Nabici we Vlada

„...ujrzał między swymi nagimi kolanami świeżo obrobione siekierą ostrze pala” / Henryk Sienkiewicz, „Pan Wołodyjowski”

16.06.2014

Czyta się kilka minut

Zbliża się sezon wakacyjny (co ciekawe, sezon wakacyjny zawsze zbliża się „wielkimi krokami”), mnie już zdarzył się jednodniowy parawypoczynek w Transylwanii, więc może czas na pocztówkę bałkańską. A na niej bezsprzecznie najpopularniejsza twarz Transylwanii, ikona raczkującego jeszcze nieco przemysłu turystycznego Rumunii, powód pielgrzymek złaknionych dreszczyku urlopników. Jemu poświęcone są piórniki, plakaty i tiszerty. Tu się urodził, tam spał, tu się śmiał, tam się przemieścił. Wszystkie atrakcje ostro zabiletowane.

Hospodar Vlad Palownik, Smoczy Syn Wołoszczyzny, lokalny władca o niespożytej fantazji. Przybijał tureckim posłom turbany do głów, karmił matki dziećmi i mężów żonami, samą sławą swego imienia wywołując mdłości nawet u weteranów wrażych armii o mocno wyśrubowanym progu wrażliwości. Masakra, po prostu. No, ale największą pasją, wizytówką i firmowym gadżetem syna Włada II Diabła był po prostu pal, najlepiej w liczbie mnogiej. Przeciwników witał las pali, bynajmniej nie niezamieszkanych. Rekord zalesienia Vlada to ok. 10-20 tysięcy sztuk jednorazowo. Liczby podobno zawyżone, ale efekt psychologiczny murowany – aż nie chciało się dalej zapuszczać na wycieczkę z Sultan Travel. Władysław Nawlekacz (Nabijacz) ściśle przestrzegał porządku rzeczy, więc wraży dowódcy dostawali najwyższe pale. Ciężkie czasy (męka mogła trwać nawet do 3 dni). Nie dziwota, że niezdrowe zainteresowanie szerzone przez poczytne pamflety w różnych językach towarzyszyło Władkowi Palownikowi również pośmiertnie. Natura ludzka jest niezmienna, a Hannibal Lecter niejedno ma imię. Drakul – to brzmi dumnie. Jego głowę przed przesłaniem sułtanowi ponoć zakonserwowano w miodzie.

Ile lat musi upłynąć, aby symbol sadyzmu oddzielił się od znaczenia i stał się po prostu atrakcją turystyczną? Możemy spekulować, choć w tym konkretnym przypadku nawet dość precyzyjnie. Vlad Tepes opuścił łez padół (w sposób nagły a niespodziewany, oczywiście) podobno ok. 1477 r., a w 2011 r. książę Karol podczas wizyty w Rumunii dumnie zadeklarował się jako jego potomek. Więc można sobie policzyć, że w okolicach 2532 r., nie zwlekając, ktoś dorobi się na breloczkach z Pol-Potem. Czas leczy rany, które procentują w przyszłości.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2014