Na zdrowie

Piliśmy piwo z moją amerykańską przyjaciółką. I ona, jak zawsze przy drugiej szklance, podnosi czarną główkę i pyta z lekka niepewnym głosem: "O co tu chodzi, z tą Polską, z tymi Polakami, o co chodzi z tym piciem?". Na to ja, podnosząc szklankę, mówię tak: "Popatrz, co ja teraz powiem? Powiem oczywiście »Na zdrowie!«. I co to będzie znaczyć? Oczywiście może znaczyć (i znaczy), że życzę ci wszystkiego najlepszego, a jako że z rzeczy najlepszych najlepsze jest zdrowie, to zrozumiałe, że moje życzenia są najlepsze z możliwych i dlatego Polacy tyle piją, bo dbają bardzo o zdrowie, za kołnierz nie wylewają, bo przecież gdyby wylewali, to by nie mieli okazji sobie życzyć zdrowia, a że Polacy to naród w magię wierzący, to jak nie powiedzą, to nie będą mieli. A że Polacy to także naród interesowny, to każdy Polak wie, że jak nie będzie życzył drugiemu Polakowi zdrowia, to tamten mu nie odżyczy, a wtedy klops, zostać tak bez użyczonego przez innych zdrowia. No więc dlatego wszyscy piją: żeby zdrowsi byli, żeby zdrówko zajaśniało nad naszym życiem, bo zdrowie - rzecz, jak wiadomo, najważniejsza. Jak się więc będzie ludziom życzyć zdrowia, to i oni pożyczą, pożyczą kawałek własnego zdrowia i jakoś się przeżyje".

12.01.2007

Czyta się kilka minut

Przyjaciółka moja nieco się zasępiła, bo nie bardzo mogła sobie uzgodnić w myślach tyle życzeń usłyszanych z trzęsących się polskich ust ze statystykami szybkiej umieralności, ale słuchała uważnie dalej, bo właśnie zacząłem rozwiewać jej konfuzję. "Ale popatrz. Kiedy mówię »Na zdrowie!«, to co naprawdę chcę powiedzieć? Że pragnę, żeby zdrowie wreszcie kiedyś do mnie przyszło, żeby mnie otuliło ciepłym płaszczykiem, żeby mnie wyzwoliło z niedoli, która wraz z życiem na mnie spadła, jak egipska plaga. Skoro mówię »Na zdrowie!«, trzaskając się szklanką, to chcę przez to wypowiedzieć głęboką myśl teologiczną, której nie powstydziłby się sam Paweł Lisicki, a mianowicie, że człowiek jest istotą upadłą i wszystkie jego słabości z tego upadku się biorą, choroby wszelakie i niedogodności na niego stamtąd, z miecza anielskiego ściekają, miecza broniącego wstępu do ogrodu pierwszego. Więc kiedy podnoszę szklankę i mówię z radością »Na zdrowie!«, to chcę powiedzieć mniej więcej tyle: wiem, człowiek jest grzeszny, niedoskonały, trapią go różne dolegliwości, ale przynajmniej mamy nadzieję, że kiedyś będzie lepiej, że kiedyś wreszcie zdrowie nam dopisze, że kiedyś zdrowie dopisze nam wreszcie jasny rozdział naszej smutnej biografii i staniemy się zdrowsi, choćby odrobinkę, choćby troszeczkę mniej chorzy na grzech pierworodny".

Tak mówię, ale widzę, że Amerykance znowu się coś nie zgadza i pewnie myśli, że trudno koleżków z wielkimi czerwonymi nosami, spuchniętymi twarzami i trzęsącymi rękami brać za upartych przeciwników grzechu pierworodnego, za polskich, nie przymierzając, pelagianistów. Więc ja dalej, szklankę do góry podnoszę i w inny, łagodniejszy, ton wpadam: "Więc kiedy mówię »Na zdrowie!«, to chcę powiedzieć tyle, że w naszej egzystencji nie można od razu znaleźć zadowolenia, że zawsze trzeba odwlec moment spełnienia, bo przecież jak mówię »Na zdrowie!«, to znaczy to, że dopiero kiedyś jakieś pożytki z naszej zabawy będą, jeszcze nie teraz, jeszcze za wcześnie, zdrowie, owszem, ale nie teraz, później, znacznie później, teraz dopiero pracujemy na szczęście, które na pewno przyjdzie. Dlatego więc, powiadam dalej o Polakach mojej zdumionej amerykańskiej przyjaciółce, pijemy ile się da, bo to żelazny kapitał naszej egzystencji, kredyt wzięty na zbawienie od niedoli, od niezdrowia, od chorób, od wszelkiego nieszczęścia. To szczęście odłożone na później (ma?ana, ma?ana, jak mówią nasi hiszpańscy druhowie w niedoli teraźniejszości), odrobinkę odwleczone, żeby się tylko za mocno w życiu nie zakorzenić, żeby się z losem nie spoufalić, bo zdrowie, owszem, niezbędne, ale kiedyś dopiero, kiedyś, nie teraz, broń Boże, co by to było, jakbyśmy teraz zdrowi byli, jakbyśmy do bram zbawienia już teraz pukali? Teraz to tylko trzeba o zdrowie prosić, nie gwałtownie, raczej po szklaneczce, po kieliszeczku, po sznapsiku, bo kto za śmiało sobie ze szczęściem poczyna, ten niechybnie je straci, a po co?".

Coś jednak widzę, że Amerykance nie bardzo to wszystko trafia do przekonania, że główeczką kręci, nie bardzo widząc, by pod wiejskimi restauracjami prymat egzystencji nad esencją się odgrywał w niedzielę, zaraz po Mszy. No to znowu muszę inaczej, tym razem ryzykując sporo, bo koleżanka nie bardzo słowiańska z urody. "No to popatrz na to z innej strony. Wy mówicie »L'chaim«, zamiast »Na zdrowie«. I co to znaczy? To znaczy »To Life«, a więc zwracacie się do życia, tu i teraz, do tego okropnego żywiołu, z którym nie wiadomo co począć, chcecie z teraźniejszością wziąć ślub wieczny, odegnać myśli o przyszłości, Mesjasza nie chcecie przyjąć, co wam dobrą nowinę przyniesie, nowinę o zdrowiu, że kiedyś będzie, i to jeszcze jakie, tańczycie sobie wesoło, jak gdyby nigdy nic, a tu przecież nie ma radości na co dzień, smutek wielki, melancholia siarczysta, dopiero trzeba nieśmiało spoglądać w przyszłość, bo tam zdrowie czeka, nie teraz, o nie, teraz to tylko choroby, niepowodzenia, ludzie wredni, zawistni, wiatr w oczy wieje, a wy się cieszycie, nie wiadomo dlaczego, jakby życie było takie kapitalne, popatrzcie sobie przez okno: wierzba rosochata się przewraca do rowu, pelagianista stara się ją podtrzymać, ale bezskutecznie, oboje do rowu się staczają, oto jak życie wygląda naprawdę, i co, do takiego życia mamy pić? O nie, niedoczekanie wasze".

Podnoszę więc szklankę piątą i tak lekutko, lekutko do mojej przyjaciółki powiadam: "Wypijmy, moja droga, za tę wierzbę-matulę, za ten wiatr, co w oczy wieje, za ten grzech pierworodny, co nam skrzydła podcina, za tę rosochatą egzystencję, co nie chce o sobie zapomnieć, bo życie dla Polaka nie jest takie piękne, żeby za nie pić. Jak pić, to po to, żeby o nim zapomnieć. Na zdrowie, moja droga, na zdrowie".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teoretyk literatury, eseista, krytyk literacki, publicysta, tłumacz, filozof. Dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada w Krakowie. Stefan and Lucy Hejna Family Chair in Polish Language and Literature na University of… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2007