Czy piekło jest puste?

Trudno sobie wyobrazić radość w niebie, którego mieszkańcy mają świadomość istnienia miejsca wiecznej kaźni – mówią zwolennicy tezy o nadziei powszechnego zbawienia.

06.02.2024

Czyta się kilka minut

"Brama piekła" - płonący krater na pustyni Karakum, Tadżykistan, 2014 r. // Fot. IGOR SASIN / AFP / EAST NEWS
„Brama piekła” – płonący krater na pustyni Kara-kum, Tadżykistan, 2014 r. // Fot. Igor Sasin / AFP / East News

„To nie dogmat wiary. To, co powiem, to moje osobiste przekonanie, które mi się podoba. Lubię myśleć, że piekło jest puste” – powiedział papież Franciszek w popularnym włoskim programie „Che Tempo Che Fa”, oglądanym na żywo przez 3 mln widzów. Po czym jeszcze raz zastrzegł: „To pragnienie. Mam nadzieję, że taka jest też rzeczywistość, ale to pragnienie”. 

Mimo tych wielokrotnych zastrzeżeń i specyficznego miejsca wypowiedzi (Edward Augustyn na tych łamach nazwał papieską wypowiedź „nauczaniem na poziomie talk-show”, zob. powszech.net/talk-show), uwaga Franciszka wywołała gorące reakcje. Nieważne, jak niską rangę kościelną miała wypowiedź, papież dotknął tematu, który łączy w sobie wiele fundamentalnych dla religii kwestii i ma odniesienie do wielkiej, niekończącej się debaty teologicznej.

Reakcje na słowa papieża

Setki ludzi pytało na platformie X: a co z Hitlerem i innymi czarnymi postaciami historii? Co ze sprawiedliwością? Co z Biblią? „Piekło jest rzeczywistością według Naszego Pana Jezusa i objawień Matki Bożej Fatimskiej. Ci, którzy mówią, że piekło jest puste, czynią Jezusa kłamcą i naśmiewają się z naszej wiary, która uczy, że w piekle jest diabeł i jego aniołowie, a także ludzie, którzy odrzucają Chrystusa” – napisano w komentarzu na prawicowym religijnym portalu lifesitenews.com.

Inni przytaczali Modlitwę Fatimską i pytali, czy ona nie jest zgodna z nadzieją papieża: „O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, i dopomóż szczególnie tym, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”. Wywiązał się też pojedynek na biblijne cytaty mówiące o perspektywie piekła, ale także o perspektywie zbawienia dla wszystkich.

Wielu oskarżyło Franciszka o szerzenie herezji uniwersalizmu – przekonania, że wszystkie dusze idą do nieba, niezależnie od tego, czy żałują za swoje grzechy, czy nie. Inni przypominali, że papież wielokrotnie mówił o diable i piekle, np. kiedy w 2014 r. w mocnych słowach upominał członków mafii, żeby się nawrócili, „póki jest jeszcze czas, aby nie trafić do piekła”. „To właśnie cię czeka, jeśli będziesz podążać tą ścieżką” – przestrzegał Franciszek mafiozów.

Herezję uniwersalizmu zarzucił papieżowi także znany amerykański ewangelizator katolicki Ralph Martin. „Choć papież przedstawia jedynie swoje osobiste spekulacje na temat możliwości, że piekło będzie puste, choć ma jedynie taką nadzieję, i jasno stwierdza, że nie jest to oficjalne nauczanie Kościoła, to jednak ta wypowiedź jest niezwykle szkodliwa”. Bo jeśli piekło jest lub będzie puste, czy naprawdę musimy się starać przestrzegać Bożych przykazań i tego, czego nauczał Jezus oraz apostołowie? – pyta ewangelizator w swoim komentarzu i zauważa: „Prawdy dotyczące ostatecznego przeznaczenia istot ludzkich są najważniejszymi prawdami, jakie ludzie powinni znać; niestety coraz rzadziej się o nich mówi”. A sam papież – uważa Martin – przyczynia się do ich rozmywania. Tym bardziej że – jak naucza Jezus, a za nim Kościół – wąska jest brama do życia, w przeciwieństwie do szerokiej bramy prowadzącej ku zatraceniu. Łatwo jest zatem trafić do piekła, i w istocie większość tam trafia, jak – zdaniem Martina – od wieków nauczają najwięksi teologowie Kościoła. Na zarzut, że to duszpasterstwo strachu, świecki ewangelizator odpowiada, że „strach przed piekłem i konsekwencjami grzechu jest doskonałym początkiem duchowej podróży”, która ostatecznie prowadzi do „doskonałej miłości usuwającej strach” (1 J 4, 18).

Statystyki eschatologiczne

Jeśli przejrzymy badania statystyczne na temat wiary Polaków, okaże się, iż wiara w piekło w naszym kraju słabnie. W 2009 r. na pytanie zadane przez CBOS: „Czy wierzysz w piekło?” odpowiedziało pozytywnie 59 proc. respondentów. Sześć lat później 56 proc. W 2023 r. podobne pytanie zadał Ipsos i pozytywną odpowiedź uzyskał od 44 proc. pytanych.

Ale z drugiej strony według CBOS zmniejsza się liczba eschatologicznych „liberałów”, dla których istnieje tylko niebo i wszyscy do niego zmierzamy – z 6 proc. w 2006 r. do 4 proc. w 2015 r. Bardziej interesujące i kłopotliwe w interpretacji są odpowiedzi na pytanie CBOS (z 2015 r.): „Co staje się z nami po śmierci?”. Tylko 36 proc. pytanych odpowiedziało, że idziemy do nieba, piekła lub czyśćca (przy 56 procentach wierzących w piekło). 31 proc. wskazało na odpowiedź: „Jest coś, ale nie wiem co”, a 7 proc. odpowiedziało: „Nie wiem, czy coś jest, czy nie ma”.

Dowodzi to dużej ostrożności w myśleniu o własnym życiu przyszłym. Mogę mówić, że wierzę w istnienie piekła (i nieba), a równocześnie myślenie o tym, gdzie sam mogę trafić, zbija mnie z tropu. W każdym razie tzw. rzeczy ostateczne (czyli to, co czeka nas po śmierci) jako tematy nie są emocjonalnie obojętne i prowokują gorące dyskusje.

Nadzieja zbawienia dla wszystkich

Mówi się, że to była do tej pory najważniejsza dyskusja teologiczna w Polsce. Zaczęła się od artykułu wydrukowanego w miesięczniku „Więź” w 1978 r. przez ks. Wacława Hryniewicza o nadziei powszechnego zbawienia. Do myślenia o możliwości, że piekło pozostanie ostatecznie puste, teologa z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego skłoniły dwa powody: teologiczny i praktyczny. Jeśli piekło na zawsze pozostanie wypełnione rzeszą potępionych, oznaczać to będzie jakąś wyjątkowo smutną porażkę Boga. Poza tym trudno sobie wyobrazić radość wieczną w niebie, którego mieszkańcy mają świadomość istnienia miejsca wiecznej kaźni dla ich potępionych bliźnich. (Hryniewicz w swoich książkach będzie pokazywał, że takie myślenie prowadziło do teologicznych patologii w postaci twierdzeń, że zbawieni mają dodatkową gratyfikację z oglądania cierpienia potępionych).

Ks. Wacław Hryniewicz na Zamku Lubelskim, marzec 2001 r. // Fot. Iwona Burdzanowska / Agencja Wyborcza.pl

Powodem praktycznym były spotkania z ludźmi umierającymi. „Często niepokoiło mnie to, że ludzie tak bardzo boją się śmierci – pisał Hryniewicz w książce „Nad przepaściami wiary”. – Rozpowszechniony obraz Boga przeraża ludzi. To skłaniało do wniosku, że teologia spraw ostatecznych potrzebuje przemyślenia”.

To doświadczenie pokazywało, że strach przed piekłem i konsekwencjami grzechu wcale nie jest „doskonałym początkiem duchowej podróży”, jak mniema dziś amerykański ewangelizator i wielu podobnie myślących.

Powszechnego zbawienia Hryniewicz nie chciał głosić w postaci tezy teologicznej – mógłby się spotkać wtedy z oskarżeniem o głoszenie herezji, ale wiedział, że nadziei, iż na końcu czasów Bóg wszystkich przyciągnie ku sobie, nie powinien nikt mu odbierać. Co i tak nie uchroniło go przed gorącymi polemikami, a nawet donosami do biskupów oskarżającymi go o głoszenie zwodniczych nauk.

Główne zarzuty były trzy: taka nadzieja podważa Bożą sprawiedliwość, demobilizować będzie naszą moralność i staranie o niepopełnianie grzechów (skoro ostatecznie i tak zostaniemy zbawieni) oraz przeczą jej liczne wypowiedzi Jezusa o tych, którzy zasługują na potępienie. Na przykład w przypowieści o chwaście Jezus mówi: „Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego Królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony” (Mt 13, 41-42). Na sądzie ostatecznym wobec nieczułych na niedolę bliźnich On sam wypowie słowa potępienia: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny!” (Mt 25, 41).

Hryniewicz wskazywał, że nie ma takiego doczesnego zła, które zasługiwałoby na wieczną karę. Poza tym proces pośmiertnego nawracania się do Boga wiązałby się z oczyszczającym cierpieniem. A w Biblii znajdziemy wiele fragmentów dających podstawy dla nadziei powszechnego zbawienia – także słowa samego Jezusa (np. „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie”; J 12, 32).

Głoszeniu takiej nadziei Hryniewicz poświęcił pięć swoich książek (m.in. za tę determinację w 2010 r. „Tygodnik Powszechny” przyznał mu Medal św. Jerzego). Dyskusja ciągnęła się do lat 90. XX wieku i nigdy nie została zakończona. Jak widać po reakcjach na słowa Franciszka, spór o nadzieję powszechnego zbawienia tli się w różnych miejscach na świecie. Prawdopodobnie świadczy to o tym, że w grę wchodzą różne wizje Boga, religijności i rozumienia moralności, które zawsze będą wobec siebie w pewnym napięciu.

Nadzieja powszechnego zbawienia nie jest jednak jedyną próbą poradzenia sobie z kłopotami, jakie funduje nam myślenie o sprawach ostatecznych.

Zamiana w niebyt

Ciekawą próbą uniknięcia paradoksu wiecznych kar piekielnych jest hipoteza anihilacji – Hryniewicz wspomina o niej w kilku swoich książkach, a także na tych łamach. Zakłada ona, że nie ma w człowieku żadnego pierwiastka, który byłby sam z siebie nieśmiertelny (taka jest m.in. wizja człowieka i śmierci w Księdze Koheleta). Jeśli źródłem istnienia jest Bóg, to ten, kto konsekwentnie odwraca się od Boga i oddala od niego, w chwili śmierci traci po prostu istnienie. Zatwardziali grzesznicy przestają istnieć, nie następuje ich zmartwychwstanie, bowiem Bóg nie narzuca się nikomu na siłę. Można też powiedzieć, że zostaliśmy stworzeni z miłości i do miłości – kto nie kochał albo przestał kochać, ten się nie ostoi.

W 1996 r. Synod Generalny Kościoła anglikańskiego przyjął tę hipotezę za swoje oficjalne nauczanie. „»Piekło nie jest wieczną męką« – pisał wówczas na tych łamach ks. Wacław Hryniewicz, cytując przyjęty przez anglikanów raport. – To przede wszystkim ostateczny i nieodwołalny wybór tego, co »sprzeciwia się Bogu tak całkowicie i tak absolutnie, że jedynym końcem jest całkowity niebyt«” („TP” nr 38/96).

Unowocześniając tę wizję, można by powiedzieć, że przejście od naszej rzeczywistości do biblijnego „nowego nieba i nowej ziemi” nastąpi w formie transformacji, której „niezmiennikiem” będzie miłość. Tu powstaje pytanie, które właściwie rozsadza hipotezę anihilacji i w pewnym sensie przywraca nadzieję powszechnego zbawienia: czy chodzi o miłość tylko w postaci czynnej – jako kochanie; czy także biernej – jako bycie kochanym? Pytanie uzasadnione, bo miłość zawsze jest relacją. Jeśli ocala także cudza miłość, to złoczyńca mógłby zostać ocalony, jeśli byłby przez kogoś kochany. To bardzo mocna intuicja. Pomyślmy, co mogłoby się stać, gdyby na Golgocie stała też matka (żona, siostra, córka) złego łotra…

Czyściec Benedykta XVI

Kto sięgnie do encykliki o nadziei „Spe salvi” Benedykta XVI z 2007 r., może zauważyć zastanawiającą dysproporcję. Odnosząc się do rzeczy ostatecznych, papież poświęca trzy zdania piekłu, jedno zdanie niebu i aż trzy obszerne akapity na analizę czyśćca. Wprowadza też wyraźną zmianę akcentów w nauczaniu.

Dotychczas Kościół wskazywał przede wszystkim dychotomię piekła i nieba. Zgodnie z katechizmowym nauczaniem, ci, którzy umierają w stanie grzechu śmiertelnego, bezpośrednio po śmierci idą do piekła. Ci zaś, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem oraz są doskonale oczyszczeni, trafiają do nieba. Czyściec jako stan przejściowy jest pomocą dla umierających w łasce, którzy nie są doskonale oczyszczeni. Występuje tu też sugestia, że łatwo trafić do piekła („szeroka brama”), a trudno do nieba („wąska brama”).

O tyle Benedykt XVI zmienia perspektywę: wyraźnie sugeruje, że trudno jest trafić zarówno do piekła, jak i do nieba. Do piekła trafiają ludzie, „którzy całkowicie zniszczyli w sobie pragnienie prawdy i gotowość do kochania”; „w których wszystko stało się kłamstwem”; „którzy żyli w nienawiści i podeptali w sobie miłość”. Takie zniszczenie dobra w sobie jest nieodwracalne, stąd trwały stan oddzielenia od Boga, czyli piekło. Papież dodaje, że „w niektórych postaciach naszej historii można odnaleźć w sposób przerażający postawy tego rodzaju”. O niebie Benedykt XVI pisze: „Z drugiej strony, są ludzie całkowicie czyści, którzy pozwolili się Bogu wewnętrznie przeniknąć, a w konsekwencji są całkowicie otwarci na bliźniego – ludzie, których całe istnienie już teraz kształtuje komunia z Bogiem i których droga ku Bogu prowadzi jedynie do spełnienia tego, czym już są”.

Po czym następuje teologicznie zaskakująca – choć z potocznej perspektywy oczywista – obserwacja: „Nasze doświadczenie mówi jednak, że ani jeden, ani drugi przypadek nie jest normalnym stanem ludzkiej egzystencji”. Normalnie kwalifikujemy się zatem do czyśćca. Papież pisze: „Jak możemy przypuszczać, u większości ludzi w najgłębszej sferze ich istoty jest obecne ostateczne wewnętrzne otwarcie na prawdę, na miłość, na Boga. Jednak w konkretnych wyborach życiowych jest ono przesłonięte przez coraz to nowe kompromisy ze złem. Chociaż czystość bywa pokryta różnorakim brudem, to jednak jej pragnienie pozostaje i mimo wszystko wciąż na nowo wynurza się z nikczemności i pozostaje obecne w duszy”.

Katechizm Kościoła Katolickiego, uzasadniając nauczanie o czyśćcu, odwołuje się do dwóch miejsc w Piśmie Świętym: Mt 12, 32, kiedy Jezus mówi, iż bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu nie zostanie odpuszczone „ani w tym życiu, ani w przyszłym”, z czego wysunięto wniosek, że są winy, które mogą zostać odpuszczone po śmierci; oraz 2 Mch 12, 45, gdzie mowa o Judzie Machabeuszu składającym ofiarę przebłagalną za zabitych, aby zostali uwolnieni od grzechu. Benedykt XVI dodaje jeszcze jedno miejsce: 1 Kor 3, 12-15, w którym św. Paweł zapowiada, że w Dniu Pańskim ogień wypróbuje budowle naszego życia, a „ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień”. Dla papieża jest to sugestia, że dzieło naszego życia może na końcu okazać się nic niewarte, a i tak mamy jeszcze szansę całkowicie otworzyć się na Boga w bolesnym oczyszczeniu po śmierci. Nie bez znaczenia są tutaj modlitwy naszych bliskich.

Nowe nauczanie

Jakie jest zatem obecne nauczanie Magisterium Kościoła o rzeczach ostatecznych, skoro encyklika „Spe salvi” jest najnowszym na ten temat dokumentem?

Po pierwsze Benedykt XVI wyraźnie przerywa tradycję nauczania o przeludnionym piekle. Tym samym próbuje wycofać się z duszpasterstwa opartego na lęku (ewangelizator z USA i inni kaznodzieje piekła tracą podstawy dla swoich tez). Reaguje zatem na zarzut, że dotychczasowe nauczanie może łatwo prowadzić do religijności nerwicowej.

Z drugiej strony, papież pozostaje przy nauczaniu, że człowiek w swojej wolności ma możliwość całkowicie i nieodwracalnie zniszczyć w sobie dobro. W tym sensie jest to podkreślenie powagi naszej wolności i odpowiedzialności człowieka za swoje życie. Dzieje się to jednak kosztem obrazu Boga – wobec ostatecznie destrukcyjnego działania człowieka Bóg zdaje się być bezsilny.

Dlatego nadzieja powszechnego zbawienia i pustego piekła nadal pozostaje atrakcyjnym myśleniem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Czy piekło jest puste