Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Korzystamy z zapisu św. Marka (Mk 10, 17-22). A to z racji kilku prawdziwych „okruchów”, jakie ten Ewangelista zanotował.
Szczegół pierwszy: „przybiegł”. „Gdy [Jezus] wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: »Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?«”. U Mateusza mamy „podszedł”, a u Łukasza: „zapytał Go”.
Relacja Marka oddaje natarczywość pytania. Pytanie, które ma w sobie, warte jest tego wysiłku. Oto widzi Tego, który zna zapewne odpowiedź; widzi także, iż On właśnie zbiera się do drogi. Za chwilę będzie już za późno. Biegnie więc do Niego i – tu kolejny szczegół odnotowany jedynie przez Marka – „upada [przed Nim] na kolana”.
Jak wcześniej trędowaty (Mk 1, 40), który na kolanach prosił Jezusa o oczyszczenie. Jak niedawno nieszczęśliwy ojciec epileptyka, który „padając przed Nim na kolana, prosił: Panie, zlituj się nad moim synem!” (Mt 17, 14). Tamci prosili o życie: swoje i swojego dziecka. On klęka... bo musi poznać odpowiedź.
Nikt nie klęka, by zadać pytanie akademickie. Na kolanach mogę prosić o odpowiedź na pytanie, od którego zależą moje życie i szczęście. Osobną kwestią pozostaje i to, kim musi być człowiek, przed którym gotów jestem zgiąć kolana? Zatytułował Go „Nauczycielem”. Miał jednak niewątpliwie przeczucie, że ten tytuł nie jest wystarczający. Dodał więc: „dobry”. Jakie jest to pytanie, które każe mu biec i klękać?
„Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”. To jest moment, który musi obudzić naszą uwagę. Nie chodzi jedynie o to, czy zadane przez bogatego młodzieńca pytanie pozostaje również naszym pytaniem. Chodzi o to, czy jest ono w naszym życiu równie kardynalnym pytaniem. Czy wypowiadając je, mamy rzeczywiście przeczucie, ile i co od niego zależy?
Rzecz wcale nie jest prosta, i nie sprowadza się jedynie do smutnych stwierdzeń na temat naszego pokolenia: że zatraciło poczucie wieczności, że żyjemy w „kulturze tymczasowości” czy „prowizorki”.
Przypomnijmy genialny fragment encykliki „Spe salvi”, w której Benedykt XVI – opierając się na tekstach Augustyna – z pokorą i niepokojem pisze: „pragniemy życia, tego prawdziwego, którego śmierć nie tknie; równocześnie jednak nie znamy tego, ku czemu zmierzamy. Nie możemy zaprzestać dążenia do tego, a równocześnie wiemy, że to wszystko, czego możemy doświadczyć albo co zrealizować, nie jest tym, czego pragniemy. Ta nieznana »rzecz« jest prawdziwą »nadzieją«, która nas inspiruje (...) a jednocześnie przynosi nam więcej trudu niż zaspokojenia”.
Mamy więc kłopot. Nie wiemy. Nie mamy doświadczenia wieczności, a jednocześnie nie mamy alternatywnej nadziei. Nic innego nas nie zadowoli. I to jest pytanie naszej perykopy – nic nas po drodze nie zatrzymało?©