Narzekanie na życzenie

GRZEGORZ TURNAU: Ja zawsze w sytuacjach życzeniowych, przy opłatkach na przykład, zaczynam pochrząkiwać, trochę jak mój dziadek Stefan. Tracę mowę. STANISŁAW MANCEWICZ: życzenia wszelkiego dobra sprawiają wrażenie całkowicie sprzecznych z naturą.

17.12.2012

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz i Grzegorz Turnau, ul. Bracka, Kraków, 15 grudnia 2012 r. / Fot. Grażyna Makara
Stanisław Mancewicz i Grzegorz Turnau, ul. Bracka, Kraków, 15 grudnia 2012 r. / Fot. Grażyna Makara

GRZEGORZ TURNAU: Przypominam się w sprawie pożyczeń. To nie jest z mojej strony nieżyczliwość. Życzliwość z kolei bywa mylona z „życzeniowym myśleniem”. Otóż jestem wobec Ciebie życzliwy, ale w moim życzeniowym myśleniu spodziewam się zwrotu pożyczki. Inaczej mówiąc, życzę Tobie i sobie tego samego: pieniędzy. Których to pożyczanie zazwyczaj kończy się nieskładaniem sobie w ogóle żadnych życzeń. STANISŁAW MANCEWICZ: Wydaje się, że w takich okolicznościach, w takim miejscu, jak te łamy, a przede wszystkim wobec takiego postawienia sprawy należy zacząć od spostrzeżenia, że to, co wyżej, to tzw. „życzenia pobożne”. To oczywiste, że ów związek frazeologiczny, znaczący tyle co „marzenie ściętej głowy”, nie jest tym samym, czym życzenia zwane „zbożnymi”. Otóż elegancko i na czasie, bo przecie kryzys, trzeba wobec życzeniowego myślenia Twojego, rzec mocno: „Zostań z Bogiem”. Łagodnie rzecz ujmując – życzę szczęścia. GT: Jak mawiał klasyk – nie życzę nikomu niczego pożyczać. Pożycza się cudze, a oddaje własne. Pożycza się na chwilę, a oddaje na zawsze. Jest w tym prawo, ale nie ma sprawiedliwości. I tu Cię rozumiem. Można i śpiewać, i pośpiewać, ale lepiej życzyć, niż pożyczyć. Ale czy my sobie w ogóle kiedykolwiek składaliśmy jakieś szczegółowe życzenia? Ja zawsze w sytuacjach życzeniowych, przy opłatkach na przykład, zaczynam pochrząkiwać, trochę jak mój dziadek Stefan. Tracę mowę. SM: Może zanim przejdziemy do naszych mniej lub bardziej poczciwych przodków, twórców dwudziestowiecznych, trzeba zapisać spostrzeżenie takie: życzenia wszelkiego dobra sprawiają wrażenie całkowicie sprzecznych z naturą człowieczą. Ludziom na co dzień łatwiej przychodzi życzenie źle. „Niech zdechnie” – wydaje się życzeniem najpopularniejszym, świątecznym i nieświątecznym. Absolutnie uniwersalnym, dotyczy zdrowia i finansów. Pożyczyć komuś – jest zawsze źle; życzyć komuś dobrze – takoż. Wszelkie okazje do życzeń wypowiadanych na głos są momentami najtrudniejszymi dla człowieka. Zwrot „z najszczerszymi życzeniami pomyślności” jest jedną z najbardziej podejrzanych fraz w piśmiennictwie okolicznościowym. GT: Ten sam klasyk: „Sukces to coś, czego przyjaciele nigdy ci nie wybaczą”. A to – wiesz, z czego? „Gdyby wszystkie ludzkie życzenia spełniać się miały, nie byłoby żadnej różnicy między tą ziemską Rzeczpospolitą a niebieską”. Wydaje mi się to już zupełnie nieaktualne. Obserwuję rosnący brak zahamowań w formułowaniu szczerych życzeń, i to na forach publicznych. Co ciekawe, szczególnie przed Świętami. SM: Ponieważ narzekamy, przeszedłbym tu płynnie do życzeń w istocie szczerych. Odszukałbym takie. „Abyśmy zdrowi byli” – jest powinszowaniem pięknym. Nie tli się w nim choroba, a jeżeli, to alkoholowa. Łatwo zauważyć, że to zdanie jest czymś pomiędzy życzeniami a toastem. Popatrzmy, że życzenia wypowiadane podczas picia są zawsze szczere i wesołe. W tych sytuacjach, w istocie, nie ma żadnej różnicy pomiędzy naszą Rzeczpospolitą, choćby i była Czwartą, a ową niebieską. Jednak najszczersze ze szczerych widzą się mi te, które nie wymagają wsparcia substancjami tłumiącymi. Są one słane na sposób dawny, nie są oralne, ale przychodzą na tradycyjnym papierze, co zawsze miłe. Wyciskają łzę poczciwymi treściami. To przedświąteczna korespondencja z banków, biur windykacyjnych, listy od ogromnych sklepów i od skromnych, ale pomysłowych sprzedawców pierzyn czy dywanów. Wszyscy ci nadawcy, którym nigdy nie podawaliśmy naszego adresu, życzą nam „kolorowych świąt” i, choć to jeden w drugiego pijawki, to oni tylko mają zabudżetowane życzenie nam dobra i szczęścia, nam, ludziom dostającym bezpłatne esemesy w momentach wzniosłych. GT: Czepiasz się. Oni naprawdę Cię kochają i być może tylko oni. Weź to pod uwagę podczas szampańskiej nocy sylwestrowej, którą spędzisz – jak co roku – na krakowskim Rynku, w magicznej atmosferze. Usłyszysz mnóstwo nieszczerych życzeń, zarówno z ust artystów estrady, jak i najwyższych przedstawicieli. Im na Tobie nie zależy. Oni nie mają Ci do zaoferowania nic, prócz wyjątkowego i niepowtarzalnego nastroju, wytworzonego w niesamowitej scenerii. Oni już zamknęli budżety, pobrali honoraria, zostałeś zaksięgowany, zamknięty w zeszłorocznej szafie. A sprzedawcy pierzyn? Będą na Ciebie czekać cały następny rok, będą za Tobą tęsknić naprawdę. Serio. Tak samo jak taksówkarz, wiozący Cię nad ranem, którego spontaniczne, szczere „Życzę miłego dnia” wypełni Twoje biedne serce miłością. SM: To narzekania, w tle słyszę gorzkie uwagi o komercjalizacji wszystkiego, co z założenia winno być niekomercyjne. I przykre uwagi o języku, który przecież jest żywy, a nigdzie nie napisano, że wszystko, co żywe, ma budzić w nas zachwyt. I cóż z tego, że Boże Narodzenie w supermarketach zaczyna się teraz w październiku? A życzenia „miłego dnia”, tak skompromitowane wobec faktu, iż dni miłe zdarzają się sporadycznie? Szoł biznes in corpore w przebraniach śnieżynek? To są drobnostki. Po co się tym martwić? Pewien lokalny polityk przysłał mi coś w rodzaju ulotki wyborczo-świątecznej. Życzy mi wszystkiego dobrego, spełnienia wszystkiego, o czym marzę. Ten wtręt o marzeniach uważam za pewne przekroczenie granic intymności, ale w sumie to miłe. Otóż feler jest taki, że gdyby on wiedział, o czym marzę, zmartwiłby się. I to jest piękne. Jego brawurowa bezinteresowność, ryzyko, jakie podjął, ujmuje mnie. Muszę ze skruchą wyznać, że nigdy nie wpadłoby mi do głowy życzyć mu spełnienia marzeń. To spełnienie skomplikowałoby życie społeczeństwa, że tak to ujmę. Społeczeństwa, którego dobrobyt emocjonalny obu nam jest bliski. GT: Przypominam Ci, że był już kandydat na prezydenta Krakowa, który umawiał się podczas kampanii z wyborcami osobiście, w ich mieszkaniach. Czy rozmawiali o marzeniach, czy tylko o budżecie? Czy składali sobie wzajemnie jakieś życzenia? „Życzę sobie, żeby pan na mnie głosował”? „Nie życzę sobie, żeby pan wygrał”? To były dawne czasy. Pionierska ta kampania nie wyniosła kandydata do godności w pierwszej turze, o co się zresztą dość publicznie obraził, życząc wszystkim jak najgorzej. SM: Czystość intencji powinna teoretycznie współgrać z treścią życzeń. Od dawna oczekiwałem takiego stanu w życiu publicznym i się doczekałem. Nie ma dziś kłopotu z wyłuskaniem intencji w życzeniach składanych przez część polityków i u części publiczności wobec nich. Hamulce w składaniu życzeń spaliły się na wirażach historii. GT: Ale nie udawajmy, że nas nie obchodzi to, czego inni nam życzą. W starym komiksie Andrzeja Mleczki bohater usiłuje sobie przypomnieć, czego mu życzono na Nowy Rok, i wtedy zostaje trafiony przez nadlatujący z przestworzy głaz, a towarzyszy temu spełnieniu odgłos: „dup”! A czego Tobie ostatnio życzono, oprócz miłego dnia i przyjemnej podróży? SM: Nie mam żadnego problemu z usłyszeniem owego „dup”. Właściwie dzisiejszość polega na nieustannym wsłuchiwaniu się w nieustające „dup”. Dobrzy ludzie życzą mi zawsze „realizacji planów”, co może znaczyć tyle, że sprawiam wrażenie człowieka mającego plan. To bardzo krępujące. Planowanie w istocie ma wiele wspólnego z myśleniem życzeniowym, od którego nikt nie jest wolny. GT: Żałuję czasem, że nie archiwizuję życzeń otrzymywanych drogą elektroniczną. Jakimś cudem ocalał następujący utwór, autorstwa pewnego znajomego biznesmena, który okazjonalnie ujawnia wielką wrażliwość i, że tak się wyrażę, szwung rymotwórczy. Życzenia tego kalibru zdarzają się rzadko, ale mogą stanąć za przykład stopniowego wyzwalania się ludzi spod jarzma konwencji. Są to próby nieśmiałe, ale językowo odkrywcze, świeże, wprowadzające do naszych domów nutę pogodnej satyry.
Wiem – gdy Gwiazda pierwsza w niebie
jasno Wam zaświeci,
Zasiądziecie do wieczerzy – dorośli i dzieci.
Jedno miejsce puste – wolne
dla kogoś z daleka,
Lecz ja do Was nie zapukam,
sam na kogoś czekam...

Nie wiem, czy ktoś wreszcie przyjdzie,
chociaż miejsce czeka,
Z otwartymi ramionami
przyjąłbym człowieka,
Lecz wiem, kogo bym nie przyjął,
do domu nie wpuścił,
Między barszczyk, karp, śledziki,
i między kapuści...

Wy też się go raczej strzeżcie,
by nie zasiadł z Wami,
Poznać łatwo go, gdy wali
drzwiami i oknami,
A jak wlezie, to niełatwo
pozbyć się go będzie,
Czyli lepiej go nie wpuścić,
nawet po kolędzie,
Bądźcie czujni i ostrożni,
gdy rodzi się Dżizys,
Aby się Wam przy okazji
nie zakradł gdzieś kryzys,
Jego wcale Wam nie życzę,
nie życzę nikomu,
I niech Pan nastanie, Radość
i Miłość w Twym domu!
„We wszystkich naszych spotkaniach, obcowaniach, pseudozbliżeniach obracamy się w sferze czystej konwencji. Tam, gdzie zaczyna się prawda życia, nikt już z nikim się nie spotyka” – słusznie zauważa pan Elzenberg. Wracam więc do pożyczki, która w momencie zaciągania jest konwencją, ale już w momencie zwrotu – prawdą życia. Czy pamiętasz o tym, że ludowy obyczaj nakazuje uregulowanie zobowiązań przed Wigilią? Biel opłatka rymuje się wtedy z bielą sumienia, a łuski z karpia błyskotliwie zwiastują nową epokę w Twoim portfelu. I tego, drogi mój, Ci życzę. I w przypadku tych życzeń nie możesz ani przez chwilę sądzić, że są nieszczere. SM: Wobec podejrzanego powracania, w dniach tak wzniosłych, do kwestii pieniężnych, do spraw zupełnie niepobożnych, życzę Ci rychłej i gruntownej repolonizacji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 52-53/2012