Najpiękniejszy tekst Praskiej Wiosny

Ludvík Vaculík pisał osiem dni. Każde zdanie szlifował. W dwóch tysiącach słów chciał prosto opisać, o co chodzi w tej "Praskiej Wiośnie". Ostatecznie słów było 2032. Historia nabierała przyspieszenia...

19.08.2008

Czyta się kilka minut

Chłopcy zaglądają do rozbitego czołgu. Praga po inwazji wojsk Układu Warszawskiego, 21.08.1968 r. / fot. ze zbiorów ośrodka KARTA /
Chłopcy zaglądają do rozbitego czołgu. Praga po inwazji wojsk Układu Warszawskiego, 21.08.1968 r. / fot. ze zbiorów ośrodka KARTA /

W nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 r. wojska pięciu armii Układu Warszawskiego - w tym polskie - wkroczyły do Czechosłowacji. Rząd w Pradze i partia komunistyczna wezwały do niestawiania oporu. Kraj został błyskawicznie opanowany, przywódcy porwani i wywiezieni do Moskwy.

Zszokowani Czesi i Słowacy wyszli na ulicę w geście protestu. W całym kraju poznikały drogowskazy, aby okupanci mieli problem ze znalezieniem drogi. Ulice pokryły setki napisów po czesku i rosyjsku - wściekłych, pełnych rozpaczy, a czasem ironicznych: "Dubček - Wolność", "Precz z okupantami" albo "Iwan, wracaj do domu - Ojciec przepił walonki". Rozpoczął się "czechosłowacki tydzień" bezsilnego protestu. Jak śpiewał bard tamtego czasu, Karel Kryl: "Zamordowali wiarę w naszym własnym domu".

Tak kończyła się "Praska Wiosna" i "socjalizm z ludzką twarzą". 26 sierpnia przywódcy czechosłowaccy (na czele z Aleksandrem Dubčekiem, symbolem przemian) podpisali tzw. protokoły moskiewskie: potępili swą dotychczasową działalność i podziękowali Sowietom oraz innym krajom Układu Warszawskiego za "bratnią pomoc".

Demonstranci mogli już tylko rozejść się do domu.

Dubček w kąpielówkach

Czechosłowacki reżim był surowszy i bardziej ortodoksyjny niż polski. Stalinizm trwał tam de facto jeszcze kilka lat po 1956 r. i XX Zjeździe KPZR. Jednak od połowy lat 60. zaczęły się dokonywać pewne przemiany - z początku niezauważalne dla ludzi spoza aparatu.

Zaczęło się od wewnątrzpartyjnych dyskusji, potem przyszły rehabilitacje, w partyjnych czasopismach pojawiły się rozważania, jak można wkomponować w gospodarkę planową kategorie "rynek" i "zysk". Na wojewódzkich konferencjach partyjnych pojawiły się niesłyszane dotąd wezwania, by komitety po partnersku traktowały rady narodowe, lub nawet tak rewolucyjne postulaty, jak ten, by parlament kontrolował działalność rządu, mającego wszak realizować politykę partii.

W styczniu 1968 r. wybrane zostało nowe kierownictwo partyjne na czele z Dubčekiem, pracownikiem aparatu ze Słowacji. Społeczeństwo nie znało oczywiście zakulisowych sporów i walk między konserwatystami a reformatorami; nie wiedziano, że wybór Dubčeka był "zgniłym kompromisem" między oboma frakcjami.

Ale wszyscy czuli, że coś się zmienia. W prasie pojawiła się krytyka niektórych działań partii, co było zjawiskiem nieznanym od 1948 r. Dubček dobrotliwie się uśmiechał i powtarzał zaklęcia o "konieczności rozwoju demokracji wewnątrz partii". Cokolwiek miało to znaczyć (i dlaczego tylko wewnątrz partii?), niewątpliwie był to nowy język. Z entuzjazmem przyjęto publikację w prasie zdjęcia sekretarza generalnego na basenie jedynie w kąpielówkach.

Na początku kwietnia partia uchwaliła nowy program (pod nazwą: "Program Akcyjny"), a nową politykę określiła jako budowę "socjalizmu z ludzką twarzą". Nowy kurs był dziełem ludzi aparatu, tkwił w świecie pojęć i języka komunistycznego. Ale był krokiem w kierunku demokratyzacji i liberalizacji. Był też próbą zmodernizowania zasad zarządzania gospodarką. Partia, a ściślej reformatorska część jej aparatu, uruchomiła proces przemian, którego częścią miały być publiczne, jawne dyskusje na wybrane tematy życia społecznego i gospodarczego.

Wybrane, bo pewne tematy nie wchodziły w ogóle w grę: monopolistyczna rola partii komunistycznej i aparatu bezpieczeństwa jako gwaranta posiadania władzy, zakaz istnienia partii "burżuazyjnych", oficjalne zadekretowanie, że komunizm jest szczytowym osiągnięciem ludzkości, a działalność (lub tylko postawa) antykomunistyczna przestępstwem, zakaz głoszenia treści "burżuazyjnych i niepostępowych" (w tym np. religijnych), podporządkowanie gospodarki kierownictwu partii, wyłączny nadzór władz nad mediami, podporządkowanie Czechosłowacji ZSRR...

I mało, i dużo

Następne generacje zapewne będą toczyć spory zarówno o ocenę ideowego dorobku "Praskiej Wiosny", jak i o to, jak dalece ten ruch mógł się rozwinąć i czy w pewnym momencie nie stałby się rzeczywistym ruchem demokratycznym. Czy np. hasła "demokracji wewnątrzpartyjnej" i niefasadowego traktowania lokalnych rad narodowych były jakimś postępem wobec rzeczywistości komunistycznej? Patrząc w perspektywie historycznej i uwzględniając klimat epoki - zdecydowanie tak. Nawet jeśli twórcy tych koncepcji zakładali tworzenie obozów internowania dla "zwolenników ideologii burżuazyjnej". Oczywiście, w najbardziej podstawowym wymiarze była to tylko jedna z odmian myślenia komunistycznego. To mało - i dużo zarazem.

Czechom i Słowakom - i to już fakt historyczny - "Praska Wiosna" przyniosła optymizm i nadzieję. Ludziom zaczęło się chcieć. Główny nurt dyskusji i wydarzeń tworzyły treści przygotowane w KC, w "Rudym Právie" (czechosłowackim odpowiedniku "Trybuny Ludu"), w Wyższej Szkole Partyjnej. Ale na marginesie pojawiały się inicjatywy oddolne: powstał ruch skautowski, założono Klub Zaangażowanych Bezpartyjnych, stowarzyszenie osób represjonowanych w latach 50.

A najważniejsze było uruchomienie tkwiącego w ludziach potencjału twórczego - od dawna żaden sezon kulturalny nie był w Czechach tak atrakcyjny, jak ten w 1968 r. Premiera goniła premierę, światowe sławy koncertowały w Pradze, w tłumaczeniach nadrabiano lata zaległości.

To wszystko zostało przerwane nagle w nocy z 20 na 21 sierpnia. "Praska Wiosna" została stłumiona. Wraz z nią na dwa dziesięciolecia została w Czechosłowacji zabita nadzieja i kreatywność. Zastąpiona apatycznym (choć trzeba przyznać - bezkrwawym) reżimem, który, jakby w przypływie cynicznego humoru, nazwano "normalizacją". Po "Praskiej Wiośnie" został sentyment i tęsknota, piękne wspomnienie młodości dzisiejszych 60-latków.

Kiedy w listopadzie 1989 r., podczas "Aksamitnej Rewolucji", na wielkiej demonstracji w Pradze pojawił się Dubček, 200 tys. obecnych powitało go burzliwymi oklaskami, aż zdawało się, że ściany popękają. Ale gdy kilka minut później wezwał do kontynuacji "dzieła Praskiej Wiosny", dostał tylko garść anemicznych oklasków.

Wedle współczesnych badań opinii publicznej, wśród młodych Czechów pamięć o "Praskiej Wiośnie" jest słaba. Paradoksalnie, być może jej legenda jest bardziej żywa za granicą. W tym roku po raz pierwszy władze państwowe Czech zorganizowały większą liczbę konferencji naukowych, które mają przynieść odpowiedź na pytanie o ocenę "socjalizmu z ludzką twarzą". Ciekawe zresztą, że wśród ich uczestników nadreprezentowani są przedstawiciele zachodnioeuropejskiej lewicy.

Oddolny produkt uboczny

Z punktu widzenia historii społecznej - ale też zasad i wartości demokratycznych, a także historii ludzkiego dążenia do szczęścia - być może najciekawszym aspektem "Praskiej Wiosny" są wspomniane działania oddolne. Dla zwykłych ludzi te samorzutne dyskusje, wystawy, odezwy, amatorskie teatrzyki itp. są najważniejszą częścią pamięci o tamtych dniach.

Na czoło wśród takich inicjatyw wysuwa się Manifest "Dwa tysiące słów". Była to próba przetłumaczenia ideologicznych treści na język zrozumiały dla normalnych ludzi, ale także coś więcej - próba poszerzenia programu partyjnych reformatorów o nowe obszary, ważne i zrozumiałe dla przeciętnego Czecha i Słowaka, które nie zawsze były dostrzegane przez najszlachetniejszych nawet reformatorów z partyjnych gabinetów.

Autor manifestu Ludvík Vaculík - znany pisarz i aktywista tego czasu (a później jeden z najbardziej znanych dysydentów) - wspominał, że pod koniec maja zwróciła się do niego grupa naukowców z wydziałów przyrodoznawczych Akademii Nauk. Chcieli, by napisał popularny tekst, tłumaczący społeczeństwu, co się dzieje w Czechosłowacji, o co toczy się walka i jakie to ma znaczenie.

Manifest miał być wsparciem dla skrzydła reformatorskiego w partii. Miano także nadzieję, że zostanie przeczytany w innych krajach "bloku", gdzie pokaże, że przemiany czechosłowackie "nie zagrażają socjalizmowi". Miał być krótki i zwarty, łatwy do kolportowania. Umówiono się, że będzie liczył tysiąc słów i że taki będzie jego tytuł.

Vaculík pisał osiem dni. Przed południem normalnie pracował, zostawały mu popołudnia i wieczory. Wspomina, że każde zdanie pisał po kilka razy, licząc słowa w wierszach. Szybko zrozumiał, że nie zmieści się w tysiącu słów. Zdecydował się podwoić wielkość i nadać nowy tytuł: "Dwa tysiące słów" (ten miał przejść do historii). Walczył z każdym zbędnym zdaniem. Wiele wykreślił, by utrzymać rozmiar [dla porównania: ten artykuł liczy ponad dwa tysiące słów - red.].

Gdy manifest był gotów, poprosił syna o staranne policzenie. Okazało się, że słów jest 2032. Ale na to Vaculík machnął już ręką.

Potem trzeba było zebrać podpisy pierwwszych sygnatariuszy. Świadomie nie zwrócono się do głównych reformatorów, aby nie stawiać ich w trudnym położeniu wobec partyjnego "betonu". Podpisali się naukowcy, ludzie kultury, sportowcy (np. legendarny biegacz Emil Zatopek). 27 czerwca tekst opublikowano jednocześnie w najpopularniejszych pismach: tygodniku kulturalnym "Literární listy" i dziennikach "Práce" (organie związków zawodowych), "Mladá fronta" (odpowiednik "Sztandaru Młodych) i "Zemědělské noviny" (dziennik dla wsi).

Na ulicach miast i wsi ustawiano stoliki i zbierano podpisy poparcia. W ciągu kilku dni do Pragi przekazano ich ponad 100 tys.

"Dwa tysiące słów" wywołało złość i partyjnych konserwatystów, i reformatorów. Ci ostatni uważali, że manifest jest zbyt śmiały i może doprowadzić do otwartej konfrontacji. Bano się wydarzeń, nad którymi aparat partyjny nie ma kontroli.

Jeden z późniejszych bohaterów "Praskiej Wiosny" Josef Smrkovský publicznie i brutalnie wygrażał sygnatariuszom manifestu. Tekst potępiły Komitet Centralny i rząd. Część liderów "socjalizmu z ludzką twarzą" formułuje po latach tezę, że publikacja manifestu była tym wydarzeniem, które - jako radykalne i nieprzemyślane - spowodowało decyzję kierownictwa ZSRR o interwencji.

Wydaje się jednak, że takie twierdzenia są przesadzone i są raczej odbiciem walki politycznej, toczonej także w momencie publikacji tych wspomnień (lub sporu o interpretację historii). Ale prawdą jest, że sekretarz generalny partii sowieckiej Leonid Breżniew dzwonił w sprawie "2000 słów" do Dubčeka, a moskiewska "Prawda" poświęciła mu artykuł wstępny pod tytułem "Atak przeciw podstawom socjalizmu w Czechosłowacji", w którym nazwała manifest "otwartym wypowiedzeniem walki KPCz i konstytucyjnej władzy".

"Akt kontrrewolucji"

Manifest zaczynał się od diagnozy: "Partia komunistyczna, która bezpośrednio po wojnie miała duże zaufanie ludności, stopniowo wymieniała je na urzędy. Błędna linia kierownictwa zmieniła partię ze związku politycznego i ideowego w organizację ludzi posiadających władzę, która nabrała wielkiej atrakcyjności dla chciwych władzy egoistów, wyrachowanych tchórzy i ludzi o nieczystym sumieniu".

Następnie podsumowywano wydarzenia, jakie zaszły w ciągu 1968 r.: "Od początku bieżącego roku dokonuje się w naszym kraju odnowicielski proces demokratyzacji. Rozpoczął się on w partii komunistycznej. (...) Należy jednak dodać, że proces ten nie mógł rozpocząć się gdzie indziej. Przecież jedynie komuniści mieli w ciągu całych 20 lat jakieś życie polityczne, jedynie opozycja w partii komunistycznej miała ten przywilej, że miała kontakt z przeciwnikiem. Z tego względu inicjatywa i wysiłki demokratycznych komunistów są jedynie spłatą długu, który cała partia zaciągnęła u niekomunistów, utrzymując ich w nierównoprawnej pozycji. Partii komunistycznej nie należy się żadna wdzięczność, można jej tylko przyznać, że dąży uczciwie do wykorzystania ostatniej szansy uratowania godności własnej i narodowej. Proces odnowy nie przychodzi z niczym nowym. Przynosi idee i projekty, z których wiele jest starszych niż błędy naszego socjalizmu, a inne, które powstały pod powierzchnią widocznego życia społecznego, powinny być już dawno wyrażone, ale były tłumione. Nie miejmy iluzji, że idee te obecnie zwyciężają siłą prawdy. O ich zwycięstwie zadecydowała raczej słabość starego kierownictwa".

W zakończeniu czytamy: "Będziemy się przeciwstawiać poglądom - gdyby takie występowały - jakoby można było dokonywać jakiejkolwiek odnowy bez komunistów, ewentualnie przeciw nim. Byłoby to niesłuszne i nierozsądne. Komuniści mają organizację, w której należy wesprzeć postępowe skrzydło. (...) Pod pozornie nudnymi nagłówkami odbywa się w prasie bardzo ostra walka o demokrację lub o żłób. (...) Żądamy ustąpienia ludzi, którzy nadużyli władzy, wyrządzali szkodę mieniu społecznemu, postępowali nieuczciwie lub okrutnie. Trzeba znaleźć sposoby, jak zmusić ich do ustąpienia. (...)".

***

Po interwencji z sierpnia tekst oficjalnie uznano za "akt kontrrewolucyjny". W czasie prześladowań z lat 1969-72 czyjś podpis pod manifestem lub nawet pozytywna wypowiedź na jego temat były podstawą do usunięcia z partii, pozbawienia stanowiska lub zwolnienia z pracy w instytucjach naukowych, mediach czy administracji.

Przez kilka lat krążył jeszcze po Czechosłowacji dowcip: "Na 2000 słów odpowiedzieli dwoma tysiącami czołgów".

ANDRZEJ KRAWCZYK jest historykiem. W latach 1980-82 współredaktor "Biuletynu Solidarności UW"; w latach 80. członek zespołu "Biblioteki Historycznej i Literackiej" w drugim obiegu i współwydawca pisma "ABC" o Europie Środkowej i Wschodniej. 2001-2005 ambasador w Pradze, wkrótce obejmie ambasadę w Bratysławie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2008