodnie Niemcy i duża część polskiego społeczeństwa” – pisał m.in. słynny kurier, a cztery z jedenastu stron jego analizy zostały podmienione podczas prac redakcyjnych. Nic się też nie zmieniło od 1942 r., kiedy w Londynie utajniono depeszę „Grota” Roweckiego z 19 sierpnia, w której komendant AK pisał o likwidacji warszawskiego getta – skalę tragedii przedstawił dopiero kolejny raport Karskiego, upubliczniony pod koniec listopada.

Dlaczego władze polskiego państwa postanowiły „nie ujawniać czynnikom nieoficjalnym” wiedzy o dziejącym się na terenach okupowanego kraju dramacie? Czy wtedy też uprawiano politykę (nie „historyczną” wprawdzie...), w której lepiej dla sprawy polskiej było o pewnych rzeczach nie mówić? W debacie na ten temat pojawiają się wprawdzie głosy, że polskim przywódcom w Londynie (tak samo zresztą jak później przedstawicielom aliantów, z którymi rozmawiał Karski) straszliwa wiedza nie chciała się pomieścić w głowach, ale David Engel, który odnalazł „Zagadnienia żydowskie” w Archiwum Hoovera, tłumaczy to raczej „konkurencją cierpienia”: nasz rząd kierował się zasadą, według której informacja o cierpieniach Żydów polskich nie powinna przesłaniać informacji o cierpieniach Polaków.
 

Pomocnicy śmierci
Nie piszę o tym, by kogokolwiek oskarżać: ani tamtych polityków, ani polityków obecnych, tak chętnie skądinąd wyciągających postać Karskiego na sztandary. Choć ci ostatni stoją wobec nieporównanie mniejszych dylematów niż ich poprzednicy sprzed 70 lat, w bieżącej optyce interes państwa, dbanie o jego wizerunek i dobre imię również wymaga zdecydowanego protestu przeciwko (jakże proroczy wydaje się dziś tamten wiersz Miłosza...) byciu liczonym „między pomocników śmierci”.

Pozornie zresztą w oburzeniu na wypowiedź szefa FBI Jamesa Comeya (a przynajmniej na jej pierwsze medialne przedstawienia) wszystko jest w porządku: Holokaust był dziełem Niemców, a ok. 95 proc. polskich Żydów zginęło w komorach gazowych, w obozach koncentracyjnych, podczas marszów śmierci i egzekucji albo zmarło z głodu i chorób w gettach. Na ich los większość Polaków nie miała wpływu lub miała wpływ ograniczony: za pomaganie Żydom, udzielanie im schronienia itd. na terenie okupowanej Polski groziła kara śmierci. Bohaterstwo nigdy nie jest normą społeczną, więc trudno krytykować tych, którzy w obliczu zagrożenia nie zdecydowali się na otwarcie drzwi i zaproponowanie kryjówki ściganym. Wszystko to prawda, podobnie jak prawdą jest ignorancja obecnych światowych przywódców (patrz: wypowiedź Baracka Obamy o „polskich obozach śmierci”) oraz dokonująca się w mediach Europy i Ameryki zamiana sprawców mających bardzo konkretną narodowość w bliżej nieokreślonych nazistów.

Rzecz w tym, że, po pierwsze, nie to było tematem wystąpienia szefa FBI w Muzeum Holokaustu, a po drugie – nie jest to cała prawda i można się zastanawiać, czy rolą polityków odpowiedzialnych za wspólnotę powinno być utrzymywanie jej w stanie fałszywego samozadowolenia poprzez pomijanie części pozostałej. Istotnym elementem wiedzy na temat tego, co wydarzyło się na polskich ziemiach podczas II wojny światowej, są przecież także ustalenia naukowców z Centrum Badań nad Zagładą Żydów; ustalenia na temat 120 tysięcy naszych współobywateli, którzy ponieśli śmierć z polskich rąk bądź na skutek polskich denuncjacji podczas tzw. trzeciej fali Zagłady – w okresie Judenjagd, czyli polowania na Żydów już po likwidacji gett.

Zgoda, zbrodnie te nie były sankcjonowane przez Polskie Państwo Podziemne, przeciwnie – były przez jego struktury piętnowane (nawet jeśli można się spierać o to, z jaką siłą), a czasem ścigane. Tyle że, wbrew powszechnemu u nas odczytaniu, przemówienie Comeya nie zawierało żadnego oskarżenia struktur państwa.
 

Dobrzy ludzie
Tak, w wystąpieniu tym nie zostało jasno powiedziane, czyim dziełem była Zagłada. Ale słuchaczami szefa FBI byli uczestnicy waszyngtońskiej uroczystości zorganizowanej w miejscu, które opowiada tę historię w sposób absolutnie jednoznaczny. Comey nie mówił o polskiej współodpowiedzialności za Holokaust, tylko o tym, jak w ogóle coś takiego jak Zagłada mogło mieć miejsce i dlaczego powinno to obchodzić funkcjonariusza amerykańskich tajnych służb. „To dlatego wymagam od każdego nowego agenta specjalnego FBI i analityka wywiadu, żeby przyszli do Muzeum – tłumaczył. – Oczywiście chcę, żeby dowiedzieli się o nadużyciach władzy na skalę zapierającą dech w piersiach. Jednak zależy mi też, żeby stanęli przed czymś o wiele bardziej bolesnym i niebezpiecznym: żeby ujrzeli człowieczeństwo. Do czego jesteśmy zdolni”.

Czy jesteśmy w stanie przeczytać tych kilka zdań jedno po drugim, z dobrą wolą i uczciwością intelektualną? „Chociaż na czele tej rzezi stali ludzie chorzy i źli, to jednak do tych chorych i złych ludzi dołączyli i podążyli za nimi inni – tacy, którzy kochali swoje rodziny, zanosili zupę choremu sąsiadowi, chodzili do kościoła i wspierali dobroczynność. Dobrzy ludzie pomogli wymordować miliony. I to jest najbardziej przerażająca ze wszystkich lekcji: ta, która mówi, że to nasze człowieczeństwo sprawiło, iż poddaliśmy nasz indywidualny osąd moralny grupie, ryzykując, że przejmie go zło. Że zostanie zastraszony przez władzę. Że zostaniemy przekonani niemal do wszystkiego”. Dopiero po ich wypowiedzeniu padła fraza, nad którą od tylu dni rozdzieramy szaty – i ośmielę się twierdzić, że w niej również kluczowa jest druga część: „Mordercy i ich wspólnicy z Niemiec, Polski i Węgier, i tak wielu, wielu innych miejsc, uważali, że nie robią nic złego”.
 

Biedni Polacy
Fakt, że o jednym wystąpieniu nie najważniejszego przecież amerykańskiego urzędnika od tygodnia wypowiadają się prezydent, premier i szef dyplomacji dużego europejskiego kraju, nie mówiąc o dziesiątkach publicystów, pokazuje dużo więcej niż to, że z wiedzą Jamesa Comeya jest coś nie w porządku. Tu również nic się, Polacy, nie zmieniło. Od 1987 roku.

„Czytamy czy słuchamy rozważań o żydowsko-polskiej przeszłości i kiedy tylko dojdzie do nas zdarzenie, fakt, który nie najlepiej o nas świadczy, gorączkowo staramy się go pomniejszyć, wytłumaczyć, zbagatelizować” – to cytat z opublikowanego wówczas w „Tygodniku Powszechnym” tekstu Jana Błońskiego, równie proroczego, jak analizowany w nim wiersz Miłosza. Właściwie to aż nieprawdopodobne, że w ciągu kolejnych 28 lat przy każdej nerwowej dyskusji wokół tych kwestii można było przywoływać z niego całe akapity.

Nie umiemy rozmawiać o tym spokojnie – twierdzi autor „Biednych Polaków patrzących na getto” – dlatego, że świadomie czy nieświadomie boimy się oskarżenia. „Boimy się, że odezwie się strażnik-kret i powie, zajrzawszy w swoją księgę: ach, wyście także służyli śmierci? I wyście pomagali zabijać?”. I dalej: „Pomyślmy jednak uczciwie: takie pytanie musi paść. Musi je zadać każdy, kto rozmyśla nad polsko-żydowską przeszłością, niezależnie od odpowiedzi, jakiej udzieli. Ale my – świadomie czy nieświadomie – nie chcemy, aby to pytanie padło. Odsuwamy je od siebie jako niemożliwe, skandaliczne”.

Oto, co obserwujemy od czasu opublikowania wystąpienia Jamesa Comeya przez „Washington Post”. Rytualne zapewnienia, że nie stanęliśmy po stronie morderców. Że byliśmy następni w kolejce do pieca. Że Karski, że Sendlerowa, że Ulmowie, że najwięcej drzewek w Yad Vashem: stale musimy o tym wszystkim przypominać. „Bo co o nas inni pomyślą? Jak my sami będziemy o sobie myśleć? Jakże to będzie z dobrym imieniem naszego kraju, naszego społeczeństwa?... – pyta Błoński. – Ta troska o »dobre imię« jest stale obecna w prywatnych – a bardziej jeszcze w publicznych – wypowiedziach. Inaczej mówiąc, rozważając przeszłość, chcemy z tych rozważań wyciągnąć moralny zysk. Nawet wtedy, kiedy potępiamy, chcemy sami stanąć ponad – czy poza – potępieniem. Chcemy znaleźć się absolutnie poza oskarżeniem, chcemy być zupełnie czyści. Chcemy być także – i tylko – ofiarami...”.

Słowa te, powtórzmy, zostały napisane w 1987 roku. Ich autor nie odnosił się do wystąpień Comeya czy Obamy, tekstu dziennikarzy „Spiegla” czy książek Grossa. Wszystkie najważniejsze debaty poświęcone pamięci polsko-żydowskiej miały się dopiero rozpocząć.
 

Pokłosie
Czy nieproporcjonalność polskich reakcji na wystąpienie szefa FBI pokazuje, że wciąż jesteśmy w tym samym miejscu? W jakimś sensie nie jesteśmy. W powstających od lat pracach Barbary Engelking, Jacka Leociaka, Jana Grabowskiego, Dariusza Libionki czy Aliny Skibińskiej mordowani lub wydawani przez polskich sąsiadów odzyskują swoje imiona i swoje historie. Z tych prac wynika jednoznacznie, że mord w Jedwabnem i pogrom w Kielcach nie były incydentami. Że zabijanie Żydów na polskiej wsi podczas okupacji niemieckiej, nawet jeśli – jak to ujął kiedyś Krzysztof Persak – nie było zjawiskiem powszechnym, to było zjawiskiem powszednim. Z drugiej strony, tyle o tym w III RP napisano, a przecież za każdym razem, kiedy ukazywała się nowa książka Jana Tomasza Grossa, kiedy w kinach pokazywali „Pokłosie” czy „Idę”, ba: nawet kiedy świadek tej rangi, co zmarły w dniu pisania tego tekstu Władysław Bartoszewski, mówił w jednym z wywiadów, iż podczas okupacji na warszawskiej ulicy nie musiał się bać niemieckiego oficera, tylko sąsiada-Polaka, który zauważył, że kupił więcej chleba niż zwykle – można było odnieść wrażenie, że wracamy do punktu wyjścia.

Nie wykluczam, iż działo się i dzieje tak dlatego, że przedstawicielom państwa polskiego brakuje odwagi, która cechuje jego historyków czy artystów. Że wciąż brakuje z ich strony jakiegoś wyzwalającego gestu, pozbawionego kunktatorstwa, buchalterii i rozważań: „co inni o nas pomyślą”. Wyobraźmy sobie np. prezydenta zatrzymującego się – niekoniecznie podczas podróży do Markowej, w której wspomniana rodzina Ulmów zginęła za ukrywanie swoich żydowskich sąsiadów – w jednym z setek tak charakterystycznych dla polskiego pejzażu zagajników, gdzie polscy chłopi zorganizowali obławę na żydowskich sąsiadów. Dla nas samych, tutaj, nad Wisłą, taki wyraz hołdu i skruchy byłby chyba lepszy niż jeszcze jedna – daremna, jak widać – próba zakrzyczenia nieprzepracowanego wciąż i wypieranego poczucia winy.

Czy po czymś takim polski polityk mógłby wygrać kolejne wybory, jest oczywiście innym tematem. Ale o tym James Comey również nie mówił. ©℗

RAPORT KARSKIEGO Z 1940 R., DWIE WERSJE STRONY SZÓSTEJ
BYŁO:
Stosunek żydów do Polaków jest podobny do ich stosunku do Niemców. Powszechnie daje się wyczuć, że radzi byliby, aby w stosunku Polaków do nich panowało zrozumienie, iż przecież oba narody są niesprawiedliwie gnębione, i to przez tego samego wroga. Tego zrozumienia wśród szerszych mas społeczeństwa polskiego nie ma. Stosunek ich do żydów jest przeważnie bezwzględny, często bezlitosny. Korzystają w dużej części z uprawnień, jakie nowa sytuacja im daje. Wykorzystują wielokroć te uprawnienia, często nadużywają ich nawet. Zbliża ich to w pewnym stopniu do Niemców.

JEST:
Stosunek Polaków do żydów w bardzo wielu wypadkach zmienił się pod wpływem tego, co się dzieje. Powszechnie podkreśla się w rozmowach przekraczające wszelkie granice bestialstwo Niemców w stosunku do tej części ludności, zamieszkującej ziemie polskie. W wielu wypadkach Polacy okazują w widoczny sposób współczucie żydom. Jest to tym bardziej charakterystyczne, że takie widoczne okazywanie współczucia może się kończyć lub często i kończy źle dla tego, kto okazuje serce.

Źródło: www.karski.muzhp.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2015