Najdziwniejsza wojna XXI wieku

Od kilku tygodni na platformie Netflix dostępny jest trzeci sezon serialu „Narcos” – historii walki amerykańskich agentów z kolumbijskimi kartelami narkotykowymi w latach 80. i 90. To serial ambitny i zarazem przez wielu krytykowany.

25.09.2017

Czyta się kilka minut

Kadr z serialu „Narcos” / NICOLE RIVELLI / NETFLIX
Kadr z serialu „Narcos” / NICOLE RIVELLI / NETFLIX

Pierwszy sezon był sensacją, uzależniającą filmowo równie silnie jak produkowany przez jego bohaterów biały proszek. Doskonale się sprawdzał jako sensacyjne widowisko, ambicje miał jednak znacznie większe. Twórcy chcieli pokazać wojnę z narkotykami w szerszym kontekście społecznym i politycznym.

„Narcos” oparty jest na faktach, bohaterami i narratorami są dwaj występujący pod prawdziwymi nazwiskami agenci DEA (Drug Enforcement Administration; federalna agencja do zwalczaniu handlu narkotykami), znający realia kolumbijskiej wojny z kartelami z pierwszej ręki i od podszewki. Ale to właśnie pokazany w serialu obraz kolumbijskiej rzeczywistości ściągnął na twórców wiele słów krytyki. Dziennikarze, naukowcy i działacze społeczni zarzucali im, że przy wszystkich swoich ambicjach nie uniknęli licznych uproszczeń, stereotypów i przekłamań.

Od Chile do Cali

Epicki rozmach serialu robi jednak kolosalne wrażenie. Pomaga temu mistrzowskie wykorzystanie materiałów archiwalnych – starych kronik filmowych czy wiadomości telewizyjnych – przeplatających się płynnie z inscenizowanymi scenami.

Historię kolumbijskiego przemysłu narkotykowego zapoczątkowuje zimnowojenna polityka Waszyngtonu. Kariera Pabla Escobara jako narkotykowego barona zaczyna się bowiem od wspieranego przez USA zamachu stanu Pinocheta w Chile, gdy chilijscy producenci kokainy, wygnani przez generała w ciemnych okularach, przenoszą biznes do Kolumbii. Serial pokazuje, jak zimnowojenna logika wyznacza ramy „wojny z narkotykami”. Agenci DEA ścigający Escobara odkrywają w pierwszym sezonie, że współpracuje on w przemycie kokainy do Stanów z panamskim dyktatorem, generałem Noriegą. Noriega był jednak wtedy sojusznikiem Stanów i nie dało się go ruszyć. W sezonie drugim agenci walczący z Escobarem nie tylko sprzymierzają się z prawicowymi milicjami kolumbijskimi (finansowanymi przez wielkich właścicieli ziemskich do walki z komunistyczną partyzantką FARC), ale także pomagają im przejąć część biznesów narkotykowego magnata.

Wzlot i upadek Escobara organizuje fabularnie dwa pierwsze sezony. Widzimy w gruncie rzeczy tragiczną historię człowieka, który od zera zbudował przestępcze imperium o wartości bliskiej największym globalnym korporacjom i stracił je w krwawej wojnie z własnym narodem. Serialowy Escobar to jednocześnie paranoik bez wahania posługujący się mordem i przemocą i twórca czegoś w rodzaju prywatnego państwa opiekuńczego w Medellín. Buduje w swoim rodzinnym mieście boiska i szkoły, szukając poparcia wynędzniałych ludowych mas. W pewnym momencie próbuje zalegalizować swoje pieniądze, chce wejść do polityki, zostaje nawet wybrany do parlamentu. Pod naciskiem Amerykanów kolumbijskie elity ostentacyjnie go jednak odrzucają, spychając z powrotem do kryminalnego podziemia.

Uruchamia to sekwencję wydarzeń, w wyniku której Escobar dwukrotnie wypowiada kolumbijskiemu państwu wojnę pogrążającą kraj w krwawym terrorze. Także Amerykanie, a zwłaszcza sprzymierzone z nimi prawicowe szwadrony śmierci, w walce z Escobarem nie wahają się sięgać po terror i pozaprawne działania. Skupiając wszystkie swoje siły na walce z kartelem z Medellín, pozwalają wyrosnąć jego konkurencji – kartelowi z Cali.

Walce z nim poświęcony jest trzeci sezon. Cali to nowa generacja narkobiznesu. Liderzy kartelu nie szukają poparcia mas, tylko elit. Kupują policjantów, sędziów, polityków, łącznie z – jak sugerują twórcy – prezydentem kraju, Ernestem Samperem. Swój biznes prowadzą jak notowaną na giełdzie spółkę. Interesu kartelu chroni wyspecjalizowana komórka prywatnego kontrwywiadu, nazywana powszechnie „KGB z Cali”. Upadek Escobara otwiera drogę znacznie lepiej przystosowanym drapieżcom.

Spojrzenie kolonialne?

Zdaniem krytyków mimo całego bogactwa kontekstów serial zachowuje kolonialną, północnoamerykańską perspektywę. I mimo tego, że dialogi prowadzone są w większości nie po angielsku, lecz po hiszpańsku, a do produkcji zaangażowano szereg talentów z Ameryki Łacińskiej – przede wszystkim aktorów. Aktorzy ci pochodzą jednak głównie z Meksyku, nie z Kolumbii. Według hiszpańskojęzycznych krytyków ich hiszpański brzmi silnie meksykańsko, co ma dowodzić arogancji amerykańskich producentów, którym cały kontynent z jego językowym i kulturowym bogactwem zlewa się w jedną masę śniadych, mówiących w obcym języku ludzi.

W tym argumencie jest racjonalne jądro, trudno jednak zgodzić się z opartą na podobnych przesłankach krytyką obsadzenia w roli Escobara brazylijskiego aktora Wagnera Moury. Jego rola – nawet jeśli akcent, z jakim mówi, nie do końca jest kolumbijski – należy do najwybitniejszych kreacji telewizyjnych ostatnich lat. Mourze udaje się oddać całą charyzmę, grozę, rozmach, paranoję i okrucieństwo postaci Escobara.

Z Ameryki Łacińskiej pochodzi też ekipa reżyserska. Pierwsze odcinki wyreżyserował – ustalając w dużej mierze styl całości – Brazylijczyk José Padilha, twórca nagrodzonych berlińskim Złotym Niedźwiedziem „Elitarnych” – opowieści o jałowej walce doborowego oddziału brazylijskiej policji z narkobiznesem faweli Rio.

Prawdą jest natomiast, że latynoscy reżyserzy pokazują na ekranie historię napisaną wyraźnie z północnoamerykańskiego punktu widzenia. Krytycy zwracali uwagę, że choć „Narcos” pokazuje amerykańskie błędy i zbrodnie popełniane w ramach zimnowojennego zaangażowania w Ameryce Łacińskiej, to nie próbuje problematyzować zasadniczych założeń tego zaangażowania – np. zadać pytań o przyczyny radykalizacji kontynentu w duchu komunistycznej ideologii. W serialu widzimy terror, jaki w Kolumbii zaprowadzają narkobaronowie i FARC, w mniejszym stopniu – rzeczywistą skalę przemocy stosowanej przez wspierane przez Waszyngton antykomunistyczne milicje.

Zdaniem zajmującego się Ameryką Łacińską dziennikarza Steve’a Cohena „Narcos” niedostatecznie mierzy się z pytaniem, do jakiego stopnia narkogospodarka kontynentu mogła trwać dzięki wsparciu, a przynajmniej tolerancji ze strony różnych amerykańskich służb. Problem nie dotyczył tylko generała Noriegi, narkotykami handlowała większość wspieranych przez Stany dyktatorów czy partyzanckich sił na kontynencie – od Argentyny przez Chile do Hondurasu. Przeprowadzony w 1980 r. w Boliwii zamach stanu skrajnie prawicowego Luisa Garcíi Mezy miał być finansowany ze środków sprzymierzonego z armią narkobiznesu. Jak twierdzi agent DEA Michael Levine, CIA przynajmniej dała przyzwolenie na zamach – dopiero później skala przemocy i państwowego wsparcia dla narkobiznesu doprowadziła do międzynarodowej izolacji reżimu.

Jak możemy zobaczyć w wyświetlanym u nas właśnie filmie „Barry Seal. Król przemytu” – opartym na faktach i wyraźnie czerpiącym z estetyki „Narcos” – te same samoloty, którymi CIA przy pomocy wynajętych firm lotniczych wysyłało broń dla prawicowych milicji w Nikaragui (Contras), wracały do Stanów wyładowane kolumbijską kokainą.

„My” i „oni”?

Inne zarzuty wobec serialu ma brytyjski dziennikarz Ed Vulliamy – autor wydanej także w Polsce książki „Ameksyka”, w której opisuje współczesną amerykańsko-meksykańską granicę i kwitnący po jej obu stronach narkobiznes. Jego zdaniem twórcy serialu ciągle zakładają, że nielegalna narkotykowa gospodarka to coś, co zasadniczo daje się oddzielić od gospodarki legalnej. Vulliamy nie wierzy, by było to wciąż możliwe.

W wojnie z narkotykami nie można już dłużej mówić o podziale na „my” i „oni”. Narkodolary piorą nie tylko banki o nikomu nieznanych nazwach, ukryte na karaibskich wysepkach, ale także wielkie instytucje z Wall Street i londyńskiego City – nakryto na tym procederze m.in. Wachovię i HSBC. FBI odmówiło wyciągnięcia poważniejszych konsekwencji wobec tego ostatniego, argumentując, że zbyt daleko idące śledztwo mogłoby „doprowadzić do problemów banku, stanowiących zagrożenie dla stabilności światowego systemu finansowego”.

Pieniądze z narkobiznesu napędzają zyski działających jak najbardziej legalnie amerykańskich producentów broni. Według raportu Instytutu Transgranicznego przy Uniwersytecie w San Diego do samego Meksyku nielegalnie trafia 200 tys. amerykańskich sztuk broni rocznie. Większość na potrzeby walczących o wpływy i terytorium karteli.

Wojna z narkotykami jest najdziwniejszą wojną XXI wieku. Ostateczne zwycięstwo w niej oznaczałoby najpewniej załamanie światowej gospodarki. Kolejne taktyczne sukcesy prowadzą do powstawania jeszcze groźniejszych i lepiej przystosowanych przeciwników: Escobara zastąpiło Cali, a Cali – meksykańskie kartele, które z kolei czują na plecach oddech swoich dawnych bojówek, emancypujących się spod władzy szefów. W dodatku prowadzący tę wojnę Waszyngton przez lata karmił w niej swoich późniejszych wrogów.

Być może żaden popkulturowy tekst nie jest w stanie oddać złożoności tego zjawiska. „Narcos” próbują. I nawet jeśli krytycy mają rację, że twórcy serialu czasem ponoszą klęskę, nie umiejąc wyjść poza pewne stereotypy i wcale nieoczywiste założenia, to żadnej lepszej produkcji o paradoksach narkoekonomii i wojen narkotykowych z pewnością dziś Państwo nie znajdą. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2017